publicystyka: Przyznać, że nienawidzimy

Przyznać, że nienawidzimy

tłum. Gabriel Szymczak, 22 stycznia 2021

Dojdź szybko do zgody z przeciwnikiem twoim, póki jesteś z nim w drodze, aby nie wydał cię przeciwnik sędziemu, a sędzia strażnikowi i abyś nie został wtrącony do więzienia. Amen, mówię ci, nie wyjdziesz stamtąd, zanim nie oddasz ostatniego grosza (Mt 5: 25,26).

Wielu powiedziało, że „przeciwnik” w tym stwierdzeniu z Kazania na Górze jest odniesieniem do Ducha Świętego, działającego na nasze sumienie. Przeciwnik zachęca nas do przyznania się, że coś jest nie tak, coś jest nie tak i w nas, i w naszej relacji z Bogiem oraz innymi. Możemy to zignorować i odłożyć na bok, jeśli chcemy, ale Jezus ostrzega nas, że jeśli nie dojdziemy do zgody szybko, wciąż jeszcze będąc w drodze, to zostaniemy wydani Sędziemu i wrzuceni do więzienia, dopóki nie uznamy naszego grzechu - lub jak to przedstawia przypowieść, „zanim nie oddamy ostatniego grosza”.

Jezus powiedział nam, że jedną z ról Ducha Świętego w naszym życiu będzie uświadamianie lub przekonywanie świata w sprawach dotyczących grzechu, sprawiedliwości i sądu (J 16, 8). Niektórzy mówią, że taka rola Świętego Ducha dotyczy tylko świata - tych, którzy nie są wierzącymi. Jednak o ile ja - jako wierzący - nie jestem jeszcze całkowicie uświęcony, nie w pełni oczyszczony ze światowych nawyków myślenia i działania, o ile nie zostałem w pełni oczyszczony i oświecony przez Łaskę, to jeśli o mnie chodzi, świat, który ma przekonać Święty Duch, mieszka we mnie.

W rzeczywistości myślę, że wiele z oczyszczającego aspektu naszego zbawienia ma związek ze zgodą na to, o czym przekonuje Święty Duch w odniesieniu do naszego własnego grzechu. Czasami nazywam to ciężką pracą pokuty. Łatwa praca (która naprawdę wcale nie jest łatwa) polega na zmianie ewidentnie grzesznych aspektów naszego zewnętrznego życia: „Niech ten, kto kradnie, już nie kradnie”. Może być trudno odpokutować złe nawyki działania (oglądanie pornografii w Internecie, mówienie zbyt dużo o sprawach, które mnie nie dotyczą, jedzenie lub picie zbyt dużo, uprawianie hazardu itp.). Jednakże, choć trudno jest odpokutować za te zewnętrzne, fizyczne nawyki, o wiele trudniej jest odpokutować za nawyki myśli i uczuć. Często trudno nawet przyznać, że ktoś jest niewolnikiem grzesznych myśli i uczuć.

Niedawno rozmawiałem z kimś, kto zapytał mnie: „Jak mogę żałować, jeśli ktoś mnie po prostu brzydzi?” Nawyki myśli i uczuć, logismoi (8 namiętnych myśli, opisanych w nauce św. Ewagriusza z Pontu: obżarstwo, nieczystość, chciwość, smutek, gniew, acedia, próżność, pycha – przyp. tłum.), które przyjęliśmy jako normalne, jako po prostu charakteryzujące nas samych – to, jakimi jesteśmy, także te myśli i uczucia muszą być odpokutowane.

Jednak w przeciwieństwie do nawyków fizycznych, które można kontrolować siłą woli, po prostu trzymając usta zamknięte, po prostu odchodząc od komputera, jedzenia lub wina, po prostu trzymając ręce za plecami; w przeciwieństwie do nawyków zewnętrznych, nawyki duszy naprawdę wymagają uzdrowienia przez Lekarza naszych dusz. I jak każdy, kto powinien iść do lekarza, musi najpierw przekonać się, że jest chory, tak też i my musimy być przekonani, że naprawdę chora jest nasza dusza. „Nic mi nie jest” - protestujemy. „To tylko mała wysypka, mały kaszel, trochę sztywności stawów…”. Ale wszyscy wiemy, że najgorsze nowotwory mogą objawiać się na początku jako niewielki guzek, mały ból, po prostu niewielki dyskomfort.
Przyznanie się, że rzeczywiście możemy mieć poważny problem, jest kluczem do pozwolenia Lekarzowi na uzdrowienie nas.

Czytając Ojców Świętych często zastanawiam się, o kim mogliby mówić: kto byłby takim wielkim grzesznikiem? Kto mógłby być takim hipokrytą? Kto byłby tak głupi? Stało się to dla mnie znakiem, że kiedy zacząłem mieć takie myśli, przestałem przyznawać, że być może to ja jestem tym, o którym się tak mówi. Mając to na uwadze, chciałbym więc podzielić się następującą refleksją dotyczącą fragmentu homilii (nr 51) św. Izaaka Syryjczyka:

Nie nienawidź grzesznika; bo wszyscy jesteśmy obciążeni winą. Jeśli ze względu na Boga chcesz mu się przeciwstawić, płacz nad nim. Dlaczego go nienawidzisz? Miejcie w nienawiści jego grzechy i módlcie się za niego, abyście naśladowali Chrystusa, który nie rozgniewał się na grzeszników, ale wstawiał się za nimi. Czy nie widzisz, jak płakał nad Jerozolimą? W wielu przypadkach jesteśmy wyśmiewani przez diabła, więc dlaczego mielibyśmy nienawidzić człowieka, z którego drwi ten, który także z nas drwi? Człowieku, dlaczego nienawidzisz grzesznika? Czy dlatego, że nie jest tak prawy jak ty? Ale gdzie jest twoja sprawiedliwość, skoro nie masz miłości? Dlaczego nie płaczesz nad nim? Ty go prześladujesz. W niewiedzy niektórzy uważani za roztropnych ludzi, wpadają w gniew na uczynki grzeszników.

Jedną z wielu ironii losu prawosławnego chrześcijanina jest to, że z jednej strony uczymy się wyznawać razem ze św. Pawłem, że każdy z nas jest największym z grzeszników. A z drugiej strony, gniewamy się, wściekamy się aż do nienawiści na tych, którzy grzeszą publicznie, grzeszą w sposób, który uważamy za zdradę wiary chrześcijańskiej. Dzieje się tak zwłaszcza wtedy, gdy uważamy, że grzesznik powinien wiedzieć, że grzeszy, skoro wcześniej wydawał się być osobą cnotliwą.

Jednak bardzo trudno jest nam przyznać przed sobą, że kogoś nienawidzimy - głównie dlatego, że wiemy, że jako chrześcijanie nie powinniśmy nikogo nienawidzić. I tak uprawiamy w umyśle różne rodzaje gimnastyki, aby uniknąć przyznania się, że nienawidzimy. Wiele lat temu słyszałem kaznodzieję - metodystę, który próbował wykręcić się z tej zagadki, ogłaszając: „Nienawidzę tych, którzy nienawidzą”. Nie trzeba długo się zastanawiać, aby dojść do tego, jak śmieszną wewnętrzną sprzecznością jest takie stwierdzenie. Ale wszyscy odważnie głosimy sobie w naszych umysłach i sercach takie same usprawiedliwiające nonsensy, przez cały czas. Najczęściej po prostu zaprzeczamy, że nienawidzimy; zaprzeczamy i wyznajemy, że jesteśmy po prostu źli na tę osobę. I chociaż jest różnica między złością na kogoś a nienawidzeniem go, myślę, że często używamy słowa „złość”, podczas gdy tak naprawdę mamy na myśli „nienawiść” - tylko dlatego, że nie chcemy przyznać się przed sobą, że kogoś nienawidzimy. Ćwiczenie, które lubię zastosować na sobie, aby określić, czy to, co nazywam złością, nie jest tak naprawdę nienawiścią, polega na zadaniu sobie następującego pytania: „Jak traktowałbym osobę, o której mówię, że jestem po prostu na nią zły, gdybym faktycznie jej nienawidził? Jak inaczej bym ją traktował niż teraz?”

Jeśli nie mogę wymyślić różnicy, jeśli sposób, w jaki traktuję tę osobę, o której mówię, że jestem na nią po prostu zły, jest taki sam, w jaki bym ją traktował, gdybym jej naprawdę nienawidził, to muszę wyznać sobie i Bogu, że rzeczywiście, nienawidzę tej osoby. Wielokrotnie zauważano, że słynne powiedzenie „nienawidzić grzechu, ale kochać grzesznika” jest niezwykle trudne do wprowadzenia w życie. W większości przypadków żadna ze stron, ani prawy, ani grzesznik, nie jest w stanie stwierdzić różnicy w żaden praktyczny sposób. Oznacza to, że nienawiść do grzechu prawie zawsze wygląda podejrzanie tak samo, jak nienawiść do grzesznika. Ale bez względu na to, jak nienawistne są nasze postawy i czyny, nie chcemy przyznać przed sobą, że naprawdę kogoś nienawidzimy. W jakiś sposób czujemy, że jesteśmy ponad nienawiścią - bardzo nędzne miejsce, w którym można sobie wyobrazić samego siebie, podczas gdy chcesz spędzić wieczność w Królestwie, ceniącym pokorę.

Jak więc to zmienić? Jak nienawidzić grzechu, a jednocześnie kochać grzesznika?
Myślę, że pierwszym krokiem jest uświadomienie sobie, że go nie kochamy, że naprawdę traktujemy grzeszników z nienawiścią. Pierwszym krokiem jest wyznanie własnego grzechu; wyznanie, że podobnie jak dawni faryzeusze, my również osądzamy zewnętrznie, osądzamy niesprawiedliwie (por. J 7,24). Myślę, że to największy i najtrudniejszy krok. I to chyba jedyny krok, który prowadzi nas do Lekarza naszych dusz, do Tego, który może nas uzdrowić.

Św. Izaak mówi że wszyscy chrześcijanie są przedmiotem diabelskiego szyderstwa. „Dlaczego więc” - pyta św. Izaak - „powinniśmy nienawidzić człowieka, z którego szydzi ten, który drwi także i z nas?” Czy nie powinniśmy raczej płakać? Czy nie powinniśmy płakać nad sobą i nad drugim człowiekiem, nad grzesznikiem, nad całą Jerozolimą, nad wszystkimi chrześcijanami, z których naigrawa się diabeł, którzy padają ofiarą lęków, pożądliwości i różnego rodzaju wewnętrznego zamętu? A może myślimy, że nie jesteśmy wyszydzani przez diabła? Czy myślimy, że nigdy nie postępujemy głupio lub niesłusznie, ani nie grzeszymy w ukryty sposób, który daje diabłu podstawy do wyśmiewania również i nas?

Nie, diabeł kpi z nas wszystkich, zwłaszcza gdy się nienawidzimy – a my nie możemy tego przyznać, nawet przed sobą samym.

Warto zauważyć, że na liście niemoralnych zachowań, które wg św. Pawła mogą być podstawą do zerwania społeczności z grzesznym wierzącym, obok niemoralności seksualnej wymieniona jest chciwość (1 Kor 5: 9-11).

Nie przypominam sobie, kiedy czułem się zmuszony zerwać społeczność z kimś, kto nie był zbyt hojny, z kimś, kto nie wydawał się mieć problemu z wydaniem dużych pieniędzy na nowy samochód co kilka lat lub na nowy strój co drugi miesiąc, a jednocześnie w tym samym czasie nie ofiarował dziesięciny. Właściwie nigdy nie było nikogo, kto przy mnie narzekałby, że spotyka się z notorycznie chciwą osobą, twierdzącą, że jest wierząca, ale która wydaje się wydawać więcej pieniędzy na najnowsze trendy lub na Netfixa, aniżeli na pomoc biednym. Dlaczego tak się nigdy nie dzieje? Czy to możliwe, że w społeczeństwie kapitalistycznym bogactwo jest idolem, ponieważ pożądliwość nawet przez wierzących jest ceniona jako podstawa konsumpcjonizmu? Czy to możliwe, że chociaż społecznie odrażające jest bycie niemoralnym seksualnie (przynajmniej dla osób o bardziej konserwatywnych skłonnościach), społeczeństwo ogólnie chwali wydawanie bogactwa na najnowsze przedmioty „które-musisz-mieć” – czyli ten sam grzech, który wymienia św. Paweł razem z niemoralnością seksualną jako podstawę zerwania wspólnoty? Ale wtedy tutaj kluczowym słowem jest „wydaje się’. Nie wiemy, co inni robią w tajemnicy. Nie wiemy, co dzieje się w sercach innych. Nie wiemy, z jakim rodzajem strachu lub zagubienia próbują walczyć inni. Nie wiemy, dlaczego inni robią to, co robią. W rzeczywistości przez większość czasu nie wiemy zbyt dobrze, dlaczego robimy to, co robimy, dlaczego nienawidzimy i odrzucamy innych, tych, z których szydzi diabeł - ten sam diabeł, który kpi również z nas.

I tak św. Izaak radzi nam płakać, tak jak Chrystus płakał nad Jerozolimą. Nawet jeśli czuję, że muszę w jakiś szczególny sposób przeciwstawiać się komuś, kogo grzechu ze względu na Chrystusa nie mogę tolerować; wciąż muszę płakać, płakać jak ktoś obciążony grzechem - nawet jeśli moje własne, szczególne grzechy, przynajmniej te, które rozpoznaję w sobie, nie są tak odrażające społecznie.

o. Michael Gillis

za: Praying in the Rain

fotografia: marian_do /orthphoto.net/