publicystyka: Kogo pocieszy Pocieszyciel?

Kogo pocieszy Pocieszyciel?

tłum. Justyna Pikutin, 25 czerwca 2021

Jezus Chrystus przed Swoim Wniebowstąpieniem przykazał apostołom: “...Wy zaś zostańcie w mieście Jeruzalem, póki nie obleczecie się mocą z wysokości” (Łk 24, 49). A jeszcze wcześniej mówił im:
Jeśli Mnie miłujecie, będziecie przestrzegać przykazań Moich i poproszę Ojca, i da wam innego Pocieszyciela, aby był z wami na wieki, Ducha Prawdy, którego świat nie może przyjąć, bo Go nie widzi i nie zna. Wy znacie Go, bo przebywa u was i w was będzie.” (J 14, 15-17).

Ta obietnica dokonała się w Dzień Pięćdziesiątnicy, kiedy Duch Święty napełnił apostołów łaską i siłą. My również tego dnia z nadzieją modlimy się oczekując łaski Bożej, oczekując, że św. Duch również nas napełni łaską. Właśnie o tym mówi modlitwa “Królu Niebieski” (Caru niebiesnyj). Mówi o tym wiele innych modlitw święta Zesłania Ducha Świętego na Apostołów.

Z miłością naśladując Zbawiciela, nazywamy Ducha Świętego - Pocieszycielem. Cóż za piękne imię! Pocieszyciel.
Jednak kogo tak właściwie pociesza On w dzień Świętej Trójcy, a także w pozostałe dni roku? I co powinniśmy zrobić, by stać się godnymi tego pocieszenia?

Oczywiste jest, że pocieszenie niezbędne jest tylko tym, którzy przeżywają trudne chwile i cierpią z powodu niedostatku. O tym, kto tak właściwie potrzebuje pocieszenia dowiadujemy się z kontekstu Św. Ewangelii. Przykładowo, w kazaniu na górze Chrystus nazywa “błogosławionymi” płaczących, łaknących, prześladowanych i znieważanych. I obiecuje im, że otrzymają oni za swoje cierpienia na ziemi nagrodę w Niebie (patrz: Mt 5, 3-12). Jednocześnie przestrzega innych: “Biada wam, którzy jesteście syci teraz, albowiem głodni będziecie. Biada wam, roześmianym teraz, albowiem lamentować będziecie i płakać.” (Łk 6,25).

Jeszcze wyraźniej ten temat poruszony został w przypowieści o bogaczu i Łazarzu (patrz: Łk 16, 19-31). Kiedy bogacz po rozkosznym życiu na ziemi znalazł się w piekielnych mękach, zawołał do Abrahama prosząc go, by posłał Łazarza, by ten ochłodził wodą jego rozpalone usta. Na co Abraham odpowiada: “Dziecko! Przypomnij sobie, że ty otrzymałeś już to co dobre w swoim życiu, a Łazarz - to co złe; teraz on tutaj zaznaje pocieszenia, a ty - cierpisz”.

I tak doszliśmy do kluczowych słów: Łazarz zaznał pocieszenia na niebie po ziemskich cierpieniach.
Tak więc, kto potrzebuje pocieszenia? Ten, kto bardzo cierpi. Jednak nie z powodu zwykłego kataru, który go męczy. Pocieszenia potrzebują męczennicy i wyznawcy, ci, którzy przelali krew, pot i łzy za Chrystusa. Wielkiego męczennika Jerzego Zwycięzcę i wielu innych męczenników Bóg pocieszał objawieniami. Św. Antoni Wielki w swej ascezie stanął na równi z męczennikami, tak jak św. Andrzej Szaleniec, w imię Chrystusa, choć formalnie nie można nazwać ich męczennikami.
I oto przychodzimy do świątyni, wyspani, syci i zadowoleni, prosimy Ducha Świętego, by zszedł na nas i szukamy pocieszenia...

Wróćmy do słów Zbawiciela, by wszystko stało się jasne: “Jeśli Mnie miłujecie, będziecie przestrzegać przykazań Moich i poproszę Ojca, i da wam innego Pocieszyciela”. W tych słowach przedstawiony został właściwy związek przyczynowo-skutkowy. Na początku my z miłości do Chrystusa przestrzegamy Jego przykazań. A jest to obarczone, bracia i siostry, niczym innym jak męką. Przecież tylko u protestantów wszystko jest lekkie: “po prostu” pokochaj bliźniego. A w rzeczywistości, by wcielić w życie tę miłość, trzeba ukrzyżować siebie. Ni mniej, ni więcej.

Kiedy chrześcijanin stara się wypełniać przykazania Chrystusa, zaczyna rozumieć, że jest to ponad ludzkie siły. I czym więcej starań pokłada, widzi, że meta jest coraz dalej. To nie są moje słowa, tak mówili Święci Ojcowie: “Skrupulatne wypełnianie przykazań Chrystusowych uczy człowieka jego słabości” - mówi św. Symeon Nowy Teolog. “Pierwszym objawem zdrowienia duszy jest dostrzeganie swych niezliczonych - niczym piasek na plaży – grzechów”, wtóruje mu św. Piotr z Damaszku.

W tej bitwie z samym sobą i szatanem przegrany jest wcześniej wytypowany, jeśli tylko brakuje Bożej pomocy. Kiedy wypełniłeś już wszystko, co byłeś w stanie i wydaje się, że już nic więcej nie możesz przeciwstawić swej upadłej grzesznej naturze - to w blasku i chwale pojawia się sam Władca natury i wyciąga cię na twardy grunt. Jak się okazuje, Bóg nie potrzebuje naszego zwycięstwa, a naszej pokory, która stanowi zaliczkę życia “niedestrukcyjnego”. Dlatego też Bóg nie oczekuje od nas, byśmy w walce wykazali się siłą woli i siłą fizyczną, a oczekuje wyłącznie przejawu pokory. Choć w nadzwyczajny sposób to ostatnie nie pojawia się bez pierwszego. Tak jak św. Antoni, pobity przez biesy, stał się godny objawienia Boga, kiedy już zupełnie opadł z sił.

Starasz się wypełniać przykazania i oczywiście nie możesz osiągnąć tego celu w pełni. Od tej wewnętrznej walki (a czasem również zewnętrznej) przeżywasz piekielne piekło. Grzechy parzą, brak siły, by znieść swoją hańbę, brak siły, by obmyć się z niej, gdyż już wżarła się w duszę, jak farba wżera się w skórę. I właśnie wtedy, gdy w środku wszystko napina się i rozrywa, przychodzi Bóg i przynosi ukojenie. Objawia się łaska Świętego Ducha, która goi rany i otacza serce spokojem.

Chrystus mówi apostołom, że ześle im innego Pocieszyciela. W ten sposób chce zaznaczyć, że ich pierwszym Pocieszycielem był On Sam - Syn Boży. I rzeczywiście, w Ewangelii zauważamy, że uzdrawiał On cierpiących niemoc duszy i ciała. Czynił dobro dla niepełnosprawnych, opętanych i grzeszników. To znaczy, że grzesznicy, których oczyszczał z grzechów, cierpieli identycznie jak ślepy od urodzenia, kobieta cierpiąca na krwotok, czy też gadaryński opętany. Tylko ci pierwsi cierpieli z powodu swej grzeszności.

To znaczy, że aby stać się godnym takiego pocieszenia, my, w pewnym stopniu zdrowi cieleśnie, musimy doświadczać cierpienia z innych powodów.

Tak więc kogo pocieszy Święty Duch?

Pozwólcie, że najpierw powiem, kogo On nie pocieszy. A nie pocieszy On tego, kto - jak pisał Puszkin - “z siebie zbyt zadowolony, i z obiadu i ze swej żony”. Tego, który jest w zupełności usatysfakcjonowany swym istnieniem, ile chce - śpi, je i cieszy się życiem, i nic nie przeszkadza oczom jego sumienia. Taki człowiek może chodzić do cerkwi oraz formalnie nawet do spowiedzi i Eucharystii, ale do czasu. Jak mówi Księga Powtórzonego Prawa: “Lecz (jadł Jakub i) utył Jeszurun i wierzgał; utyłeś, obrosłeś w tłuszcz i zgrubiałeś; opuściłeś Boga, który cię uczynił” (Pwt 32,15). Do czasu, póki w zupełności nie zapomnimy o Bogu i nie nastąpi nasza duchowa śmierć.
To straszne stać się takim chrześcijaninem.

Straszne nie tylko dla mnie. Cała Cerkiew w dzień Pięćdziesiątnicy wspólnie modli się: “Abyśmy zostali umocnieni na spełnianie dzieł miłych Bogu...” (O jeże ukrepitisia nam k sowierszeniju bohouhodnie). To znaczy, że prosimy, by Sam Bóg umocnił nas w osiąganiu ideału w czynieniu dzieł miłych Bogu. W osiąganiu, tego ideału, w którym nie ma nawet ziarenka formalizmu i dogadzania swemu ciału.
Właściwie modlimy się o to, by być godnymi Bożej łaski. I paradoks duchowego życia polega na tym, że godnymi tej łaski stają się ci, którzy uważają się za niegodnych.

Pocieszyciel pocieszy chrześcijanina, którego sumienie rozrywa na kawałki. Tego błogosławionego wykonawcę Bożych przykazań, który nie może spokojnie jeść i spać, ponieważ nie może niewolnik żyć w spokoju. Nie może żyć w spokoju skazany na karę śmierci lub ten, kto nieoczekiwanie dowiedział się o swojej śmiertelnej chorobie. Tak też i my znajdujemy się w niewoli słabości i jesteśmy skazani na śmierć za nasze grzechy.

Pocieszyciel pocieszy tego, kto woła do Niego dniami i nocami z bólu spowodowanego niegojącą się raną grzechu. Tego, kto niesie w sobie nieustającą skruchę i od tej nieustającej skruchy wznosi się ku nieustannej modlitwie.

Pocieszyciel pocieszy tego, dla kogo ludzkie słowa pocieszenia już nic nie znaczą, ponieważ jego cierpienie wiąże się z innym światem, dla kogo wszystkie ziemskie przyjemności straciły piękno i atrakcyjność. Tak jak Adam, gdy gorzko płakał po wygnaniu z raju, nie mógł pocieszyć się niczym, póki Sam Chrystus nie zszedł w Wielką Sobotę do piekła i nie wyciągnął ku niemu ręki, i nie pocieszył go.

Pocieszyciel Sam szuka serca, które gotowe jest, by zamieszkał w nim i oczyścił je od wszelkich nieczystości. Tak więc umyjmy nasze serca łzami skruchy i oczyśćmy gorącą modlitwą, by pocieszenie Pocieszyciela dotknęło także nas!

o. Sergiusz Biegijan

za: pravoslavie.ru

fotografia: alik /orthphoto.net/