publicystyka: Krzyżyk dla taty

Krzyżyk dla taty

tłum. Justyna Pikutin, 13 stycznia 2021

Ania zamierzała juz zamknąć sklepik, kiedy drzwi otworzyły się i weszła dziewczynka w wieku 6 - 7 lat. Jej włosy w kolorze jasny blond były starannie zaplecione w 2 warkoczyki. Duże oczy z uwagą wpatrywały się w Anię.

- Już zamknięte - chciała powiedzieć Ania, ale coś w spojrzeniu dziewczynki ją powstrzymało.

- Przepraszam, potrzebuję krzyżyka.

- Krzyżyka? - ze zdziwieniem zapytała Ania.

-Tak, srebrnego krzyżyka.

Nieco dziwiąc się sobie i nieoczekiwanej klientce, Ania wróciła za ladę i zapytała:
- Dlaczego srebrnego?

- Ponieważ on odgania nieczyste siły.

- Oh ty! - zdziwiła się Ania. Też słyszała kiedyś, że srebro ma moc na nieczyste siły.

- A masz pieniążki?

- Tak - dziewczynka wyłożyła na ladę pełen woreczek brzęczących miedzianych i srebrnych monet po 5 i 10 groszy. Widząc zdziwienie Anny, wyjaśniła - Zbierałam to na lalkę.

Ania wspomniała swoje dzieciństwo bez zabawek i męczące pragnienie, aby mieć piękną, dużą lalkę. Wszystko przewróciło się w jej duszy. Schyliła się do małej klientki i delikatnie zapytała:
- A po co ci srebrny krzyżyk?

- Dla taty - odpowiedziała dziewczynka i widząc zdziwienie na twarzy Ani powtórzyła - Dla taty. Zabrały go złe moce. Pije i pije. Ania zbladła, poczuła nieprzyjemne ukłucie w sercu. “Biedne dziecko” - pomyślała Ania. Tak jak i ona: najpierw tata, a teraz mąż. Ciągłe przeklęte pijaństwo! “Rzeczywiście nieczysta siła” - pomyślała Ania.

- A czy twój tata jest ochrzczony?

- Nie.

- To po co mu krzyżyk?

- Ja zaraz pójdę do cerkwi i poproszę żeby go ochrzcić.

- A gdzie twoja mama? - z coraz większym zdziwieniem pytała Ania.

- Mama umarła. Umarła z żalu, że tata pije.

- To kto was pilnuje?

- My sami z tatą. On jest dobry. Nie zawsze jest pijany.

- Myślisz, że jak zostanie ochrzczony, to przestanie pić? - zapytała Ania.

- Babcia mówiła, że na siłę nieczystą może pomóc tylko Cerkiew.

Ania zebrała monety z powrotem do portfelika i oddała dziewczynce.
- Jak masz na imię?

- Wszyscy nazywają mnie Lenka. A tak właściwie - Helena.

W jej oczach pojawiły się łzy.
- Nie wystarczy, tak?

- Wiesz co. Weź te pieniążki i kup sobie lalkę, a krzyżyk ci dam i tak. - widząc zdziwione spojrzenie dziewczynki dodała - Mam jeden niepotrzebny.

Oczy dziewczynki zabłysnęły.
Ania włożyła krzyżyk do torebeczki i podała Lence ze słowami:
- Idź z Bogiem.

Kiedy Ania zamknęła sklepik, całą drogę myślała o tym niezwykłym spotkaniu, a kiedy zbliżała się już do domu, postanowiła: “Pójdę do cerkwi”.

***

... Lenka biegła nie czując pod sobą nóg. “Żeby tylko cerkiew nie była zamknięta, żeby tylko nie była zamknięta” - powtarzała w myślach. Cerkiew była otwarta. Lenka dosłownie wleciała w drzwi i stanęła, jakby nogi wnet przyrosły do podłogi.

- Gdzie lecisz jak szalona? - zagrodziła jej drogę staruszka ze szmatą w ręku. Cerkiew już zamknięta. “Nie, nie!”- w rozpaczy pomyślała Lenka.

- Muszę tatę pilnie ochrzcić, rozumiecie? Zabrała go nieczysta siła! - wydawało jej się, że powiedziała to cicho, ale jej głos rozbrzmiał pod sklepieniem świątyni tak głośno, że sama Lenka się przestraszyła
- Panie zmiłuj się! - szata wypadła z rąk staruszki.

Na ten rozpaczliwy krzyk Lenki z ołtarza wyszedł ojciec Mikołaj. Lenka wiedziała, że ci, którzy służą w cerkwi to “ojcowie”, ale ponieważ nie wiedziała, jak na imię ma ten “ojciec”, to wykrzyknęła, rzuciwszy się ku niemu:
- Ojcze, drogi ojcze! Pomóż memu tacie. Zabrała go nieczysta siła i on umiera!

Ojciec Mikołaj delikatnie pogładził dziewczynkę po głowie, posadził na ławeczce i zaczął wypytywać o jej nieszczęście...

***

... Świadomość Pankracego wracała powoli. Jak ciężkim, młyńskim kamieniem zaczęła przewracać się w głowie, przysparzając mu bólu nie do zniesienia. Przypomniał sobie wczorajsze nieprzyjemne i żałosne uczucie samotności, które próbował zagłuszyć wódką. Przypomniał sobie, jak nie miał siły, by się podnieść i krzyczał na córkę Lenkę, by poszła po kolegę sąsiada. Przypomniał sobie dziecięce chudziutkie plecki, coraz niżej opuszczające się, tak jakby ktoś nakładał na nie ciężar nie na jej siły. Od tych wspomnień zrobiło mu się jeszcze bardziej żal.

Oczy zapuchły i nie chciały się otworzyć. Z trudem udało mu się je otworzyć. Nic nie rozumiejąc, zaczął rozglądać się wokół. Wszystko było białe i tylko w kącie w oddali widać było jakąś ciemną plamę.

- No i już, ojcze Mikołaju. Teraz musi trochę poleżeć i będzie można z nim rozmawiać - pielęgniarka zabrała strzykawkę do pudełeczka i wyszła z sali.

Ojciec Mikołaj patrzył, jak powoli człowiek powraca do życia. Zarośnięta twarz niestarego człowieka stawała się bardziej różowa. Zazwyczaj o. Mikołaj starał się podczas rozmowy patrzeć człowiekowi w oczy. Ponieważ tylko tam można znaleźć odpowiedzi na wszystkie lub przynajmniej większość pytań o życie duszy. On wiedział, że oczy rzadko kłamią. Jednak kiedy Pankracy otworzył oczy, były one okryte mętną zasłoną.

Stopniowo zarysy stawały się wyraźniejsze i Pankracy zobaczył siedzącego na krześle “popa”, a obok niego zapłakaną córkę. Leżał na białym łóżku i wszystko wokół było białe i czyste.

- Mam na imię ojciec Mikołaj, - przedstawił się nieznajomy - Pana córka przyszła do cerkwi i uratowała Pana. O mały włos się nie spóźniliśmy.

Pankracy patrzył na twarz już niemłodego człowieka i coś w jego środku rozwijało się, stając się coraz większym i nie mieszczącym się w klatce piersiowej. Poczuł męczącą potrzebę wyrzucenia z siebie tego ciężaru, który nie pozwalał mu oddychać. Chrypiącym głosem początkowo powiedział coś niezrozumiałego, a później, jakby przepraszając, powiedział cicho: “Dziękuję”. Nie wiedział, za co dziękuje temu człowiekowi, jednak kiedy zobaczył jego spokojne, dobre spojrzenie, zrozumiał, że bardzo chce opowiedzieć siedzącemu nieznajomemu wszystko to, co nazbierało się w jego duszy przez długie lata...

... Ojciec Mikołaj słuchał w milczeniu, nie zadawał pytań i nie mówił ani słowa. Pankracy milknął, gorzko wzdychał, a potem wylewał z siebie cały ciężar, wywracając wszystkie najciemniejsze zakamarki swojej duszy.

Było już późno, kiedy wyczerpany opuścił głowę na poduszkę. Ojciec Mikołaj przemówił cicho, z ojcowską miłością. Mówił o krzyżu, który każdy powinien nieść, o słabościach człowieka, o duszy, jej pięknie i czystości. Te niezwykłe słowa niczym przeciwbólowy balsam wylewały się na serce Pankracego, które biło równiej i spokojniej. Jakaś niewidzialna siła przeniknęła w jego serce i napoiła je zadziwiającym ciepłem i bezgranicznym zaufaniem. “Jak wspaniale” - pomyślał Pankracy, zamykając oczy. Nie zauważył kiedy zasnął.

Obudził się Pankracy nad ranem. Początkowo nie rozumiał, gdzie się znajduje. Jednak kiedy zobaczył śpiącą na krześle córkę, przypomniał sobie gdzie jest. Wstał i ostrożnie przeniósł córkę na łóżko, a sam usiadł obok. Zadziwiające ciepłe uczucie odczuwał gdzieś w środku. Coś jeszcze go niepokoiło. I wnet przypomniał sobie późnego gościa. “To dzięki niemu mi ulżyło” - pomyślał Pankracy. Oczywiście, nigdy nie wykluczał, że tam “coś jest”, ale teraz to “coś” tak blisko go dotknęło, przemieniło jego uczucia i myśli. Nie pamiętał, co dokładnie mówił o. Mikołaj, ale to uczucie ciepłego zaufania, lekkości w duszy pozostało i zmuszało, by dalej działać.

***

Wypisali Pankracego po 3 dniach. Lenka przyniosła czystą koszulę i wyprasowane spodnie. Pankracy przebrał się, podziękował lekarzom i razem z córką wyszli na ulicę. “Jakie dziś jasne i ciepłe słońce!” - pomyślał Pankracy ze zdziwieniem. Szedł trzymając Lenkę za rękę i po raz pierwszy ze zdziwieniem przyglądał się twarzom przechodniów. Twarze te były jakby znajome, przyjazne i bliskie. Niektórzy nawet uśmiechali się do Pankracego, jak do dobrego znajomego.

Pankracy nawet nie zauważył kiedy przyszli do cerkwi. Zatrzymał się niezdecydowanie, spojrzał na Lenkę, ona na niego i wspólnie weszli do przedsionka cerkwi. Wewnątrz trwało nabożeństwo - wszędzie płonęły świece i rozbrzmiewał cudowny, smutny śpiew. Ostrożnie stanęli z boku, przytulając się do siebie wzajemnie. Z otwartych małych drzwi wyszedł duchowny, trzymając przed sobą jakiś przedmiot, podobny do pucharu. Był to ojciec Mikołaj. Pankracy tak się stresował, że nie mógł zrozumieć, co mówi ojciec Mikołaj. Wydawało mu się nawet, że duchowny z zadowoleniem spojrzał na niego i delikatnie, z aprobatą kiwnął do niego.

Nie zrozumiał Pankracy, co się z nim stało w następnej chwili: z jego oczu pociekły łzy, a on nieporadnie wycierał je rękawem, szlochając jak dziecko. Płakał nie wstydząc się swoich łez i nie próbując ich powstrzymać. I wydawało mu się, że ktoś po ojcowsku, łagodnie i ze smutkiem gładzi go po głowie. A od tego łzy lały się jeszcze bardziej. Patrząc na niego płakała też Lenka. Zrozumiała, że jej tata wyzdrowiał, że nieczysta siła opuściła go, choć jeszcze nie został ochrzczony. Delikatnie wyjęła krzyżyk z kieszeni i ostrożnie włożyła go w dłoń taty. Kiedy Pankracy spojrzał na krzyżyk, ciepło i z wdzięcznością popatrzył na córkę, i delikatnie ścisnął krzyżyk w swojej dużej dłoni.

Ochrzcił się Pankracy po tygodniu. Po chrzcie podszedł do niego ojciec Mikołaj, pozdrowił i podarował mu ikonkę św. Jerzego Zwycięzcy. Jakaś kobieta płacząc i obejmując Lenkę, również pozdrawiała Pankracego. Lenka powiedziała, że to jej nowa znajoma, ciocia Ania ze sklepiku. Wszystko było tak niezwykłe i na nowo znaczące,, że Pankracy się zagubił. W pewnej chwili stracił Lenkę z oczu. Kiedy minął kolumnę, zobaczył ją stojącą na kolanach przed ikoną, z której patrzył na nią Chrystus.

Pankracy cicho podszedł i stanął za jej plecami. I wnet usłyszał cichy, gorący szept córki: “Ojcze mój najdroższy! Dziękuję Ci za mojego tatę. Bardzo Cię kocham”. I Pankracy zrozumiał, że od tej pory w ich życiu wszystko będzie inaczej. Delikatnie pogładził dziewczynkę po głowie, a ona wstała, ostrożnie położyła u podnóża ikony niewielki woreczek i pocałowała nóżki Zbawiciela. Była szczęśliwa i spokojna. Teraz wszystko będzie dobrze! Wyszli z cerkwi, a na zewnątrz przywitało ich jasne słońce. Wyglądało to tak, jakby nawet słońce z radością witało początek ich nowego życia!

Wiaczesław Butiakin

za: facebook.com

fotografia: marian_do /orthphoto.net/