publicystyka: Duchowe pochodzenie, natura i znaczenie obecnej pandemii - cz. 1

Duchowe pochodzenie, natura i znaczenie obecnej pandemii - cz. 1

tłum. Gabriel Szymczak, 24 lutego 2021

Zapraszamy do lektury 4-częściowego wywiadu z Jean-Claudem Larchetem, przeprowadzonego w kwietniu 2020r. przez o. Jivko Paneva. Pomimo upływu czasu, wiele refleksji J.C. Larcheta pozostaje aktualnych, ważne są również jego uwagi dotyczące życia duchowego we współczesnym świecie.

***

Jean-Claude Larchet, jesteś jednym z pierwszych, którzy rozwinęli teologiczną refleksję na temat chorób, cierpienia, medycyny. Twoja książka „Teologia choroby”, wydana w 1991 roku. została przetłumaczona na wiele języków i w związku z epidemią COVID-19 ukaże się wkrótce w japońskim tłumaczeniu. Opublikowałeś także refleksję na temat cierpienia: „Bóg nie chce ludzkiego cierpienia”, która pojawiła się również w różnych tłumaczeniach.

Przede wszystkim, jaka jest Twoja ogólna opinia na temat epidemii, której obecnie doświadczamy?

Nie jestem nią zaskoczony: w ciągu tysiącleci pojawiało się około dwóch głównych epidemii raz na sto lat i kilka innych, mniejszych. Ich częstotliwość jednak rośnie, a koncentracja ludności w naszej cywilizacji miejskiej, ruch uliczny, któremu sprzyja globalizacja oraz wielość i szybkość nowoczesnych środków transportu, z łatwością zamieniają je w pandemie. Obecna epidemia była zatem do przewidzenia; została przewidziana przez wielu epidemiologów, którzy nie mieli wątpliwości, że nadejdzie; jedyną rzeczą, której nie znali, był dokładny moment, w którym to nastąpi i forma, jaką przyjmie. Zaskakujący jest jednak brak gotowości części państw, które - zamiast zapewnić personelowi medycznemu struktury i sprzęt potrzebny do walki z tą plagą – pozwoliły, aby szpitale podupadły, a produkcję leków, masek i respiratorów, których obecnie bardzo brakuje, zleciły obcym firmom (głównie chińskim).

Choroby są wszechobecne w historii ludzkości i nikt nie przejdzie przez życie ich nie doświadczywszy. Epidemie to po prostu choroby, które są szczególnie zaraźliwe i szybko się rozprzestrzeniają, aż obejmą dużą część populacji. Cechą charakterystyczną wirusa COVID-19 jest to, że poważnie wpływa na układ oddechowy osób starszych lub osłabionych innymi chorobami i ma wysoki stopień zaraźliwości, przez co szybko nasyca systemy intensywnej opieki medycznej dużą liczbą osób dotkniętych zachorowaniem.

Kościoły prawosławne na zagrożenie odpowiedziały etapami, z różną szybkością i w różnych formach. Co o tym myślisz?

Trzeba powiedzieć, że różne kraje zostały dotknięte epidemią w różnym czasie i w różnym stopniu, a każdy Kościół lokalny dostosował swoją odpowiedź do rozwoju choroby i działań podjętych przez państwo, w którym działa. W najbardziej dotkniętych krajach decyzję o zaprzestaniu celebracji nabożeństw podjęto szybko, w odstępie zaledwie kilku dni. Nie przewidując, aby w najbliższej przyszłości taka decyzja została podjęta, niektóre Kościoły (np. Cerkiew rosyjska) podjęły kroki w celu ograniczenia możliwego zakażenia podczas nabożeństw lub udzielania sakramentów; dziś są zmuszone prosić wiernych, aby nie przychodzili do cerkwi.

Te różne działania i zastosowane środki wywołały debatę, a nawet dyskusje polemiczne ze strony duchowieństwa, wspólnot monastycznych, wiernych, teologów…
Pierwszym tematem kontrowersji była decyzja niektórych Kościołów o zmianie zasad udzielania Eucharystii.


Pod tym względem należy rozróżnić dwie rzeczy: praktyki towarzyszące Eucharystii i samą Eucharystię.

Może istnieć ryzyko zakażenia poprzez sposób jej udzielania: fakt wycierania ust każdego przyjmującego tą samą serwetką (jak to jest robione na siłę w niektórych parafiach Kościoła rosyjskiego) lub spożywania zapiwki (po Komunii, co również jest zwyczajem m.in. Cerkwi rosyjskiej) z tych samych filiżanek. Dlatego też środki podjęte w celu użycia ręczników papierowych w pierwszym przypadku i jednorazowych kubków w drugim przypadku (a następnie spalania ich) nie budzą moim zdaniem żadnych zastrzeżeń.

Jeśli chodzi o samą Eucharystię, kilka Kościołów porzuciło tradycyjny sposób jej udzielania wiernym, czyli wkładanie jej do ust Świętą Łyżeczką. Niektóre Kościoły zalecały wlewanie zawartości do otwartych ust, podczas gdy kapłan zachowuje od wiernego pewien dystans; inni - jak np. Cerkiew rosyjska - proponowali dezynfekowanie po każdej osobie łyżki alkoholem lub używanie jednorazowych łyżek, które następnie byłyby palone. Wierzę, że żaden Kościół nie założył, iż samo Ciało i Krew Chrystusa, o których przypominają nam wszystkie modlitwy przed i po Komunii, że są nam dane „dla zdrowia duszy i ciała”, same w sobie są czynnikiem zakażenia (taką myśl znalazłem tylko w artykule archimandryty Cyryla Hovoruna, który zawiera mnóstwo herezji, a wspominam o nim tylko dlatego, że stał się popularny w Internecie). Ale pojawiają się wątpliwości co do samej łyżki, a to budzi dyskusję, przy czym niektórzy zwracają uwagę zwłaszcza na fakt, że dotyka ona ust wiernych, a inni z kolei wskazują, że jej zanurzenie w Ciele i Krwi Chrystusa dezynfekuje ją i poddaje ochronie poprzez konsekrowany chleb i wino. Ta ostatnia grupa zauważa, że kapłani na końcu liturgii spożywają pozostałe Święte Dary, także w dużych cerkwiach, w których wśród wiernych na pewno są chorzy - a jednak nigdy nie zapadają na żadną chorobę. Wspominają również, że podczas wielkich epidemii w przeszłości duchowni udzielali Eucharystii zakażonym wiernym, nie ulegając jednocześnie zakażeniu. Jeśli chodzi o ten ostatni punkt, nie mam wiarygodnych informacji z dokumentów historycznych. Z drugiej strony, komentarz św. Nikodema Hagioryty (żyjącego w drugiej połowie XVIII wieku), umieszczony w jego Pidalionie (zbiorze i komentarzu do kanonów Kościoła prawosławnego), a dotyczący kanonu 28 z VI Soboru Ekumenicznego, dopuszcza szczególne środki w przypadku epidemii dżumy. W szczególności zaznacza, że „święte naczynie” i łyżkę używane do udzielania Eucharystii choremu, „należy następnie włożyć do octu, a ocet wylać” . To zakłada, że w jego czasach (i prawdopodobnie nawet wcześniej) przyjmowano, że Komunię podawano choremu w specjalnym „świętym naczyniu” i specjalną łyżką, a następnie je dezynfekowano (octem, który ze względu na swoją zawartość alkoholu i kwasowość ma właściwości antyseptyczne i przeciwgrzybicze - które jednak byłyby zupełnie niewystarczające wobec COVID-19). Właśnie tym tekstem, cytowanym także w podręczniku wielkiego rosyjskiego liturgisty z XIX wieku S. W. Bułgakowa, Kościół rosyjski uzasadnił podjęte środki.

Uważam, że ktokolwiek ma wystarczającą wiarę, aby przyjmować Eucharystię z użyciem łyżeczki, nie ryzykuje, a Kościoły, które poczyniły specjalne przygotowania, uczyniły to z myślą o wiernych o słabszej wierze i mających wątpliwości. Kościoły w pewien sposób przestrzegały przykazania św. Pawła, który mówi: „Dla słabych stałem się jak słaby, by pozyskać słabych” (1 Kor 9,22). Należy pamiętać, że Eucharystia nie ma magicznego skutku: jak w przypadku wszystkich sakramentów, łaska jest udzielana w pełni, ale przyjęcie łaski jest proporcjonalne do wiary odbiorcy (ojcowie greccy używają greckiego słowa analogia na określenie tej proporcjonalności). Mówi o tym nawet św. Paweł i jest to przywoływane w modlitwach przed Eucharystią, że każdy przyjmujący ją niegodnie może zachorować na duszy i ciele (1 Kor 11, 27–31) lub przyjmuje ją „na sąd lub osądzenie”.

W każdym razie każdy Kościół lokalny ma prawo podjąć (ze względu na oikonomia), wszelkie niezbędne środki w każdej konkretnej sytuacji.

Drugim tematem kontrowersji było zamykanie cerkwi i zaprzestanie odprawiania nabożeństw.

Przede wszystkim należy zauważyć, że większość państw nie nakazała zamykania kościołów, a raczej ograniczyła do nich dostęp - do kilku, a następnie do pojedynczych osób; ale liczba zakażeń uniemożliwiła przemieszczanie się i odwiedziny. Jednak w większości Kościołów lokalnych celebracja liturgii była kontynuowana przez kapłanów, z udziałem śpiewaków, diakonów i prisłużników (z wyjątkiem Grecji, gdzie zostało to zakazane nawet w klasztorach, co jest paradoksem w kraju o silnej tożsamości prawosławnej, w którym Kościół cieszy się oficjalnym uznaniem państwa).
Ekstremiści rozwinęli teorie spiskowe, widząc w decyzjach różnych państw pragnienie zniszczenia chrześcijaństwa przez pewne wpływowe grupy. Dokonali analogii z okresem prześladowań w pierwszych wiekach, wzywając chrześcijan do oporu i podając męczenników jako przykłady. Stanowiska te są oczywiście przesadne, a porównanie do okresu prześladowań jest nadużyciem. Od chrześcijan nie oczekuje się wyrzeczenia się wiary i oddania czci innemu bogu. Cerkwie nie zostały zamknięte na stałe, a ograniczenia dotyczące ich odwiedzania są tylko tymczasowe. Państwa jedynie wypełniły swój obowiązek ochrony ludności, podejmując dostępne środki - powstrzymywanie - aby ograniczyć zarażenie, zapewnić najlepszą możliwą opiekę chorym i ograniczyć liczbę zgonów.

Dodam, że cerkiew nie jest miejscem magicznym, całkowicie osłoniętym od otaczającego świata, miejscem, w którym nie można zarazić się żadną chorobą, zwłaszcza jeśli jest ona wysoce zaraźliwa. To prawda, że w starożytności, kiedy były epidemie, ludzie mieli inne nastawienie: gromadzili się w cerkwiach, uczestniczyli w licznych procesjach. Zapominamy jednak o tym, że cerkwie stawały się rodzajem hospicjum / kostnicy. Tak więc podczas wielkich epidemii Cesarstwa Bizantyjskiego nierzadko znajdowano setki zwłok ułożonych w cerkwiach.

Kościół ma obowiązek chronić zdrowie i życie swoich wiernych, ale także chronić tych, których oni mogliby zakazić na zewnątrz. Ma także obowiązek nie komplikować pracy personelu medycznego, który w przypadku przekroczenia wydolności systemu może nie być już w stanie leczyć wszystkich i może być zmuszony do segregacji; innymi słowy - do porzucenia i pozwolenia na śmierć najbardziej delikatnych ludzi. Ponadto, jeśli jest zbyt wielu zmarłych w tym samym czasie, nie można już być pewnym pogrzebu: wszyscy byliśmy zasmuceni widząc kolumnę ciężarówek wojskowych we Włoszech, wiozących dziesiątki zmarłych bezpośrednio do krematorium, bez jakiejkolwiek obecności rodzinnej lub religijnej. W Chinach poddano kremacji tysiące zwłok jedne po drugich, a dopiero kilka tygodni później rodziny mogły przyjść i zebrać prochy swoich zmarłych krewnych z palet, na których ułożono stosy urn pogrzebowych.

Wszystkie wspólnoty monastyczne (w tym te z góry Athos) podjęły decyzje o zamknięciu swoich drzwi, aby chronić gości i pielgrzymów przed wzajemnym zakażeniem, ale także chronić swoich członków, umożliwiając im w ten sposób dalsze sprawowanie liturgii i wypełnianie jednego z ich podstawowych zadań, szczególnie potrzebnego w tym czasie: modlitwy za świat.

wywiad przeprowadził o. Jivko Panev

za: orthodoxie.com

fotografia: majkel1994 /orthphoto.net/