publicystyka: Chlubimy się nadzieją, chlubimy się uciskiem

Chlubimy się nadzieją, chlubimy się uciskiem

tłum. Gabriel Szymczak, 09 października 2020

Chlubimy się nadzieją chwały Bożej. Ale nie tylko to, lecz chlubimy się także z ucisków” (Rz 5, 2-3)

Ludzie cieszą się z otrzymywanych w życiu nagród i pochwał. Czują, że ich wysiłki, ich sukcesy i cierpliwość były uzasadnione. Czują, że zarówno Bóg, jak i inni ludzie widzą ich pracę i gratulują im. Pochwała często staje się przyczyną usprawiedliwiania się i wywyższania siebie. Innym razem ludzie czerpią otuchę z pochwały innych i są w stanie kontynuować swoje wysiłki, zwłaszcza gdy dotyczą one całego społeczeństwa. W polityce pochwała pochodzi z głosowania w wyborach. W Kościele - z korony świętości. W rodzinie – z dobrych słów i zachęty, jaką rodzice dają swoim dzieciom. Jest też pochwała innego rodzaju. Ukrywanie grzechów, pomyłek lub błędów innych ludzi. Nienazywanie ich, co nie oznacza zapominania o nich lub bycia im obojętnym, ale demonstrowanie transcendencji, przebaczenia i przekonania, że dana osoba potrzebuje raczej wsparcia niż rujnowania.

Czasami pochwała rodzi dumę, dlatego należy ją okazywać oszczędnie. Istnieje zdrowa duma. To wiara w ludzi nam znanych i dzięki którym czujemy się szczęśliwi, gdyż ich udane życie daje nam moc i odwagę, aby kontynuować własny wysiłek. Jednocześnie w naszym życiu są wydarzenia świadczące o cierpieniu. Martwią nas, ale jednocześnie przybliżają nas do Chrystusa, do naszego prawdziwego przeznaczenia. Dlatego nie powinniśmy narzekać, wahać się ani odrzucać naszego życia. Dzięki naszym ludzkim próbom i smutkom, które one wywołują, stajemy się bowiem pokorni, poznajemy nasze ograniczenia, naszą śmiertelność, dowiadujemy się, jak daleko nas zaprowadzą nasze własne moce i ostatecznie - jak słabi jesteśmy. To powstrzymuje nas przed chwaleniem się osiągnięciami, które chcielibyśmy przypisać sobie.

Pisząc do Rzymian, św. Paweł stwierdza, że możemy słusznie pochwalić się dwoma rzeczami w naszym życiu. Po pierwsze - nadzieją, że będziemy mieć udział w chwale Boga, czyli w triumfie Jego woli i Jego królestwa na tym świecie. Oznacza to, że będziemy mogli się radować, ponieważ forma tego świata przeminie, zarówno w aspekcie materialnym, jak i grzechu samouwielbienia człowieka, który rodzi cywilizację, władzę i autorytet, ale który nie może dotknąć tych, którzy kochają Boga i swoich bliźnich. Mamy nadzieję, że będziemy mieć udział w chwale Bożej, czyli w odnowie świata, zmartwychwstaniu umarłych, życiu przyszłego wieku, świętości i radości obcowania z Chrystusem na zawsze, bez ograniczeń, smutków i śmierci. Ta nadzieja przezwycięża naszą śmiertelność. Towarzyszy nam do końca i otwiera nam bramę do wieczności. Jest to nadzieja, której nie mają ci, którzy umniejszają ludzką egzystencję w obliczu śmierci i dlatego cierpią. Mogą ją zastąpić miłością do przyjemności, sławy, samowystarczalności w tym życiu lub osiągania jakichkolwiek celów, które sobie wyznaczyli, aby być szczęśliwymi, ale w końcu czeka ich całkowita izolacja i ciemność niewiary w przyszłość i zmartwychwstanie. I ten brak wiary wyjaśnia dzieła, przez jakie ludzie próbują udowodnić swoją wszechmocną siłę, czy to za pomocą budynków, mechanizmów, wynalazków, nauk ścisłych czy pięknych słów. Ale nie mogą przezwyciężyć smutku, ponieważ wszystko się kończy.

Druga część to nasze smutki i próby. To właśnie przybliża nas do Boga, ponieważ czujemy, że bez Niego nic nie możemy osiągnąć, podczas gdy jeśli powierzymy się Jego woli, a nie własnej, odnajdujemy równowagę w naszym życiu. Aby zaufać, zostaliśmy wezwani do kochania Tego, o którym wiemy, że nas kocha. Nawet jeśli miłości towarzyszy ból, to wciąż rodzi ona zbawienie przez pokorę, cierpliwość i nadzieję. To jest zupełnie inna forma cywilizacji. Nie ego, ale zakochanej osoby, która poddaje się „Tobie, Panie”.

Nadzieja to nie tylko oczekiwanie. Nadzieja rodzi się, gdy ludzie czują, że ich osobiste siły są niewystarczające. Że nie chodzi po prostu o to, że nie są wszechmocni, ale że jest Ktoś, kto ich kocha, kto się nimi opiekuje i kto nie porzuci ich nawet w trudnych chwilach. Da znaki błogosławieństwa i życia. Nasza wiara nie wyprowadza nas z życia świata ani z czasu, ale raczej na nowo definiuje znaczenie ścieżki nadziei. Nie potrzebujemy pochwał. Nie chwalimy się tym, co osiągamy, ale Tym, który nas kocha. Jednocześnie zgadzamy się na zmianę celu, jakim jest szczęście: zbawia nas już nie zaspokojenie naszej woli, ale wola Boga, miłość, cierpliwość, poświęcenie. Ta ścieżka wymaga ascetycznego wysiłku i pomocy. Wymaga wiedzy, którą może zapewnić tylko życie Kościoła - ponieważ w Kościele jest Chrystus. A gdzie jest Chrystus, jest nadzieja.

o. Temistokles Mourtzanos

za: Pemptousia

fotografia: jarek1 /orthphoto.net/