publicystyka: Przypowieść o miłosiernym ojcu - cz. III

Przypowieść o miłosiernym ojcu - cz. III

tłum. Justyna Pikutin, 20 lutego 2022

W "Przewodniku po życiu duchowym" św. Nikodem ze Świętej Góry pisze: "Bądź bardzo ostrożny, spowiedniku, gdy przychodzą do ciebie ludzie, wyznając i opowiadając ci swoje grzechy!". Wiecie, są ludzie, którzy mówią o swoich grzechach w bardzo obrazowy i surowy sposób. Na początku jesteś przerażony, ale z czasem przyzwyczajasz się do tego. "Nie wykonuj najmniejszego ruchu, ponieważ jesteś zaskoczony czy zniesmaczony tym, co usłyszałeś lub tym, co cię zastanawia". Wyobraź sobie, że idziesz do swego spowiednika i mówisz: "Ojcze, ukradłem!", a on na to: "Ty ukradłeś???" Jakbyś kontynuował rozmowę? No jak?
Musisz dać odczuć, że jesteś gotowy spokojnie wysłuchać wszystkiego. Oznacza to, że nie należy bagatelizować ani wyolbrzymiać.

Kolejną ważną rzeczą jest okazanie gotowości do pomocy drugiej osobie, aby nie czuła się ona niepewnie: "Powiedzieć mu czy nie? On i tak mnie nie wesprze, nie pomoże mi. No dobrze, nie będzie mnie poniżał, nie odepchnie, ale przecież nic też nie zrobi".

To ważne przede wszystkim dla mężczyzn, którzy muszą zaszczepić w swych żonach poczucie pewności siebie, tak jak ojciec w swych dzieciach. Nie jakieś głupie stwierdzenia typu: "Nie bój się, jestem tutaj!" - albo: "Zostaw to mnie!" - wszystko to nie jest dobre. Myślę, że człowiek może zaszczepić to uczucie również słowami, to znaczy powiedzieć i wyjaśnić to poczucie bezpieczeństwa, ale przede wszystkim musi to zrobić całym swym zachowaniem i sposobem porozumiewania się.

Widzicie, że w przypowieści ojciec zaszczepił w swym dziecku to uczucie: Mój ojciec jest tam, czeka na mnie i wiem, że kiedy do niego wrócę, mogę z nim porozmawiać - nie zatrzaśnie mi drzwi przed nosem, nie wyrzuci mnie z domu. Ale z drugiej strony, nie przyjmie mnie też, jeśli nie powiem mu: "Ojcze, zgrzeszyłem przeciw niebu i przed Tobą!". Ja też muszę zrozumieć, że popełniłem błąd, pokazać, że zrozumiałem swój błąd, że żałuję tego, co się stało. Nie mogę wrócić do mego ojca w nienawiści, aby jutro zabrać drugą połowę i znów wrócić tam, skąd przyszedłem.

Dlatego syn marnotrawny miał odwagę pójść do ojca, bo znał go bardzo dobrze. Dzieci powinny nas znać. Znać nas i polegać na nas powinny zarówno dzieci, jak też żona/mąż, ludzie wokół nas oraz ci, którzy trudzą się razem z nami. Niech wszyscy wiedzą i będą przekonani, że mogą czuć się bezpiecznie i ufać, po pierwsze Bogu, a po drugie także osobie, która jest obok: ojcu, żonie, mężowi, dziecku itd.

On wrócił do swego ojca. Kiedy wrócił? Kiedy znalazł się w trudnej sytuacji, kiedy "nabił sobie kilka guzów". Czasami dostrzegamy to w naszym życiu: niestety, trzeba oberwać po głowie, bo inaczej nie opamiętamy się. Dlatego niektórzy mówią: "Zostawcie go w spokoju, niech sam popełnia swoje błędy!". Dobrze, ale to jest niebezpieczne: można bardzo mocno uderzyć się, a nawet stracić głowę! Ale jeśli nie ma innego sposobu, to co zrobić? Jeśli on inaczej nie nabiera rozumu? Jak inaczej dojrzeje?

Dlatego musimy trochę ryzykować - w dobrym tego słowa znaczeniu - i nie zadręczać się niepokojem i troską o nasze dzieci, nawet gdy widzimy (głównie w młodości, ale i później), że postępują niewłaściwie. Jako rodzice powiemy im to, co wiemy, doradzimy im, ochronimy je i pomożemy, ale nie zaszkodzi też zostawić je, by dostały trochę po głowie. Czasami człowiek nie nauczy się, dopóki nie oberwie po głowie.

Kiedy syn marnotrawny zgłodniał, okazał skruchę i został poniżony, wtedy właśnie przypomniał sobie o ojcu. Mimo to Bóg nie odwrócił się od niego.
Wielu ludzi przychodzi i mówi:
- Nie chcę przychodzić do Boga teraz, kiedy Go potrzebuję.
Inni zaś mówią:
- Wszyscy ci ludzie, którzy chodzą do cerkwi, dlaczego tam chodzą? Ponieważ są starzy i chcą iść do nieba, teraz lub po śmierci.
Lub też - “zdają egzaminy wstępne do raju”:
- Mówi się, że nasze babcie i dziadkowie zdają egzaminy wstępne do raju.
Albo:
- Pewnie coś w ich życiu się wydarzyło i dlatego idą do świątyni!

Nie, to nie tak, a nawet gdyby tak było, że wielu z nas przyszło do Cerkwi właśnie dlatego, że coś wydarzyło się w naszym życiu, to dla Ojca nie ma to żadnego znaczenia, ważne jest tylko to, że ja - tak czy inaczej - wróciłem do domu. Odnalazłem Ojcowskie ramiona, odnalazłem Ojcowską bramę. Być może znalazłem je w męczarniach, złudzeniach, a może nawet dzięki przypadkowym zbiegom okoliczności.

Pewnego razu do cerkwi przyszedł elektryk, by wymienić przepaloną żarówkę. Zapukał do drzwi (wtedy była to kancelaria, nie było jeszcze kaplicy). Spowiadałem. Otworzył drzwi, wszedł i powiedział:
- Przepraszam, co tu się dzieje?
- Trwa spowiedź. - odpowiedziałem.
- Przyszedłem wymienić żarówkę!
Wchodząc na drabinę i wymieniając żarówkę, spoglądał w dół, by zrozumieć, co się tak właściwie dzieje. Trochę poczekaliśmy, on zszedł z drabiny i wyszedł, a gdy wychodził poprosiłem by zamknął drzwi. Zamknął je, a po chwili otworzył i zapytał:
- Czy ja też mogę się wyspowiadać?
Powiedziałem mu:
- Widzisz, co zrobiła żarówka?
Przyszedł wymienić żarówkę i wyspowiadał się.

Człowiek może osiągnąć świętość dzięki “przypadkowym” wydarzeniom. Bóg nikogo nie odpycha. Nie zważając na to, że ten Jego syn marnotrawny odszedł, zgłodniał, wymęczył się, On go przyjął, gdy tylko tamten postanowił wrócić. I jak pięknie mówi tu Ewangelia: “Podniósłszy się, pójdę do ojca mego i powiem mu: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw niebiosom i przed tobą, już nie jestem godzien być zwany twoim synem; uczyń mnie jednym z najemników swoich” (Łk 15, 18-19).

Nie było wtedy telefonów, by zadzwonić lub wysłać SMS-a “Tato, wrócę o tej godzinie!” Ojciec nic nie wiedział. A jednak “Gdy jeszcze był daleko, ujrzał go ojciec i wzruszony ulitował się” (Łk 15, 20).
Św. Jan Złotousty pyta: “Jak ojciec zobaczył go, gdy ten był jeszcze daleko? - i odpowiada - Ojciec zawsze patrzy i wszystko widzi. Ojciec, bez względu na to, jak daleko jest jego dziecko, rozumie je. On zrozumiał, poczuł go, zobaczył swe dziecko, ponieważ kochał - był jego ojcem, a syn - dzieckiem. I kiedy ten był daleko, ojciec nie powiedział: “Niech się tu tylko pokaże, a kiedy przyjdzie, to go porządnie stłukę. Powiem mu wszystko: "Ty chuliganie! Wydałeś wszystko, przepiłeś wszystko, a teraz śmiesz wrócić? Wejdź no do środka, a zobaczysz, co ci zrobię!" A potem jeszcze przez kilka dni mu wypominał. Nic takiego nie miało miejsca. Widział go, gdy jeszcze nie mógł go zobaczyć, to znaczy, że widział go oczami miłości ojca i zmiłował się nad nim.

Innymi słowy, nie użalał się nad nim - nie jest powiedziane: "użalał się nad nim", ale zmiłował się nad nim, co oznacza, że wzruszył się całą miłością, jaką żywi tylko człowiek, "i pobiegłszy, rzucił mu się na szyję i ucałował go" (Łk 15, 20). Ojciec wyszedł z domu, znalazł swe dziecko, objął je, ucałował i urządził mu powitanie, o którym mowa dalej.

Taki jest Ojciec Niebios i On jest wzorem dla ziemskiego ojca, dla męża, dla każdego człowieka. I jeśli tylko chcemy mieć zdrowe relacje w naszej rodzinie, z naszymi dziećmi, z naszymi kolegami, z każdą osobą wokół nas - musimy wzorować się na Ojcu z Niebios. Ta scena pokazuje nam, jak należy postępować, gdy popełniamy błędy wychowawcze. W Piśmie Świętym możemy zobaczyć, jak postępować we właściwy sposób, czego potrzebuje drugi człowiek; w danej chwili może się on buntować, ale niezwykle ważne jest, aby każdy miał poczucie bezpieczeństwa, miłości, czystości, stabilności domu, pewności - co do ojca, brata, współmałżonka - że go zaakceptują.

Gdybyśmy mieli czas, zatrzymalibyśmy się także przy drugim synu, który rozgniewał się i nie chciał słuchać swego ojca. Który z nich był podobny do ojca? Syn marnotrawny, mimo że robił rzeczy nieprzyzwoite; podczas gdy "dobry syn" nie dbał o ojca. Dlaczego?
Starszy syn złościł się:
- Wrócił ten twój syn, który przejadł twój majątek z nierządnicami, a ty przygotowałeś dla niego tak wiele, a dla mnie - nic!
Nie powiedział: "Wrócił mój brat", lecz: "Wrócił ten twój syn!" I wy także mówicie tak, gdy kłócicie się ze sobą. Nie mówisz tak? Mąż mówi do swojej żony: Twój syn!
- To ty go takim uczyniłaś!
- Czy ja go takim uczyniłam? To ty go takim uczyniłeś!
A jeśli w tym czasie podejdzie teściowa:
- Idź i zobacz, co zrobił twój syn!
Jeden obwinia drugiego. Nie mówi się "nasze dziecko", ale "twój syn", "mój syn", "jego syn" - i tak dalej!
Tak więc starszy syn, ten dobry, który nigdy nie opuszczał domu i zawsze pracował, nie dbał o ojca. Natomiast młodszy, mimo sytuacji, w jakiej się znalazł, myślał o swoim ojcu: umarł, ale powrócił do życia, zaginął, ale odnalazł się.

To daje nadzieję nam wszystkim, umarłym i zaginionym, ponieważ bez względu na to, jak bardzo jesteśmy martwi, mamy nadzieję życia, nie możemy umrzeć w Cerkwi, ponieważ Chrystus jest Dawcą życia, On jest samym Życiem, i nie możemy zginąć, ponieważ On przyszedł, aby odnaleźć zagubioną owcę, czyli każdego z nas, poszukujących sensu życia w złudnych rzeczach.

metropolita Limassol Atanazy

za: pravoslavie.ru

fotografia: novinar /orthphoto.net/