publicystyka: O modlitwie świętego Efrema Syryjczyka. Część I

O modlitwie świętego Efrema Syryjczyka. Część I

igumen Nektariusz (tłum. Michał Diemianiuk), 22 marca 2024

Tekst został podzielony na 5 części.

***

Hospodi i Władyko żywota mojeho! Duch prazdnosti, unynija, lubonaczalija i prazdnosłowija nie dażd' mi.

Panie i Władco życia mego! Ducha próżniactwa, acedii, żądzy władzy i pustosłowia nie daj mi.

Duch że cełomudrija, smirennomudrija, tierpienija i lubwie, daruj mi, rabu Twojemu.

Ducha zaś czystości, pokornej mądrości, cierpliwości i miłości, daj mi, słudze twemu.

Jej Hospodi Cariu, daruj mi zrieti moja prehrieszenija, i nie osużdati brata mojeho, jako błahosłowien jesi wo wieki wiekow. Amiń.

O Panie Królu, daj mi widzieć moje grzechy, i nie osądzać brata mego, albowiem błogosławiony jesteś na wieki wieków. Amen.

 
***

Podczas Wielkiego Postu w cerkwi brzmi mnóstwo modlitw, pieśni, które nie rozlegają się pod jej sklepieniem w jakimś innym czasie. I jedna modlitwa brzmi najczęściej - to modlitwa świętego mnicha Efrema Syryjczyka. I wydaje mi się, że jest sens porozmawiać o prośbach, z których składa się ta modlitwa, ponieważ czas, który spędzamy w cerkwi na nabożeństwie, jest dosyć krótki i nie zawsze udaje się prawdziwie zamyślić, wczuć w te słowa, które wygłasza kapłan i które koniecznie powinny przy tym znajdować oddźwięk w naszym sercu.

Modlitwa nazywa się modlitwą świętego mnicha Efrema Syryjczyka, ponieważ należy do tego wielkiego ascety Cerkwi prawosławnej, który żył w IV wieku po narodzeniu Chrystusa, w Syrii, jak można domyślić się z jego przydomku. Ale zapewne nie można powiedzieć, że on tę modlitwę specjalnie “napisał” - raczej została wybrana z innych modlitw, którymi są napełnione jego dzieła. Ten święty nie pisał, albo jak mówi się dzisiaj - nie układał modlitw jako takich, ale bardzo często w swoich dziełach przechodził od rozważań o życiu ascetycznym, o życiu chrześcijańskim, do tego, że zaczynał wznosić dziękczynienie Bogu, albo kajać się przed Bogiem, albo prosić Boga o coś niezbędnego dla jego zbawienia - i oto spośród licznych takich próśb modlitewnych wydzieliła się ta krótka, ale zadziwiająco obszerna modlitwa, którą Cerkiew nakazała odmawiać w cerkwi w dni Wielkiego Postu.

Ta modlitwa zaczyna się takimi słowami: “Panie i Władco życia mego…” Człowiek bardzo często o tym zapomina, uważając, że władcą swojego życia jest on sam. Człowiek coś planuje, człowiek coś osiąga, człowiek do czegoś dąży - i zapomina przy tym zadać sobie takie proste i takie niezbędne pytanie: a czy podoba się Bogu to, do czego dążę, czego chcę, do czego się dobijam, i w ogóle, czy wiem, ile jeszcze Bóg wyznaczył mi czasu do przeżycia na tej ziemi? Jak mówi apostoł Jakub: “Wy, mówiący: jutro pójdziemy tam i zrobimy tamto, czy nie wiecie, że życie nasze jest podobne do pary?” (Jk 4, 13-14). Przekonujemy się o tym, kiedy na naszych oczach ktoś z naszych bliskich, z naszych znajomych, zupełnie nieoczekiwanie, odchodzi z tego życia. Ale ta smutna a zarazem niezbędna wiedza gdzieś wyparowuje, kiedy sprawa dotyczy nas. I oto słowa tej modlitwy przypominają nam o tym, że Pan jest Władcą naszego życia. I jeśli czegoś naprawdę chcemy, jeśli do czegoś naprawdę dążymy, to koniecznie Jemu musimy powierzać swoje pragnienia, dążenia i od Niego oczekiwać albo ich spełnienia, albo przeciwnie, niespełnienia. Jak mówił ojciec Jan (Krestiankin), powinniśmy dziękować Bogu nie tylko za to, co nam daje, ale zapewne jeszcze bardziej za to, czego nam nie daje. Ponieważ czasami i szukamy, i prosimy zupełnie nie o to, co jest dla nas pożyteczne.

Następnie w modlitwie są takie słowa: “Ducha próżności, acedii, żądzy władzy i pustosłowia nie daj mi”.

Czym jest duch próżności? Praktycznie wszyscy święci ojcowie zgodnie mówią o tym, że jednym z największych rodzajów zła w życiu człowieka jest próżność, czyli stan, kiedy człowiek zupełnie nie jest niczym zajęty. Jest tak dlatego, że próżność rodzi ogromną ilość innych, następujących za nim rodzajów zła.
Po pierwsze, jeśli człowiek jest próżny, czyli jeśli mówiąc po prostu - nic nie robi, to już świadczy o tym, że nie przejawia sobą nic dobrego; a przecież każdy człowiek coś sobą reprezentuje, właściwie przez te uczynki, których dokonuje. I nie tylko wiara bez odpowiadających jej uczynków jest martwa, ale i życie człowieka bez uczynków także oczywiście nie jest żywe. Są ludzie, którzy, według apostoła Pawła, “nic nie robią, a zajmują się niepotrzebnymi rzeczami” (2 Tes 3, 11) - ale rzecz nie w tym, że możemy wskazać palcem tych ludzi, a w tym, że są pewne momenty i w naszym życiu, wpatrzywszy się w które zrozumiemy, że i my teraz nic nie robimy, a tylko marnujemy czas. Co prawda czasami bywa, że marnujemy czas z jakimś dobrym zamiarem, ale czasami - bez żadnego celu. I właśnie ten stan próżności jest niebezpieczny nie tylko dlatego, że możemy być osądzeni przez Boga jako nic nie robiący, jako leniwi, jako gnuśni ludzie, ale jest niebezpieczny także dlatego, że próżność - jest jakby pustką, a przyroda, w tym także przyroda duchowa, zupełnie nie znosi pustki. Kiedy nasze życie jest puste i nie napełnione dobrymi uczynkami, to wróg dąży do napełnienia go czymś. I można zobaczyć, jak wielu błędów, upadków, potknięć człowiek dokonuje właśnie wtedy, kiedy bywa niczym nie zajęty. Kiedy człowiek ma sprawy, kiedy ma obowiązki, kiedy ma jakąś sferę odpowiedzialności, to nie pozwala mu to popełnić licznych lekkomyślnych błędów. Oto dwa tygodnie temu był u nas taki wypadek: jechali jacyś młodzi ludzie, gdzieś pędzili nocą ze straszą prędkością, i wbili się w ogrodzenie naszej cerkwi, o mało nie roznieśli ochroniarzy razem z tym ogrodzeniem… nie byli niczym zajęci. Niestety, takie rzeczy z młodymi ludźmi, niczym nie zajętymi, zdarzają się bardzo często. Ale, zresztą, to może stać się nie tylko z młodymi ludźmi, ponieważ próżność może dotykać każdego człowieka.

Następnie prosimy, żeby Pan nie dał nam ducha acedii [albo: zniechęcenia, gnuśności - przyp. tłum.]. Acedia to stan duchowego paraliżu, kiedy człowiek nie tylko jest przygnieciony duchem, ale i praktycznie nie może nic zrobić. Póki człowiek nie wpada w acedię, to walczy, trudzi się, jakoś bije się. Pamiętacie żabę z bajki, która wpadła razem z koleżanką do dzbana z mlekiem? Koleżanka zniechęciła się, złożyła łapki i utonęła, a ona nie zniechęcała się, pracowała łapkami; co prawda nie mogła się wydostać, ale mleko stopniowo zbiło się w masło, i w pewnym momencie nagle stanęła na twardej powierzchni. To w rzeczy samej bardzo dobra analogia do tego, co robimy w naszym chrześcijańskim życiu. Jesteśmy tacy, jacy jesteśmy - i bez łaski Bożej nie możemy się zmienić. I bijemy się, bijemy, bijemy, nic się nie udaje, ale Pan, widząc te trudy, pod nasze nogi - do tej pory taplające się w jakiejś brei - nagle podstawia twardą powierzchnię; i stajemy na nogi i nawet możemy iść dalej. Tak więc zniechęcenie prowadzi właśnie do tego, że człowiek ginie, ponieważ przestaje robić cokolwiek dla swojego zbawienia, a czasami przestaje robić cokolwiek w ogóle.

Jest taki świetny przykład w jednym z paterykonów. Pewien ojciec wysłał swojego syna do pracy na polu. Ten przyszedł na wyznaczone miejsce, ujrzał, że pole jest ogromne, wszystko zarośnięte jakimiś chwastami, i zrozumiał, że nie da rady oczyścić go z chwastów a tym bardziej nie da rady czegoś potem zasiać. Wpadł w takie zniechęcenie z tego powodu, że położył się spać. I przychodził tam i spał - tydzień, dwa tygodnie; koniec końców ojciec postanowił odwiedzić syna i zobaczył, że ten w ogóle nic nie zrobił. Obudził go i powiedział: “Synu, gdybyś każdego dnia obrobił chociaż taki kawałek ziemi, jaki zajmujesz, kiedy śpisz, to już znacząca część tego pola byłaby gotowa do tego, żeby można było coś posiać”. W rzeczy samej, nawet kiedy zaczynamy robić coś małego, walcząc z acedią, to nam coś się udaje. A kiedy coś się udaje, acedia mija - jest taka reguła duchowego życia. I właściwie tu jest bezpośredni związek: jeśli jest próżność, czyli nicnierobienie, w tym też w sferze duchowej, to człowiek wpada w acedię. Jest aktywne życie - i acedia ustępuje.

Oczywiście, bywają szczególne stany, kiedy acedia jest skutkiem pokusy diabelskiej, kiedy nasza dusza czuje się tak, jakby ją ktoś dosłownie ściskał, męczył i dusił, ale takie okresy mimo wszystko bywają niezbyt długie. I w tym czasie trzeba koniecznie, z jednej strony, coś robić - ponieważ, tak jak powiedziałem, aktywność pomaga człowiekowi poradzić sobie z acedią, a po drugie, trzeba modlić się do Boga, żeby On nas oswobodził z tej acedii. Jest taki sposób, o którym często zapominamy: w acedii trzeba koniecznie dziękować Bogu. Każdy człowiek w swoim życiu może przypomnieć sobie jakieś momenty, kiedy rzeczywiście dziękował Bogu, kiedy przeżywał małe cuda Bożej miłości do siebie. Bardzo ważnym jest w momencie acedii przypomnieć je sobie i za nie dziękować Bogu. Oprócz tego, trzeba wspomnieć w tym czasie o tym, że i dawniej bywały jakieś pokusy, bywały niełatwe stany, i one przechodziły - ponieważ człowiek zniechęca się zazwyczaj wtedy, kiedy wydaje mu się, że to złe, co jest teraz, nigdy się nie skończy. A to jest bardzo strasznym oszustwem ze strony wroga: w rzeczy samej wszystko się kończy - i co złe, i niestety, co dobre. I za tę zmianę też należy dziękować Bogu. Trzeba umieć być wdzięcznym Panu i za sam ten stan acedii, ponieważ dla człowieka jest bardzo pożyteczne, jeśli przychodzi to właśnie jako pokusa, a nie jako skutek naszej bezczynności. I w tym czasie człowiek ma możliwość stać się bardziej mężnym. Jak można ćwiczyć się w tym, żeby stać się mężnym? Tylko wtedy jest to możliwe, kiedy jest coś, co trzeba pokonać. A acedia - to jeden z najtrudniejszych przeciwników do pokonania.

ihumen Nektariusz (Morozow) [tłum. Michał Diemianiuk]
za: pravoslavie.ru

fotografia: palavos /orthphoto.net/