publicystyka: Mowa wypełniona Łaską Pięćdziesiątnicy

Mowa wypełniona Łaską Pięćdziesiątnicy

tłum. Gabriel Szymczak, 20 czerwca 2021

W dniu Pięćdziesiątnicy Duch Święty napełnił uczniów Jezusa i mówili „innymi językami”, tak że tłumy ze wszystkich narodów słyszały, jak mówią o „cudownych dziełach Bożych” w ich własnych językach.

Chociaż myślę, że wielu chrześcijan doświadczyło momentów mowy przepełnionej Łaską, to bardzo niewielu z nas zostało tak napełnionych Duchem Świętym, że nasza mowa jest pełna Łaski, że inni rzeczywiście słyszą, jak opowiadamy o cudownych dziełach Bożych. To rzadkość. Taka przepełniona Łaską mowa umożliwia słuchaczom usłyszenie o Bożej wspaniałości, nawet jeśli nie mówią twoim językiem. Z mojego doświadczenia wynika, że bardzo niewielu ludzi faktycznie mówi moim językiem - a ci, którzy mówią w moim języku, nie radzą sobie tak dobrze.

Chodzi mi o to, że nawet bracia i siostry, którzy dorastali w tym samym domu, bez przepełnionej Łaską mowy Ducha Świętego nie rozumieją się nawzajem, nie mogą przekazywać sobie wzajemnie tego, co naprawdę myślą i czują. Najczęściej zupełnie nie rozumieją i nie doceniają tego, co jest najważniejsze dla tej drugiej osoby.

To, że dwoje ludzi używa tych samych słów, nie musi koniecznie oznaczać, że mówią tym samym językiem. Dzieje się tak zwłaszcza w przypadku mówienia o duchowości i religii. Bez łaskawej mowy serca wypełnionego Duchem Świętym, równie dobrze mógłbym mówić do mojego sąsiada w suahili, równie dobrze mógłbym mówić o ziemniakach - kiedy on mówi o kukurydzy.

A prawdziwa tragedia polega na tym, że chociaż zostałem napełniony Duchem Świętym, to zgasiłem Go, roztrwoniłem, pogrzebałem, zgubiłem i pogardziłem Nim. Większość tego, co wychodzi z moich ust, jest w najlepszym przypadku nieskuteczna, a w najgorszym - zadaje śmierć. Zamiast językami ognia, mówię językami lodu. Mówię z własnej niepewności i aby zachować własną, egoistyczną osobowość.

Podobnie jak syn marnotrawny, ja również wracam do mego Ojca, roztrwoniwszy bogactwa, które mi dał. A kiedy wracam, kiedy powoli uczę się zajmować się Darem Ducha Świętego, stwierdzam, że nadal muszę mówić, chociaż wiem, że moje słowa prawdopodobnie nie są (lub są niewiele) pełne Łaski. W tym stanie - splamionego błotem, skruszonego syna Boga Najwyższego, syna, który roztrwonił bogactwa swego Ojca w niebie - muszę bardzo uważać na to, co mówię.

Ponieważ nie jestem zbyt dobry w zajmowaniu się Duchem Świętym lub przynajmniej w wiedzy, czy to, czym się zajmuję, to Duch Święty, czy też jakieś własne złudzenia, znalazłem trzy kryteria pomocne w określeniu tego, co powinienem powiedzieć, kiedy myślę, że muszę coś powiedzieć. Są to: prawda, miłość i konieczność. Zwykle stawiam to sobie w formie pytania: czy to, co powiem, jest prawdziwe, pełne miłości i konieczne?

Czy to prawda? Nie mylę prawdy z faktami. Jezus opowiedział przypowieści, które niekoniecznie były oparte na faktach, ale były prawdziwe. To, co jest prawdą, ujawnia to, co jest. Fakty często są niejasne. Nie chcę przez to powiedzieć, że w imię prawdy powinno się bezmyślnie lekceważyć fakty, ale twierdzę, że nigdy nie wolno bezmyślnie lekceważyć prawdy w imię faktów. Prawda wymaga, aby ktoś był prawdziwy. Prawda szuka tego, co jest prawdziwe w drugim.

Czy to pełne miłości? Ku mojemu wstydowi, w imię miłości niszczyłem innych. Kiedy „miłość” oznacza jedynie „dla twojego własnego dobra”, tak jakbym rzeczywiście wiedział, co jest dobre dla drugiego (przecież rzadko wiem, co jest dobre dla mnie…), ten rodzaj miłości w ogóle nie jest miłością. To tylko usprawiedliwienie samego siebie. Uważam, że najbardziej pomocne jest, aby w ogóle nie używać słowa miłość, kiedy zadaję sobie to pytanie. Uważam, że najlepiej jest posłużyć się definicją miłości św. Pawła. Zanim powiem, chcę zadać sobie pytanie: czy to cierpliwe, czy uprzejme, czy bez zazdrości, czy nie skupia się na mnie, czy mówię to, bo poczuję się lepiej, jeśli to zrobię, czy to uprzejme, czy to szukanie dobra drugiego, czy nie jest motywowane prowokacją, czy nie zakłada zła w drugim?

Czy to konieczne? Nauczyciel musi nauczać, a więc nauczyciela bardziej się osądza. Ale prawdopodobnie nawet nauczyciele mówią znacznie więcej, niż jest to konieczne. Słowa tak często przeszkadzają. I naprawdę, w najlepszym przypadku, słowa mogą tylko wskazać drogę. Słowa nie są drogą.

Każdego dnia mam nadzieję, że wzrastam w Łasce Ducha Świętego – powolny ruch lodowca wciąż przecież jest ruchem. Mam nadzieję, że któregoś dnia przemówię językami ognia. I może w przeszłości przez chwilę przemawiałem w ten pełen Łaski sposób, lecz jestem zbyt tępy, żeby to sobie uświadomić - a może to był po prostu szczęśliwy dobór słów. Bóg wie. W międzyczasie, kiedy myślę, że muszę się odezwać, mam nadzieję, że zanim to zrobię, przypomnę sobie, aby moje wystąpienie podlegało tym kilku kryteriom.

o. Michael Gillis

za: Holy Nativity Orthodox Church

fotografia: new-berezowo /orthphoto.net/