publicystyka: O modlitwie świętego Efrema Syryjczyka. Część IV

O modlitwie świętego Efrema Syryjczyka. Część IV

ihumen Nektariusz (tłum. Michał Diemianiuk), 12 kwietnia 2024

przeczytaj poprzednią część rozważań

***

Hospodi i Władyko żywota mojeho! Duch prazdnosti, unynija, lubonaczalija i prazdnosłowija nie dażd' mi.

Panie i Władco życia mego! Ducha próżniactwa, acedii, żądzy władzy i pustosłowia nie daj mi.

Duch że cełomudrija, smirennomudrija, tierpienija i lubwie, daruj mi, rabu Twojemu.

Ducha zaś czystości, pokornej mądrości, cierpliwości i miłości, daj mi, słudze twemu.

Jej Hospodi Cariu, daruj mi zrieti moja prehrieszenija, i nie osużdati brata mojeho, jako błahosłowien jesi wo wieki wiekow. Amiń.

O Panie Królu, daj mi widzieć moje grzechy, i nie osądzać brata mego, albowiem błogosławiony jesteś na wieki wieków. Amen.

***

 
Następnie święty Efrem prosi, żeby Pan darował mu ducha cierpliwości. Bez cierpliwości w zasadzie w ogóle nie jest możliwe zbawienie człowieka. Pan mówi w Ewangelii: “W wytrwałości [albo: cierpliwości] zyskacie wasze dusze” (Łk 21, 19), czyli cierpliwością waszą zbawiajcie wasze dusze. Co należy znosić cierpliwie, aby się zbawić? Należy znosić to wszystko, czym codziennie doświadcza nas świat. Wszyscy rozumiemy, że świat, w którym żyjemy, to nie jest ten świat, który stworzył Pan w jego pierwotnym pięknie. To świat w znaczącym stopniu zmieniony, ponieważ to świat upadły. To świat, w którym stale jest obecny grzech, w którym jest obecna śmierć, w którym jest obecny wróg naszego zbawienia, i dlatego to miejsce dzisiaj nie jest tak przyjemne i tak urzekające, jakim powinno było być w początkowym zamyśle Bożym. W nim jest bardzo dużo rzeczy, które dla nas są ciężkie i trzeba je znosić. Trzeba ścierpieć to, że człowiek  to istota słaba, podlegająca różnym chorobom, próbom, pokusom. Trzeba znosić to, że nas otaczają ludzie - niedoskonali, którzy czasem nam naprawdę dają się we znaki i którzy nas naprawdę obrażają i wyrządzają nam zło, które jest bardzo trudne albo niemożliwe do niezauważenia. Trzeba, w końcu, znosić siebie samego. Jaka zadziwiająca rzecz: myślimy dobrze o sobie, ale jednocześnie jesteśmy z siebie niezadowoleni. Nie jesteśmy zadowoleni z tego miejsca, które zajmujemy w życiu, niezadowoleni z tych zdolności, które mamy, niezadowoleni z rezultatów swojej działalności - a jeśli jesteśmy ludźmi wierzącymi i cerkiewnymi, to jesteśmy, oczywiście, bardzo niezadowoleni także z tego, że nijak nie udaje się nam stać się dobrymi, prawdziwymi chrześcijanami. Tak więc z powodu samych siebie bywa nietrudno wejść w stan zwątpienia i narzekania. Człowiek czasami narzeka na ludzi, czasami narzeka na Boga, a czasami narzeka na samego siebie. I oto okazuje się, że grzechem jest narzekać nie tylko na Boga i na ludzi, ale i na samego siebie także. Tak jak powinniśmy być przychylni wobec postronnego człowieka, widząc jego słabości i niedostatki i rozumiejąc, że one są obecne w całym w ogóle rodzaju ludzkim, dokładnie tak samo należy cierpliwie odnosić się do siebie. Ale jest taka istotna różnica: kiedy patrzymy na słabości i niedostatki innego człowieka, nie możemy nic z nimi zrobić, i Pan nie pyta nas o naszego bliźniego. A co się tyczy nas samych, to samemu zrobić coś niezbędnego z sobą i możemy, i powinniśmy. I jeśli nic z sobą nie robimy, a tylko znosimy siebie, to oczywiście nie jest to bez grzechu. Dlatego trzeba, z jednej strony, dokładać wszelkich wysiłków ku temu, żeby się zmienić, a z drugiej strony, kiedy to się nie udaje, nie być małodusznym, nie narzekać na to, że jesteśmy do niczego, a znosić siebie i kontynuować swój trud.

Należy powiedzieć, że znowu, między tymi cnotami - pokorą i cierpliwością - jest najbardziej bezpośrednia więź. Jak mówił święty Eliasz Ekdik [ekdik - urząd cerkiewnego prawnika/adwokata w Cesarstwie Bizantyjskim - przyp. tłum.], dom duszy to cierpliwość, a pokarm duszy - pokora. Kiedy człowiekowi brakuje pokarmu, to wychodzi ze swego domu, czyli kiedy człowiekowi brakuje pokory, to wychodzi ze stanu cierpliwości: wtedy wybucha, wtedy gniewa się, wtedy napada na tych, którzy go otaczają, albo na samego siebie, jeśli nikogo przy nim nie me. W rzeczy samej, człowiek może rozdrażniać się na kogokolwiek i na cokolwiek: nie będzie gniewać się na kogoś innego - będzie gniewać się na siebie albo na jakiś nieożywiony przedmiot. Jest taki świetny przykład, także z pateryku: pewien brat stale gniewał się i rozdrażniał, żyjąc w monasterze, i postanowił odejść na pustynię, ponieważ tam nie było komu wyprowadzać go z równowagi. Miał dzban, w który nabierał wodę, i pewnego razu ten dzban upadł i woda się rozlała. I jeszcze raz to się zdarzyło. I znowu… I ten brat wyładował na dzbanie cały swój gniew, rozbił go na drzazgi, przy tym powiedział nań zapewne wszystko, co mu leżało na duszy… i zrozumiał, że trzeba wracać do monasteru, ponieważ życie na pustyni w żaden sposób go nie zmieniło. A oto życie wśród podobnych sobie - życie pośród ludzi - najszybciej w tym kierunku zmienia człowieka, ponieważ pozwala stale widzieć, jacy jesteśmy w rzeczy samej. Ludzie nas stale zaczepiają, i tu właśnie przejawiamy się w całej swojej krasie. Ale dla człowieka nieuważającego na siebie te przejawy służą tylko jako powód do rozdrażnienia - nie tyle z powodu siebie samego, ile z powodu bliźniego - a człowiekowi, który uważa na siebie, te wszystkie epizody pozwalają zrozumieć, jaki jest w chwili obecnej. Przypuśćmy, zaczepili mnie jakimś słowem, rozpaliłem się przez to, rozgniewałem, rozdrażniłem, pół dnia o tym myślałem - i potem pomyślałem o innym: o tym, że w rzeczy samej jeszcze nie zacząłem iść po drodze zbawienia, ponieważ okazuje się, że jestem w takim starym stanie. Ale to nie jest straszne: przynajmniej to zrozumiałem, i mam możliwość zacząć dzisiaj. Ta możliwość - to jeden z największych darów, które Pan daje nam w Cerkwi: można pokajać się i zacząć wszystko od początku.

I na koniec prosi święty Efrem, żeby Pan darował mu ducha miłości. Miłość to najwyższa ze wszystkich chrześcijańskich cnót - a mówi apostoł Paweł, że i wiara jest ważna, i nadzieja ważna, ale miłość jest najwyżej. Dlatego, że nastanie czas, kiedy wiara nie będzie już niezbędna, i nadzieja nie będzie niezbędna. To czas, kiedy staniemy przed Bogiem i spotkamy się z Nim twarzą w twarz. Będziemy widzieć Boga naocznie - gdzie tu będzie miejsce dla wiary? Gdzie będzie wówczas miejsce dla nadziei? Oto przed nami Pan, i już nie trzeba mieć nadziei, ponieważ wszystko się wypełniło, nie trzeba wierzyć, ponieważ wszystko widać naocznie. Ale miłość nie zaniknie i właśnie ona jest treścią życia człowieka w wieczności. Można powiedzieć, że właśnie miłość określa także los człowieka w wieczności: jeśli nauczył się kochać Boga i nauczył się kochać ludzi,  to jest to ten raj, który odziedziczy po odejściu z tego świata. Można powiedzieć, że raj - to miłość, tu można zapewne postawić nawet znak równości. Człowiek będzie żyć w miłości z Bogiem i z ludźmi. Ale ziemska miłość w jakimś momencie osiąga swój szczyt, a miłość wieczna nie może osiągnąć jakiegoś najwyższego punktu, ona stale rośnie w człowieku. Każdy, kto kiedykolwiek kochał, wie, że miłość - to największa radość, jaką tylko może mieć człowiek. Ale miłość ziemska bardzo szybko uchodzi: jest w nas samych wiele rzeczy, które ją zabijają, i jest masa rzeczy w innych ludziach, które zabijają miłość i w nich, i w nas. Jak mówi Pan w Ewangelii, miłość słabnie z powodu pomnażania nieprawości. A w wieczności miłość nie oziębnie, ona zawsze będzie się tylko mnożyć. I każdy moment życia w wieczności - to moment nowego objawienia miłości, nowego szczęścia, do tej pory nie doświadczonego.

A wzrasta człowiek w miłości właśnie przez te cnoty: czystość (целомудрие, cełomudrije), pokorną mądrość (смиренномудрие, smirennomudrije), i cierpliwość (терпение, tierpienije). Dlaczego właśnie przez nie? Ponieważ jeśli człowiek nie jest czysty, to on w istocie nie umie kochać. On może pożądać, on może pragnąć, on może korzystać, ale miłości w tym nie będzie. Jeśli człowiek nie umie się korzyć, to znowu, jaka może być miłość? On będzie się kłócić, spierać, będzie szukać swego, będzie nastawać na swoje - i to wszystko też zabija miłość. Bez pokory miłość jest absolutnie niemożliwa, jej po prostu nie może być. I to samo jest z cierpliwością: jeśli nie jesteśmy gotowi znosić niedostatki innego człowieka, a on nie jest gotowy znosić nasze niedostatki, to miłość między nami rozpada się. Ponieważ właśnie przez te cnoty wiedzie droga do chrześcijańskiej miłości. I dlatego na początku prosi święty Efrem o nie, a potem już jako o koronę wszystkich cnót prosi o miłość.

ihumen Nektariusz (Morozow) [tłum. Michał Diemianiuk]
za: pravoslavie.ru

fotografia: anamariaaveram /orthphoto.net/