publicystyka: Dzieci na Liturgii II - cz. 5

Dzieci na Liturgii II - cz. 5

tłum. Justyna Pikutin, 30 stycznia 2021

Kiedy mówimy o nastolatkach, to pytanie nie brzmi już “jak przyprowadzić do cerkwi nasze dzieci”, a bardziej “jak zachęcić do wspólnego uczestnictwa w nabożeństwie dorosłego członka naszej rodziny”. Zasadnicza różnica. Poza tym: obecnie nie możemy sugerować się tym, jak postępowano z nastolatkami - dorosłymi dziećmi - “wcześniej”. W XVII wieku dziecko nie miało dokąd odejść. A teraz, jeśli zechce odejść - to odejdzie. Jeżeli nie fizycznie - to duchowo. Zarówno od rodziców, jak i od cerkwi. Jeżeli nie w wieku 15, to w wieku 18 lat. “Wcześniej” całe społeczeństwo, całe rodziny - wszyscy znajdowali się w tej samej przestrzeni kulturowej, w tej samej hierarchii wartości. Kariera, życie osobiste, byt - wszystko było w tej samej przestrzeni i dorosłe dzieci nie miały wyboru, gdzie się podziać. Mogły jedynie zostać rozbójnikami. A teraz? Nawet w gronie rodziny nastolatek może znaleźć aktywne wsparcie “przeciwko Cerkwi” i “wbrew rodzicom”.

Jednak nie zawsze nastoletnie dzieci z “wierzących” rodzin odchodzą, a nawet oddalają się od Cerkwi. W wieku 12 lat normalne, energiczne dziecko może samo zechcieć pójść na całonocne czuwanie, nawet jeśli jego wierzący rodzice nie planowali wyjścia do cerkwi. W wieku 15 lat może stać 2-3 godziny w świątyni, zwyczajnie w tłumie i modlić się przez całe nabożeństwo - bez nalegań, a nawet wiedzy rodziców. Student przed zajęciami może uczestniczyć w całej Liturgii, a potem biec na zajęcia. Tak więc w wielu rodzinach chodzenie do cerkwi całą rodziną w niedziele, a nawet w soboty i święta - nie jest problemem, a organiczną częścią życia, i to nie jednej rodziny, a wielu pokoleń. Z drugiej strony, jeśli nasz nastolatek sam z radością przychodzi do świątyni, to wcale nie znaczy, że w wieku 20, 30 lat nie oddali się on od Cerkwi. Niestety, nawet mnisi mogą zrzucić śluby, a duchowni - wyrzec się wiary. Są to zawsze nieprzyjemne i trudne historie, które miały miejsce na przestrzeni wieków. Trzeba zwyczajnie mieć tego świadomość i zwyczajnie... kontrolować w pierwszej kolejności siebie.

Rozważania nad tym, jak przyprowadzić do cerkwi swoje nastoletnie dzieci, są oczywiście o wiele trudniejsze niż te o młodszych dzieciach. Jest w tym bardzo dużo indywidualnych i bardzo mało uniwersalnych czynników. Sama byłam “cerkiewnym nastolatkiem”, moi przyjaciele, moje rodzeństwo, moje dzieci - też byli takimi nastolatkami lub są nimi właśnie teraz. I to wszystko, to zupełnie różne historie, i wiele z nich - z oczywistym finałem. Dlatego też spróbuję podkreślić zaledwie kilka praktycznych aspektów w temacie: jak przyprowadzić nastolatka na nabożeństwo (nie zaś w tym - jak przyprowadzić dziecko ku wierze).

Zdarza się, że nastolatkowi z pewnych względów “nie odpowiada” spowiednik lub parafia rodziców, przy czym dziecko ma na oku “swoją” parafię i “swojego” duchownego. Jeśli tak, to jestem pewna, że nie należy nalegać i wymagać, byśmy chodzili “zawsze i koniecznie razem”. Najlepiej jeśli razem - to mąż i żona, ale nie rodzice i dorosłe dzieci. Czasami zdarza się, że relacje z rodzicami są ciężkie. Często rodzice - szczególnie mamy - uważają, że same są spowiednikami swoich dzieci i dorastający młody człowiek ucieka od nacisku tej “pełnej kontroli” do innej cerkwi, “niezależnej od mamy”. Moim zdaniem - niech ucieka! Chociażby dlatego, że rodzice i tak nie zdołają nic zmienić. A poza tym: jeśli człowiek chce pójść do innej świątyni - należy cieszyć się, że nasze dziecko odchodzi właśnie do świątyni. Przecież zadaniem rodziców jest przyprowadzić dziecko ku Bogu, a nie trzymać je przy sobie.

Dzieci dorastają i nieuchronnie oddalają się od rodziców. I zapewne dojdzie do przewartościowania wszystkich wartości. Czasami, jak mówi św. Teofan Rekluz, dzieci wierzących rodziców “składają przysięgę wierności Chrystusowi”, a czasami wyrzekają się Chrystusa. Inni niby oddalają się od Cerkwi, ale “niezupełnie”, pozostają “w poszukiwaniu”.

Często nastolatek, który odmawia pójścia do cerkwi z rodzicami, nie ma żadnych “ideologicznych powodów”. W takim przypadku niestety może wcale nie myśleć o “ideologii”. W wieku 18 lat nasze dzieci mogą być bardzo niedojrzałe emocjonalnie i duchowo. Czasami wystarczy na spokojnie wytłumaczyć, na czym polega niechęć dziecka do uczestnictwa w nabożeństwie. Należy być przygotowanym na zupełnie “nieistotne” powody. Pewna uczennica starszych klas z wierzącej rodziny, jak się okazało nie chciała iść do cerkwi... z powodu rajstop. Przecież do świątyni kobiety zakładają spódnice, a to znaczy, że w chłodną część roku trzeba zakładać rajstopy, a ona ich po prostu nienawidziła. Inna dziewczynka nie chciała wyjść z domu nie ubrana w jeansy. Z cyklu “strój może być każdy, byle tylko jeansy”. Jeśli chodzi o takie “głupie”, “niskie”, jednak ważne dla nastolatków rzeczy, to jestem przekonana, że można i trzeba znaleźć kompromis.

Czasami nastolatek nie chce iść do świątyni, ponieważ najzwyczajniej chce spać. Normalne i naturalne pragnienie, przecież obecnie licealiści, studenci uczą się praktycznie całodobowo. Niedziela - to jedyna możliwość, by się wyspać. Co z tym zrobić? Znowu oczywiście wszystko jest indywidualne i znowu nawet nie próbuję dać jakiejś recepty.

Jeśli jednak nie tylko niedziela jest dniem wolnym, ale też sobota - to można wykorzystać tę sobotę jako dzień. kiedy “wszyscy mogą się wyspać”. Niech śpią do 12.00 - a my pomożemy, zorganizujemy młodsze dzieci tak, by nie przeszkadzały starszym się wyspać. Jednak to nie zawsze jest możliwe, przecież często licealiści uczą się także w soboty. Co zrobić w takiej sytuacji?

Już nie raz słyszałam, jak w takich sytuacjach doradzają: po prostu nie przyprowadzaj dzieci do cerkwi w każdą niedzielę. Niech wyśpią się w ten jedyny wolny dzień, niech przychodzą na nabożeństwo przykładowo - raz w miesiącu. Jednak jestem przekonana, że po to, by dzieci mogły się wyspać, nie trzeba rezygnować z coniedzielnych nabożeństw. Dobrze byłoby chodzić do cerkwi regularnie, chociaż raz w tygodniu.

Jestem pewna, że można znaleźć wyjście z tej sytuacji. Można - wyspać się i w każdą niedzielę być w cerkwi ze swoimi dziećmi. Przykładowo, wstawać wcześnie i przychodzić na początek liturgii można rzadziej: raz na trzy tygodnie, albo na miesiąc, albo tylko w święta. A w pozostałe niedzielne dni dać dzieciom się wyspać, wstawać później i przyjeżdżać do świątyni jak się uda - byleby zdążyć na koniec najpóźniejszej Liturgii. Do niektórych cerkwi można przyjechać na 12.00 i zdążyć jeszcze na Eucharystię. Tak, to znaczy, że ominie nas praktycznie całe nabożeństwo. Ale podprowadziliśmy nasze maluchy do Eucharystii, choć przez chwilę się pomodliliśmy, wysłuchaliśmy kazania, pocałowaliśmy krzyż - to mimo wszystko lepiej, niż zostać w domu. Lepiej, niż oglądać telewizję, odrabiać lekcje i zmywać podłogi rano w dzień Pański. Nawet jeśli przyjechaliśmy do cerkwi po zakończeniu nabożeństwa, tylko ucałowaliśmy ikonę święta, porozmawialiśmy z duchownym - to lepsze niż nic! Przecież mimo wszystko przyprowadziliśmy dzieci do Domu Bożego, i tym samym uczciliśmy niedzielny dzień.

Jest jeszcze inna opcja: w sytuacji szczególnej potrzeby można w domu przeczytać tak zwaną obiednicę (to domowy porządek Liturgii, lub inaczej Obrzęd Typika - www.liturgia.cerkiew.pl/docs.php - z czytaniem psalmów: 102 i 145; Błogosławieństw, Listów Apostolskich i Ewangelii na dany dzień, Symbolu Wiary i modlitwy Ojcze nasz z pominięciem wszystkich ektenii, Pieśni Cherubinów i całego Kanonu Eucharystycznego - przyp. tłum.) i w ten sposób rozpocząć niedzielę szczególną, uroczystą modlitwą domową. Jednak jeśli mamy taką możliwość, lepiej pójść do cerkwi. W ten sposób pielęgnowana jest wartość siódmego dnia i rytm życia rodziny, w ten sposób poprzez świątynię i modlitwę uświęca się nasze życie.

Anna Saprykina

za: pravoslavie.ru

fotografia: Aimilianos /orthphoto.net/