publicystyka: Kto bardziej zasługuje na Królestwo?

Kto bardziej zasługuje na Królestwo?

tłum. Gabriel Szymczak, 01 lutego 2022

Czytelnik napisał pytanie do prawosławnego czasopisma Foma:

Jedna osoba grzeszy przez całe życie, popełnia złe uczynki, ale pod koniec życia żałuje i otrzymuje rozgrzeszenie. Inna osoba to ateista, ale dobry i miły człowiek, który czyni dobre uczynki. Jego grzechy są błahe i praktycznie nieistotne w porównaniu z grzechami pierwszego. A może jest wierzący, ale nie otrzymuje rozgrzeszenia przed śmiercią. Czy pierwsza osoba naprawdę jest bardziej godna Królestwa Bożego?

Ojciec Eugeniusz Murzin odpowiada:

Rozgrzeszenie nie jest procesem automatycznym, ale wynikiem głębokich, szczerych wyrzutów sumienia. W sakramencie spowiedzi człowiek w obecności kapłana żałuje za grzechy przed Bogiem, po czym odczytuje się nad nim modlitwę rozgrzeszenia. Co to oznacza dla tego człowieka?

W prawosławiu rozróżnia się rzeczywistość i skuteczność sakramentów. Rzeczywistość jest obiektywną stroną sakramentu. Aby sakrament był ważny, konieczne są trzy rzeczy: musi być dokonany przez kapłana wyświęconego zgodnie z kanonem, musi mu towarzyszyć widoczny znak lub zostać użyta określona substancja (woda, olej itp.) i wreszcie modlitwa sakramentu musi być odmówiona poprawnie.
Sakrament ma jednak również wymiar podmiotowy, który nazywamy skutecznością. Odnosi się do stopnia wpływu łaski otrzymanej w sakramencie na człowieka. A to bezpośrednio zależy od wiary i wewnętrznego stanu tego ostatniego.

Pokajanie to nie tylko wymyślanie listy grzechów i czytanie jej podczas spowiedzi. Naiwnością jest myślenie, że każda osoba, która grzeszyła przez całe życie i zasiała wokół siebie tylko zło, może przed śmiercią szczerze żałować tego, co zrobiła i zmienić się wewnętrznie. Są takie przypadki, ale są bardzo nieliczne. Najbardziej znanym i wręcz ilustracyjnym jest złoczyńca, który został ukrzyżowany po prawicy Jezusa Chrystusa. Przeżywając straszne męki i patrząc na niewinnie cierpiącego Zbawiciela, zdał sobie sprawę ze swojej grzeszności, przyjął ukrzyżowanie jako karę za popełnione grzechy i pokornie poprosił Chrystusa, aby pamiętał o nim w Królestwie Bożym. W duszy tego przestępcy dokonała się duchowa rewolucja, jego dusza zwróciła się do Boga, a ruch ten trwał po śmierci, tak że złodziej stał się pierwszą osobą przekraczającą granicę raju. Jego skrucha nie była formalna. Był złym człowiekiem, ale minutę przed śmiercią zdołał się zmienić. Ze zwykłego grzesznika stał się grzesznikiem skruszonym i w ten sposób otworzył drogę do Boga. Rzeczywiście, zgodnie ze słowem Jezusa Chrystusa, większa radość będzie w niebie z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują pokuty (Łk 15, 7). Jak wielokrotnie mówił w tej sprawie o. Dymitr Smirnow, skruszeni grzesznicy trafiają do nieba, a dobrzy ludzie trafiają na ścianę sławy.

Problem ateisty i zatwardziałego grzesznika polega na tym, że nie potrzebują oni Królestwa Bożego. Pierwszy nie wierzy w jego istnienie, a drugi o to nie zabiega. Po śmierci zarówno pierwszy, jak i drugi będą tam się czuli bardzo niekomfortowo, nie będą wiedzieli, co robić i po co w ogóle tam trafili, bo w ich życiu takiego doświadczenia nie było. „Kto nie widział Chrystusa tutaj, w tym życiu, nie ujrzy Go również tam” – powiedział czcigodny Barsanufiusz z Optiny. Jeśli ktoś wierzył w Chrystusa, starał się prowadzić cnotliwe życie, regularnie się spowiadał, a jednocześnie szczerze żałował, to czy jest tak ważne, czy przed śmiercią otrzyma rozgrzeszenie, czy nie? W końcu całe jego życie było świadectwem wiary i ruchu ku Bogu. A śmierć to tylko jeden z etapów na tej ścieżce.

Jezus Chrystus czeka na wszystkich bez wyjątku, chce, aby wszyscy ludzie zostali zbawieni i doszli do poznania prawdy (1Tm 2, 4). Ale jednocześnie nie zmusza nikogo do pójścia do Królestwa Bożego za wszelką cenę. Jest to niemożliwe, ponieważ Królestwo jest całkowitym przeciwieństwem ziemskich rządów z ich aparatem przemocy i przymusu. Królestwo Boże jest bardziej jak rodzina, w której dominuje bliska, pełna zaufania i miłości relacja z Bogiem i ludźmi. Nie da się być w tym związku, jednocześnie odrzucając możliwość wejścia weń. Jeśli ktoś nie idzie w kierunku Chrystusa, idzie w kierunku przeciwnym, ponieważ żaden sługa nie może służyć dwóm panom: jednego bowiem będzie nienawidził, a drugiego będzie miłował, albo jednemu będzie oddany, a drugim wzgardzi (Łk 16, 13). Nawet jeśli nasze grzechy wydają się nieistotne w porównaniu z grzechami innych ludzi, nadal pozostają grzechami i blokują nam wejście do Królestwa, bo kto jest wierny w małym i w wielkim wierny jest. Nieprawy w najmniejszym i w wielkim jest nieprawy (Łk 16, 10).

Niezwykle ważne jest, aby pamiętać, że droga do Królestwa Bożego jest otwarta dla każdego – zarówno cnotliwy ateista, jak i zły chrześcijanin mogą do niego wejść, jeśli szczerze tego chcą. Ale ta droga prowadzi przez życie w Jezusie Chrystusie, który sam jest Drogą i Prawdą, i Życiem (J 14, 6). Zdając sobie z tego sprawę, ateista musi ponownie przemyśleć swoje przekonania, a zły chrześcijanin z pewnością musi starać się poprawić. A wtedy Królestwo Niebieskie, które wcześniej było dla nich czymś w rodzaju równoległej rzeczywistości, może stać się rzeczywistością ich życia już tu, na ziemi.

o. Eugeniusz Murzin

za: Foma

fotografia: jarek11 /orthphoto.net/