publicystyka: Ostatnia Pasja

Ostatnia Pasja

Gabriel Szymczak, 16 kwietnia 2021

Wielki Post 2020… najpierw oczekiwanie na ten najpiękniejszy choć trudny okres roku, „normalny” jego początek – kanon, pierwsze typowe wielkopostne nabożeństwa i gdzieś z boku coraz częściej wspominany koronawirus, pojawiające się ograniczenia, w końcu limit 5 wiernych w świątyni…
Pamiętam emocje tego czasu, niedowierzanie, że to wszystko dzieje się naprawdę.

W końcu decyzja – zamiast fizycznego udziału, włączenie się w transmisje online, nie ze strachu, ale aby nie narażać innych na możliwe konsekwencje. „Padło” akurat na ostatnią Pasję, z czytaniem Ewangelii wg św. Jana. Ona była pierwszym moim ‘onlinem’. Skończyło się żalem, kręcącą się w oku łzą tęsknoty za byciem w cerkwi, wewnętrznym buntem i poczuciem kompletnego bezsensu.

Czas obecny – trochę podobny, choć limit wiernych większy, a transmisje online nie aż tak szeroko dostępne. I ta najbliższa niedziela – za chwilę ta sama, rok temu utracona Pasja...

Co tak do niej przyciąga? Przecież wielkopostne tony śpiewów – są jak we wszystkich innych w tym czasie, pokłony, modlitwa na kolanach, modlitwa św. Efrema Syryjczyka - również.

Siła Pasji to Ewangelia – żywa, pełna i bezpośrednia opowieść o ostatnich dniach ziemskiego życia Jezusa Chrystusa. Długa, ale jeśli wsłuchać się w jej słowa, podążać za nimi, przygotować się na to, co będzie czytane, by rozumieć absolutnie każde słowo, każdy opis – przed oczami przewijają się kolejne wydarzenia, jedno po drugim, człowiek doświadcza całej historii jakby bezpośrednio w niej uczestnicząc. Patrząc chłodnym okiem – nie ma tam nic, czego bym nie wiedział; ale moc bierze się z kompletności opisu. Tu nie ma przerw pomiędzy wydarzeniami jak w zwykłych niedzielnych czytaniach, one się łączą, jedno wynika z drugiego, wszystkie są częścią tego samego procesu – świadomej i konsekwentnej realizacji planu zbawienia przez Chrystusa i jednocześnie odstępowania ludzkości od Tego, który - choć głosił jej dobrą nowinę, ratował, uzdrawiał, karmił – to również przełamywał schematy, wybijał z dotychczasowego komfortu, gasił dobre samopoczucie i wrażenie idealności, otwierał oczy na wszechobecny grzech i przez to coraz bardziej uwierał.

Nie jest potrzebne tworzenie czegoś dodatkowego, jak stacje drogi krzyżowej czy rozważania – refleksję tworzy sam kompletny tekst, czasem beznamiętny, czasem brutalny, kiedy indziej chwytający za serce rozpaczą i bólem.

Pasja ma dwóch bohaterów – Chrystusa i mnie. Ja to każdy człowiek, o którym czytanie wspomina. Mogę być tym, który witał Chrystusa w Jerozolimie krzycząc „Hosanna, Synowi Dawida”, by później wołać „Ukrzyżuj Go”… Uczniem, który stale doświadczał obecności i cudów Jezusa, szedł za Nim wydawałoby się w ogień – by w obliczu grupy żołnierzy uciec ze strachu, porzucając Mistrza. Łotrem, któremu grzech zasłania czystość Bożej łaski i nadzieję płynącą z Bożej obecności tuż obok niego. Albo niewiastą, która w milczeniu i - wydaje się - bez lęku podąża za Chrystusem do samego końca, nie opuszczając Go. Setnikiem, którego oczy i dusza otwarte są na to, co niewytłumaczalne. Uczniem, który wraca pod krzyż, bo jednak tam jest jego miejsce.

A Chrystus… - w każdym opisie uderza Jego żelazna konsekwencja, mimo pełnej świadomości tego, co się stanie: zdrady, opuszczenia, bólu i śmierci; jest zawahanie, jakby chęć ucieczki – „Ojcze Mój, jeśli można, niech ominie Mnie kielich ten…”, ale jednak „nie jak Ja chcę, lecz Ty…”. To zadziwia – gdyby był tylko człowiekiem, pewnie by uciekł, póki jeszcze mógł. Dlaczego ma tak bardzo cierpieć za grzechy innych, a własną niewinność? Znosić niewdzięczność i poniżenie przez tych, którym tak wiele ofiarował? Przelewać własną krew za tych, którzy podążają nie za słowem i przykładem, ale po prostu idą za Kimś, kto mnoży chleb i daje jeść, leczy choroby, wskrzesza umarłych, a wszystko to za darmo…? Jeśli Chrystus komukolwiek stawiał jakiś warunek, to był to jedynie warunek wiary – „wedle wiary waszej niech się wam stanie”. Dopiero dawszy człowiekowi to, co było mu potrzebne, mówił „idź i odtąd więcej nie grzesz”.

Jest jedno miejsce czytania pasyjnego, które szczególnie do mnie przemawia, także poprzez ładunek emocjonalny mu towarzyszący - to zaparcie się Chrystusa przez Piotra. Oto człowiek przez Jezusa wybrany, zawsze będący blisko swego Mistrza, uczeń i świadek Jego cudów i Boskiej chwały podczas Przemienienia, ten, który sam doznaje ratunku, gdy utraciwszy wiarę tonie. Po ludzku pewny siebie i swojej wierności. Niby wiedzący, co przyniesie przyszłość, bo sam Jezus o niej mówił, ale nagle z nią skonfrontowany – ulegający panice, aż do wyparcia się relacji z Nim.

Czyż i ja nie jestem Piotrem? Doświadczyłem łaski wiary i poznania Boga, doświadczam Jego obecności i działania w moim życiu, wiem, ile razy ratował mnie z opresji, wyciągał z trudnych sytuacji, pomagał wtedy, gdy już nie było we mnie nadziei… Wiem, że jest przy mnie stale, że jestem dla Niego ważny, że tyle dla mnie znosi. Staram się Go naśladować – lecz gdy pojawia się pokusa, jakże często jej ulegam… Pojawia się grzech, a czymże on jest jak nie wyparciem się Boga, zaprzeczeniem relacji z Nim, zanegowaniem tego wszystkiego, czego mnie uczył i czym obdarzał?

Tak, jestem Piotrem każdego dnia, w każdej chwili, w której świadomy konsekwencji mego czynu – grzechu, wybieram tę właśnie drogę. I mogę nim być także wtedy, gdy zrozumiawszy to, zapłaczę nad swoim wyborem. Mam przewagę nad Piotrem – jego świat legł w gruzach, nie wiedział, co będzie dalej, mógł zwątpić we wszystko. Ja wiem. Mogę zapłakać i w tym stanie pozostać, ale mogę też powrócić do Mistrza, prosić o wybaczenie w spowiedzi i zacząć wszystko na nowo. Być jak Piotr, pomimo zdrady biegnący na spotkanie Zmartwychwstałego i wyznający „Panie, Ty wiesz, że Cię kocham”, a nie jak Judasz, który wcześniej widział i słyszał to samo, co Piotr, a jednak po swojej zdradzie – nie miał nadziei na przebaczenie i nawet nie prosił o nie…

Nadzieja – to właśnie jest to, co rodzi się na końcu czytania Ewangelii i całej Pasji. Męka, krew, śmierć, złożenie w grobie – to nie wszystko. Jest jeszcze „Dzisiaj na drzewie wisi Ten” (Dnies wisit na Driewie) – przepiękna i chwytająca za serce pieśń, która zamykając Pasję woła także w moim imieniu Okaż nam Twe chwalebne Zmartwychwstanie…

Pozostała jeszcze jedna Pasja w tym roku – jeśli Bóg pozwoli, wiem, gdzie tego dnia będę.

Gabriel Szymczak

fotografia: marian_do /orthphoto.net/