publicystyka: Zwrot talentu

Zwrot talentu

tłum. Justyna Pikutin, 16 czerwca 2021

Zapewne nie ma wśród nas ludzi, którzy nie prosiliby Boga o pomoc w trudnych sytuacjach, nieszczęściach i chorobach, nie oczekując od Niego, że będzie uzdrawiał, wspierał, pomagał i odpowiednio kierował sytuacją. Nie chodzi mi o to, dlaczego nasze błagania nie zawsze zostają wysłuchane, a o coś trochę innego. Chcę powiedzieć o tym, że niezbędną dla nas pomoc w zasadzie otrzymujemy od Niego zawsze. Nawet jeśli nie prosimy - o tę konkretną pomoc. Nasz problem polega na tym, jak reagujemy na ten fakt. Czy pamiętamy, czy dziękujemy? Czy rzeczywiście dziękujemy, czy tylko mówimy “dziękuję”, a sami upadamy na duchu z powodu nowych kłopotów i niespełnienia naszych gorliwych próśb?

Chrystus - Bóg, Którego możliwości nie znają granic, a siły są niewyczerpalne - nie uzdrawia wszystkich. W sensie - nie wszystkich po kolei.

W Ewangelii nie ma takiego epizodu, by Zbawiciel, wchodząc do tego czy innego miasta, już u wrót powiedział: “Wszyscy, chorzy i niedołężni w tym mieście, bądźcie od teraz cali i zdrowi!” Albo - by uleczył wszystkich stojących przed Nim cierpiących i bolejących ludzi jednym ruchem lub słowem. Nie robi tego! Choć wydawałoby się - właśnie taka “akcja” mogłaby przekonać całe miasto, całą okolicę o Jego Boskiej naturze.

W 7. rozdziale Ewangelii św. Łukasza mówi się: “Tej właśnie godziny uleczył wielu z chorób, urazów i złych duchów. A wielu niewidomych obdarował wzrokiem.” (Łk 7, 21). Zwróćmy uwagę na słowo “wielu”. Przecież to nie znaczy - wszystkich! Nie wszystkich - powiedzmy - niewidomych w tej miejscowości i nie wszystkich kulejących, a wielu spośród nich.

Uzdrowienie całych miast, tłumów, stadionów - to raczej praktyka sekciarzy i szarlatanów w późniejszych czasach. A cuda Chrystusa - to zawsze indywidualna historia, to personalne zbliżenie Boga do człowieka. I choć nie zawsze, nie we wszystkich sytuacjach słyszymy jakiś dialog między Zbawicielem i uzdrowionym - zawsze odczuwamy, że cud Chrystusa nie sprowadza się wyłącznie do fizycznego uzdrowienia. Służy on do wyższych, nieprzemijających celów; to zawsze - zarówno zadane człowiekowi pytanie, pomoc w odnalezieniu odpowiedzi i przestroga (“Oto stałeś się zdrowy, więcej nie grzesz, aby nie stało się z tobą coś gorszego” (J. 5,14)) oraz wezwanie do przemiany dalszego życia. Pomoc Bogoczłowieka człowiekowi - jest to zawsze pomoc adresowana i zupełnie nieprzypadkowa, a to znaczy, że jej przyczyną nie jest to, że ktoś z jerychońskich czy jerozolimskich niepełnosprawnych miał szczęście i znalazł się w zasięgu Jego wzroku.

Uzdrowieni odpowiadają Bogu na różne sposoby: jeden, jak opętany Gerazeńczyk, prosi o pozwolenie, by zostać przy Nim na zawsze i staje się Jego świadkiem (patrz Łk 8, 38 - 39); inny odchodzi nie oglądając się (“Czyż nie dziesięciu zostało oczyszczonych? A gdzież dziewięciu?” (Łk 17, 17)). Cóż w tym dziwnego - właśnie dlatego daje On człowiekowi swobodę! Jego cuda - wcale nie są po to, by stłamsić wolę człowieka i pozbawić go możliwości wyboru. Są one po to, by dać człowiekowi szansę, drogę do nowego życia.

Kiedy dokonałam tego odkrycia, pomyślałam, że dotyczy ono również mnie - choć żyję 2 tys. lat po Jego Wniebowstąpieniu. Bezustannie, od narodzin do dnia dzisiejszego potrzebuję Jego pomocy... i nie wiem, co by było ze mną, gdybym jej nie otrzymywała. Zawsze. Nawet wtedy, gdy w Niego nie wierzyłam. Jednak On we mnie wierzył! Czy można mieć wątpliwości, że Jego pomoc była właśnie do mnie adresowana i nieprzypadkowa, a także, że miała wyższy cel - nie tylko by pomóc mi, powiedzmy, dostać się na studia czy znaleźć pracę, ale przede wszystkim by dać mi możliwość żyć, rozwijać się, nie zwątpić, dorosnąć do Prawdy i zbliżyć się do Cerkwi?

Panie Boże mój, jako dobry i Przyjaciel człowieka, liczne zmiłowania uczyniłeś dla mnie, których nie oczekiwałem ujrzeć. Cóż oddam Twojej łaskawości, Panie mój, Panie?” (Modlitwa po siódmej katyzmie, tłum. H. Paprocki, za liturgia.cerkiew.pl)

Właśnie - cóż oddam? Czym odpowiem?... Otrzymawszy od Niego tyle - dlaczego rozpaczam, dlaczego jęczę, użalając się nad sobą?

Być może powinnam uświadomić sobie, że - w pewnym sensie tego słowa - Bóg niczego nie daje człowiekowi tak po prostu: brakuje ci zdrowia - masz zdrowie, nie masz mieszkania, pieniędzy, męża czy żony - proś i otrzymasz, bez żadnych warunków i dalszych oczekiwań. Wszystko, co On zrobił dla nas - zaczynając od tego, że nas stworzył, przeniósł z niebytu do istnienia - nie jest ot tak.

Pewnie ktoś się zdziwi, a może nawet oburzy się czytając te słowa: czyż Bóg zniża się do ludzkich porachunków na zasadzie “ty Mi - Ja tobie”? I czy ktokolwiek z nas może odpłacić Bogu? I w końcu, czy Bóg potrzebuje czegoś od człowieka?
Bóg nie potrzebuje. To my potrzebujemy, a On nas kocha - tak, jak nawet my sami nie możemy i nie potrafimy się pokochać. Pragniemy dla siebie dobra, takiego jak sami uważamy, a On pragnie naszego zbawienia dla życia wiecznego - i ze względu na to mądrze pomaga nam w naszym ziemskim życiu. On nie zapewnia nam bezproblemowego, wyłącznie szczęśliwego życia na ziemi - nie, On nam tego nigdy nie obiecywał. On chce, byśmy znaleźli się wśród tych, którzy usłyszą: ”Chodźcie błogosławieni Ojca Mego, odziedziczcie Królestwo przygotowane wam od stworzenia świata” (Mt 25, 34). Nie jest to wypełnienie warunków umowy, to miłość. I nie o to chodzi, by Bogu odpłacać, a o to, by odpowiedzieć na tę miłość miłością i zbawić siebie - sprawiając Mu radość.

Źle, gdy nasze własne życie traci w naszych oczach wartość, rozsypując się na czarne i białe kawałki: “Wtedy pomodliłam się i pomogło, a teraz - modlę się i modlę, i jakoś nic nie pomaga”. Nasze życie, z tym wszystkim co nas spotyka - radosnym i gorzkim, przytłaczającym i inspirującym - to nieprzerwany dialog Boga z nami. I jeśli świadomie uczestniczymy w tym dialogu, to nasze życie nabiera wartości. A to z kolei oznacza pewność sensu, jasność celu i stabilność oparcia.

Kiedy to do mnie dotarło, przypomniała mi się przypowieść Chrystusa o talentach i o minach (Mt 25, 14-30; Łk 19, 11-26) i zaczęłam modlić się słowami: “Boże, niech każde Twoje błogosławieństwo stanie się dla mnie tym talentem, który zwrócę Ci, memu Władcy, z nawiązką”.

Marina Birukowa

za: pravoslavie.ru

fotografia: marian_do /orthphoto.net/