publicystyka: XXV Piesza Pielgrzymka do Jabłecznej – refleksje pielgrzyma

XXV Piesza Pielgrzymka do Jabłecznej – refleksje pielgrzyma

Natalia Walicka, 04 lipca 2016

Piesze pielgrzymowanie to rzecz wspaniała i unikalna w dzisiejszych czasach. Zastanówmy się chwilę – kto w czasach konsumpcjonizmu i skrajnych wygód chciałby przejść  200 km z kilkunastoma obcymi osobami, nie mając gwarancji wygodnego łóżka i kolacji? Co nas do tego skłania?

Współczesny pielgrzym choć przez chwilę może poczuć się tak, jak „strannik” z „Opowiadań pielgrzyma” i porzucić wszystko – codzienne problemy, troski i iść licząc na dobroć ludzi spotkanych po drodze, którzy zapewnią mu nocleg i pożywienie.

Czymś niesamowitym jest fakt, że idąc w pielgrzymce, jeszcze przed chwilą obcy dla nas pielgrzymi stają się naszą najbliższą rodziną, towarzyszami w trudach i radościach. Każdy troszczy się o siebie wzajemnie – czy komuś nie potrzeba wody, czy nie zmienić kogoś przy niesieniu ikony. Pielgrzymka, już kilka chwil od momentu wyruszenia, staje się małą wspólnotą, a nie zbiorem jednostek.

Co najważniejsze – wszyscy czujemy pewną łączność i nieme porozumienie wynikające z faktu wiary w Boga, czego świadectwem jest właśnie to dziwne pielgrzymowanie.

Co myślą osoby patrzące z boku, w ruchliwym w godzinach porannych Bielsku Podlaskim, widząc orszak z ikoną św. Onufrego na czele, dziewczynami w długich spódnicach i chustkach na głowie, w świecie, gdzie króluje lekkość obyczajów? Co rozumieją ze śpiewanych przez nas modlitw „Hospodi, Iisusie Chrystie Synie Bożyj, pomiłuj nas gresznych”? Gorszą się, czy skłania ich to do refleksji? Niektórzy, pomimo zgiełku na ulicy zatrzymują się i czynią na sobie znak krzyża.

Radość, jaką daje pielgrzymowanie, jest nie do opisania – trzeba to po prostu przeżyć. Na pewno są osoby, które zastanawiają się, dlaczego nie można po prostu pomodlić się w cerkwi, po co iść w pielgrzymce?

Właśnie – czym różni się modlitwa w cerkwi od pielgrzymki? Święta Liturgia to nieodłączny element pielgrzymki, ale nabiera ona wtedy zupełnie innego wymiaru. Przeżywamy ją w naszym nowym, małym zgromadzeniu, większość z nas przyjmuje Święte Dary, mamy poczucie, że każdy z nas dobrze wie, po co jest w cerkwi. W końcu czujemy jej prawdziwą pełnię. Później, w drodze, czytamy wspólnie modlitwy po przyjęciu św. Komunii.

Pielgrzymka staje się małą wspólnotą, tymczasową parafią, czymś, czym docelowo powinna być modlitwa w cerkwi – poczuciem jedności, wspólnej wiary, wspólnego przyjęcia Eucharystii.

Pielgrzymka – a szczególnie pielgrzymka do Jabłecznej – jest odnowieniem tego, co zatraciliśmy w wielu miejscach, a zwłaszcza w dużych parafiach – odnowieniem chrześcijańskiej wspólnoty z pierwszych wieków, gdzie życie parafialne było żywe – jej członkowie się znali, dbali o siebie wzajemnie, oraz co najważniejsze – gdzie wszyscy zgromadzeni przyjmowali Komunię. Dopiero na pielgrzymce można odczuć, czym tak naprawdę powinna być prawdziwa wspólnota chrześcijańska – uczymy się tam jej na nowo.

Pielgrzymka to ciąg doświadczeń i obrazów, które na zawsze zostaną zapisane w sercu.

Poznajemy tam prawdziwych przyjaciół, którzy zostają na lata, wzrusza nas bezinteresowna gościnność spotkanych po drodze ludzi oraz niesłychana religijność staruszek, które zobaczywszy nas na krótkim postoju, biegną zgięte w pół (z talerzem pysznych ciastek w trzęsącej się dłoni) by pocałować ikonę św. Onufrego.

To okazja do poznania ludzi z takiej strony, z jakiej nigdy nie mielibyśmy okazji ich poznać w innych okolicznościach, w tym szybkim, zabieganym i zapracowanym świecie. Na pielgrzymce czas się jakby zatrzymał – jest czas na rozmowy o życiu, wierze, religii, na poznaniu mnóstwa ciekawych historii i wspólnym obserwowaniu toczącego się wokół życia, na które w końcu mamy otwarte oczy, nie skupione jedynie na własnym "ja".

Wreszcie to nasi opiekunowie duchowi, którzy troszczą się o nas jak rodzeni ojcowie.

Dlatego, gdy dochodzimy na miejsce po dziewięciodniowej podróży – do Monasteru św. Onufrego, czujemy i radość z faktu dotarcia do celu, ale i smutek, że musimy się rozstać z naszą małą wspólnotą. Na szczęście św. Onufry, opiekun naszej pielgrzymki, czuwa nad nami i nie pozwoli nam się długo smucić, a pomoże wrócić do już nie szarej, a nowej codzienności, na którą będziemy spoglądać trochę szerzej otwartymi oczami duchowymi.

Największym owocem pielgrzymki jest chyba uświadomienie sobie najstarszej prawdy – im człowiek mniej ma potrzeb, tym więcej radości.