Zostań przyjacielem cerkiew.pl
Most nad otchłanią
tłum. Justyna Pikutin, 10 marca 2021
Pstryka wyłącznik i świątynia pogrąża się w półmroku. Babcia w białej chustce w pośpiechu gasi świeczki na świecznikach. Prawie zupełny mrok, tylko światło z ulicy za oknem i świeczka w dłoni lektora, oświetlająca stronice księgi. Początek jutrzni - Sześciopsalmie:
- Panie, dlaczego tak liczni są ci, którzy mnie trapią? Wielu powstaje przeciwko mnie, wielu powiada duszy mojej: Nie ma dla niego zbawienia w Bogu jego... [1]
To trzeci psalm Dawida - “gdy uciekał przed swoim synem Absalomem”.
Wiele kłopotów spadło wtedy na wielkiego króla, jego własny syn zdradził go i dołączył do grona wrogów swego ojca. Ale, jak pisze św. Teodoryt z Cypru w swoim Komentarzu do Psalmów, najbardziej gorzkie było cierpienie Dawida z powodu tych szyderstw: Nie ma dla niego żadnego zbawienia w tym Bogu, Którego tak czci, do Którego tak się modli, na Którym tak bardzo polega we wszystkich sprawach.
Nie jestem królem, nie mam wrogów. Oczywiście relacje z ludźmi układają się różnie, ale nie mogę nikogo nazwać wrogiem. I kim ja właściwie jestem, by być dla kogoś osobistym wrogiem...?
Jednak ten głos słyszę bezustannie: “Naprawdę nie ma dla ciebie właściwie żadnej pomocy od Boga, ani ty, ani ktokolwiek inny z waszego cerkiewnego środowiska nie ma dla Niego żadnego znaczenia, jeśli On w ogóle - w twoim rozumieniu - jest...”
Zapewne to głos rozpaczy. A może - tego samego Gnusa, który został mi osobiście przydzielony i teraz zamierza wykorzystać moją rozpacz. Wg. św. Jana Klimaka, rozpacz to oszczerstwo wobec Boga: tak jakby nie był On miłosierny i kochający człowieka. Wychodzi na to, że jest to grzech graniczący z bluźnierstwem. Jednak, gdyby wszystko było takie proste...
Lektor kontynuuje:
- Ty, Panie, jesteś wspomożycielem moim, chwałą moją, Ty podnosisz głowę moją...
I powoli zaczynam rozumieć, że między trzecim a czwartym wersetem tego psalmu jest otchłań. Nie zdołam pokonać jej na jednym wdechu, tak jak być może przelatywał nad nią prorok Dawid.
Czy modliliście się kiedykolwiek za ciężko chorego, wręcz umierającego człowieka, któremu daleko jeszcze do starości i który potrzebny jest swoim bliskim? Modliliście się dzień po dniu, rano i wieczorem, zachodząc po drodze do każdej cerkwi, zapalając świeczkę za świeczką... A potem otrzymaliście wiadomość o śmierci.
Kto z nas tego nie doświadczył! I ta myśl, od której nie można uciec: dlaczego...? Przecież zostało powiedziane: “Proście, a zostanie wam dane, szukajcie, a znajdziecie, dobijajcie się, a będzie wam otwarte. Każdy bowiem, kto prosi, otrzymuje, i kto szuka, znajduje, i temu, który się dobija, będzie otwarte.” (Mt 7, 7-8). Czym jestem gorsza od “każdego”, dlaczego nie otrzymuję? Jestem grzeszna?... Tak, ale czy te słowa skierowane były do bezgrzesznych? Było to powiedziane do wierzących i ufających... Na czym więc polega miłosierdzie Stwórcy i Jego miłość do człowieka? Gdzie szukać pocieszenia i spokoju, jeśli najbardziej szczera modlitwa nie zostaje usłyszana?...
Miniony okres świąt Bożego Narodzenia był dla mnie niezwykle trudny. W Wigilię dowiedziałam się, że mój przyjaciel, wspaniały i bardzo potrzebny mi człowiek, od poprzedniego dnia jest w śpiączce i pod respiratorem. A w dzień pamięci św. Bazylego Wielkiego odbył się jego pogrzeb.
Jednak właśnie w te styczniowe dni zobaczyłam most nad otchłanią między 3 i 4 wersetem 3. Psalmu - wtedy właśnie zrozumiałam, że właściwie nie ma czegoś takiego jak nieusłyszane modlitwy i Bóg nie daje człowiekowi kamienia zamiast chleba, a węża zamiast ryby.
Kilka dni wcześniej, kiedy mój przyjaciel leżał już w szpitalu, ale nie spodziewaliśmy się jeszcze najgorszego, przeczytałam artykuł o. Stephena Freemana “Bóg jest w nas”. On pomógł mi jasno zobaczyć to, o czym wcześniej... wiedziałam, zapewne, ale właściwie się nad tym nie zastanawiałam.
Błędem jest wyobrażać sobie naszą modlitwę, naszą rozmowę z Bogiem, nasze życie z Nim w ten oto sposób: ja-człowiek, stoję tutaj, u siebie, na ziemi, w świątyni, w domu, gdziekolwiek - i kieruję swoje błaganie do nieskończenie dalekiego, nieosiągalnego, niedostępnego Boga. Ja - oddzielnie, a Bóg - oddzielnie; On może odpowiedzieć mi lub nie, a mi pozostaje tylko prosić i nie tracić nadziei.
Nie przystoi nam okazywać naszych relacji z Bogiem jako coś zewnętrznego, tak jak w przypadku relacji międzyludzkich. - pisze o. Stephen - Nasza więź z Bogiem, zrodzona w Sakramencie Chrztu Świętego jest o wiele głębsza... Bóg nie “pomaga” inspirując nas lub po prostu układając rzeczy tak, by wszystko było w porządku. On raczej współdziała z naszymi staraniami... “Dzieła”, których dokonuje chrześcijanin, są słuszne tylko w jedności z Chrystusem, tak więc nie są to uczynki jednostki, ale uczynki naszego wspólnego życia z Chrystusem i w Chrystusie. Kiedy pościmy - Chrystus pości w nas. Kiedy modlimy się - Chrystus modli się w nas. Kiedy dajemy jałmużnę - Chrystus daje jałmużnę za naszym pośrednictwem.
Tak więc, to Sam Chrystus we mnie modli się za człowieka, który jest mi bliski. I dziwnie byłoby zakładać, że dla Niego ten człowiek jest mniej ważny niż dla mnie. Albo że Bóg mniej niż ja wie o tym człowieku. On wie o każdym z nas to, czego my sami dowiemy się dopiero na Sądzie Ostatecznym. On zrodził tego człowieka do ziemskiego życia i On wie najlepiej, kiedy ten człowiek musi urodzić się dla życia wiecznego. Bardzo dużo rzeczy nie rozumiemy swoim ograniczonym i zamroczonym umysłem, bardzo mało widzimy - jest tylko jeden wniosek, który można z tego wyciągnąć: należy słuchać serca, zaufać mu i pogodzić się... i wtedy być może coś zrozumiesz. Tak, to trudne, i im bliższy jest ci zmarły - tym trudniej; a jeśli to ktoś bliski z rodziny, to zupełnie nie do pomyślenia. Jednak ludzie dokonują rzeczy nie do pomyślenia, a tym samym dochodzą do pokory i światłości.
Tak, właśnie taką odpowiedź usłyszałam modląc się za przyjaciela - oczywiście to nie było jakieś objawienie, to była po prostu ta sama myśl, o którą modlimy się każdego wieczoru w ślad za św. Janem Złotoustym: “Panie, daj mi dobrą myśl”. [2]
A potem przyszła inna dobra myśl.
Tak - człowiek jest śmiertelny. Tak - czas jego ziemskiego życia jest ograniczony. Ale gdyby było inaczej, gdyby fakt śmiertelności każdego człowieka nie stawał przed nami w całej swojej okazałości - to wątpliwym jest, że coś innego obudziłoby nas z duchowego snu.
Pamięć o śmierci została przykazana każdemu człowiekowi - to oczywiście zupełnie coś innego niż zwyczajny strach przed śmiercią - ale po to, by odnaleźć tę dobrą i zbawienną pamięć, musimy teraz przejść przez najzwyczajniejszy, zwierzęcy, poniżający - strach. Do czasu człowiekowi wydaje się, że nieszczęścia spotkają kogokolwiek tylko nie jego; wejdą do każdego, ale nie do jego domu. Jest to albo jeden z objawów pychy (podświadomego założenia pewnej wyjątkowej wartości własnej osoby), albo też ucieczka od ciężkich, traumatycznych - i jak się wydaje - niepotrzebnych myśli.
Jednak pewnego pięknego dnia jasno widzisz: ci, na których upadła wieża Siloamska, którzy umarli na straszną chorobę, zginęli w katastrofie, stali się ofiarą przestępcy, nie są gorsi od ciebie. I ten dom, do którego wczoraj weszła śmierć - to dla niej to samo, co twój dom i nie ma dla niej zamków, i nikt nie zna jej trasy.
W ten sposób pękają fałszywe bariery dumy czy psychoprofilaktyki, w ten sposób człowiek poznaje swoją kruchość, swoją bezradność, nieskończoną bezbronność własnego ciała...
I dalej słucha on cerkiewnego lektora - lub króla Dawida:
- Ale Ty, Panie, jesteś moim wspomożycielem, moją chwałą, Ty podnosisz moją głowę. Głosem moim do Pana wołam i usłyszał mnie z góry świętej swojej...
Nie ma zbawienia? Jak to “nie ma”, jeśli On jest jedynym Zbawicielem twoim z sideł śmierci, jedynym Wspomożycielem twoim przed złem i zakłamaniem tego świata, jedynym, Który podnosi twoją głowę - broni twojej ludzkiej godności przed wszystkim, co gotowe jest ogłosić cię nikczemnym i wdeptać w ziemię?
Osiągamy wiarę tylko poprzez wątpliwość; nadzieję - poprzez rezygnację; pocieszenie - poprzez ból; zaufanie - poprzez strach. Kiedy zaczyna się Sześciopsalmie, powinniśmy zgasić nie tylko świece w świątyni, ale także w sobie zgasić ognie naszych przyziemnych pocieszeń i żałosnego uspokajania samego siebie typu: “Wszystko będzie dobrze”, by zacząć w końcu uspokajać się prawdziwie: “Zasnąłem i spałem, i wstałem, albowiem Pan wspomaga mnie...”.
Marina Birukowa
[1] Fragmenty Psalmu 3 - tłumaczenie H. Paprockiego za: liturgia.cerkiew.pl
- Panie, dlaczego tak liczni są ci, którzy mnie trapią? Wielu powstaje przeciwko mnie, wielu powiada duszy mojej: Nie ma dla niego zbawienia w Bogu jego... [1]
To trzeci psalm Dawida - “gdy uciekał przed swoim synem Absalomem”.
Wiele kłopotów spadło wtedy na wielkiego króla, jego własny syn zdradził go i dołączył do grona wrogów swego ojca. Ale, jak pisze św. Teodoryt z Cypru w swoim Komentarzu do Psalmów, najbardziej gorzkie było cierpienie Dawida z powodu tych szyderstw: Nie ma dla niego żadnego zbawienia w tym Bogu, Którego tak czci, do Którego tak się modli, na Którym tak bardzo polega we wszystkich sprawach.
Nie jestem królem, nie mam wrogów. Oczywiście relacje z ludźmi układają się różnie, ale nie mogę nikogo nazwać wrogiem. I kim ja właściwie jestem, by być dla kogoś osobistym wrogiem...?
Jednak ten głos słyszę bezustannie: “Naprawdę nie ma dla ciebie właściwie żadnej pomocy od Boga, ani ty, ani ktokolwiek inny z waszego cerkiewnego środowiska nie ma dla Niego żadnego znaczenia, jeśli On w ogóle - w twoim rozumieniu - jest...”
Zapewne to głos rozpaczy. A może - tego samego Gnusa, który został mi osobiście przydzielony i teraz zamierza wykorzystać moją rozpacz. Wg. św. Jana Klimaka, rozpacz to oszczerstwo wobec Boga: tak jakby nie był On miłosierny i kochający człowieka. Wychodzi na to, że jest to grzech graniczący z bluźnierstwem. Jednak, gdyby wszystko było takie proste...
Lektor kontynuuje:
- Ty, Panie, jesteś wspomożycielem moim, chwałą moją, Ty podnosisz głowę moją...
I powoli zaczynam rozumieć, że między trzecim a czwartym wersetem tego psalmu jest otchłań. Nie zdołam pokonać jej na jednym wdechu, tak jak być może przelatywał nad nią prorok Dawid.
Czy modliliście się kiedykolwiek za ciężko chorego, wręcz umierającego człowieka, któremu daleko jeszcze do starości i który potrzebny jest swoim bliskim? Modliliście się dzień po dniu, rano i wieczorem, zachodząc po drodze do każdej cerkwi, zapalając świeczkę za świeczką... A potem otrzymaliście wiadomość o śmierci.
Kto z nas tego nie doświadczył! I ta myśl, od której nie można uciec: dlaczego...? Przecież zostało powiedziane: “Proście, a zostanie wam dane, szukajcie, a znajdziecie, dobijajcie się, a będzie wam otwarte. Każdy bowiem, kto prosi, otrzymuje, i kto szuka, znajduje, i temu, który się dobija, będzie otwarte.” (Mt 7, 7-8). Czym jestem gorsza od “każdego”, dlaczego nie otrzymuję? Jestem grzeszna?... Tak, ale czy te słowa skierowane były do bezgrzesznych? Było to powiedziane do wierzących i ufających... Na czym więc polega miłosierdzie Stwórcy i Jego miłość do człowieka? Gdzie szukać pocieszenia i spokoju, jeśli najbardziej szczera modlitwa nie zostaje usłyszana?...
Miniony okres świąt Bożego Narodzenia był dla mnie niezwykle trudny. W Wigilię dowiedziałam się, że mój przyjaciel, wspaniały i bardzo potrzebny mi człowiek, od poprzedniego dnia jest w śpiączce i pod respiratorem. A w dzień pamięci św. Bazylego Wielkiego odbył się jego pogrzeb.
Jednak właśnie w te styczniowe dni zobaczyłam most nad otchłanią między 3 i 4 wersetem 3. Psalmu - wtedy właśnie zrozumiałam, że właściwie nie ma czegoś takiego jak nieusłyszane modlitwy i Bóg nie daje człowiekowi kamienia zamiast chleba, a węża zamiast ryby.
Kilka dni wcześniej, kiedy mój przyjaciel leżał już w szpitalu, ale nie spodziewaliśmy się jeszcze najgorszego, przeczytałam artykuł o. Stephena Freemana “Bóg jest w nas”. On pomógł mi jasno zobaczyć to, o czym wcześniej... wiedziałam, zapewne, ale właściwie się nad tym nie zastanawiałam.
Błędem jest wyobrażać sobie naszą modlitwę, naszą rozmowę z Bogiem, nasze życie z Nim w ten oto sposób: ja-człowiek, stoję tutaj, u siebie, na ziemi, w świątyni, w domu, gdziekolwiek - i kieruję swoje błaganie do nieskończenie dalekiego, nieosiągalnego, niedostępnego Boga. Ja - oddzielnie, a Bóg - oddzielnie; On może odpowiedzieć mi lub nie, a mi pozostaje tylko prosić i nie tracić nadziei.
Nie przystoi nam okazywać naszych relacji z Bogiem jako coś zewnętrznego, tak jak w przypadku relacji międzyludzkich. - pisze o. Stephen - Nasza więź z Bogiem, zrodzona w Sakramencie Chrztu Świętego jest o wiele głębsza... Bóg nie “pomaga” inspirując nas lub po prostu układając rzeczy tak, by wszystko było w porządku. On raczej współdziała z naszymi staraniami... “Dzieła”, których dokonuje chrześcijanin, są słuszne tylko w jedności z Chrystusem, tak więc nie są to uczynki jednostki, ale uczynki naszego wspólnego życia z Chrystusem i w Chrystusie. Kiedy pościmy - Chrystus pości w nas. Kiedy modlimy się - Chrystus modli się w nas. Kiedy dajemy jałmużnę - Chrystus daje jałmużnę za naszym pośrednictwem.
Tak więc, to Sam Chrystus we mnie modli się za człowieka, który jest mi bliski. I dziwnie byłoby zakładać, że dla Niego ten człowiek jest mniej ważny niż dla mnie. Albo że Bóg mniej niż ja wie o tym człowieku. On wie o każdym z nas to, czego my sami dowiemy się dopiero na Sądzie Ostatecznym. On zrodził tego człowieka do ziemskiego życia i On wie najlepiej, kiedy ten człowiek musi urodzić się dla życia wiecznego. Bardzo dużo rzeczy nie rozumiemy swoim ograniczonym i zamroczonym umysłem, bardzo mało widzimy - jest tylko jeden wniosek, który można z tego wyciągnąć: należy słuchać serca, zaufać mu i pogodzić się... i wtedy być może coś zrozumiesz. Tak, to trudne, i im bliższy jest ci zmarły - tym trudniej; a jeśli to ktoś bliski z rodziny, to zupełnie nie do pomyślenia. Jednak ludzie dokonują rzeczy nie do pomyślenia, a tym samym dochodzą do pokory i światłości.
Tak, właśnie taką odpowiedź usłyszałam modląc się za przyjaciela - oczywiście to nie było jakieś objawienie, to była po prostu ta sama myśl, o którą modlimy się każdego wieczoru w ślad za św. Janem Złotoustym: “Panie, daj mi dobrą myśl”. [2]
A potem przyszła inna dobra myśl.
Tak - człowiek jest śmiertelny. Tak - czas jego ziemskiego życia jest ograniczony. Ale gdyby było inaczej, gdyby fakt śmiertelności każdego człowieka nie stawał przed nami w całej swojej okazałości - to wątpliwym jest, że coś innego obudziłoby nas z duchowego snu.
Pamięć o śmierci została przykazana każdemu człowiekowi - to oczywiście zupełnie coś innego niż zwyczajny strach przed śmiercią - ale po to, by odnaleźć tę dobrą i zbawienną pamięć, musimy teraz przejść przez najzwyczajniejszy, zwierzęcy, poniżający - strach. Do czasu człowiekowi wydaje się, że nieszczęścia spotkają kogokolwiek tylko nie jego; wejdą do każdego, ale nie do jego domu. Jest to albo jeden z objawów pychy (podświadomego założenia pewnej wyjątkowej wartości własnej osoby), albo też ucieczka od ciężkich, traumatycznych - i jak się wydaje - niepotrzebnych myśli.
Jednak pewnego pięknego dnia jasno widzisz: ci, na których upadła wieża Siloamska, którzy umarli na straszną chorobę, zginęli w katastrofie, stali się ofiarą przestępcy, nie są gorsi od ciebie. I ten dom, do którego wczoraj weszła śmierć - to dla niej to samo, co twój dom i nie ma dla niej zamków, i nikt nie zna jej trasy.
W ten sposób pękają fałszywe bariery dumy czy psychoprofilaktyki, w ten sposób człowiek poznaje swoją kruchość, swoją bezradność, nieskończoną bezbronność własnego ciała...
I dalej słucha on cerkiewnego lektora - lub króla Dawida:
- Ale Ty, Panie, jesteś moim wspomożycielem, moją chwałą, Ty podnosisz moją głowę. Głosem moim do Pana wołam i usłyszał mnie z góry świętej swojej...
Nie ma zbawienia? Jak to “nie ma”, jeśli On jest jedynym Zbawicielem twoim z sideł śmierci, jedynym Wspomożycielem twoim przed złem i zakłamaniem tego świata, jedynym, Który podnosi twoją głowę - broni twojej ludzkiej godności przed wszystkim, co gotowe jest ogłosić cię nikczemnym i wdeptać w ziemię?
Osiągamy wiarę tylko poprzez wątpliwość; nadzieję - poprzez rezygnację; pocieszenie - poprzez ból; zaufanie - poprzez strach. Kiedy zaczyna się Sześciopsalmie, powinniśmy zgasić nie tylko świece w świątyni, ale także w sobie zgasić ognie naszych przyziemnych pocieszeń i żałosnego uspokajania samego siebie typu: “Wszystko będzie dobrze”, by zacząć w końcu uspokajać się prawdziwie: “Zasnąłem i spałem, i wstałem, albowiem Pan wspomaga mnie...”.
Marina Birukowa
[1] Fragmenty Psalmu 3 - tłumaczenie H. Paprockiego za: liturgia.cerkiew.pl
[2] Fragment modlitwy św. Jana Złotoustego - tłumaczenie za: kalendarz.cerkiew.pl/Modlitewnik/Modlitwy wieczorne.
za: pravoslavie.ru
fotografia: Alicja Ignaciuk /orthphoto.net/
za: pravoslavie.ru
fotografia: Alicja Ignaciuk /orthphoto.net/