publicystyka: Upadek w chaos

Upadek w chaos

tłum. Gabriel Szymczak, 19 listopada 2021

Nie ma nic bardziej traumatycznego niż początek chaosu. Przewidywalność załamuje się, dobro zdaje się zanikać, a szaleństwo najzwyklejszego przetrwania przejmuje kontrolę. W chaosie wszystko wydaje się prawdopodobne, ponieważ sam rozum stał się nieosiągalny.

Niedawno czytałem dużo o szaleństwie XIV wieku. Pomimo całej „struktury” i stabilności średniowiecza, pomimo społeczeństwa, w którym każdy wydawał się mieć swoje miejsce i wszystkie te miejsca były ułożone w mający znaczenie system, brutalność i chciwość często szczerzyły zęby z drapieżnym uśmiechem. Powszechne były wojny i przemoc, podobnie jak głód i jeszcze gorsze plagi. Kościół katolicki tamtych czasów (przy całej widowiskowości i pięknie swoich budynków) był często rządzony przez korupcję, która sprawiała, że nasze współczesne skandale mogłyby wydawać się drobnostką.

Na początku stulecia nastąpiło dziwne zjawisko „papiestwa w Awinionie”, przeniesienia papiestwa (będącego pod dominacją królów francuskich)  z Rzymu do Awinionu we Francji. Był to tylko jeden z symptomów zamętu i walki, które naznaczyły stosunki państwo-Kościół. W połowie niespokojnego stulecia uderzyła Czarna Śmierć, zabijając od jednej trzeciej do połowy populacji Europy w ciągu ośmiu lat. Czytanie szczegółowych opisów tej zarazy to przerażające spojrzenie na najgorsze scenariusze ludzkiego doświadczenia. Nie poradziliśmy sobie z tym dobrze.

Jedną z najbardziej bezpośrednich ofiar zarazy był rozsądek świata. Przyczyna zarazy była nieznana i niewyobrażalna w świecie bez wiedzy o bakteriach i wirusach. Wszystko, co składało się na ówczesną wiedzę medyczną, było bezużyteczne – nic nie działało. Równocześnie bezużyteczne wydawały się teorie o tym, jak Bóg zarządzał historią i jak współdziałał ze światem. Modlitwy, posty, pokuta, każde zasugerowane działanie nie odnosiły żadnego skutku. Pobożni ginęli tak samo strasznie, jak grzesznicy.

Sugerowano (i nie bez podstaw), że ziarna nowoczesności zostały zasiane właśnie w latach zarazy i jej następstw. Skoro tak, to słusznie byłoby powiedzieć, że wśród ofiar Czarnej Śmierci był tak zwany „powab” tamtych czasów. Jednym z powodów tego rozczarowania był prosty fakt, że nic nie zadziałało. To niepowodzenie spowodowało rozdarcie między średniowiecznym Kościołem a jego powszechnym wyobrażenie. Była to pusta przestrzeń, która czekała na wypełnienie.

Z odległości prawie 700 lat i przy odrobinie wiedzy o takich wydarzeniach i tak chaotycznym czasie, można czytać o tym z poczuciem dystansu i zrozumienia. Wiemy, co spowodowało zarazę (Yersinia pestis), podobnie jak łatwo możemy ocenić niepowodzenia ówczesnego społeczeństwa. Czas i odległość tworzą iluzję wszechwiedzy. Wprowadzamy tę iluzję do naszego własnego doświadczenia i wyjaśniamy sobie nawzajem porażki naszych czasów, a także to, co liczy się jako rozwiązanie.

Niektórym niepowodzenia religijne XIV wieku służą jako wzmocnienie ogólnej krytyki samych wierzeń religijnych. Jednym ze słabych punktów nowoczesności jest wyobrażanie sobie, że jesteśmy w niereligijnym, zsekularyzowanym świecie. Opisuję to jako ślepy punkt, ponieważ nowoczesny sposób myślenia sam w sobie jest całkowicie religijny. Żaden średniowieczny teolog nie miał „teorii wszystkiego” tak kompletnej, jak ma to umysł nowoczesności. Współczesny świat jest nie tyle „odczarowany”, ile ma „nowoczesny czar”. Wierzymy w siły rynkowe, medycynę, rząd, demokrację, technologię, algorytmy i marsz postępu. Myślimy, że znamy znaczenie historii. Ludzki umysł nie jest kompatybilny z „odczarowaniem”. Jest i zawsze był zaczarowaną przestrzenią.

Widziałem mikrokosmos XIV wieku. To samo dzieje się cały czas. Jednak w naszych czasach zdarza się to w odizolowanej rodzinie lub społeczności. Wydaje się, że wszystko idzie gładko, aż nagle przestaje dziać. Utrata pracy, zamknięcie fabryki, pojawienie się choroby w rodzinie, nieoczekiwany wypadek itp. - wydają się zalewać życie rodziny lub społeczności, pozostawiając jej członków w pełnym oszołomienia milczeniu i chaosie bezsensu. Rozmawiałem z takimi rodzinami jako duchowny lub doradca. Nie ma słów, które mogłyby wypełnić pustkę, która stała się ich światem. Możesz się modlić, ale starannie dobrane słowa wydają się tańczyć wokół ziejącej paszczy banału, która grozi połknięciem samej modlitwy.

Gdzie jest Bóg?

Wydaje mi się, że Bóg jest albo w chaosie, albo nigdzie. To, że wielu ludziom wydaje się, że Go nigdzie nie ma, sugeruje mi, że nasze wyjaśnienia (czy to średniowieczne, czy współczesne) są po prostu nieadekwatne – nasze religie są często zbyt słabe i nie dotykają sedna. Racjonalność naszego własnego rozumowania staje się substytutem racjonalności Logosu, jedynego Rozumu, który ma znaczenie.

Moje lata jako duchownego, zwłaszcza że zmuszały mnie do siedzenia wiele razy pośród chaotycznych chwil (w tym i moich własnych), często zarówno pchały mnie ku Bogu-w-chaosie, jak i burzyły moje liczne bałwochwalstwa. Wiara prawosławna od najwcześniejszych wieków broniła teologii „apofatycznej”. Jest to wyznanie, że stoimy „bez słowa” („apofatyczny” = „poza mową”) wobec tajemnicy, która z którą jesteśmy konfrontowani. Widzimy piękno i cudowność świata, którego porządek zdumiewa nas, a który jednocześnie tak łatwo ulega zmiażdżeniu przez bezsensowne zło. Wyznajemy, że Słowo (Logos, Rozum, Znaczenie Wszystkich Rzeczy) stało się ciałem i zamieszkało pośród nas, nawet jeśli nie mówimy o pełni tego, co to znaczy. Wyznajemy, że „umarł za nasze grzechy”, nawet gdy zmagamy się z tym, co to oznacza (i bez końca się o to spieramy).

Wydaje mi się całkowicie krytyczne, abyśmy rozumieli, że Chrystus (Logos) jest Chrystusem Ukrzyżowanym. Jak mówi św. Paweł: „Postanowiłem bowiem, będąc wśród was, nie znać niczego więcej, jak tylko Jezusa Chrystusa, i to ukrzyżowanego”. (1 Kor 2, 2) To nie jest tylko Logos, Pan porządku i rozumu, ale Logos Ukrzyżowany, Pan chaosu i nicości. Wyznajemy, że „depcze śmierć śmiercią” (rozbija chaos chaosem). W ten sposób odmawiamy wykluczenia chaosu z naszej wiary i zrozumienia. Wyznajemy, że ten chaos jest tamtym chaosem. Ta śmierć jest tamtą śmiercią. To cierpienie jest tamtym cierpieniem. Każde cierpienie jest Jego cierpieniem i głosimy Chrystusa ukrzyżowanego, aby nic nie zostało wykluczone.

„Wreszcie nastąpi koniec, gdy przekaże królowanie Bogu i Ojcu i gdy pokona wszelką Zwierzchność, Władzę i Moc. Trzeba bowiem, ażeby królował, aż położy wszystkich nieprzyjaciół pod swoje stopy. Jako ostatni wróg, zostanie pokonana śmierć. Wszystko bowiem rzucił pod stopy Jego”. (1 Kor 15, 24–26)

Ukrzyżowany Chrystus zmiata nasze fałszywe religie (zarówno średniowieczne, jak i nowożytne), nasze słabe wysiłki, by zaczarować wszechświat wyjaśnieniami i zrozumieniem. Wszystkie fałszywe religie są przedstawione w napomnieniu św. Pawła:

„… głosimy Chrystusa ukrzyżowanego, który jest zgorszeniem dla Żydów, a głupstwem dla pogan, dla tych zaś, którzy są powołani, tak spośród Żydów, jak i spośród Greków, Chrystusem, mocą Bożą i mądrością Bożą. To bowiem, co jest głupstwem u Boga, przewyższa mądrością ludzi.” (1 Kor 1, 23-25)

Doszedłem do wniosku, że wszystkie wojny (nawet, a zwłaszcza wojny kulturowe) mają charakter religijny. Są to wojny przeciwstawnych religii – a dokładniej przeciwstawnych idolatrii. W obliczu chaosu starają się one narzucić porządek. Wydaje się, że nasze czyny gardzą ranami Chrystusa, przed którymi powinniśmy stać w zachwycie i milczeniu.

Pan (porządku i chaosu) jest w Swojej świątyni. Niech cała ziemia milczy przed Nim.

o. Stephen Freeman

za: Glory to God for All Things

fotografia: szolucha.w /orthphoto.net/