publicystyka: Jak nie znaleźć się poza Cerkwią

Jak nie znaleźć się poza Cerkwią

tłum. Justyna Pikutin, 09 marca 2022

Znaczna część Kanonu Pokutnego św. Andrzeja z Krety została już przeczytana, można więc wyciągnąć pewne wnioski. Jednak wnioski te nie będą dotyczyły wykonanej w ciągu tych 2-3 dni pracy, ponieważ to zbyt krótki okres; warto jednak porozmawiać o stanie naszej duszy, którego "jakość" można już w pewnym stopniu ocenić.

W pierwszej pieśni trzeciej części kanonu czytamy takie słowa: "Przykazania Twe, Chryste, od młodości miałem w pogardzie, beztroski i lekkomyślny przeszedłem przez życie... Roztrwoniłem bogactwo me w nierządzie, Zbawco, obce są mi owoce pobożności, czując jednak głód wołam do Ciebie: Ojcze miłosierdzia, pośpiesz i ulituj się nade mną!" Teraz spójrzmy wstecz i przypomnijmy sobie, co zrozumieliśmy, czego się nauczyliśmy i czego doświadczyliśmy w poprzednich przeczytanych częściach? Jeśli obrazy biblijne wydają się nam nudne i bez życia, jeśli puszczamy je mimo uszu i naszego serca, to znaczy, że nie znamy Pisma Świętego, że nie jesteśmy nim zainteresowani, a także - że Biblia nie jest dla nas źródłem inspiracji i wiary. Św. Andrzej, wraz z całą rzeszą Świętych Ojców, którzy nie wypuszczali Pisma Świętego ze swych rąk, z pewnością nie pochwaliłby nas za to. Prędzej, okazując miłość i miłosierdzie, skrytykowaliby nas jak głupie szczeniaki i posadzili za biurkiem, abyśmy czytali Biblię tak długo, aż przyswoimy sobie nie tylko jej treść, ale także ducha. Jacy z nas chrześcijanie, jeśli jesteśmy gotowi czytać wszystko poza Słowem Bożym? W efekcie nasze życie cerkiewne upływa na namiętnościach i zaniedbaniach, a o roztrwonieniu duchowego bogactwa nie może być mowy, gdyż nawet go nie zdobyliśmy.

Niektórzy mogą powiedzieć, że można okazać skruchę bez znajomości i zrozumienia Pisma Świętego - tak, ale nie chodzi tu o nas. Jedynym sposobem wejścia do Królestwa Bożego bez znajomości Biblii jest nagłe nawrócenie się grzesznika tuż przed śmiercią; męczennika, który zmienił zdanie przed oprawcą; lub po prostu osoby niewykształconej, ale szczerej. Do jakiej kategorii się zaliczamy? Biorąc pod uwagę, że jeszcze żyjemy, że nie ma wśród nas osób niepiśmiennych i że Pismo Święte jest ogólnodostępne, to choć byśmy chcieli, nie ma dla nas żadnego usprawiedliwienia. Lekceważąc źródło naszej wiary, pozbawiamy się możliwości odpokutowania za grzechy. "Ani łez, ani pokuty, ani też pociechy nie mam - słyszymy w drugiej pieśni kanonu - Zagubiłem początkowe piękno i wspaniałość moją, a teraz leżę nagi i wstydzę się". Teraz niech przynajmniej wstyd skłoni nas do zmiany.

Jeśli nasz własny wstyd nam nie wystarcza, zastanówmy się, co będzie po nas. "Komuż upodobniłaś się, bardzo grzeszna duszo, jak nie pierwszemu Kainowi i owemu Lamechowi, okropnie poraziwszy ciało złymi czynami i zabiwszy rozum bezsensownymi dążeniami." - pisze św. Andrzej, dając nam do zrozumienia, że to od nas w dużej mierze zależy, czy na tej ziemi pozostaną jeszcze prawdziwi chrześcijanie. Kain był prekursorem morderstwa, na konsekwencje którego nie trzeba było długo czekać. Lamech, jego potomek w piątym pokoleniu, skalał się już podwójnym morderstwem (Rdz 4, 23) i pierwszym przykładem wielożeństwa (Rdz 4, 19). Według legendy zabił on zarówno samego Kaina, jak i Tubal-Kaina, syna Lamecha. Świadczy to o tym, jak ogromny wpływ na dzieci ma przykład stylu życia rodziców. Jest bardzo prawdopodobne, że grzech i różne duchowe słabości lub cnoty pojawią się także u naszych potomków. Kiedy dorosną, być może uda im się przezwyciężyć swoje słabości, ale nie zwalnia to nas z odpowiedzialności. Ponadto, jeśli odziedziczyliśmy grzeszne skłonności po naszych rodzicach, poprzez skruchę możemy powstrzymać ich wpływ na nas, co w pewnym stopniu usprawiedliwia naszych przodków i chroni naszych potomków.

Przykład Kaina i Lamecha jest dość przejmujący i otrzeźwiający, ale bez takich obrazów, bez świadomości grozy okaleczenia własnego życia, skrucha będzie tak mizerna, jak zwiędły ogórek czy też ciepła woda mineralna. Podstawą i obrazem naszego grzesznego życia są grzechy powszednie, do których bardzo się przyzwyczailiśmy.

Oczywiście, nie są to morderstwa czy kradzieże, ale ich waga, zwłaszcza biorąc pod uwagę ich liczbę i brak skruchy, jest bardzo duża. Podczas spowiedzi drobne grzechy brzmią jak "standardowe" tło, np. tak, zrobiliśmy coś złego, przecież to się zdarza każdemu: znowu napchaliśmy sobie żołądek, znowu skłamaliśmy o drobiazgach, nie wyhamowaliśmy w porę z alkoholem, osądziliśmy kogoś lub obraziliśmy, przeklinaliśmy, pokłóciliśmy się itp. A to wszystko bez pośpiechu, na spokojnie, obojętnie, przecież duchowny i tak nie skrytykuje nas za to jakoś szczególnie, i tak przeczyta modlitwę na odpuszczenie grzechów, i koniec - można postawić jeszcze jeden krzyżyk i z "czystym" sumieniem, wprost od spowiednika, pobiec do Św. Czaszy.

Spójrzmy teraz na słowa kanonu: "Ty jedna, duszo moja, otworzyłaś otchłań gniewu Twego Boga i zatopiłaś jak ziemię, całe ciało i uczynki, i życie, i pozostałaś poza zbawczą arką". Okazuje się, że nie zauważamy tego, że toniemy w naszych grzechach, które zalewają nasze dusze. Widzimy obraz arki w oddali, a mimo to wewnątrz czujemy spokój, więc chyba powinniśmy przypomnieć sobie o starożytnej praktyce pokuty. Dziś zwyczaj ekskomuniki na pewien czas za popełnione grzechy jest już prawie zapomniany. Ale, jak być może wielu wie, w starożytnej Cerkwi istniała kategoria wiernych zwana pokutnikami. Byli to ci chrześcijanie, którzy z powodu pewnych grzechów zostali pozbawieni prawa do przyjmowania Ciała i Krwi Chrystusa. W ten sposób człowiek miał pełną świadomość, że przez własne grzechy znalazł się poza Cerkwią, a jak pamiętamy ze słów św. Cypriana z Kartaginy: "Poza Cerkwią nie ma zbawienia". Dlatego zaliczenie się do kategorii pokutników było równoznaczne z utratą życia wiecznego. Po tym wszystkim chrześcijanin zaczynał walczyć o prawo do ponownego uczestniczenia w sakramencie Eucharystii. Pokutnicy byli podzieleni na cztery kategorie: płaczących, słuchających, przychodzących i stojących wspólnie. Pierwszym nie wolno było nawet wchodzić do świątyni, mogli jedynie stać przed wejściem i prosić wiernych o modlitwę; drudzy mogli wchodzić do świątyni na Liturgię, ale opuszczali ją zaraz po odczytaniu Ewangelii; trzeci modlili się do Liturgii Katechumenów i wychodzili razem z katechumenami; czwarta grupa była obecna podczas całej Liturgii, ale nie mogła jeszcze przystępować do św. Eucharystii. Niezależnie od tego, na jakim poziomie znajdował się pokutujący chrześcijanin, wszędzie aktywnie okazywał swą wiarę, całe jego życie duchowe koncentrowało się na jednym - aby znów stać się uczestnikiem Ostatniej Wieczerzy, aby znów wejść na dziedziniec: "Ciało Twoje i Krew, Słowo, złożyłeś w ofierze, za wszystkich będąc krzyżowanym - słyszymy w czwartej pieśni - Ciało, aby mnie odnowić, a Krew, aby mnie obmyć, i ducha oddałeś, Chryste, aby mnie doprowadzić do Twego Ojca”.

Myślę, że teraz obraz duszy poza arką zbawienia, przekazany nam przez św. Andrzeja, będzie bardziej zrozumiały. Jeśli kapłan nie narzuca nam pokuty, to przynajmniej mentalnie powinniśmy zobaczyć, że toniemy w otchłani grzechu, poczuć lęk przed byciem poza Cerkwią i zrobić wszystko, aby dopłynąć do arki.

Historia Ewangelii dała nam wiele przykładów grzeszników, którzy stali się sprawiedliwymi dzięki szczerej pokucie. Dlatego, idąc za ich przykładem, razem z nimi i świętym Andrzejem modlimy się do Chrystusa: "Jak łotr wołam do Ciebie: „Zmiłuj się nade mną”, jak Piotr gorzko płaczę, Zbawco, jak celnik wołam do Ciebie, przelewam łzy jak nierządnica, przyjmij moje łkanie, jak niegdyś kobiety kananejskiej."

prot. Władimir Dołgich

za: pravlife.org

fotografia: Ovidiutatar /orthphoto.net/