publicystyka: Modlitwa dla początkujących I

Modlitwa dla początkujących I

tłum. Joachim Jelisiejew, 30 listopada 2020

Wszyscy jesteśmy początkującymi i nie zamierzam dać tu cyklu wykładów, ale podzielić się z wami niektórymi rzeczami, których nauczyłem się częściowo z własnego doświadczenia, a zapewne bardziej poprzez doświadczenia innych.

Modlitwa jest w istocie spotkaniem: spotkaniem duszy z Bogiem. By było ono prawdziwe, obie osoby muszą być naprawdę sobą. W dużym stopniu jesteśmy nieprawdziwi, a i Bóg tak często jest dla nas nierealny: wierzymy, że zwracamy się do Boga, podczas gdy w rzeczywistości zwracamy się do naszego wyobrażenia o Bogu. Wierzymy, że stoimy przed Nim w całej prawdzie, podczas gdy zamiast siebie stawiamy przed Bogiem kogoś, kto jest aktorem, pozorem.

Każdy z nas jest wieloma osobami równocześnie; może to być owocna mieszanka albo nieszczęsne spotkanie nieodpowiadających sobie osobowości. Jesteśmy różni w zależności od sytuacji i otoczenia; różni ludzie, którzy znają nas, znają różne osoby. Rosyjskie przysłowie mówi „Jest lwem, gdy spotyka owcę, ale owcą, gdy spotyka lwy”. To prawda w wielu przypadkach: wszyscy spotkaliśmy kiedyś np. wielkiego szefa, który jest potulny w życiu prywatnym.

Przy modlitwie pierwszą trudnością dla nas jest rozstrzygnięcie, którą z naszych osobowości powinniśmy pokazać, by spotkać Boga. To nieproste, bo jesteśmy tak nieprzyzwyczajeni do bycia sobą, że nie mamy pojęcia, która z osobowości jest nasza; nie wiemy, jak ją znaleźć. Gdybyśmy poświęcili kilka minut dziennie na przemyślenie naszych postępków i stosunku do ludzi, byliśmy o wiele bliżej odkrycia jej. Moglibyśmy odkryć, jakim rodzajem człowieka byliśmy, gdy spotkaliśmy tego czy tamtą, a jakim innym rodzajem człowieka byliśmy, gdy robiliśmy to i to. I moglibyśmy spytać: „Czy to naprawdę byłem ja?”.

Być może nigdy tego dnia nie byliśmy sobą, być może na ułamek sekundy lub w specjalnych okolicznościach, czy wśród pewnych określonych ludzi. W ciągu tych pięciu czy dziesięciu minut poświęconych na rozmyślania (a na pewno każdy może tyle poświęcić) odkryjesz, że nie ma nic nudniejszego niż być sam na sam ze sobą. Zwykle żyjemy rodzajem odbitego życia. Nie tylko jesteśmy kolejno różnymi ludźmi w różnych okolicznościach, lecz również nasze własne życie przynależy do tak wielu innych ludzi. Jeżeli spojrzysz na siebie i odważysz się spytać, jak często działasz według swoich najgłębszych przekonań, jak często wyrażasz siebie, zobaczysz, że to dzieje się bardzo rzadko. Zbyt często jesteśmy zanurzeni w to, co dzieje się wokół nas, wszystko, co niepotrzebne, co zbieramy z internetu, telewizji, gazet, ale podczas tych kilku minut koncentracji musimy odrzucić wszystko, co nie jest najistotniejsze dla życia.

Istnieje oczywiście ryzyko znudzenia się sobą; słusznie, bądźcie znudzonymi. To nie znaczy, że nic już w nas nie zostało, gdyż w głębi naszej istoty jesteśmy obrazem Boga. Ogołocenie nas ze wszystkiego niepotrzebnego jest podobne do czyszczenia pięknego, antycznego fresku lub obrazu mistrza, który został zamalowany na przestrzeni stuleci przez ludzi bez gustu, którzy wtargnęli w piękno stworzone przez mistrza. Z początku im więcej czyścimy, tym więcej rzeczy znika i wydaje się, że stworzyliśmy nieporządek z tego, gdzie było trochę piękna, może niewiele, ale trochę piękna. A potem zaczynamy odkrywać prawdziwe piękno, które wielki mistrz włożył w obraz; widzimy marność, potem przejściowy nieporządek, ale jednocześnie możemy już odgadywać prawdziwe piękno. I odkrywamy, kim jesteśmy: biedną osobą, która potrzebuje Boga; ale nie Boga służącego zapełnieniu pustki, a Boga, Którego można spotkać.

Rozpocznijmy tę drogę i każdego wieczora tego tygodnia módlmy się bardzo prosto:

Pomóż mi, Panie Boże, odrzucić wszystkie pozory i odnaleźć prawdziwego siebie!
 
metropolita Antoni (Bloom)

na podstawie: mitras.ru

fotografia: jarek11 /orthphoto.net/