publicystyka: Kim jestem? - najważniejsze pytanie Wielkiego Postu

Kim jestem? - najważniejsze pytanie Wielkiego Postu

tłum. Justyna Pikutin, 02 kwietnia 2022

Kim jestem? To jest najważniejsze pytanie Wielkiego Postu. Próbujemy znaleźć na nie odpowiedź w czasie Wielkiego Kanonu, analizując słowa modlitwy Efrema Syryjczyka, przystępując do spowiedzi i krzyżując ręce na piersiach w oczekiwaniu na Eucharystię.

Kim jestem? Nie widzimy siebie. Jak koń w potrójnym zaprzęgu z klapkami na oczach, galopuje i galopuje naprzód, nie oglądając się za siebie, tak i my, nie oglądając się za siebie, biegniemy naprzód w szaleńczym pędzie, starając się zdążyć ze wszystkim i zrobić wszystko, co do nas należy. Zrobić wszystko, co dotyczy naszego ziemskiego bytowania. Mamy na oczach takie same klapki, jak koń. Tylko, że my sami je sobie nałożyliśmy. Ta przepaska na oczach nie pozwala nam zobaczyć siebie i naszej grzeszności.

Jednak kiedy nadchodzi Wielki Post, wszystkie zasłony opadają. I co widzimy?! "Robak, a nie człowiek" - to zbyt wyrafinowane i zbyt intelektualne stwierdzenie. Być może nie postrzegam siebie jako robaka. Nie każdy robak wywołuje obrzydzenie, ale kiedy zdejmiemy przepaskę ze swych oczu, kiedy przyjrzymy się sobie, to odczujemy wyłącznie obrzydzenie.

Ktoś tak górnolotnie twierdził, że w poście nie chodzi o jedzenie? Tak, oczywiście, że nie chodzi o jedzenie! Niejedzenie jest jednak swego rodzaju umową, że wraz z całą wojującą Cerkwią zgadzasz się na wielkie wielkopostne zmaganie. "Drzwi cnót są otwarte, wy, którzy pragniecie cierpieć, wejdźcie, przepasawszy się trudem dobrego postu: bo prawnie ci, którzy cierpią, są słusznie ukoronowani" - śpiewa Kościół w ostatnim dniu przed rozpoczęciem Wielkiego Postu. Wsłuchajcie się: "ci, którzy są gotowi cierpieć"!

Cała Cerkiew wspólnie weszła na okręt i wypłynęła w morze, a przestrzeganie zewnętrznego nakazu wstrzemięźliwości jest wyłącznie przepustką na ten statek. Gdy tylko wejdziesz na pokład, od razu zaczynają się zarówno cuda, jak i kłopoty. Możesz, ale nie musisz przestrzegać w całości reguły postu, ale gdy tylko rozpoczyna się Wielki Post, Bóg daje ci nowe stany ducha. To, co miało miejsce jeszcze kilka tygodni temu, teraz staje się zupełnie inne, gdyż rozdziela je granica "Niedzieli Przebaczenia Win".

Tak jakbyś przedtem chodził we mgle, a teraz - mgła się rozwiała. Pierwszą rzeczą, jaką widzisz, jesteś ty sam, pokryty strupami. To, co wczoraj nie było postrzegane jako grzech, dziś cię kłuje i dusi, każde puste słowo, które wypełza z twoich ust, zaczyna cię osądzać i krzyżować. Jeśli wczoraj grzech słowny był tylko potępieniem, gniewem i obmową, to teraz każde słowo wydziela smród i dręczy duszę, ponieważ ujawnia całą naszą czerń i szaleństwo.

Dopiero po wejściu do świątyni można poczuć, że jest się w domu. Konflikt między świątynią a światem tli się bezustannie, ale w okresie Wielkiego Postu rozpala się wyjątkowo mocno. Nie bez powodu w ostatnim dniu przed Wielkim Postem wspominamy wygnanie Adama z raju. "Usiadł wtedy Adam naprzeciw słodyczy raju i płakał, bijąc rękoma twarz i mówiąc: Miłosierny, zmiłuj się nade mną, upadłym!" - śpiewa Cerkiew w tym dniu. Nieszczęsny Adam, który cieszył się bliskością Boga, został nagle oszukany i okradziony przez diabła, wyrzucony z domu Ojca i w smutku "gorzko zapłakał". Zobaczył, poczuł i doświadczył słodyczy raju, więc zapłakał. My nie znamy jej z doświadczenia, lecz tylko jak przez "mdłe szkiełko", odczuwając łaskę Bożą, tylko się jej domyślamy. A w obliczu okrucieństwa świata jeszcze bardziej tęsknimy za utraconym rajem. I właśnie świątynia staje się dla nas obrazem utraconego raju. Być może mówi o tym także aklamacja rozpoczynająca św. Liturgię: "Błogosławione królestwo"? W ten sposób świadczy nam o istnieniu tajemniczego Królestwa, które przebija się do nas poprzez Eucharystię, ale jednocześnie jest tęsknym wołaniem synów Adama, płaczących za utraconym rajem...

Post jest wspaniały we wszystkim. Pierwszy dzień Wielkiego Postu jest początkowo trochę zagmatwany. To niesamowite: jak to jest, że w tygodniu poprzedzającym post spokojnie w codziennej rutynie mogłeś nie zjeść śniadania ani obiadu, a dopiero późnym wieczorem na szybko zjeść kanapkę i położyć się spać, nie dostrzegając żadnych oznak głodu? A gdy przychodzi pierwszy poniedziałek Wielkiego Postu, jeszcze nie wygłodniałeś - co nastąpi bliżej Wielkanocy, ale już czujesz głód. W inne dni możesz nie chcieć jeść, ale w Wielkim Poście już od rana jesteś głodny. A napady głodu skradają się niepostrzeżenie: wydaje ci się, że jesteś najedzony, a potem masz szaloną ochotę na jedzenie! Jeśli wytrzymasz pół godziny i nie poddasz się pragnieniu - głód mija i nie masz już ochoty na jedzenie. Głodny człowiek jest zawsze głodny, a tutaj możesz być głodny, ale możesz też nie być głodny. W ten sposób ujawnia się nadprzyrodzony charakter głodu i działanie biesów.

Walka - to najważniejsza oznaka postu. Dlatego post nie ma nic wspólnego z dietą. Kiedy człowiek zaczyna powstrzymywać się ze względu na Chrystusa, niezwłocznie włącza się w realia innego porządku. A w tej rzeczywistości wszystko ma znaczenie i wagę.

Każdy czyn pociąga za sobą kolejny. Następstwem grzechu jest błyskawiczne pouczenie, a czynu - nowe wyzwanie. W istocie jest to czterdziestodniowy maraton. Każdy dzień stawia przed tobą wyzwanie, a odpowiadając na nie, odkrywasz, kim jesteś. Krawędź tego pytania rozrywa nas na kawałki. Kim jestem: nieszczęsnym, lubieżnym brutalem czy chrześcijaninem? Co mogę zrobić dla Chrystusa? Jak daleko mogę się posunąć ze względu na Boga? Nie chodzi o to, by być doskonałym we wstrzemięźliwości w jedzeniu czy staniu na skale. Chodzi o doskonałą trzeźwość i nieustanne czuwanie w sercu.

I tutaj, jakkolwiek byśmy tego nie postrzegali, nie da się uciec od kwestii modlitwy. Modlitwa jest dzwonem Wielkiego Postu. Wstajesz rano, jeszcze senne osłupienie nie opuściło twego umysłu, powoli zaczynasz wprawiać w ruch język dzwonu: "Święty Boże, Święty Mocny, Święty Nieśmiertelny...". Boom-boom-boom. To jest gong. Radosna melodia dzwonów jeszcze przed nami. Na początku słowa odbijają się jak groch od ściany, ale ty uparcie próbujesz dotrzeć do własnego serca i rozgryźć jego zniszczoną zbroję: "Władco, przebacz nieprawości nasze, Święty, nawiedź i ulecz niemoce nasze ...". Każde "Panie, zmiłuj się" w okresie Wielkiego Postu nabiera szczególnego znaczenia. Każde "Panie, zmiłuj się" gani i chce zmiażdżyć, ponieważ zasłona została już zdjęta z twej duszy, wyszedłeś z mgły i nic nie stoi na przeszkodzie, abyś zobaczył w sobie swoje duchowe słabości.

Post jest wielkim niszczycielem. Przed rozpoczęciem Wielkiego Postu można snuć najróżniejsze plany i rysować pobożne obrazy tego, jak go spędzimy. Ale na początku Czterdziestodniowego Postu wszystkie plany się rozpadają. Być może dlatego, że Bóg nie chce, aby realizacja naszego planu wzniosła nas do nieba na pokładzie pychy? Być może bardziej podoba Mu się, że nasz samolot wpadnie w wir, że rozbije nas na kawałki wraz z naszymi planami, tak że rozbite elementy będą krzyczeć to samo "Panie, zmiłuj się", ale ze łzami w oczach?

Nasz umysł i nasze serce to wielki hotel. Jest w nich miejsce dla wszystkich i wszystkiego. A za mnóstwem bohaterów różnych filmów, książek i sytuacji życiowych gubi się samotna postać Chrystusa. Dlatego w okresie Wielkiego Postu staramy się jak najbardziej ograniczyć dostęp do naszego serca dla innych. W okresie Wielkiego Postu nasze serce jest zarezerwowane dla Zbawiciela. Tylko On ma królować w naszych umysłach, tylko do Niego skierowane są wszystkie uczucia naszego serca. Aby wyprosić z hotelu wszystkich niepożądanych gości, aby wszystkie zbędne postacie mogły rozpłynąć się w nicości, trzeba postawić "wartę u drzwi" na oczy i uszy; aby komórka serca była czysta dla Boga, trzeba także "strzec" ust, aby przez próżne gadanie nie zatraciła się wewnętrzna cisza.

Często mówimy, że Wielki Post jest duchową wiosną, czasem życia. Chrześcijaństwo jednak uparcie mówi nam, że życie może się w pełni rozwinąć dopiero po śmierci. Prawosławie mówi, że Pascha to prawdziwe życie jaśniejące z grobu. Nieuchronnie nasuwa się więc wniosek, że Wielki Post jest czasem śmierci. Umrzeć dla grzechu - oto ostateczny cel zarówno Wielkiego Postu, jak i całego naszego życia.

I nie trzeba się temu sprzeciwiać, wypędzając ascezę ze świata do monasteru! W świecie istnieje asceza, także o charakterze niechrześcijańskim. Podziwiamy przecież osiągnięcia sportowców czy umiejętności muzyków, którzy spędzają wiele godzin, umartwiając się dla wszystkiego, co jest sprzeczne z główną aspiracją ich życia. Sześć godzin treningu dziennie - czy to nie jest asceza? A cierpienia związane z tworzeniem dzieła sztuki, kiedy pisarz lub artysta nie śpi przez całą noc, czyż różnią się od monastycznego czuwania, kiedy dar łaski Ducha Świętego rodzi się w sercu wielebnego ojca w agonii?

Asceza musi istnieć także w świecie. Jeśli nie ma ascezy, to nasze chrześcijaństwo zamienia się w kisiel, w protestantyzm, w faryzeizm. Asceza to nie tylko powstrzymywanie się od wszelkiego rodzaju świętokradztwa. Jest to niekończące się odkrywanie własnego serca, pozbywanie się grzesznych pozorów, nieustanne "chodzenie przed obliczem Boga". Jest to dzieło, które wymaga nieustannej pokuty. A według słów jednego z praktyków modlitwy, ta nieustanna pokuta rodzi nieustanną modlitwę. "Skrucha rodzi modlitwę, a w największej ilości rodzi się ze swej córki": te słowa są mottem Wielkiego Postu, zapisanym mądrą ręką św. Ignacego (Branczaninowa).

Tego właśnie działania nienawidzi diabeł i temu działaniu ostatecznie sprzeciwiają się wszyscy współcześni "moderatorzy" postnej praktyki, ponieważ tego działania nie da się zrealizować bez wstrzemięźliwości i modlitwy. Nieustanne trwanie w modlitwie pokutnej jest ascetyczną śmiercią chrześcijanina, zamknięciem siebie w grobowcu swego serca z nadzieją na Paschalne zmartwychwstanie. Dlatego możemy powiedzieć, że Wielki Post jest wielką próbą. A jeśli ktoś przejdzie ją z godnością, stanie się wielki.

Wielki Post to całe nasze chrześcijańskie życie ściśnięte niczym sprężyna w siedem tygodni. W języku współczesnym jest to zwiastun naszej wiary. A jeśli nawet w okresie Wielkiego Postu nie potrafimy żyć jak chrześcijanie, to jak żyjemy w zwykłych czasach! Jeśli nawet w okresie Wielkiego Postu nie potrafimy modlić się uważnie, powstrzymywać się i czuwać, to jak modlimy się i o czym myślimy w zwykłe dni?

Bracia i siostry, nie zmarnujmy tego zbawczego czasu! Jest on krótki. Sprężyna nie będzie długo ściśnięta. Pracujcie ciężko, bądźcie trzeźwi, módlcie się przez cały czas. Przepracujcie swoje grzechy. Zbliża się Pascha Chrystusowa, która oświeci i uszlachetni tych, którzy są na nią przygotowani.

o. Sergij Biegijan

za: pravoslavie.ru

fotografia: Alicja Ignaciuk /orthphoto.net/