publicystyka: O aniołach i człowieku bez nóg

O aniołach i człowieku bez nóg

tłum. Justyna Pikutin, 23 lipca 2021

Każdy spotykany przez nas człowiek - to anioł, który nie bez powodu został nam zesłany jako pomocnik. On albo cię doświadcza, albo cię kocha. Inaczej być nie może. Miałem taką sytuację w młodości. Piliśmy razem z przyjacielem i późno się rozeszliśmy. Rano dzwonię, by zapytać, czy wrócił szczęśliwie do domu, a w odpowiedzi słyszę: “wpadł pod szynobus, obcięło mu obie nogi.” Straszne nieszczęście, prawda? Zaszedłem, by odwiedzić go w szpitalu, a on mówi: “Dobrze ci, a ja... spójrz...” - i odsłonił kołdrę, a tam... horror! Dotychczas był człowiekiem dumnym, a stał się - skromnym i pogodnym.

Zakupił protezy, ma żonę, czwórkę dzieci, został dziecięcym powieściopisarzem i jest zatopiony w szczęściu po uszy. Oto jak Bóg leczy dusze cielesną chorobą i niemocą! Być może, gdyby nie wydarzyło się to nieszczęście, nadal żyłby w pysze - i usechłby jak czerstwy chleb. Taka jest trudna do przejścia, a jednocześnie najkrótsza droga do duchowego oczyszczenia. Trzeba w każdej chwili uczyć się, w każdej chwili myśleć, co powiedzieć. I tworzyć, tworzyć, tworzyć.

Czasami życie uderza, a ciosy te - to lekarstwo. “Kara” - w języku rosyjskim pochodzi od słowa “kazać”, “nakazać”, a nakazywanie - to nauczanie. Bóg uczy nas, jak troskliwy ojciec. Stawia małego syna do kąta, by ten następnym razem nie postępował nieprawidłowo. Dziecko wyrywa się, a ojciec trzyma je za rękę, by nie wpadło pod tramwaj. Tak też i Bóg. Doświadczenia - to egzamin. A po co egzamin? Po to, by go zdać. W efekcie tych doświadczeń stajemy się coraz bardziej czyści. Złoto wypalane jest w ogniu, by stało się czyste. Tak też nasze dusze. Powinniśmy trudności znosić z pokorą, nie pytając “za co?”. Taka jest nasza droga.

Piotruś, umyj zęby!

W mojej pamięci nie pozostają wydarzenia z życia, a twarze. Pamiętam na przykład twarz młodej mamy, która była bardzo wesołym człowiekiem. Nawet teraz taka jest. Mama przyjaźniła się ze mną i wychowywała, co obecnie jest rzadkością. Kiedy ją uraziłem, powiedziałem lub zrobiłem coś nie tak, przez cały dzień ze mną nie rozmawiała, a potem godziliśmy się. Teraz rozumiem, jak ciężka była jej praca wychowawcza. Dziesięć tysięcy razy powiedziała mi: “Piotruś, umyj zęby”, póki pewnego razu nie wziąłem szczoteczki i nie umyłem ich już po pierwszej jej prośbie. A potem już robiłem to sam, bez przypominania. Ten obraz - jeden z niewielu - tego, jak po raz pierwszy wykazałem się posłuszeństwem i jakie to było przyjemne, zachowuję w swej pamięci do dziś.

Moja wesoła i mądra mama organizowała mi różne wychowawcze sytuacje. Kiedy miałem 16 lat zamknęła lodówkę na klucz. Nie było nic do jedzenia, więc po dwóch dniach poszedłem do pracy - bo chciałem jeść.

Dziecko sprzeciwia się rodzicom: tego nie będę, tamtego nie będę. Co robi mądry rodzic? Albo ukarze, albo postawi do kąta, albo urządzi lanie, lub sprawi awanturę - ale doprowadzi do tego, by dziecko zrobiło to, co należy... Tak też i Bóg, nasz Ojciec: alkoholika, narkomana, prostytutkę, cwaniaka, złodzieja postawi w takiej sytuacji, żeby sami się poprawili. On chce wyłącznie ich zbawienia.

Prowadziłem zupełnie różne życie

W jakim celu żyjemy? Przez długie lata nie odpowiadałem na to pytanie - przebiegałem obok. Byłem naćpany, piłem, biłem się, twierdziłem: “Jestem najważniejszy”. A tak naprawdę prawdziwym sensem życia jest miłość. Kochać to znaczy poświęcić się, a poświęcić się - znaczy oddać. To najprostszy schemat. To nie znaczy - chodzić do cerkwi, stawiać świeczki i modlić się. Spójrzcie: Czeczenia, 2002 rok. Stoi ośmiu żołnierzy. Wnet jeden z nich przypadkowo wyciąga z granatu zawleczkę i oto granat kręci się. 55-letni podpułkownik, który ani razu nie był w cerkwi, ani jednej świeczki nie postawił, niewierzący, komunista, ojciec czwórki dzieci... własnym ciałem przykrywa granat. Żołnierze przeżyli, a dowódca - wprost do raju. To jest ofiara. Nie ma nic lepszego na świecie, niż oddać życie za innego człowieka.

W wojnie przejawia się wszystko. W niej wszystko jest skompresowane. A w codziennym życiu wszystko się rozmywa. Myślimy, że na dobre uczyni będzie jeszcze jutro i pojutrze... A co jeśli umrzesz dzisiejszej nocy? Co będziesz robił w czwartek, jeśli umrzesz w środę? Wydawałoby się, że jeszcze wczoraj siedziałem w towarzystwie Olega Jankowskiego, oto leży jego kurtka, a tam fajka. A gdzie teraz jest Oleg? Zaprzyjaźniliśmy się z nim na zdjęciach do filmu “Car”. Dużo rozmawialiśmy o życiu. Nawet po jego śmierci z nim rozmawiam. Modlę się: “Boże, zmiłuj się i zbaw jego duszę!” Oto co przechodzi do tamtego świata - modlitwa. Dlatego, kiedy umrę, nie chcę wytwornych dębowych trumien i kwiatów. Módlcie się za mnie, bo przeżyłem zupełnie różne życie.

Modlitwa jest ważna też przy życiu. Słowo dziękuję ( z ros. “spasibo” - od słów “spasi Boh” - “zbaw Boże”) - to już modlitwa. Zdarza się, że nie mogę znaleźć okularów, proszę Stwórcę Wszechświata: “Pomóż mi, Boże!” - i znajduję je. Ojciec z Niebios kocha nas i zawsze możemy zwrócić się do Niego z prośbą o pomoc. Wiecie, jaki to cud?! Siedzimy tu z wami, takie robaczki - i możemy powiedzieć “Boże, zmiłuj się!”. Nawet mała prośba - to prośba do wszechświata. To niesamowite!

Bóg to nie jest zły pan z pałką, który siedząc na chmurze, liczy nasze uczynki, nie! On nas kocha bardziej niż mama, niż wszyscy razem wzięci. I jeśli posyła jakieś nieprzyjemne i trudne okoliczności - to znaczy, że tego potrzebuje nasza dusza. Przypomnijcie sobie swoje życie w najtrudniejszych i najcięższych momentach - to jest ten punkt kulminacyjny, to jest coś niesamowitego! Zapisała mi się taka myśl: im gorsze warunki, tym lepsze są koty. O tak...

Piotr Mamonow

za: petrmamonov.ru

fotografia: #Y_Valentina@ /orthphoto.net/