publicystyka: Raj ponownie otwarty

Raj ponownie otwarty

tłum. Gabriel Szymczak, 12 stycznia 2021

Przyjdźcie, rozradujmy się w Panu, głosząc tę oto tajemnicę: Ściana dzieląca została zniszczona, ognisty miecz cofa się i cherubiny odstępują od drzewa życia. Ja zaś znowu otrzymuję pokarm z raju, z którego niegdyś zostałem wygnany za nieposłuszeństwo. Niezmienny bowiem obraz Ojca, znak Jego wieczności, przyjmuje postać sługi, przychodząc z nieznającej męża Matki nie poddawszy się zmianie, gdyż kim On był, tym i pozostał, będąc prawdziwym Bogiem. To zaś, kim nie był wziął na siebie i stał się człowiekiem z przyjaźni do człowieka. Jemu zawołajmy: Zrodzony z Dziewicy Boże, zmiłuj się nad nami.

Wielkie Nieszpory Narodzenia Chrystusa

(tłumaczenie za liturgia.cerkiew.pl)


Według hymnów Kościoła prawosławnego, które głoszą doktrynę Kościoła, Wcielenie Chrystusa, Życie, Śmierć, Zmartwychwstanie i Jego Wniebowstąpienie otworzyły na nowo raj: „ognisty miecz cofa się i cherubiny odstępują od drzewa życia”. Raj jest otwarty i każdy, kto zechce, może wejść i zjeść z Drzewa Życia, którym jest sam Chrystus: Chleb Życia, Manna, która zstąpiła od Ojca. Raj jest otwarty dla wszystkich - dlaczego więc nie wchodzę?

W pewnym sensie, w bardzo ważnym sensie, wchodzę. Wchodzę liturgicznie. Wchodzę do Raju i jem z Drzewa Życia, uczestnicząc regularnie w życiu liturgicznym Kościoła. Kiedy przychodzę do cerkwi, kiedy przez modlitwę, post i spowiedź przygotowuję się, aby otrzymać drogocenne Ciało i Krew naszego Pana Jezusa Chrystusa w świętych Tajemnicach Boskiej Liturgii, wtedy rzeczywiście wchodzę do Raju i jem z Drzewa Życia. Jem Chrystusa, a jednak często rozpraszają mnie płaczące dzieci, troski i obowiązki oraz inne myśli. Przygotowuję się, a przynajmniej zawsze mam zamiar się przygotować - ale nawet jeśli odmawiam wszystkie modlitwy przed Eucharystią oraz regularnie poszczę i spowiadam się, to nadal nie czuję się przygotowany. Jedynie w małym stopniu dostrzegam, że staję przed Sędzią wszystkich, Sędzią, który wszystko wie i nadal całkowicie kocha, Sędzią, który nikogo nie odrzuca, ale pragnie, aby wszyscy przyszli do Niego w skrusze.

Jednak zazwyczaj jestem pełen rozproszenia i troski. Czasami odmawiam tylko jedną modlitwę przed Komunią: „Panie, zmiłuj się!” Czasami jestem tak skupiony na tym, co muszę zrobić lub powiedzieć, że dopiero po liturgii, już po tym, jak wszyscy opuścili cerkiew, a czasami nawet po tym, jak już wróciłem do domu i zacząłem się relaksować, dopiero wtedy zaczynam delikatnie wyczuwać, że byłem w Raju, że jadłem z Drzewa Życia - ale prawie tego nie zauważyłem.

Dlaczego tak jest? Jak to się dzieje, że mogę powrócić do „Pradawnej Szczęśliwości”, a mimo to jeszcze jej nie znać, nie doceniać, nie cieszyć się powrotem do Raju?

Kiedy Adam i Ewa opuścili Raj, byli ubrani w zwierzęce skóry. Te zwierzęce skóry, mówią Ojcowie Kościoła, odnoszą się do zwierzęcych namiętności, zwierzęcego sposobu myślenia, pragnienia i postrzegania. Dopóki trzymamy się tych zwierzęcych sposobów myślenia i doświadczania, będziemy uwięzieni, unieruchomieni w czymś w rodzaju klatki, gorsetu czy pewnego rodzaju piekła. Ale jest wyjście, sposób, aby stać się wolnym, aby wejść do raju i chodzić tam z Bogiem.

Bóg dał nam świętych Ojców i Matki, którzy znaleźli sposób na uwolnienie się od większości duchowo wyniszczających skutków tych zwierzęcych skór. To jest droga ascezy i ciągłego pamiętania o Bogu. Święci Ojcowie i Matki mówią nam, że poprzez ascezę, ucząc się odmawiać sobie, mówiąc jednocześnie „tak” Bogu i tym, których Bóg wniósł do naszego życia, zaczynamy zmniejszać pociąg lub pasję pochodzącą ze skór zwierzęcych. Ale asceza to trudna sprawa. To nie proste ograniczenie tego, co jesz, dokąd idziesz lub co robisz. Asceza wiąże się też z zachowaniami zewnętrznymi, ale nie o nie tu chodzi. Asceza dotyczy kontrolowania wewnętrznej osoby, czyli tego, co apostoł Paweł nazwał „dawnym człowiekiem”.

Aby wejść pełniej lub z pełniejszą świadomością do Raju, musimy pozwolić umrzeć naszemu dawnemu człowiekowi (który ulega zepsuciu przez zwodnicze pożądliwości). Musimy nauczyć się wzorować na Chrystusie. Obejmuje to oczywiście zewnętrzne działania i postawy, ale przede wszystkim dotyczy wewnętrznej uwagi i troski. To nie jest łatwe. Łatwo jest dać się rozproszyć oszukańczym pragnieniom, lękom i troskom. Łatwo jest, jak zwierzę, poddać się warunkowej reakcji, znanemu rozwiązaniu, szybkiej uldze. I za każdym razem, gdy to robimy, wzmacniamy nasze uzależnienie od reakcji naszego dawnego człowieka, odzianego w zwierzęcą skórę. Przyjmowanie Chrystusa jest czasami dość bolesne, niewygodne, wymaga samokontroli i długiego cierpienia (czyli cierpliwości). Przyodzianie się w Chrystusa wymaga nadziei na zmartwychwstanie, wiary, że śmierć nie jest końcem oraz miłości do Boga i bliźnich - większej niż nasza miłość do samych siebie.

Raj jest dla nas otwarty jako dar od Boga. Nowa osoba w nas, nowy człowiek (który został w nas stworzony przez Boga dla sprawiedliwości i świętości) rodzi się w nas także jako dar od Boga przez chrzest. Jednak to, co będziemy pielęgnować i czym będziemy się zajmować (nowym lub dawnym człowiekiem), zależy od nas.

Raj i piekło są dla nas otwarte. A my w tym życiu, przynajmniej tak się wydaje, możemy doświadczyć obu. Świat oraz jego sposoby myślenia i działania uczą nas myśleć i działać w piekielny sposób: egoistycznie, ze strachem, pożądaniem i nieefektywnym mechanizmem radzenia sobie. Tak łatwo dajemy się wciągnąć w to piekielne podejście - jak mój pies, który zaczyna ślinić się i skakać w kółko, kiedy słyszy, jak potrząsam miską z jedzeniem. My też po prostu skaczemy, a nasze myśli wirują wokół odległych miejsc, spraw pilnych (ale niekoniecznie ważnych) lub spraw zbyt wysokich dla nas (jak ujął to Prorok Dawid w Psalmach). Nasze umysły skaczą do bodźców, nad którymi mamy niewielką kontrolę, ponieważ nie nauczyliśmy się zajmować „jedyną potrzebną rzeczą”.

I to prowadzi mnie z powrotem do liturgii. Jednym z jej celów jest zapewnienie nam czasu i miejsca na zajęcie się tym, co jest nam potrzebne. Mniej ważne jest, że bardzo słabo (a może wcale…) odbieram duchowy raj, do którego wkraczam w Boskiej Liturgii. Moje wyobrażenia mają o wiele mniejsze znaczenie niż intencje. Kiedy idę do cerkwi, aby się modlić, kiedy idę do niej, aby nauczyć modlitwy moje dzieci, to nawet jeśli wiem, że będę się modlić bardzo mało - wybieram raj. Mówię ‘tak’ Bogu i ‘nie’ sobie. Kiedy jem i piję drogocenne Ciało i Krew Chrystusa, karmię w sobie nowego człowieka - nawet jeśli nie nauczyłem się go dobrze widzieć. Zmuszam siebie - swoje zwierzęce skóry, dawnego człowieka i dosłownie wszystko - do poddania się Królestwu Bożemu, do uniżenia się przed świętymi Tajemnicami Bożymi.

Nadejdzie dzień, w którym wszyscy zrzucimy zwierzęce skóry. „To ciało śmierci” to jedno z imion, jakie św. Paweł nadaje działającemu w nas dawnemu człowiekowi. Kiedy umrzemy, będziemy wolni. Po śmierci nie ma grzechu. Po śmierci zmieni się wszystko - i nic się nie zmieni. Nadal będziemy sobą. To, za czym tęskniliśmy - nawet gdybyśmy nigdy nie mogli tego osiągnąć w tym zepsutym wieku - za wszystkim, za czym tęskniliśmy, nadal będziemy tęsknić: czy to są zepsute namiętności tego wieku, czy też Raj Bożej Obecności. A w nadchodzącym Wieku wszystko się zmieni w ten sposób, że to ciało śmierci, które nas rozpraszało i oszukiwało, zostanie od nas oddzielone. Nic nie będzie nas odciągać od intensywnej Obecności Boga. A to, za czym tęskniliśmy w tym życiu, będzie miało znaczenie dla nas w następnym. I nawet w tym życiu, choć niedoskonale, często prawie niezauważalnie, mamy przedsmak tego, co ma nadejść, co św. Paweł nazywa zapachem życia lub zapachem śmierci.

Raj jest otwarty dla wszystkich. Ci z nas, którzy nauczyli się troszczyć się o jedną potrzebną rzecz – jak Maria, siostra Łazarza, teraz wyraźniej dostrzegają Raj i często siedzą w pokoju u stóp Jezusa. Jednak my, Marty - rozproszeni przez wiele zadań i czynności, troski i zwodnicze pragnienia tego świata, wciąż przychodzimy do Jezusa jak Marta, z pytaniami i zastrzeżeniami, bardzo rzadko w spokoju. Przychodzimy w pośpiechu i ferworze działania, rozproszeni i nieuważni. Ale - przychodzimy. A nasz Mistrz przyjmuje nas i karmi Swoim niebiańskim Pokarmem - nawet jeśli jako niemowlęta nie zdajemy sobie sprawy z tego, co jemy. Przychodzimy do Jezusa rozproszeni, grzeszni i często nieświadomi; przychodzimy do Jezusa i On nas przyjmuje. Przybywamy, aby otworzyć Raj, chociaż ledwo go dostrzegamy. A jednak mamy nadzieję, że w nadchodzącym wieku wszyscy w pełni dostrzeżemy Raj, tak jak Marie pośród nas dostrzegają go częściowo już teraz.

o. Michael Gillis

za: Holy Nativity Orthodox Church

fotografia: Aimilianos /orthphoto.net/