publicystyka: Miej śmierć zawsze przed oczami

Miej śmierć zawsze przed oczami

tłum. Gabriel Szymczak, 24 października 2021

Śmierć jest wszędzie wokół nas, chociaż często staramy się ją ignorować. Niezależnie od tego, czy mają miejsce katastrofy naturalne, które widzieliśmy w ciągu ostatnich miesięcy w naszym kraju i które przynoszą nieoczekiwane tragedie, czy też pojawiają się długotrwałe choroby, z którymi wiele osób w naszej cerkiewnej rodzinie nadal walczy. Oczywiście mamy do czynienia z trwającą pandemią. Codziennie czytamy o tragediach i śmierci dziejącej się na całym świecie.

Czy lubimy o tym myśleć, czy nie, śmierć jest wszędzie wokół nas. Śmierć – wielki, niechciany i często nieoczekiwany gość, który unosi się nad całym naszym życiem. Może przyjść w każdej chwili i zabrać każdego z nas, czy to przez przemoc, klęskę żywiołową, nagłą chorobę, czy wypadek.

Z jednej strony śmierć jest najbardziej fundamentalną rzeczywistością naszego życia. Od momentu narodzin wiemy, że umrzemy. Jednak choć ten fakt jest tak oczywisty, ilu z nas decyduje się ignorować tę trudną rzeczywistość i skupiać swoje życie tylko na tu i teraz? Ilu z nas w Kościele może nawet dzisiaj wyciszyć moje słowa i kazanie, myśląc, że ten temat śmierci jest zbyt niewygodny i przygnębiający, by o nim myśleć?

Otóż zwracam naszą uwagę na temat śmierci, ponieważ jest on przedmiotem dzisiejszego czytania z Ewangelii. Słyszymy o Jezusie i Jego uczniach, zbliżających się do miasta Nain, podczas gdy wielka rzesza ludzi idzie w procesji pogrzebowej. Głęboki ból i smutek ogarnia owdowiałą matkę, która opłakuje stratę swojego jedynego dziecka. Gdy Jezus jest świadkiem jej smutku, współczuje jej i dokonuje jednego ze swoich najbardziej niesamowitych cudów. Dotyka łoża, gdy niosący je zatrzymują się i rozkazuje: „Młodzieńcze, mówię ci, powstań!” A zmarły siada i zaczyna mówić!

Niewiarygodny cud wskrzeszania zmarłego! Do tego czasu ludzie słyszeli o Jezusie uzdrawiającym chorych. Słyszeli o tym, że przywraca wzrok niewidomym i sprawia, że chodzą sparaliżowani. Trędowaci zostają oczyszczeni, a głusi znów mogą słyszeć. Demony są wypędzane z opętanych, a jego uczniowie widzieli nawet, jak Chrystus kontrolował samą naturę, nakazując wiatrowi i falom morskim zatrzymać się. Nasz Pan przebaczał grzesznikom bez względu na to, jakie grzechy popełniali i przywracał ich zdeformowanym i zniekształconym duszom pierwotne piękno. Jednak teraz pokazał Swoją najwyższą władzę nad największym złem ze wszystkich, nad samą śmiercią. Wskrzesił martwego człowieka!

Mógłbym głosić o absolutnej mocy i autorytecie, jakie posiada Jezus Chrystus i o tym, że nic, absolutnie nic, nie jest dla Niego niemożliwe. Wskrzeszenie umarłych jest kulminacją wszystkich cudów. Wiemy jednak, że podczas swojej służby Jezus nie wskrzesił wszystkich zmarłych swoich czasów. W Ewangeliach mamy tylko cztery opisy Chrystusa wskrzeszającego zmarłych – tego młodzieńca, małą dziewczynkę, swojego przyjaciela Łazarza po tym, jak był martwy i leżał od czterech dni w grobie - i samego Siebie.

Ponieważ takie cuda nie zdarzają się tak często, nie chcę się na nich dzisiaj skupiać. Zamiast tego chcę wykorzystać tę okazję, aby skupić się na czymś, co jest częścią całego naszego życia – rzeczywistości śmierci. Nie chcę jednak koncentrować się na samej śmierci, ale na tym, czego możemy się nauczyć z medytacji nad śmiercią z perspektywy prawosławnego chrześcijanina.

Nasz Pan otwarcie rozmawiał ze swoimi naśladowcami o śmierci, jak również o czasach ostatecznych. Dał bardzo jasne i stanowcze ostrzeżenia swoim uczniom: „Czuwajcie więc, bo nie wiecie, którego dnia wasz Pan przyjdzie [moglibyśmy powiedzieć: kiedy nadejdzie nasza śmierć]”. Będzie jak w czasie Noego - przed potopem ludzie bawili się na przyjęciach i weselach, jedząc, pijąc i nie myśląc o niczym innym. Koniec nadejdzie jak błyskawica z nieba – nagle i niespodziewanie.

Nie daj się zwieść myśleniu, że będziemy żyć długo. Mogę mieć nadzieję, że wszyscy będziemy żyć długo, ale rzeczywistość pokazuje coś innego. Każdego tygodnia, kiedy ofiarowuję modlitwy proskomidii przed Boską Liturgią, modlę się za setki zmarłych osób. Co tydzień przypominam sobie, że śmierć nie jest stronnicza, że zabiera ludzi w każdym wieku. Wszyscy to wiemy, a jednak jakoś słuchamy cichego oszustwa Szatana, gdy szepcze nam do ucha, że mamy mnóstwo czasu, a wtedy skupiamy się tylko na tu i teraz. „Nie myśl teraz o śmierci”, szepcze uwodzicielsko, „masz czas!”

W przeciwieństwie do tej postawy, nasz Pan stwierdza coś przeciwnego: „Bądź teraz czujny i gotowy!” Św. Paweł wysłuchał tej rady i zachęcił pierwszych chrześcijan, by nie tylko byli przygotowani na śmierć, ale nawet czekali na koniec. Często kończył swoje listy do wczesnych Kościołów mówiąc: „Maranatha - Przyjdź Panie Jezu”. Ojcowie Kościoła utrzymywali tego ducha przy życiu, powtarzając polecenie: „Miejcie śmierć zawsze przed sobą”. Teraz być czujnym i gotowym, i trzymać śmierć zawsze przed sobą – to wcale nie jest ponura rada! To rozsądne zalecenie, dotyczące najbardziej podstawowej rzeczywistości w naszym życiu.

Gdybyśmy czekali na przyjście naszego Pana i na możliwość samej śmierci każdego dnia, jakże inaczej żylibyśmy naszym życiem! Myśl o śmierci nie paraliżowałaby nas i nie prowadziła do życia w strachu i lęku. Nie! Kiedy święci zastanawiali się nad śmiercią, czyli końcem świata, podkreślali dwie rzeczy – radość ze spotkania z naszym Panem oraz potrzebę bycia uważnym i przeżywania życia teraz, ale z wieczną perspektywą.

Musimy zdać sobie sprawę, że wiele naszych dążeń, wygód i przyjemności tego świata – wiele z tego, co wydaje się tak ważne w naszym dzisiejszym życiu, jest tymczasowe. Nasze codzienne pasje i troski szybko przeminą, a co pozostanie? Myśl o śmierci radykalnie pomaga nam zmienić nasze spojrzenie na to, co jest naprawdę ważne w życiu.

Kiedy mamy przed sobą myśl o śmierci, wiele rzeczy, które wydają się tak ważne i pilne, traci na znaczeniu. Pomyśl przez chwilę: „Jak ważne dla wieczności jest to, czy Red Sox wygra World Series? Jak ważne dla wieczności jest to, że Mac Jones dobrze gra z Patriotami? Jak twoja wymówka, by odpuścić wielbienie Pana w niedzielę ze względu na golfa, będzie wyglądać z perspektywy Boga?”

Nie zrozum mnie jednak błędnie. Nie powiedziałem, że jest coś złego w oglądaniu Red Sox lub Patriotów, graniu w golfa lub zajmowaniu się innymi hobby. Po prostu stawiam ważne pytanie: „Pod koniec naszego życia, kiedy staniemy przed naszym Panem twarzą w twarz, jak ważne okażą się te rzeczy?”

Ciągła myśl o śmierci zmienia nasze spojrzenie na wiele spraw i prowadzi nas do refleksji nad pytaniami dotyczącymi naszej egzystencji: Dlaczego tu jestem? Jaki jest cel mojego życia? Jak mogę wykorzystać swój potencjał jako dziecka Bożego? Kiedy pogoń za tymi odpowiedziami pochłonie nasze życie, wtedy to, co powierzchowne, powoli zaniknie.

Jedną z najbardziej fundamentalnych zmian w naszej perspektywie będzie sposób oczekiwania na samą śmierć. Ze zdrowej chrześcijańskiej perspektywy śmierć staje się czymś, czego już się nie boimy, ale możemy ją z radością zaakceptować, gdy nadejdzie. Nasz Pan powiedział: „Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem; wierzący we Mnie choćby nawet umarł, żyć będzie. I każdy żyjący i wierzący we Mnie nie umrze nigdy… Kto słowa Mego słucha i wierzy Temu, który Mnie posłał, ma życie wieczne, nie stanie przed sądem, ale ze śmierci przejdzie do życia”.

Zawsze pamiętaj, jeśli już teraz jesteśmy zjednoczeni z naszym Panem, śmierć będzie tylko drzwiami do większego zjednoczenia z Nim! Dlatego św. Paweł mógł powiedzieć: „Dla mnie bowiem żyć - to Chrystus, a UMRZEĆ - TO ZYSK”.

Myśl o śmierci może być wspaniałym nauczycielem. Rozmyślanie nad śmiercią przypomina nam o tym, jak krótkie jest życie i jak musimy zadbać o to, by przeżyć te krótkie lata na ziemi z naciskiem na wieczność. Śmierć przypomina nam, że tylko życie w miłości, tylko życie w służbie innym, tylko życie w poświęceniu dla drugiego może przygotować nas do ostatecznego końca na ziemi.

Klęski żywiołowe, wojny i przemoc, choroby i wypadki - bez względu na przyczynę, już nie musimy obawiać się śmierci, gdy nadejdzie. Jak mówi św. Jan Teolog: „Doskonała miłość usuwa lęk”. Kiedy kultywujemy i skupiamy się na takiej miłości w naszym życiu, będziemy gotowi powiedzieć wraz z apostołem Pawłem: „Gdzież jest, o śmierci, twoje zwycięstwo? Gdzież jest, o śmierci, twój oścień?” Jestem gotowy. Przyjdź, Panie Jezu!

o. Luke A. Veronis

za: The Light

fotografia: Lublin /orthphoto.net/