publicystyka: "Nabierzcie ducha pokoju"

"Nabierzcie ducha pokoju"

tłum. Justyna Pikutin, 05 lutego 2022

Zapewne każdemu znane jest uczucie rozdzierającej się duszy. W języku rosyjskim funkcjonuje wyrażenie opisujące ten stan - “koty drapią po duszy”. Jest to wyrażenie obrazowe i żadne koty po duszy nie chodzą. Ale jest to uczucie, które nie należy do przyjemnych.
Szczególnie, gdy przygotowujesz się do Św. Eucharystii. W zasadzie przeczytałeś modlitwy, przestrzegałeś postu eucharystycznego. Dzień wcześniej byłeś na wieczornym nabożeństwie. Formalnie - wszystkie wymagania spełnione, a w duszy - “koty”.

Byłem wtedy młodym duchownym. Niedawno przyjąłem święcenia kapłańskie. Miałem okazję służyć św. Liturgię z moim ojcem duchownym. Wszystko wydawało się być w porządku. Wcześnie rano. Niedziela. Liturgia. Za chwilę kapłan wygłosi: "Błogosławione królestwo Ojca i Syna, i Świętego Ducha...", za chwilę dokona się sakrament przeistoczenia chleba i wina w Ciało i Krew Chrystusa. A w duszy "koty".

Święci nazywali ten stan "utratą spokoju ducha".

Stoję więc przy ołtarzu, próbuję odmówić modlitwę "Królu Niebieski" (cs. Cariu Niebiesnyj), ale czuję, że w mojej duszy nie ma pokoju, a słowa modlitwy nie unoszą się w górę, lecz jak kamienie brukowe wbijają się w ziemię.

Kątem oka widzę modlącego się obok ojca.
Nagle zwrócił się do mnie i zapytał:
- To co, Dima, z kim się pokłóciłeś? Z powodu twej głupoty Bóg nie chce zesłać łaski.
- Z nikim się nie pokłóciłem - powiedziałem. - może troszeczkę z moją żoną. Ale to jej wina. Źle mi wyprasowała sutannę. Zganiłem ją za to. Nie trzeba było?
- Trzeba, trzeba. Ale ty pewnie poszedłeś spać, a ona poszła uprać twoją sutannę i wstała wcześnie rano, żeby ci ją wyprasować, kiedy ty jeszcze drzemałeś w łóżku. Tak? Jesteś niewdzięczny, Dima, jak nie powiem kto. Powiedz mi, czy twoja żona jest tutaj w świątyni?
- Jest - odpowiadam.
- Idź, mój drogi i pogódź się z nią.

Wyszedłem z ołtarza. Zobaczyłem moją żonę. Przecież przyszła ze mną na poranną, niedzielną liturgię. A ja przez całą drogę dąsałem się na nią, byłem obrażony i nie odzywałem się do niej. Podszedłem, zobaczyłem jej oczy spuchnięte może od łez, a może od niewyspania, i zrobiło mi się wstyd. Upadłem na kolana, tak jak stałem, w pełnych szatach liturgicznych. Przytuliłem się do niej i powiedziałem:
- Wybacz mi, kotku, wybacz mi!
A ona objęła moją głowę, stoi i płacze, a usta szepczą: “I ty mi wybacz, proszę!”

Kiedy podniosłem się z kolan, kątem oka ujrzałem ojca Jana. Wyglądał z prezbiterium, przez drzwi diakońskie i uśmiechał się.
- Dobra robota, Mitia, tak postępuje prawdziwy mężczyzna i kapłan. Nigdy nie wstydź się prosić o przebaczenie swych bliskich. A jeśli trzeba, to padnij na kolana. A on to modlitwy przeczytał, też mi coś. To nie jest zbyt wielka zasługa. “Idź i pogódź się najpierw z bratem twoim” (Mt 5, 24).

Wypowiedziałem słowa modlitwy: "Królu Niebieski, Pocieszycielu, Duchu Prawdy..." (cs. Cariu Niebiesnyj, Utieszytielu, Dusze Istiny...). Każde słowo uskrzydlało i unosiło ku niebu. A w duszy nie było już “drapania kotów”, lecz śpiew rajskich ptaków.

Prot. Dmitrij Charcyz

za: pravoslavie.ru

fotografia: peca1813 /orthphoto.net/