publicystyka: Rozważania o ciszy i pokorze

Rozważania o ciszy i pokorze

tłum. Gabriel Szymczak, 08 maja 2021

„Skoro nawet pożyteczne słowa, wypowiedziane bez miary, wywołują ciemność, o ileż bardziej czyni tak próżna mowa”.
(Święty Izaak Syryjczyk, Homilia 48)

Czasami czuję się trochę szalony, jak idiota - nie pobożny, święty idiota, a po prostu zwykły, staroświecki idiota: taki, który szczyci się pokorą i mówi o cnocie milczenia.

Wydaje się dziwne, że czuję się zmuszony mówić o zaletach milczenia. Być może sam jestem negatywnym przykładem. Jak uczą nas hymny Kościoła, w istocie niemożliwe jest układanie hymnów uwielbienia dla świętych, a zwłaszcza dla Matki Bożej, a tym bardziej hymnów do samego Chrystusa Boga, hymnów, które godnie wychwalają lub wysławiają dzieła Jedynego Świętego. Dlaczego to niemożliwe? To niemożliwe, bowiem słowa przeszkadzają. Słowa, możemy nawet powiedzieć, zdradzają. Słowa, nawet najlepsze słowa, kłamią - mówią tylko ułamek prawdy lub mówią za dużo: słowa mają bagaż. To, co jest prawdą o Chrystusie i Jego świętych, można przekazać tylko językiem nieba. Jaki jest język nieba? To cisza.

Niemniej jednak jesteśmy w jakiś sposób zmuszeni - być może tak jak św. Paweł był zmuszony głosić Ewangelię - jakoś mówić, pisać, komponować hymny, pisać ikony, ozdabiać cerkwie. Wyrażać w jakiś słaby sposób - czasem nieadekwatny (może nawet w dużej mierze fałszywy) - miłość, pochwałę czy świadomość naszych serc, używając dowolnego medium, które mamy, jakkolwiek nieadekwatne by ono nie było.

Słuchałem niedawno wykładu o św. Maksymie Wyznawcy, wygłoszonego przez o. Maksyma z Simonopetry (Constara), w którym odniósł się do niedawnego odkrycia niektórych powiedzeń św. Sylwana Atoskiego. Podobno pod koniec życia św. Sylwana ktoś spotkał go w dużym, popularnym klasztorze na Górze Athos i powiedział do niego: „Co robisz w tym zatłoczonym miejscu? Powinieneś być w jakiejś jaskini.” O. Maksym dodał w tym miejscu, że Góra Athos to jedno z nielicznych miejsc na świecie, gdzie można komuś powiedzieć, że powinien mieszkać w jaskini i jest to traktowane jako komplement. Św. Sylwan odpowiedział temu człowiekowi: "Mieszkam w jaskini. Moje ciało jest jaskinią dla mojej duszy, a moja dusza jest jaskinią dla Świętego Ducha".

Ta idea, że nasze ciało jest jaskinią dla naszych dusz, pojawia się także w pierwszej modlitwie św. Jana Chryzostoma przed Komunią: „Jak [Chryste] zechciałeś w pustyni i w żłobie zwierzęcym spocząć, tak i teraz spocznij w żłobie mojej pozbawionej rozumu duszy i wejdź w moje zbrukane ciało”.

Nasze ciało nie jest rozumiane jako więzienie dla naszych dusz, ale raczej jako miejsce narodzin, jak jaskinia, w której narodził się Chrystus. W naszym ciele, w naszej duszy jest miejsce, w którym rodzi się w nas Chrystus. A jak rodzi się w nas Chrystus? Chrystus narodził się w nas przez przyjście Ducha Świętego do naszych dusz podczas chrztu i przez przyjmowanie Świętej Eucharystii. Święty Duch mieszka w jaskini naszej duszy, a nasza dusza mieszka w jaskini naszego ciała. Ale to nie znaczy, że nasze dusze są biernymi odbiorcami Świętego Ducha, tak jak nasze ciało nie jest biernym zbiornikiem na nasze dusze.

Kiedy przyjmujemy Chrystusa, przyjmujemy Go jako cały człowiek, z ciałem i duszą - materialny i niematerialny. I jak jasno pokazują różne modlitwy przed Eucharystią, w Komunii św. faktycznie przyjmujemy Chrystusa w sposób fizyczny, materialny, cielesny. Otrzymujemy Chrystusa cieleśnie, ponieważ jesteśmy istotami wcielonymi. Jednak nie jesteśmy jedynie istotami wcielonymi, jesteśmy istotami z ciałem i duszą, z aspektami materialnymi i niematerialnymi. I to jest ten niematerialny element, nazywany naszą duszą, która mieści się (jak w jaskini) w naszych ciałach. I to w naszej duszy mieszka Święty Duch. To w tej jaskini, w jaskini w naszej duszy, możemy poznać i kontemplować Boga. (Nawiasem mówiąc, dlatego niektórzy prawosławni pisarze duchowi nie mówią o duchu ludzkim, ale raczej o duszy, ducha odnosząc do Świętego Ducha, mieszkającego w naszych duszach.)

Niemniej jednak u większości z nas przez większość czasu uwaga naszej duszy nie jest skierowana wewnętrznie na Świętego Ducha, na Obecność Boga w nas. Raczej przez większość czasu, prawie przez cały czas, nasza uwaga - czyli uwaga naszej duszy - skierowana jest na zewnętrzną jaskinię, na nasze ciało i świat materialny. Nasz umysł (który jest aspektem naszej duszy) jest trenowany i kształtowany przez interakcję z tym, co zmysłowe - co może być postrzegane przez nasze ciało. Nawet sam język, który z pewnością pochodzi z duszy, jest tworzony, trenowany i ograniczany przez stałą uwagę naszej duszy wobec tego, co materialne. I to jest przynajmniej jeden z powodów, dla których słowa nas zdradzają. Dla których słowa są niewiernymi sługami.

Kiedy używam tutaj słowa „słowo”, nie mówię głównie o konkretnych słowach języka. Mówię raczej o konceptualizacjach wyrażonych językiem. Skoro nasz umysł lub nous („oczy” naszego umysłu, duszy lub serca - wszystkie trzy słowa mogą odnosić się do tego samego niematerialnego aspektu nas samych lub mogą odnosić się do różnych aspektów tej niematerialnej części nas samych, w zależności od tego, którego duchowego pisarza czytasz [i czasami wydaje się, w którym dniu tygodnia on lub ona pisze]), skoro nasz nous jest wyszkolony do patrzenia na zewnątrz przez nasze zmysły przy użyciu racjonalnego lub rozumowego aspektu naszego umysłu, a następnie wszystkie nasze konceptualizacje, wszystkie nasze rozumowania i myśli (można by powiedzieć), a zatem i nasz język, są kształtowane przez to zewnętrzne spojrzenie, to skupiamy się na rzeczach stworzonych - skażonych, wypaczonych i zaciemnionych przez śmierć. W konsekwencji, wszystkie zasoby językowe, którymi dysponuje mój umysł, wszystkie słowa i koncepcje, które mogę wyrazić, również są skażone, wypaczone i ograniczone przez pokręconą, martwą i umierającą rzeczywistość materialną, której oddałem prawie cały czas mojego życia i na której się skupiam.

Jednak - dzięki Bogu: On nie zostawił nas w naszym grzechu. Dzięki Bogu, że posłał nam swojego Pocieszyciela, Ducha Prawdy, aby zamieszkał w naszych sercach, to jest w najgłębszym, najbardziej centralnym aspekcie naszych dusz, naszej niematerialnej istocie. Mówiąc liturgicznie, to zamieszkiwanie Świętego Ducha zaczyna się od naszego bierzmowania, będącego częścią sakramentu naszego chrztu. Jednak nie można być zbyt kapryśnym, jeśli chodzi o czas. Łaska Świętych Tajemnic często poprzedza Tajemnicę: „Wiatr wieje, gdzie chce”. Nawet w Dziejach Apostolskich dom Korneliusza otrzymał Świętego Ducha przed chrztem - w rzeczywistości św. Piotr nakazał im przyjąć chrzest, widząc, że już otrzymali Świętego Ducha. Ale tak jak obecność Świętego Ducha może poprzedzać liturgiczną manifestację chrztu, tak i Duch może pozostawać uśpiony (można by powiedzieć) przez wiele lat w jaskini duszy. Święty Duch przychodzi i mieszka w nas (że tak powiem) jako iskra, jako ziarno. A ziarno może pozostawać w stanie uśpienia przez lata, nawet przez całe życie. Święty Duch jest w nas iskrą, którą można łatwo zignorować, tak jak można zignorować nasze sumienie, aż do jego stłumienia lub wypalenia jak gorącym żelazem (a przynajmniej tak mówi nam św. Paweł).

Kiedy jednak zaczynamy zwracać uwagę na tę iskrę, kiedy zaczynamy pielęgnować ziarno, wtedy zaczyna się dziać dziwny cud. Otwiera się w nas nowa i dziwna rzeczywistość, nie do wyrażenia słowami i pojęciami, których uczyliśmy się całe życie, które wszak są wszystkim, co mamy, aby wyrazić ten wspaniały cud, którego jesteśmy świadomi.

I tak utknęliśmy. Mówienie o tym jest kłamstwem. Milczenie oznacza frustrację. Uważamy, że milczenie to nie miłość: kto nie podzieliłby się skarbem ze swoimi bliskimi? Kto, wygrywając na loterii, nie podzieliłby się nagrodą z tymi, których kocha? (Znam kogoś, kto wygrał milion dolarów na loterii i kupił nowe samochody dla wszystkich członków swojej rodziny). Ale – niestety – potrafimy jedynie wyrażać miłość rzeczami materialnymi. Mamy mnóstwo słów i pojęć do omawiania rzeczy materialnych, ale w przypadku spraw duchowych, rzeczywistości ukrytej w naszych sercach - tutaj lista słów jest żałośnie krótka…

Ale nie muszę ci tego mówić. Każdy, kto próbował podzielić się swoim życiem wewnętrznym z ukochaną osobą i otrzymał w zamian tylko grzeczny uśmiech i puste spojrzenie, wie, o czym mówię (a grzeczny uśmiech i puste spojrzenie pochodzą tylko od tych, którzy nam współczują. Często reakcją jest niecierpliwy grymas i jakaś ostra nagana). Słowa są tak pozbawione życia. Słowa są tak skażone śmiercią.

Jednak tutaj mówię. Tutaj piszę tymi martwymi słowami o życiu, które mieszka w jaskini wewnątrz jaskini. Nie wiem, dlaczego to robię. Może to rodzaj szaleństwa, napędzanego miłością, która odczuwa ból innych, którzy wiedzą, którzy stali się świadomi, którzy zaczęli zwracać uwagę na Życie w nich. Przerażające i zagmatwane jest uświadomienie sobie niesamowitego Życia Boga w swoim sercu, a mimo to bycie otoczonym przez bliskich (być może nawet bardzo religijnych bliskich), którzy wydają się tego nie rozumieć, którzy nie mogą zrozumieć twojego słowa, którzy wydają się nie wiedzieć, o czym mówisz. Właściwie ja sam nie jestem nawet pewien, czy rozumiem, o czym mówię.

I nagle, wydaje się przypadkiem, słyszysz metaforę, ironię, paradoks wyrażony przez świętego ojca, duchową matkę, przyjaciela, znajomego, dziwaka w Internecie, a potem już wiesz, że nie jesteś jedyny. Czego słowa nie mogą wyrazić, nagle wyrażone zostaje przez metaforę lub paradoks. To, co jest ukryte, w ogóle może nie zostać wyrażone, ale można to w jakiś sposób oświetlić. Czego słowa nie potrafią wyrazić, można czasem zobaczyć na obrazie, w ikonie, w paradoksie, w metaforze.

I gdy tak się dzieje, kiedy okno wpuszcza promień światła, kiedy coś, co widzisz lub słyszysz wskazuje wprost na rzeczywistość, którą poznałeś w swoim sercu, wtedy wiesz, że nie jesteś całkowicie szalony. Potem przez chwilę twoje serce śpiewa, przez chwilę obraz, słowo lub paradoks pozwala twojemu umysłowi w jakiś mały sposób zrozumieć to, co w swoim sercu już głęboko poznałeś.

I chyba dlatego piszę. Piszę, aby podzielić się słowami, które przeczytałem i usłyszałem od innych, słowami, które sprawiły, że moje serce podskoczyło, słowami, które mi pomogły. Ale każdy jest inny. Słowa, które przemówiły do mojego serca, niekoniecznie przemówią do każdego. Każdy z nas musi znaleźć głosy, które do nas przemawiają, które oświecają jaskinię, pomagają nam słuchać Świętego Ducha. Niech Bóg łaskawie sprawi, że nikt nie będzie bardziej zdezorientowany słowami, których używam. Niech Bóg łaskawie sprawi, że jakiś mały promień światła zajaśnieje w sercach innych poprzez te łamane słowa.

o. Michael Gillis

za: Praying in the Rain

fotografia: igors /orthphoto.net/