publicystyka: Kiedy popełnianie błędów nie jest straszne

Kiedy popełnianie błędów nie jest straszne

tłum. Justyna Pikutin, 22 listopada 2020

Kiedy władca wróci z dalekiej podróży, wtedy odbędzie się sąd nad sługami jego. Każdy z nas otrzyma zapłatę. Trudzący się otrzymają nagrodę. Ten, kto ukrył daną mu minę (monetę), zostanie osądzony, a jego mina zostanie mu odebrana. Ponieważ będzie za późno na trud i naprawianie błędów. Czas ziemskiej gonitwy dobiegnie końca.


Podczas ponownego przyjścia Chrystusa i Jego Sądu Ostatecznego nad światem ujrzymy całą drogę naszego życia - jak należało postąpić, jak pracować nad otrzymanymi od Boga darami, jak traktować bliźnich. Zobaczymy owoce swoich starań i swojej bezczynności. Jednak nikt nie będzie miał możliwości, by coś “na szybko naprawić”, “przepisać na nowo”, “zetrzeć napisane lub wypowiedziane słowo”. Ktoś może stwierdzić, że to niesprawiedliwe, jednak właśnie wtedy, gdy staniemy przed Chrystusem twarzą w twarz, zrozumiemy, po co były nam dane takie czy inne ciężkie okoliczności, cierpienia, choroby i nie zdołamy już nic naprawić w swoim życiu!

Ziemskie życie zostało dane człowiekowi, by mógł on dokonać wyboru między dobrem, a złem. Aniołowie mogli widzieć cały obraz Bożego stworzenia, dlatego ich wybór między Bogiem, a diabłem był jednorazowy i bezpowrotny. Jednak my nie mamy takiej możliwości, dlatego Bóg daje nam tyle czasu - całe nasze ziemskie życie - byśmy dokonali wyboru, po której stronie jesteśmy.

Człowiek nie może na przykład dokładnie wiedzieć, jak jego konkretne działanie wpłynie na jego przyszłość, na los innych ludzi i całego świata. Jednak, nie posiadając takiej wiedzy, powinien pracować, ponieważ wszystko, co jest niezbędne dla zbawienia, zostało mu dane: przykazania i skrucha - to możliwość przemiany jego życiowego porządku.

W przypowieści o minach (talentach) Chrystus mówi, że obywatele “nienawidzili swego władcy”, który wyruszył do odległego kraju. Możemy tłumaczyć te słowa również tak, że człowiekowi czasami nie podobają się te okoliczności, w jakich stawia go Bóg. Przykładowo, gdybym był zdrowy - mówi człowiek - lub bogaty, lub gdybym dorastał w innej rodzinie, w innym kraju, zdobyłbym wspaniałe wykształcenie... Gdybym miał to czy tamto, to mógłbym się otworzyć, wykazać, pokazać na co mnie stać. A tak - jaki sens mają wszelkie starania, jeśli tego i tamtego nie mam? I życie dzień za dniem mija w rozpaczy, niezadowoleniu, zazdrości sukcesów innych.

Jest wiele powodów, z jakich można “nienawidzić swego pana”, to znaczy nie zgadzać się z Bożym zamysłem w stosunku do siebie. Jednak te wszystkie przyczyny rodzą się z ludzkiego ego, z przekonania, że on sam “wie lepiej” niż Bóg, co jest mu niezbędne do życia. Oprócz tego, do “nienawiści do swego władcy” zmuszają te ograniczenia moralne, które Bóg nakłada na człowieka: “Dlaczego, na przykład, nie mogę okraść sąsiada, który żyje w dostatku, podczas gdy ja nie mogę kupić sobie tego, co mi się podoba? Dlaczego zarabiam 3 tysiące, a on - 5 tysięcy?” Mało tego, władca mówi jeszcze, by nie tylko nie szkodzić dobrze sytuowanemu sąsiadowi, ale też nie zazdrościć mu!

Czasami człowiek może deklarować, że jest on po stronie przykazań, wtedy gdy mowa o tym, by inni nie naruszali jego dóbr. Kiedy zaś mowa o tym, by on sam nie zapatrywał się na cudze dobra, to dopuszcza on pewne korekty. Źródło takiego podejścia, jak mówią św. Ojcowie, to fakt, że grzech rozdarł ludzką naturę na wiele osobowości, skonfliktowanych między sobą. Zamiast życia w jedności, tak jak w jednej naturze żyje Święta Trójca, ludzkość rozbiła się na wiele osobowości, z których każda działa wyłącznie na swoją egoistyczną korzyść, nie zastanawiając się nad tym, że otaczającym je ludziom może to zaszkodzić.

I nawet jeśli człowiek podejmuje określone działania nie po to by zaszkodzić, to często działa w obojętności do otoczenia. Tak jak bohaterowie przypowieści o bogaczu i Łazarzu: nie przegonili chorego i głodnego Łazarza od swej bramy, a zwyczajnie go ignorowali. Mało kto pała pragnieniem, by zaszkodzić bliźniemu. Ludzie pragną sobie zrobić dobrze, a to jak przy tym będzie czuł się bliźni, jest im obojętne. Nie chcą o tym nawet myśleć. Jednak dobrze pamiętamy, jaka była pośmiertna zapłata dla bogacza, który nie wyrządził szczególnej krzywdy biednemu Łazarzowi. A przecież on otrzymał od Boga swoją minę lub dwie, po to by je rozmnożył. Każdy otrzymuje od Boga talent, tzn. siły, okoliczności życia, możliwości, by włożył je w swój rozwój duchowy. Jedni mogą to wykorzystać maksymalnie, inni - częściowo, a niektórzy - wcale.

Kiedy wróci władca, zażąda sprawozdania z wykorzystania otrzymanego od niego dobra. Jeden odda mu dwa razy więcej zysków, niż otrzymał min, to znaczy pokaże otrzymane duchowe owoce. Drugi również przyjdzie na sąd z zyskiem - wzbogacony duchowo; jednak będą też tacy, którzy ukryli podarowaną im minę. W przypowieści taki sługa tłumaczy się przed swoim władcą: nic nie robiłem dlatego, że jesteś “okrutny” i twoje wymagania są surowe. Gdyby nie udało mi się puścić w obrót twojej monety, musiałbym za to odpowiedzieć. A tak - masz, zabierz swoje bogactwo.

Ciekawe jest to, że zły sługa nazywa swego pana “okrutnym”. W rzeczy samej, Bóg bardzo konkretnie i dokładnie mówi o zasadach miłości między Nim, a nami: “Jeśli kochacie mnie, przestrzegajcie moich przykazań”. Żadnych “powszechnych nawoływań”: kochajcie wszystkich! Przeciwnie: pracujcie, wypełniajcie, twórzcie, wytężajcie się, powstrzymujcie język od złych słów, przezwyciężajcie trudności na swojej drodze, wtedy dostrzegę, że mnie kochacie. Zadanie zostało postawione konkretnie.

Tę granicę - “okrucieństwo” - zły sługa przypisuje panu, by usprawiedliwić swoją bezczynność. Sam władca nie mówi w odpowiedzi: rzeczywiście, masz rację jestem okrutny. Przeciwnie, powiedział: za twoje słowa cię osądzę, jak oceniasz mój osąd, tak też będziesz odpowiadać. Jeśli uważasz mnie za okrutnego, to tym bardziej powinieneś przygotować się na mój powrót.

Wyobrażenie, że “Bóg jest okrutny”, że osądzi nas za każdy nasz krok, a tym samym przekonanie, że aby uniknąć błędów, lepiej nic nie robić - to psychologia sługi, która dopuszczalna jest wyłącznie na początkowym etapie życia w wierze. To droga, którą należy pokonać. Człowiek, jeśli ufa Chrystusowi - podziela Jego wartości i ideały, jeśli sam chce przebywać wśród dobra - stara się sam czynić dobro, wtedy też nie zastanawia się nad tym “a co jeśli zrobię błędny krok”. On stara się robić to, co przykazał Chrystus, żyć zgodnie z przykazaniami, a jego miłość zwrócona jest ku wszystkim ludziom i całemu stworzeniu.

A jeśli mimo wszystko człowiek popełni błąd? Tak też się zdarza, ale on od razu dostrzeże swój błąd, swoją nieprawość, kłamstwo w swoim sercu i przyniesie Bogu skruchę, szczerze pogodzi się z tym, przeciw komu zgrzeszył. Z Ewangelii wiemy, że Bóg wybaczył nawet Piotrowi, który trzykrotnie się Go wyrzekł i żałował tego. Nie osądził też kobiety, która dopuściła się cudzołóstwa. Jeśli człowiek popełnia błąd, ale przybiega do Boga ze skruchą, to Bóg pomoże mu poprawić się i podpowie, jak tego dokonać.

Rozchmurzmy się, stańmy zdecydowanie do działania, weźmy na siebie w miarę naszych sił trud, który zdołamy wykonać ze względu na Chrystusa i wypełnienie Jego świętych przykazań, a Bóg, widząc nasze zdecydowanie w pracy dla Niego, pomoże nam na naszej niełatwej drodze.

Metropolita Kałuski i Borowski Klemens

za: pravoslawie.ru

fotografia: Sheep1389 /orthphoto.net/