publicystyka: Kiedy zbliża się koniec - cisza

Kiedy zbliża się koniec - cisza

tłum. Gabriel Szymczak, 02 lutego 2022

Św. Jan Chrzciciel powiedział o Chrystusie, że jest „w Jego ręku szufla, aby oczyścić klepisko” (Łk 3,17). To narzędzie rolnicze (w wielu tłumaczeniach nazywane też wiejadłem – przyp. tłum.) jest przyrządem do oddzielania pszenicy od plew, to znaczy oddzielania jadalnej części pszenicy od łuski, która ma być wyrzucona. W tym sensie jest narzędziem osądu. Charakter Chrystusa, będącego Obrazem, według którego zostaliśmy stworzeni, jest taki, że ludzie coraz pełniej objawiają się tym, kim są, gdy zbliżają się do Niego (lub gdy On sam zbliża się do nich). W pewnym momencie jedenastu uczniów nie wiedziało, że Judasz jest zdrajcą. Rzeczywiście, zaufali mu na tyle, że służył jako ich skarbnik. Mówi się nam jednak, że Chrystus zawsze wiedział, że Judasz był tym, kim był, ale cierpliwie znosił go, dopóki nie został on ujawniony jako zdrajca.

Myślę, że w podobny sposób istnieją dowody na to, że Chrystus widział także innych uczniów takimi, jakimi mieli się stać. Szymon otrzymał imię „Piotr” na długo przed tym, jak udowodnił, że ma charakter „skały”. Był głośny, zawzięty, zdolny do podejmowania wielu prób korygowania Chrystusa. W takim zachowaniu nie ma nic ze skały. Niemniej jednak podejrzewam, że w obecności Chrystusa Piotr czuł w sobie pewien zalążek skały. W Jego obecności ci, którzy nie mogli chodzić, czuli poruszenie mocy w swoich kończynach, podobnie jak ślepe oczy wytężały się w kierunku widzenia światła. Osoby niewierzące odkrywały zdolność uwierzenia, co wcześniej uznawały za niemożliwe. Ujawniamy się przez obecność Chrystusa.

To, że wiatry i morza były posłuszne głosowi Chrystusa, nie było sprzeczne z ich naturą – było to wypełnienie ich natury, ponieważ w końcu usłyszały ponownie głos Adama (teraz Drugiego, zamiast Pierwszego), który wydawał im rozkaz. Jęczały i trudziły się przez wieki, czekając na chwalebną wolność posłuszeństwa. Na głos Chrystusa, wiatry i morze stały się sobą.

Nie mam żadnych mądrych słów o tych, którzy są się w jakiś sposób „zagubieni”, o tych, którym obecność Chrystusa wydaje się objawiać ich wyobcowanie od Boga. Z mojego doświadczenia wynika, że nie jest to coś powszechnego. Dobro, choć wydaje się kruche, w rzeczywistości jest dość silne i często zwycięża. To, co zostało odseparowane od Boga, nie ma w sobie łaski, by przetrwać. Nic go nie „energetyzuje”. Niemniej jednak jest coś z entropii ontologicznej, która od czasu do czasu pojawia się, jakiś „upadek” w nicość. Przypominam sobie doświadczające tego zstąpienie Chrystusa do głębi Hadesu - aby w najdalszych zakątkach tej ciemnej entropii mogło zabłysnąć zbawcze światło.

Żadnego dnia nie śmiem ani długo, ani intensywnie myśleć o tej entropii. Samo wspomnienie o tym może być zaproszeniem do przyłączenia się do jego spirali w dół. Chrystus ostrzega w Piśmie, że „dni ostatnie” będą tak trudne, że bardzo niewielu zachowa wiarę. Podejrzewam, że sprawcą nie będzie ból czy cierpienie, ale zwykła rozpacz. Nawet teraz słyszę jej przerażony, zmęczony głos w narzekaniach wielu osób.

Czy żyjemy w „dniach ostatnich”? W pierwszym tygodniu Wielkiego Postu śpiewamy:

„Duszo moja, duszo moja, powstań, czemu śpisz?
Koniec przybliża się i ty smucisz się. Przebudź się, aby oszczędził cię Chrystus Bóg, wszędzie będący i wszystko wypełniający.”
(Kontakion, ton 6, tłum. o. H. Paprocki )

„Koniec”, który się zbliża, to sam Chrystus. To nie machinacje rządów i tajemna kabała wyznaczają ostatnie dni. To, że zło staje się bardziej widoczne, jest wtórnym skutkiem „zbliżania się” Chrystusa. Wydarzenia ludzkie w żaden sposób nie wyznaczają Bożego terminu. Jeśli obserwujemy takie wydarzenia, nasze spojrzenie jest rozproszone i prawdopodobnie żyjemy w złudzeniu. Pismom o takich rzeczach zwykle towarzyszy napomnienie, aby dbać o swoją duszę.

Ostatni list św. Pawła został napisany do Filipian z więzienia. Paweł miał nadzieję, że zostanie uwolniony, ale nie miał pewności co do wyroku, który go czeka (Flp 1, 20; apostoł został stracony). Warto zauważyć, że ten list jest nazywany „listem radości”. W miarę zbliżania się końca, jasność jego duszy wzrasta. Daje taką radę:

„W końcu, bracia, wszystko, co jest prawdziwe, co godne, co sprawiedliwe, co czyste, co miłe, co zasługuje na uznanie: jeśli jest jakąś cnotą i czynem chwalebnym – to miejcie na myśli.” (Flp 4, 8)

To napomnienie jest czymś znacznie większym, niż wezwaniem nas przez apostoła do przyjemnych rzeczy. W jego życiu duchowym nie ma nic naiwnego. To wyznaczenie kierunku dla serca, konkretna instrukcja, która pozwala nam przygotować się na koniec. Ci, którzy myślą o brzydocie świata lub plotkach o strasznych rzeczach i zamiarach, w rzeczywistości śpią. To sen, który usypia nas w rozpaczy, która zniszczy naszą wiarę w sposób, którego nie możemy sobie wyobrazić.

W ludzkim sercu toczy się wielka duchowa bitwa. Jest to bitwa tego, co prawdziwe, szlachetne, sprawiedliwe, czyste, piękne, pełne cnoty i godne pochwały - a wszystko to jest prawdziwe i jest podtrzymywane ręką Boga - z kłamstwem, obawami, wyobrażonym niebezpieczeństwem, brzydotą i ciemnością, które wszystkie ostatecznie nie są trwałe i przeminą jak wiatr. Ta bitwa jest prawdziwą walką naszych czasów. Ci przeciwnicy to „pierwiastki duchowe zła na wyżynach niebieskich”, opisane przez św. Pawła w liście do Efezjan 6.

Istnieje powód, dla którego św. Serafin z Sarowa mówił: „Zdobądź Ducha Pokoju, a tysiące wokół ciebie zostaną zbawione”. W dużej mierze zamieniliśmy prawdziwą duchową walkę serca na ideologiczne zmagania naszych czasów. W związku z tym stawiamy się na równych pozycjach z każdym świeckim argumentem i działaniem. Pokusy polityczne obfitują, ponieważ trwamy w złudzeniu, że w tym procesie powstają rzeczy o wielkiej wartości. Złudzenie polega na tym, że dopóki nasze cele są szlachetne i poprawnie sformułowane, wynik będzie równie szlachetny i poprawny. Św. Paweł ostrzega: „Albowiem nie w słowie, lecz w mocy przejawia się królestwo Boże” (1 Kor 4, 20). Moc (do której wyraźnie odwołuje się św. Serafin) nie jest w naszych argumentach, ale w cichym zwycięstwie, osiągniętym przez zjednoczenie z mieszkającym w nim Chrystusem.

To była ta sama moc, która wzbudziła Chrystusa z martwych.

„A jeżeli mieszka w was Duch Tego, który Jezusa wskrzesił z martwych, to Ten, co wskrzesił Chrystusa Jezusa z martwych, przywróci do życia wasze śmiertelne ciała mocą mieszkającego w was swego Ducha.” (Rz 8, 11)

To jest życie, które ratuje tysiące wokół nas. Wiem, że za każdym razem, gdy piszę w tym duchu, niektórzy oskarżają mnie o „kwietyzm” (nurt w Kościele rzymskokatolickim XVII/XVIIIw., kładący nacisk na osiągnięcie mistycznie pojętego spokoju i zakładający całkowite poddanie się łasce Bożej, przyp. tłum.), co jest dziwną krytyką ze strony prawosławnych. „Hezychazm” jest grecką formą tego samego słowa i jest postrzegany jako samo serce wiary – w przekonaniach i praktyce. Historia „kwietyzmu” na Zachodzie to nie to samo, co hezychazm na Wschodzie. Mimo to wydaje się być łatwym celem krytyki. Wierzymy w naszą politykę.

Oto słowo, nad którym warto się zastanowić. Pochodzi od Aleksandra Kalomirosa, autora artykułu „Rzeka ognia”:
„Hezychazm jest najgłębszą cechą życia prawosławnego, oznaką prawdziwości prawosławia, przesłanką właściwego myślenia, właściwej wiary i chwały, paradygmatem wiary i prawosławia. We wszystkich wewnętrznych i zewnętrznych bitwach Kościoła mieliśmy hezychastów po jednej stronie i antyhezychastów po drugiej. Sama tkanka herezji jest antyhezychastyczna.”

Hezychazm przejawia się w praktyce, a nie w retoryce. Wierzę, że to hezychazm rozdzielił wody Morza Czerwonego. To on spowodował upadek murów Jerycha. Wskrzesił umarłych i oczyścił trędowatych. Demony drżą w jego obecności.

Pan jest w Swojej świętej świątyni. Niech cała ziemia zamilknie przed Nim.

o. Stephen Freeman

za: Glory to God for All Things

fotografia: Strahinic /orthphoto.net/