publicystyka: Czym jednak jest wiara?

Czym jednak jest wiara?

tłum. Jakub Oniszczuk, 07 lutego 2021

Zapraszamy do lektury cyklu skupiającego się na wyznaniu "Wierzę w Boga". Co te słowa dla nas znaczą? Co powinny znaczyć? Czym jest wiara i w kogo wierzymy?

Teksty są zapisem wybranych coniedzielnych audycji radiowych, które o. Aleksander Schmemann prowadził przez ponad 30 lat.

1. Wiara i niewiara. Wyjątkowo osobista religia
2. Jakie jest moje prawdziwe ja?
3. Czym jednak jest wiara?
4. W jednego Boga
5. Wspólne ludzkie dziedzictwo
6. Doświadczenie wiary – czy jest moim własnym?
7. Tylko jedno imię
 
Czym jednak jest wiara?

Czy zadawanie w kółko tego samego pytania, a przede wszystkim zadawanie go samemu sobie, nie jest dziwne? I czy odpowiedź nie jest już przypadkiem podana tysiące, miliony razy we wszelkich religiach?

Ostatnim razem powiedziałem jednak, że jeśli na nowo zastanowimy się nad tym stwierdzeniem, przestanie ono wydawać się tak znajome i oczywiste. Przede wszystkim okazuje się, że wiara to nie to samo, co wiedza, a przynajmniej w potocznym, codziennym znaczeniu tego ostatniego słowa.

Mówiąc, że stwierdzenie „Wierzę w Boga” oznacza to samo co „Wiem, że Bóg jest”, w żaden sposób nie upodabniamy tej wiedzy do takiej jak ta, że w moim pokoju jest stół i że za oknem pada deszcz. Ta ostatnia wiedza, którą nazywamy „obiektywną”, nie zależy ode mnie, wchodzi do mojej świadomości wbrew mojej woli, poza jakimkolwiek wolnym wyborem. Ta wiedza jest w istocie „obiektywna”, a ja, czyli podmiot, mogę ją tylko przyjąć, uczynić moją.

Stwierdzenie „wierzę w Boga” zakłada natomiast wybór, decyzję, innymi słowy, zakłada mój całościowy i bardzo osobisty udział. Gdy tylko zniknie to osobiste zaangażowanie, moja wiara również staje się martwa i praktycznie nierealna. Mówiłem o tym wcześniej, oświadczając, że nie zawsze wierzymy tak "naprawdę", ponieważ wiary nie można zamienić w „obiektywną”, zawsze równą i niezmienną część przekonań i światopoglądu.

Wielu zwraca się do Boga w strachu, nieszczęściu, cierpieniu. Mijają jednak trudne chwile, a oni wracają do życia, które nie ma nic wspólnego z wiarą, żyją tak, jakby nie było Boga.

Jest jeszcze więcej takich, którzy wierzą nie tyle w Boga, ile, choć może się to wydawać dziwne, w „religię”. W świątyni jest im po prostu przytulnie, czują się spokojni i szczęśliwi. Wielu z nich od dzieciństwa przyzwyczaiło się do tej „świętości” świątyni i rytuału, w którym wszystko jest tak piękne i głęboko tajemnicze, nie tak jak w brzydkiej i płaskiej codzienności. I trzymają się tej „świętości”, nad niczym się nie zastanawiając. Oczywiście taka „religia” czasami dostarcza wysokich i promiennych doświadczeń, które pomagają żyć, ale wciąż idzie swoim torem, a życie swoim.

Są też tacy, którzy uważają religię za użyteczną i potrzebną dla narodu, dla społeczeństwa, dla rodziny, dla chorych i umierających, dla zachowania moralności - innymi słowy, sprowadzają ją do jakiejś „korzyści”. Pamiętam, że kiedy byłem jeszcze młodym duchownym, matki prosiły mnie, abym przez spowiedź pomógł im wykorzenić złe skłonności ich dzieci: „Powiedz mojemu dziecku, że Bóg wszystko widzi! Będzie się bał i już tego nie zrobi”.

Religia pomocy i pocieszenia, religia jako rodzaj przyjemności z tego, co święte i wzniosłe, religia jako korzyść... Chciałbym zauważyć, że w takim podejściu jest też trochę prawdy. Jednak, sprowadzona tylko do tego, religia nie ma nic wspólnego z wiarą, o której apostoł Paweł u zarania chrześcijaństwa powiedział: „Wiara jest pewnością tego, czego oczekujemy, przeświadczeniem o tym, czego nie widzimy” [por. Hbr 11,1]. Zastanówmy się nad tymi dziwnymi słowami: pewnością oczekiwanego, przeświadczeniem o niewidzialnym. Dziwne, ponieważ wydają się zawierać sprzeczność. Bo jeśli czegoś się spodziewamy, to właśnie dlatego, że jeszcze się nie spełniło, bo inaczej nie byłoby powodu, by oczekiwać. Tak samo, jak to, co niewidzialne - to znaczy to, czego nie można wypróbować i zobaczyć - może stać się przeświadczeniem, namacalną rzeczywistością?

Jednak właśnie w ten sposób, poprzez te pozorne paradoksy, apostoł Paweł definiuje wiarę. Uwagę przykuwa to, że definicja ta nie zawiera słowa „Bóg”. To słowo pojawia się dalej, w kolejnych wersetach jego przesłania, tutaj mówi jednak o wierze jako o szczególnym stanie tkwiącym w człowieku, o pewnym darze, który posiada. Co to za dar?

Na to pytanie można odpowiedzieć w następujący sposób: to dążenie, pragnienie tego, co najbardziej pożądane, przeczucie czegoś zupełnie innego niż to, co już istnieje, oczekiwanie tego, po co warto żyć. Co zaskakujące, prawie tak samo definiuje człowieka filozof ateista Sartre. „Człowiek” - mówi - „jest bezużyteczną namiętnością”. Bezużyteczną, ponieważ według niego jej przedmiot jest iluzoryczny, a człowiek nie ma do czego dążyć, nie ma się czego spodziewać, nie ma czego pragnąć. Ważne jednak jest to, że on, Sartre, znajduje w człowieku to oczekiwanie i pragnienie.

Tak więc wiara, zdaniem apostoła Pawła, jest pragnieniem, oczekiwaniem i jednocześnie dążeniem człowieka do tego, o czym wie dzięki swojemu dogłębnemu doświadczeniu. Gdyby nie ta tęsknota w człowieku, nie byłoby w nim tego oczekiwania i dążenia, a bez dążenia niemożliwe byłoby spotkanie. Spotkanie, w którym to, co niewidzialne, staje się przeświadczeniem, czyli namacalną rzeczywistością.

To wszystko oznacza, że w chrześcijańskim doświadczeniu wiara nie jest wynikiem rozważań i kalkulacji, nie jest przelotnym emocjonalnym uniesieniem, ale spotkaniem najgłębszych ludzkich oczekiwań z tym niewiadomym, ku któremu są one skierowane.

Błogosławiony Augustyn najlepiej ze wszystkich powiedział o tym spotkaniu, o pewności tego oczekiwanego i przeświadczeniu o tym, czego nie widzimy: „Stworzyłeś nas, Panie, i nasze serce nie spocznie, dopóki Cię nie znajdzie”.

O. Aleksander Schmemann

za: Беседы на Радио «Свобода». Том 1

Fotografia: Jarosław Charkiewicz / orthphoto.net /