publicystyka: Teologia muzyki - czyli czego nie wiemy o śpiewie cerkiewnym?

Teologia muzyki - czyli czego nie wiemy o śpiewie cerkiewnym?

tłum. Justyna Pikutin, 18 grudnia 2021

Śpiew cerkiewny i muzyka cerkiewna bardzo różnią się od tego, czego wszyscy słuchamy w wolnym czasie i nie chodzi tu tylko o treść tekstów.

Od pierwszych wieków chrześcijaństwa śpiew cerkiewny był formą głoszenia Ewangelii, a więc miał również podstawę teologiczną. Włodzimierz Nikołajewicz Łosski pisze, że mówienie o muzyce w odniesieniu do teologii może na pierwszy rzut oka wydawać się paradoksalne, ponieważ jesteśmy przyzwyczajeni do przypisywania muzyki do sfery rzemiosła, techniki i oczywiście sztuki. Jeśli koncentrujemy się na treści hymnów cerkiewnych, poruszamy się wyłącznie w sferze teologii bez względu na formę, w jakiej jest ona wyrażana, tzn. teksty liturgiczne mogą być traktowane jako wszelkiego rodzaju traktaty. Nie negujemy bynajmniej znaczenia tekstów liturgicznych, ale jak pisał J.A. Gardner, słynny badacz śpiewu cerkiewnego, w nabożeństwie można wydzielić trzy elementy składowe: słowo (tekst), sprawowanie i element muzyczny, na którym się skupimy.

W jednym ze swych wspomnień współczesny nam metropolita Tweru i Kaszyna Ambroży powiedział kiedyś: "Śpiew cerkiewny fascynował mnie od samego początku. To mnie urzekło i nauczyło kochać służbę i modlitwę... Śpiew! Śpiew w cerkwi! Było to i - jestem przekonany - jest dla wielu najpotężniejsze i najbardziej przekonywujące słowo Cerkwi.” Co było tak jakościowo innego w tym śpiewie? Dlaczego niektóre rodzaje muzyki nazywamy liturgiczną, a inne nie? Jakie jest kryterium, które pozwala nam dokonać takiego rozróżnienia?

Łosski uważa, że największy problem polega na tym, że muzyka, podobnie jak inne formy sztuki, zależy w dużym stopniu od preferencji człowieka. Co więcej, w prawosławiu jesteśmy również przyzwyczajeni, że nie używamy instrumentów muzycznych, chociaż były one używane w Starym Testamencie i nadal są używane w niektórych Kościołach przedchalcedońskich. Można i należy tu wyciągnąć analogię do ikonoklazmu. Odwołajmy się do ustaleń Siódmego Soboru Powszechnego, w których czytamy: "Podsumowując, zachowujemy, nie wprowadzając żadnych innowacji, tradycje kościelne powierzone nam w formie pisanej lub niepisanej. Jedną z nich jest tworzenie obrazów, będących odpowiednikiem tradycji głoszenia Ewangelii, budujących przekonanie, że wcielenie Słowa Bożego jest prawdziwe, a nie wyimaginowane, i służących innym podobnym celom. Jeśli bowiem jedno wskazuje na drugie, to jedno przez drugie staje się jasne."
Pisanie ikon również jest jedną z tych sztuk, a postanowienie odnosi się tylko do niej z tej prostej przyczyny, że nie istniało wtedy żadne inne tak znaczące "jabłko niezgody". Z tego możemy wyprowadzić pewną metodę soborową. Jeśli ikona jest Ewangelią w kolorach, to śpiew cerkiewny jest Ewangelią w dźwiękach. Muzyka cerkiewna musi być soteriologiczna, ukierunkowana na zbawienie człowieka. Prawdziwy teolog przeżywa swoje własne doświadczenie Boga, ale oprócz pewnej dozy subiektywizmu jest to także ogólnocerkiewne doświadczenie Boga. Z tego powodu teolog stara się przemawiać w imieniu Cerkwi. W ten sam sposób kompozytor i wykonawca hymnów liturgicznych, które są formą teologii liturgicznej, musi przemawiać w imieniu Cerkwi. Jeśli poprzez kontemplację obrazu ikonograficznego jesteśmy prowadzeni do pierwotnego obrazu, to również poprzez uporządkowane dźwięki śpiewu cerkiewnego powinniśmy być prowadzeni do Wszechmogącego. Św. Ignacy (Branczaninow) wypowiedział na ten temat znamienne słowa: "Kto nieustannie uczęszcza do cerkwi, uważnie czyta i śpiewa, ten może z pewnością nauczyć się wszystkiego, co jest niezbędne dla prawosławnego chrześcijanina w dziedzinie wiary".

Kiedy zostaliśmy ochrzczeni i staliśmy się członkami Cerkwi, zrzuciliśmy z siebie naszą "zniszczalną szatę", a przyoblekliśmy się w Chrystusa i weszliśmy do wspólnoty świętych, za których modli się kapłan podczas każdej Liturgii. W tej wspólnocie, poprzez pomoc innym, urzeczywistnia się nasze własne "ja". Każdy z nas jest jednostką, to znaczy niepodzielnym podmiotem lub "pracownikiem merytorycznym", jak pisał Mikołaj Łosski. Teraz, z jednostki mamy stać się człowiekiem, jednak nie tylko człowiekiem, lecz osobą w Bogu, na obraz Króla Królów, który umył nogi swym uczniom, a nawet Judaszowi. Przypomnijmy sobie opowieści o tym, jak żyły pierwsze wspólnoty chrześcijan, jak urządzano agapy, w których wszystko, co osobiste, stawało się wspólne. Każdy starał się usługiwać drugiemu na miarę swoich możliwości i talentów. Ważne jest, aby być w pełni świadomym siebie i "narzędzi" powierzonych nam przez Boga. Bez tego istnieje duże ryzyko, że "zakopiemy" swój talent, nie zdając sobie z tego w pełni sprawy. Liturgia jest zarówno "miejscem", w którym oczekujemy przyszłej błogiej wspólnoty świętych i Boga, ale także "szkołą średnią", w której uczymy się, jak stać się człowiekiem w Chrystusie. Rola każdego z nas podczas Liturgii jest bardzo ważna, każdy z nas wnosi swój wkład w tę "wieczerzę miłości", ale korzystamy z niego wszyscy. Używamy naszych talentów i darów nie tylko dla siebie, ale dla wszystkich. Stąd łatwo dojść do wniosku, że zarówno kompozytor muzyki cerkiewnej, jak i chórzysta cerkiewny są członkami zgromadzenia, których zdolności i talenty są współdzielone w życiu liturgicznym.

Muzyka, nawet ta liturgiczna, jest nadal muzyką, formą sztuki, więc trudno ją ująć w szablony, ale zdaniem Włodzimierza Łosskiego można wskazać pewne jej wewnętrzne zasady. Po pierwsze, zarówno kompozytor, jak i wykonawca muszą pamiętać, że w swojej działalności liturgicznej służą Bogu i bliźniemu, są "teologami dźwięku", a zatem należy unikać jakiegokolwiek samouwielbienia. Po drugie - nabożeństwo, jak już zostało powiedziane, jest formą głoszenia Ewangelii, dlatego w żaden sposób nie może być sprzeczne z tym, co zostało powiedziane przez Chrystusa. Po trzecie - ewangeliczne nauczanie nie toleruje pustych słów, dlatego nabożeństwo powinno być nasycone tymi dźwiękami, które poprowadzą człowieka do zbawienia i jest to bezdyskusyjne. Po czwarte - sama muzyka, jako forma sztuki, powinna mieć drugorzędne znaczenie w stosunku do zawartego w niej przekazu. Po piąte, jest rzeczą konieczną, aby hymny liturgiczne stały się dla słuchaczy formą modlitwy, pomagając im - jakkolwiek surowo by to nie brzmiało - nawiązać więź z Bogiem.

Myślę, że te słowa sprawią, że śpiew cerkiewny będzie miał dla nas o wiele większe znaczenie. I nie ma znaczenia, czy śpiewają ludzie wykształceni w konserwatorium, czy wiejskie babcie, bo jej istota i piękno tkwią nie tyle w estetyce, co w teologii. Nie bez powodu biskup Hilarion (Ałfiejew) zauważył kiedyś: "Utwory muzyczne mają tę zadziwiającą właściwość, że czasami w jednej chwili potrafią wznieść nasze umysły i dusze w nieziemskie sfery. Te momenty, w których niebiańskie natchnienie kompozytora staje się udziałem słuchacza, ukazują głęboki związek między prawdziwym tworzeniem muzyki a świętą posługą Cerkwi.”

prot. Władimir Dołgich

za: pravlife.org

fotografia: Tamelina /orthphoto.net/