publicystyka: Życie w oczekiwaniu

Życie w oczekiwaniu

tłum. Gabriel Szymczak, 13 stycznia 2022

Był czas w mojej protestanckiej przeszłości, kiedy żyłem oczekiwaniem: „Maranatha! Przyjdź szybko, Panie”. W minionych dziesięcioleciach media były wypełnione badaniami proroctw biblijnych i interpretacjami Objawienia. Wszyscy przewidywali Koniec. Dawało mi to poczucie, że faktycznie jesteśmy blisko Eschatonu.

Oczywiście przepowiednie się nie sprawdziły i mój apokaliptyczny zmysł zgasł. W dzisiejszych czasach, kiedy przeglądam kanały telewizyjne, widzę, że niektórzy ze starych „ewangelistów” i biblijnych interpretatorów wciąż sprzedają swoje fałszywe rewelacje i muszę przyznać, że mnie to zaskakuje. Pamiętam starotestamentowe napomnienie, że jeśli ktoś przedstawia się jako prorok, czyli interpretator przyszłości, a jego proroctwo nie spełnia się, to jest fałszywym prorokiem i należy go ukamienować (a przynajmniej dać kiepską ocenę)!

Posługując się opowieściami i przypowieściami, Jezus rzeczywiście nauczał, że ci, którzy za Nim podążają, powinni zawsze czuwać i czekać na Jego powrót. Często mówił, że Pan przyjdzie, kiedy najmniej się tego spodziewamy. Szczerze mówiąc, niewiele już o tym słyszę od ludzi, z wyjątkiem sytuacji, w których wspominają, że kiedy sprawy w życiu wydają się naprawdę trudne, życzą sobie, aby Pan powrócił, aby to wszystko ułożyć. Przypuszczam, że w tym oczekiwaniu powinien przyjść jako Mr. Fix-it (Pan-Naprawiacz), a nie Władca z koroną.

Muszę przyznać, że tęsknię za tymi dniami, kiedy mój umysł był pełen oczekiwania na powrót Pana. Jednym z moich ulubionych utworów klasycznych jest Requiem Verdiego. Dies Irae (Dzień gniewu)!!! Oczywiście, gdyby proroctwa spełniły się zgodnie z przewidywaniami, nie byłoby mnie tutaj, piszącego ten blog, ale wielu z niedawnych smutków i tragedii na świecie można byłoby uniknąć, gdyby Jezus powrócił zgodnie z przepowiednią.

W dzisiejszych czasach może być mało widocznego oczekiwania, że Jezus wkrótce powróci, ale to nie znaczy, że ludzie nie mają poczucia oczekiwania. Pozwolę sobie to zilustrować: Ile miesięcy do następnego filmu o Diunie? - Nie mogę się doczekać! / Czy ten program telewizyjny będzie miał kontynuację? - Mam nadzieję. / Kiedy moja ulubiona grupa muzyczna wyruszy w trasę? - Chcę tam być. / O której godzinie jest mecz? - Czy na czas opuścimy cerkiew?
Czekamy na zakup samochodu lub domu, wyjście na randkę, ślub, kolejny posiłek, znalezienie nowej pracy, prezenty świąteczne itp.

Posiadanie takich nadziei i oczekiwań na coś radosnego nie jest samo w sobie złem, ale jak wyglądałoby nasze życie, gdybyśmy mieli prawdziwą, zrównoważoną nadzieję i oczekiwanie na powrót Pana? Porzucając nieudane proroctwa i zniekształcone biblijne interpretacje z przeszłości, jak mamy żyć? Dzieje Apostolskie 1 dają nam wzór. Pan wstępuje do nieba, a apostołowie stoją tam zdumieni. Wtedy aniołowie mówią do nich: „Mężowie z Galilei, dlaczego stoicie i wpatrujecie się w niebo? Ten Jezus, wzięty od was do nieba, przyjdzie tak samo, jak widzieliście Go wstępującego do nieba”. Tak więc uczniowie odeszli i udali się do Jerozolimy.

Oto równowaga. Tak - On powróci i powinniśmy mieć na to nadzieję, ale teraz zajmijmy się sprawami Pana. Myślę, że wiele proroctw z przeszłości dotyczyło tylko „wpatrywania się w niebo”. Mamy być zajęci, a jednocześnie żyć z nadzieją i oczekiwaniem, że Jezus może przyjść do nas lub na świat w każdej chwili.
W prawosławiu Ojcowie mówią o pamięci o śmierci. My, nowocześni, odrzucamy tę ideę, ponieważ żyjemy w kulturze, która zaprzecza śmierci i nie chce o niej myśleć. Ojcowie nie mówią nam, abyśmy byli chorzy lub przygnębieni. Mówią nam, abyśmy żyli z poczuciem, że Jezus może przyjść w każdej chwili, na obłokach nieba lub w momencie naszej fizycznej śmierci. Jutro nie jest nam gwarantowane, dlatego to dzisiaj powinniśmy żyć pełnią życia. Gdybyśmy mieli taką nadzieję i oczekiwanie, dużo mniej czasu spędzalibyśmy na życiowych głupotach, a więcej na tym, co naprawdę ważne. Ta nadzieja chroni nas również od rozpaczy. Piekło to miejsce, w którym nie ma nadziei. Jeśli mam nadzieję na spotkanie z Panem, to ta nadzieja daje mi życie.

Teraz pytanie brzmi, jak odzyskać tę nadzieję i oczekiwanie w taki sposób, aby były one stale obecną rzeczywistością egzystencjalną i duchową? Jestem otwarty na sugestie.

A w międzyczasie - to ile czasu do kolejnej Diuny?

o. John Moses

za: Ramblings of a Redneck Priest

fotografia: Arkadiusz /orthphoto.net/