publicystyka: Oczyszczenie serca

Oczyszczenie serca

tłum. Justyna Pikutin, 20 marca 2022

Na samym początku siódmego rozdziału Drugiego Listu św. Pawła do Koryntian apostoł mówi: "Mając więc te obietnice, najmilsi, oczyśćmy się z wszelkiego brudu ciała i ducha, dopełniając uświęcenia w bojaźni Bożej" (2 Kor 7, 1). Apostoł Paweł mówi dalej o zmartwieniach, przeżywanych przez Koryntian. Bardzo pomocne jest dla nas słuchanie tego dzisiaj, ponieważ dzięki temu mamy możliwość zobaczyć, że pierwsi chrześcijanie również borykali się z trudnościami świata, pokusami, grzechami i że ich życie nie było anielskie. Ważne jest jednak to, że postrzegali je przez pryzmat duchowy: poprzez pokutę i dążenie do poprawy.

W poprzednim rozdziale apostoł Paweł mówił, że nasze ciało jest świątynią Ducha Świętego, a Bóg mieszka w człowieku. Ponieważ nasze ciało jest takim sanktuarium, musimy uważać, aby nie zanieczyszczać świątyni Boga. Tak jak traktujemy każdą świątynię - postrzegamy ją jako miejsce święte i nigdy nie przyszłoby nam do głowy, aby dopuścić się w niej nieczystości, tak też powinno być z naszym ciałem, naszą duszą i całym naszym jestestwem, które jest świątynią Boga. "Wy bowiem jesteście świątynią Boga żywego" (2 Kor 6, 16) - mówi apostoł. Chrystus wzywa nas do odrzucenia grzechu, zła, każdej pokusy, abyśmy naprawdę stali się ludem Bożym, aby Wszechmogący Bóg stał się naszym Ojcem, a my Jego synami i córkami (por. 2 Kor 6, 18).

Tak więc na początku rozdziału 7. napisane jest: "Mając takie obietnice...". Tym, który obiecuje, jest sam Bóg. Obiecuje On nam, że będzie naszym Ojcem, a my będziemy Jego dziećmi, jeśli wyrzekniemy się grzechu i wszystkiego, co zatruwa nasze życie. A jeśli Bóg coś obiecuje, to nigdy nie kłamie. Obietnice Boga są doskonałe. W przeciwieństwie do nas, którzy zwykle składamy obietnice, a potem nie wywiązujemy się z połowy z nich. Tak więc podejmowany przez nas trud daje nam perspektywę życia wiecznego.

Kiedy otrzymujemy obietnicę od Boga, nie zawsze możemy być jej w pełni świadomi. Najczęściej oczekujemy od Boga rzeczy, które są w zasięgu naszego postrzegania i rozumowania. Jednak to, co faktycznie otrzymujemy od Boga, jest o wiele większe i rozległe, niż możemy sobie wyobrazić. Obietnice Boże działają jak przeciwwaga. Na jednej szali znajduje się indywidualny dla każdego ciężar naszych duchowych wysiłków, cierpliwości i oczekiwań. Na drugiej szali znajdują się obietnice Boże. W rezultacie osiągamy nie zwyczajną równowagę, ale wręcz przeciwnie - obietnice Boga niwelują trudności naszego życia. Bóg jest niepojęty. Tego wszystkiego, co otrzymujemy od Boga, nie da się prawdziwie uchwycić ani zrozumieć. Bóg jest bogaty. On nie jest taki jak my, którzy mamy swoją miarę, swoje ograniczenia. Bóg jest hojny w miłosierdzie, miłość Boża jest bezgraniczna i żadne stworzenie nie może jej w pełni pomieścić. Człowiek, który odczuwa miłość Boga, ma trudności z jej opisaniem, ponieważ jest ona nie do opisania.

Pamiętam, jak święty starzec Paisjusz opowiadał mi o tym, jak widział świętą Eufemię. Miało to miejsce, tak jak teraz - w drugim tygodniu Wielkiego Postu, jak sądzę. Ukazała mu się rano, w kaliwie Krzyża Świętego w Kapsale, i spędziła z nim cały dzień. Święta Eufemia opisała mu całe swoje życie, ponieważ starzec go nie znał. Słyszał, że jest taka święta Eufemia, ale nie znał żadnych faktów na jej temat. Opowiedziała mu, że jako młoda panna w IV wieku w mieście Chalcedon musiała przejść przez straszliwe cierpienia za Chrystusa. Podczas tej opowieści, starzec widział przed oczami całe jej życie, jak film w telewizji. Kiedy doszła do męczarni, starzec Paisjusz przeraził się tym, co zobaczył, i zapytał: "Jak mogłaś znieść te wszystkie męczarnie?". Była przecież młodą dziewczyną, a jej męki były bardziej okrutne, niż można to sobie wyobrazić. Święta odpowiedziała mu: "Ojcze, gdybym wiedziała, jaką chwałę mają męczennicy w niebie za swoje cierpienia, to postarałabym się cierpieć jeszcze bardziej, gdyż to wszystko jest tymczasowe, a chwała Boża jest wieczna".

Dlatego apostołowie i święci ojcowie zawsze nam powtarzali, że jeśli z miłości do Chrystusa znosimy jakieś trudności, to pamiętajmy, że nagroda Chrystusa będzie o wiele większa. Powinniśmy dążyć do tego, aby otrzymać tę nagrodę od Pana i mieć z Nim wieczną jedność. Tak, pożądanie nagrody może wydawać się egoistyczne, ale jesteśmy słabymi istotami ludzkimi i musimy widzieć perspektywę naszych działań, taka jest ludzka natura. Perspektywa życia wiecznego jest obietnicą daną nam przez Boga. Dlatego, gdy w naszym życiu przychodzą trudne chwile, musimy pamiętać o Bożych obietnicach, musimy myśleć o naszym wstąpieniu do Królestwa Niebios, o tym, że nasze życie nie kończy się po tych kilku latach, które mamy tu na ziemi, ale będzie miało swoją kontynuację w Królestwie Wiecznym. W ten sposób będziemy w stanie pokonać wszelkie trudności, jakie napotykamy, czy to osobiste, społeczne, czy światowe, takie jak niebezpieczeństwo ze strony różnych wirusów czy wrogów zagrażających naszemu bezpieczeństwu i spokojowi. Oczywiście, jesteśmy ludźmi i w naszym życiu pojawiają się niepokoje i zmartwienia. Ale kto może zagwarantować nam bezpieczeństwo? Kto może nam powiedzieć z całą pewnością, że nie zarazimy się tym samym koronawirusem? Tylko Bóg może zapewnić bezpieczeństwo temu światu. Kiedy człowiek powierza swoje życie Bogu mówiąc: "Niech się dzieje wola Boża we wszystkim", wtedy naprawdę zaczyna odczuwać spokój ducha. Tak mawiali nasi przodkowie, a byli to ludzie nastawieni pokojowo. Zawsze mówili: "Niech się dzieje wola Boża" i wierzyli w to, co mówili. Jednocześnie byli przygotowani, by przetrwać wszystko to, co wydarzy się w ich życiu, wierząc, że Bóg widzi całe nasze życie. I nawet jeśli przyjdzie śmierć, czyli najgorsze, co może spotkać człowieka, nie jest ona tak straszna, ponieważ Chrystus ją zwyciężył.

Każdego dnia w Cerkwi przeżywamy zwycięstwo Chrystusa nad śmiercią. Śmierć została zniszczona przez śmierć Zbawiciela. A jeśli pokładamy nadzieję w Zmartwychwstałym Panu, to zwyciężamy śmierć, zepsucie, lęki, niepewność itp. Chrystus dał nam obietnicę, że jest i zawsze będzie z nami. Prosi nas tylko o jedno: abyśmy oczyścili się z grzechu. Jak możemy to zrobić?

Z pewnością poprzez trud, który każdy z nas musi podjąć. Trud oczyszczenia z namiętności, trud postu (trwa Wielki Post), modlitwa, lektura duchowa, spowiedź, udział w sakramentach, dobroczynność, wszelka praca duchowa, którą każdy człowiek może wykonać. Oczywiście, każdy z nas ma swoje słabości i nie jesteśmy w stanie pokonać wszystkich naszych grzechów. Nasze zbawienie nie polega na byciu bezgrzesznym, ale na pokucie. Musimy nauczyć się żałować za nasze grzechy, prosić Boga, ludzi i samych siebie o przebaczenie za wszystkie grzechy i słabości, które w nas tkwią. Tak więc przez pokutę i modlitwę otrzymujemy łaskę Bożą, a pokuta staje się przyczyną zbawienia. Ostatecznie bowiem to nie życie bez błędów nas zbawia (nikt z nas nie przeżyje swego życia bez błędów i grzechów). Popełniamy błędy i grzeszymy, a wszystko to z powodu naszej słabości. Podejmując trud walki z grzechem, uświadomimy sobie, że nie jesteśmy w stanie poradzić sobie ze wszystkim. I właśnie wtedy, gdy odczujemy naszą słabość, naszą niezdolność do poradzenia sobie z grzechem, musimy okazać szczerą skruchę. Skrucha jest znakiem pokory. Człowiek pokorny zawsze odczuwa wyrzuty sumienia, natomiast człowiek dumny nigdy ich nie odczuwa, ponieważ ma bardzo wysokie mniemanie o sobie i nie czuje potrzeby okazania skruchy przed Bogiem.

Wielki Post, który teraz przeżywamy, to najpiękniejszy czas wypełniony pokutą i pokorą. Jeśli wsłuchacie się w wielkopostne modlitwy odmawiane codziennie w świątyni, zobaczycie, że są one przepełnione lamentem skruchy i pokory, który nie prowadzi nas w ciemność rozpaczy i beznadziei, ale daje odwagę, nadzieję, cierpliwość, wskazuje drogę do wyjścia, światło na końcu tunelu, którym jest nic innego jak miłość Boga i Jego obecność w naszym życiu.

Tak więc, według słów apostoła Pawła: "Mając obietnice, oczyśćmy się od wszelkiej nieprawości ciała i ducha...". W tym miejscu dzieli on grzechy na cielesne i duchowe. W rzeczywistości nie ma między nimi żadnej różnicy, ponieważ kiedy człowiek grzeszy, grzeszy zarówno ciałem, jak i duszą. Aby jednak lepiej rozpoznać wszystkie aspekty grzechu, apostoł dzieli je i nazywa "nieczystością ciała i ducha". Istnieją grzechy cielesne, tzn. popełniane przez ciało, o których wszyscy dobrze wiemy i z którymi się zmagamy. Jednak człowiek zostaje zbawiony w całości. Na przykład mówimy, że pościmy i powstrzymujemy się od jedzenia. Taki post cielesny ma niewątpliwie wpływ na naszą duszę, gdyż człowiek jest jednością duszy i ciała. Zjedzenie rzadkiej zupy to jedno, a szaszłyka - to drugie. Jest pewna różnica. Podobnie istnieje różnica między człowiekiem, który pości, a człowiekiem, który nie pości, między osobą, która nie śpi i modli się, a osobą, która spała przez 10 godzin. Każde działanie duszy lub ciała oddziałuje na to drugie. Na przykład pamiętliwość lub mściwość. Jest to namiętność duchowa, ale ma ona również wpływ na nasze ciało. Pamiętliwość odbija się na całym ciele, na zachowaniu, na wyglądzie. Wygląd czystej, szlachetnej osoby jest zupełnie inny. Jego pobożność jest wypisana na twarzy. Spójrzcie na świętych, jak piękne są ich twarze.

Pamiętam, jak na Świętą Górę przybyła grupa nauczycieli z Tesaloniki, około 7-8 osób. Dwoje spośród tych nauczycieli, którzy zorganizowali wyjazd, było wierzących, a pozostali, niestety, nie wierzyli w Boga. I oto oni, cały czas patrząc na mnichów, w końcu powiedzieli: "Życie mnichów z pewnością zasługuje na szacunek, ale czy jest coś czym różnią się oni od nas, nie żyjących po chrześcijańsku?". I jeden z nauczycieli, organizatorów tej pielgrzymki, odpowiedział: "Nie wiem, czy zdołacie to zrozumieć, ale spójrzcie na swoje twarze i twarze mnichów, jakie spojrzenie macie wy, a jakie oni. Czy nie widzicie różnicy? To, czym my promieniujemy, i to, czym promieniują ci ludzie, jest zupełnie różne". I rzeczywiście, sam to wtedy zauważyłem. Jeśli spojrzymy na twarze chrześcijan aktywnych duchowo, dostrzeżemy w nich szczególny wewnętrzny spokój. Człowiek, który jest wyniosły, przebiegły, zły, chciwy, ma zupełnie inne spojrzenie. Oczywiście nie należy oceniać człowieka po jego wyglądzie zewnętrznym, ale nasza twarz często mówi o nas całą prawdę.

Kiedy człowiek trudzi się duchowo, uświęca się cała jego istota, zarówno dusza, jak i ciało, ponieważ człowiek jest jednością psychosomatyczną. Nie możemy podzielić człowieka i powiedzieć, że w tym miejscu kończy się dusza, a zaczyna ciało. Nie. Na przykład, oto chleb. Aby go przygotować, należy zmieszać wodę z mąką i zagnieść ciasto. Kiedy otrzymujemy gotowy chleb, nie możemy powiedzieć, że ta część to woda, a ta druga część to mąka. Teraz to wszystko stanowi jedną całość. Tak samo jest z ciałem i duszą człowieka. Dopóki człowiek żyje, jest nierozerwalną jednością duszy i ciała, dlatego śmierć jest wrogiem człowieka, ponieważ niweczy tę jedność. Ciało umiera, a dusza odchodzi do miejsca, gdzie przebywają dusze. Ale Chrystus zwycięży śmierć, a człowiek znów zmartwychwstanie. Zmartwychwstanie tylko ciało, ponieważ dusza nie umiera. Wtedy dusza i ciało znów się połączą. Ciało stanie się nieśmiertelne, tak jak ciało Chrystusa po Jego Zmartwychwstaniu. Człowiek odzyska swoją psychosomatyczną jedność.

Tak więc skażeniem duszy i ciała jest każdy grzech popełniony przez ciało lub duszę. Dlatego z bojaźnią Bożą starajmy się dążyć do uświęcenia naszej duszy i ciała. Uświęcenie jest wysiłkiem duchowym. Wszystko, co człowiek - jak mu się wydaje - robi dla Boga, tak naprawdę robi dla siebie. Na przykład mówimy: "poszczę w imię miłości do Chrystusa", "pomagam potrzebującym ze względu na Chrystusa", "chodzę do cerkwi dla Chrystusa". W rzeczywistości Chrystus tego wszystkiego nie potrzebuje. Jeśli dziś nie pościmy, to co traci na tym Bóg? Albo co zyskuje Bóg, gdy pomagamy potrzebującym? W rzeczywistości dzięki naszej pracy duchowej to my sami czerpiemy korzyści, otrzymujemy pożytek i uświęcamy się. Bóg nic na tym nie zyskuje. Trudzimy się, by w efekcie być z Chrystusem. Staramy się oczyścić, abyśmy mogli stać się świątynią, w której może zamieszkać Bóg. Musimy po prostu podejmować wszystkie te duchowe starania z bojaźnią Bożą, aby osiągnąć wewnętrzną czystość.

Co znaczy "z bojaźnią Bożą"? W świątyni często wypowiadamy te słowa lub mówimy, że oto ten człowiek ma bojaźń Bożą. Powinniśmy rozumieć, że ta bojaźń Boża nie ma nic wspólnego z naszymi lękami psychologicznymi, kiedy na przykład boimy się psów, kotów, samolotów, Turków, koronawirusa. Nie boimy się Boga w ten sposób. Kiedy nasza Cerkiew wzywa: "Z bojaźnią Bożą, przez wiarę i miłość (...)", to nie znaczy, że od razu powinien nas ogarnąć strach, niepokój i że powinniśmy zacząć drżeć z przerażenia. Ale bojaźń Boża oznacza, że odczuwamy szacunek, święty respekt, tzn. poczucie, że Bóg jest Święty, że jest naszym Ojcem, że nas kocha, że jest najświętszą i najcenniejszą rzeczą na świecie. A zatem, gdy w sercu odczuwa się respekt, miłość i uwielbienie - wszystko to razem stanowi bojaźń Bożą.

Bojaźń Boża jest dla nas niezbędna w budowaniu relacji z Bogiem. Jest to najważniejsze zadanie w naszym życiu. Jak budować tę relację? Przez przestrzeganie przykazań Bożych, przez żal za grzechy i skruchę za przewinienia, przez codzienny wysiłek, przez przystępowanie do świętych sakramentów, które są nieodzownym elementem życia w Chrystusie. Wszystko to, oczywiście, każdy musi uczynić najlepiej, jak potrafi. W ten sposób działając w bojaźni Bożej, osiągamy łaskę Bożą w naszych sercach.
Pamiętam, jak będąc przełożonym klasztoru Maheras - około 30 lat temu - pojechaliśmy do Gruzji na konferencję zorganizowaną przez Gruzińską Cerkiew Prawosławną. W tym czasie Gruzińska Cerkiew dopiero zaczynała odradzać się po wielu latach prześladowań. Wszystko było w ruinie. Nawet na lotnisku w Tbilisi, kiedy wylądowaliśmy, nie mogłem uwierzyć, że to lotnisko. Wyglądało to tak, jakbyśmy wylądowali na otwartym polu, dookoła rosła pszenica, chodziły krowy. Budynek lotniska był jednym małym pomieszczeniem. Była tam drewniana szafka z napisem "Duty free", gdzie sprzedawano słoiki z dżemem i innymi przetworami! Ówczesna sytuacja w Gruzji była bardzo trudna. Kościół chylił się ku upadkowi. Wiele świątyń zostało zniszczonych. Było to bardzo podobne do tego, co widzimy dziś na okupowanym przez Turcję terytorium Cypru. W niedzielę trafiliśmy na nabożeństwo z patriarchą. Patriarcha Gruzji jest świętym człowiekiem, żyje do dziś, choć jest już w dość sędziwym wieku. Zgodnie z tradycją jego ubieranie w szaty liturgiczne dokonuje się podczas nabożeństwa na środku świątyni. Pomagają mu diakoni i subdiakoni. Stałem wtedy, obserwując tę ceremonię i myślałem: "Jaki jest sens tego wszystkiego?". (kto wiedział, że i ja będę robił to samo). I wtedy stojący obok mnie hieromnich jakby usłyszał moje myśli i powiedział:
- Patrzysz, jak ubierają Patriarchę?
- Tak - mówię mu.
- A wiesz, dlaczego go tak ubierają?
- Nie mam pojęcia. Czy nie może sam się ubrać?
- Czy kiedykolwiek widziałeś jak przebiega operacja?
- Nigdy nie byłem na operacji, ale kiedy byłem mały, widziałem ją w telewizji.
- Kiedy lekarz przeprowadza skomplikowaną operację, podczas której każdy jego ruch może okazać się śmiertelnie niebezpieczny, nie biega po sali operacyjnej w poszukiwaniu skalpela, igieł i innych narzędzi. Wystarczy, że podniesie rękę, a jego asystenci powinni natychmiast zrozumieć, czego potrzebuje, lub przynajmniej może podać numer potrzebnego narzędzia. Lekarz musi być całkowicie skoncentrowany na operacji. To samo dotyczy prezbitera, biskupa, kapłana, gdy sprawuje Boską Liturgię - nie powinien skupiać się na tym, co na siebie włożyć, ani na czymś innym. Z tego powodu również diakoni są nazywani diakonami, (z greckiego sługa, pomocnik) ponieważ służą i wspomagają biskupa, aby ten mógł bez przeszkód poświęcić się modlitwie i sprawowaniu Boskiej Liturgii.

Sam apostoł Paweł mówi nam: "Z bojaźnią i drżeniem wykonujcie swoje zbawienie" (Flp 2, 12). To znaczy, że nasze zbawienie, nasze relacje z Bogiem Ojcem, wszystkie wysiłki duchowe powinny być wykonywane z bojaźnią i drżeniem. Nie w pośpiechu czy z niedbałością, nie jako zajęcie dodatkowe, ale jako najważniejsza rzecz w naszym życiu. Tak jak podczas jazdy samochodem - wzrok mamy skierowany na drogę, a gdy tylko zaczniemy się rozglądać, może dojść do wypadku. W ten sam sposób musimy iść drogą Bożą, z bojaźnią Bożą, wznosząc się ku świętości.

metropolita Limassol Atanazy

za: pravoslavie.ru

fotografia: levangabechava /orthphoto.net/