publicystyka: Błąd nadmiaru

Błąd nadmiaru

tłum. Gabriel Szymczak, 06 października 2020

Ojcowie i matki Kościoła często mówią o dwóch drogach błądzenia w naszym dążeniu do pobożności: na lewo i na prawo. Błąd po lewej stronie jest błędem odrzucenia powściągliwości, poddania się pokusie, porzucenia wszelkiej dyscypliny. To właśnie św. Izaak nazywa w jednym miejscu „wolnością, która poprzedza niewolnictwo”. W pogoni za życiem chrześcijańskim możemy łatwo popełnić błąd, pozwalając sobie na zbytnią wygodę, nie dyscyplinując i nie kontrolując naszych myśli, słów i czynów. Ten rodzaj błędu jest dość dobrze znany. Wielu z nas było wielokrotnie ostrzeganych przed niebezpieczeństwami związanymi z rozluźnieniem naszej dyscypliny - ostrzegano nas tak bardzo, że mogliśmy nawet rozwinąć w sobie lęk przed odpuszczeniem, lęk, że możemy stracić wszystko, jeśli w takiej czy innej dziedzinie pozwolimy sobie na relaks.

Ale ten nadmierny nacisk na dyscyplinę i strach przed pójściem w lewo popchnął wielu (może włącznie z tobą) do błądzenia w prawo. Błądzenie w prawo odnosi się do bycia zbyt prawym. Zwróć uwagę na słowa z Księgi Koheleta (7, 16): „Nie bądź przesadnie sprawiedliwy i nie uważaj się za zbyt mądrego! Dlaczego miałbyś sobie sam zgotować zgubę?” To ostrzeżenie z Biblii odbija się echem w duchowych pismach ojców i matek Kościoła.

Święty Izaak Syryjczyk również ostrzega przed „nieumiarkowaną działalnością”. Jednym z tematów homilii św. Izaaka, tematem, który podejmuje on od św. Makariusza Wielkiego (często przez siebie cytowanego), jest to, że dopóki jesteśmy w ciele - podlegamy zmianom. Za tę zmianę św. Izaak obwinia „humory”, zgodnie z medycznym rozumieniem jego czasów. Dzisiaj możemy mówić o zmianach hormonalnych, zmianach etapów lub okoliczności życia lub zmianach w chemii organizmu (np. ze względu na cukrzycę, dietę czy stres). Św. Makariusz porównuje zmiany, jakich doświadczamy, do atmosfery: tak jak nie mamy kontroli nad pogodą, tak samo mamy niewielką kontrolę (a często w ogóle nie mamy bezpośredniej kontroli) nad zmianami nastroju, nastawienia i uczuć w nas. Aż do naszej śmierci (to znaczy dopóki jesteśmy złączeni z tym, co św. Paweł nazywa „ciałem, co wiedzie ku śmierci” – Rz 7, 24) będziemy musieli znosić zmiany. Z tego powodu w naszych dążeniach duchowych musimy być zarówno zdyscyplinowani, jak i umiarkowani.

Święty Izaak ujmuje to w ten sposób (tutaj uczynię podsumowanie): jeśli błądzimy w lewo, będąc zbyt pobłażliwymi dla siebie, nie strzegąc uważnie tego, co myślimy, mówimy i robimy, lub nie zachowując dyscypliny w naszym życiu modlitewnym i w cnotach - jeśli popełnimy w ten sposób błąd, popadniemy w zamęt, który prowadzi do pokusy pożądliwości. Z drugiej strony, jeśli zbłądzimy w prawo, będąc zbyt surowymi dla siebie, nieumiarkowanymi w naszych prawych uczynkach (w tym zarówno uczynkach zewnętrznych, jak i w osobistym życiu modlitewnym), to również wpadniemy w zamęt prowadzący do przygnębienia i rozpaczy: „Rzetelna praca z umiarem i… wytrwałością jest bezcenna; ich osłabienie zwiększa pożądanie, ale z drugiej strony nadmiar zwiększa zamęt ”.

Kluczem są umiar i wytrwałość.

Pozwól, że opowiem ci historię. Pewien mój przyjaciel znalazł wiele spokoju w odmawianiu modlitwy Jezusowej. Zaprzyjaźnił się z mnichem z pobliskiego klasztoru i na lata ten mnich stał się jego spowiednikiem. Mój przyjaciel bał się go poprosić o regułę modlitwy, ponieważ wiedział (a przynajmniej tak mu się wydawało), że mnich modli się nieustannie. Szczególnie bał się poprosić o konkretną regułę dotyczącą modlitwy Jezusowej. Mnisi w tym klasztorze codziennie przez godzinę odmawiają wyłącznie Modlitwę Jezusową, a następnie kontynuują ją w ciągu dnia. Bał się, że jeśli poprosi o jakąś regułę, mnich da mu coś zbyt obciążającego, by mógł robić to regularnie. Po kilku latach znajomości mój przyjaciel wreszcie zebrał się na odwagę, by poprosić spowiednika o regułę. Wiesz, jaką regułę dał mu mnich? Nie 100, nie 300, nie 500, ale 50. Pięćdziesiąt modlitw Jezusowych o dowolnej porze dnia, w której mógł je odmówić - nawet jadąc do pracy!

„Pięćdziesiąt modlitw Jezusowych”, powiedział mój przyjaciel mnichowi, „to łatwe. Zajmuje to mniej niż dziesięć minut”. I wtedy mnich udzielił mu tej samej rady, której udziela nam dzisiaj św. Izaak: „Sekretem rozwijania życia modlitewnego jest rozpoczęcie od czegoś bardzo małego i konsekwentnego: zawsze możesz modlić się więcej, jeśli chcesz, ale nie musisz."

Z mojego doświadczenia wynika, że zasady modlitwy to zabawne rzeczy (nie „ha ha” zabawne, ale ironicznie zabawne). Mała, łatwa do utrzymania, regularna reguła modlitewna - nawet jeśli jest to tylko Ojcze nasz, wymamrotane szczerze z twojego serca zanim wstaniesz rano z łóżka - nawet taka mała reguła modlitewna przynosi bardziej realne, długoterminowe dobro w naszym życiu z Bogiem niż dłuższe, bardziej forsowne zasady, których albo ciągle nie udaje nam się wypełnić, albo (co gorsza) wypełniamy je z frustracją w naszych sercach. Modlitwa wymaga dyscypliny, ale jest to dyscyplina życiodajna. Dyscyplina, która zostawia nas w depresji i zagubieniu, prawie zawsze jest przejawem błędu: błędu w prawo.

Myślę, że u wielu ludzi, a tak było w moim życiu, często sprowadza się to do pokory - lub jej braku. Chciałem myśleć o sobie jako o kimś szczerym i dość dojrzałym w swoim życiu w Chrystusie, a ilekroć pozwalam tej myśli pozostać w mojej głowie, skutkuje to tym, że rzucam się z motyką na słońce. Zobowiązuję się do nawyków modlitewnych, których na dłuższą metę nie mogę utrzymać, angażuję się w dobre uczynki, na które po prostu nie mam siły (nie bez poświęcenia mojej rodziny lub innej odpowiedzialności, którą już mam), zobowiązuję się do zachowań (prawych nawyków), które mają więcej wspólnego z tym, jaki według mnie powinienem być niż z jakimkolwiek autentycznym pragnieniem kochania Boga i bliźniego. A kiedy zawiodę w tych zobowiązaniach, a zawsze tak jest, wracam do pokory (poniżenie jest często bramą do pokory).

Rada św. Izaaka i św. Makariusza może nas uratować, może doprowadzić nas do pokory w inny sposób. Jeśli potrafimy zaobserwować i zaakceptować w sobie rzeczywistość naszej zmienności, naszej słabości i naszego złamania, wówczas możemy zacząć od czegoś małego. Ponieważ na przykład wiem, że tu, gdzie mieszkam, zimne deszcze są powszechne, byłbym głupcem rozpoczynając długi spacer bez czegoś przeciwdeszczowego - nawet jeśli teraz świeci słońce. Podobnie - ponieważ wiem, że jestem duchowo słaby, a mój wewnętrzny świat podlega burzom, śniegom i wietrznym dniom, głupotą jest z mojej strony podejmowanie jakichkolwiek prawych wysiłków bez podejmowania środków ostrożności dla tych rzeczywistości, tej zmienności, o której wiem, że istnieje w mnie… nawet jeśli dzisiaj czuję, że mogę wspiąć się na górę Tabor, aby zostać przemienionym z Chrystusem. Rzeczywistość jest taka, że jutro, pojutrze czy kolejnego dnia - tak nie będzie. Mam znacznie większą szansę na wejście na górę świętości, jeśli przyzwyczaję się do pozostawania w obozie przejściowym przez dłuższy czas. Powietrze na szczycie góry jest bardzo rozrzedzone i zemdleję, jeśli będę wspinać się za szybko.

To dobrze, że nasze życie duchowe nie jest rywalizacją. Myślę, że metafora świętego Pawła dotycząca życia duchowego jako zawodów mogła mieć znacznie więcej sensu przed erą kapitalizmu. W dzisiejszych czasach strasznie boimy się przegrać. Boimy się, że jeśli nie będziemy się wystarczająco starać, Bóg nas opuści. Obawiamy się, że coś przegapimy, stracimy lub po prostu nic nie osiągniemy, jeśli nie wypalimy się wspinając się po górach zbyt stromych dla nas, wykonując prawe uczynki, które są dla nas zbyt trudne. Naprawdę nie ufamy Bogu. Naprawdę nie wierzymy, że Bóg nas kocha, że już wszystko mamy w Chrystusie i że każda praca, którą wykonujemy, służy nam tylko po to, abyśmy mogli lepiej docenić i dostrzec wszystko, co Bóg nam już dał. Nie zdajemy sobie sprawy, że źle rozumiemy Boga i Jego wezwanie w naszym życiu - zarówno starając się zbyt mocno, jak i nie próbując wcale.

Droga chrześcijańska jest drogą pośrodku, drogą pokory i życiodajnej dyscypliny. Jest to sposób na zawierzenie Bogu – a nie poleganie na sobie, że potrafię podobać się Bogu.

o. Michael Gillis

za: Holy Nativity Orthodox Church

fotografia: MariaMagdalena /orthphoto.net/