publicystyka: Od pragnienia do konieczności

Od pragnienia do konieczności

tłum. Gabriel Szymczak, 03 października 2020

Niedawno ponownie obejrzałem jeden z najbardziej otwierających oczy programów XX wieku, „The Century of the Self” (Wiek jaźni, BBC 2002). Omawia rozwój reklamy, w szczególności teorie i twórczość Edwarda Bernaysa. Widziałeś jego prace, ale nie byłeś tego świadomy. To jeden z pionierów nowoczesnej reklamy, a także współczesnej propagandy rządowej. Szczególnie w latach dwudziestych odegrał kluczową rolę w przejściu Ameryki z gospodarki opartej na potrzebach do konsumpcjonizmu opartego na pragnieniach. Jednym z rezultatów było kwitnące i rosnące bogactwo w całym kraju (z wyjątkiem załamania podczas Wielkiego Kryzysu). Ameryka wyszła z kryzysu dzięki wysiłkom gospodarki wojennej lat czterdziestych. Jednak nasze pragnienia zostały ponownie uwolnione w powojennym świecie i już nigdy nie oglądały się za siebie. To była prosta formuła: stwórz pragnienie, a potem je spełnij. Rezultatem są „szczęśliwi ludzie”.

Oczywiście szczęśliwi ludzie przeżywają trudny okres, gdy ich pragnienia nie mogą zostać spełnione. Ciężko jest zerwać z nawykiem. Pamiętam z dzieciństwa wizyty w rodzinnym domu mojej matki. Jej rodzice byli rolnikami. Mieli 12 dzieci, moja mama była piąta w kolejce. Wszyscy dorastali pracując na farmie - moja mama była wśród tych, którzy zbierali bawełnę na polu. Jej historie przypominają mi sceny z „Places In the heart” („Miejsc w sercu”). W okresie Wielkiego Kryzysu worki z mąką celowo produkowano z nadrukiem przyjemnych, kwiatowych wzorów, dzięki czemu były doskonałym materiałem na szyte w domu sukienki. Słuchanie mojej mamy opisującej sukienki z worka mąki było dość egzotyczne (podobnie jak opis Bożego Narodzenia, podczas którego jedyne, co było świąteczne do jedzenia, to jedna pomarańcza). Dom moich dziadków był przystanią rzeczy pierwszej potrzeby. Naprawdę nie mogę sobie przypomnieć niczego zbędnego.

Dom miał pięć pokoi i do połowy lat 60-tych nie było w nim kanalizacji. Ogrzewano go pojedynczym piecem węglowym w pokoju frontowym. Podczas moich wizyt był zawsze zaludniony tłumem szczęśliwych ludzi (moje pokolenie, będące potomstwem 12 dzieci, stało się wielkim, hałaśliwym tłumem chłopców i dziewcząt). Niedzielne popołudnia zdawały się być czasem, kiedy większa część rodziny schodziła się w domu z jedzeniem w ręku i chęcią rozmowy. Mój dziadek siedział przeważnie w milczeniu, żując tytoń i od czasu do czasu zabawiał dzieci dzikimi opowieściami z wyobraźni (w większości z udziałem mojej babci).

Farma miała nieco ponad 100 akrów, z płynął tam strumień, zapewniający godziny rozrywki. W pewnym momencie po obiedzie wszyscy mężczyźni zbierali się na werandzie, aby palić i rozmawiać, kobiety pozostawały w środku, gdzie śmiech nieustannie przerywał ich rozmowy. O dziwo, ci ludzie z konieczności byli szczęśliwi.

Pragnienia – te z naszego współczesnego języka - były znane starożytnym jako „namiętności”. Co ciekawe, słowo „pasja” pochodzi od rdzenia słowa „cierpieć”. Te uniwersalne doświadczenia tęsknoty, wyobrażeń czy pragnień, były postrzegane jako obce naszemu dobremu samopoczuciu i cierpienia, które należy złagodzić, a nawet uciszyć. W tradycji prawosławnej istnieje cel, wyrażony po grecku jako „apatheia” („beznamiętność”). Tak, to jest nasze słowo „apatia”. Nie oznacza „braku troski”, ale uwolnienie się od niewoli nieustannie dokuczającego dźwięku pragnień, nękających nasze życie.

Nasza kultura konsumpcyjna jest, jak dobrze opisano w wymienionym powyżej filmie, celowo zaprojektowana tak, aby pielęgnować pasje. Rzeczywiście jest skonstruowana w taki sposób, że niepowodzenie namiętności prowadzi do ruiny finansowej. Żyjemy w świecie, który nie może istnieć, jeśli wszyscy przestaniemy kierować się naszymi pasjami. Bycie prawosławnym chrześcijaninem nieuchronnie stawia cię na kursie kolizyjnym z kulturą. Wszystko w naszym codziennym życiu, istotna część naszych opinii i myśli, jest wynikiem panowania naszych pasji. Stało się to tak dominującą siłą w naszym życiu, że słuszne jest stwierdzenie, że wyobrażamy sobie, iż nasze pasje faktycznie konstytuują naszą tożsamość. A to jest kłamstwo.

Popularne hasło brzmi: „Podążaj za swoją pasją!”, jakbyśmy kiedykolwiek robili cokolwiek innego. W wielu przypadkach jest to mantra, która da niewiele więcej niż usprawiedliwienie niemoralnych wyborów. Aktorka, która odniosła sukces, wyznała (z dumą), że dokonała aborcji, aby uzyskać określoną rolę w produkcji filmowej - „podążała za swoją pasją”. Nasze pasje niczego nie usprawiedliwiają. Stajemy się jak ci, których smutną wymówką dla tego, co czynili, było: „Po prostu wykonywałem rozkazy”.

Prawdziwa konieczność nie jest pasją ani nie jest napędzana przez namiętności. Musimy jeść. Musimy się ubierać. Potrzebujemy schronienia. Potrzebujemy rodziny i przyjaźni. Potrzebujemy pracy. Potrzebujemy sensu. Potrzebujemy miłości. Potrzebujemy piękna i transcendencji. Żadna z tych rzeczy nie jest pasją, chociaż pasje mogą je łatwo zniekształcić. Życie monastyczne jest pod wieloma względami życiem zredukowanym do konieczności. Wydaje się, że życie w granicach konieczności pozwala odkryć „jedyną potrzebną rzecz”. Głęboko pomaga również w odkrywaniu prawdy o naszej tożsamości. Dusza nie jest wytworem namiętności, ale obrazem Boga. Widzieć duszę jasno, bez zniekształceń, to widzieć oblicze Boga, czy też przynajmniej Jego odbicie.

To zrozumienie leży u podstaw wszystkich dyscyplin Kościoła. Pościmy, modlimy się, dajemy jałmużnę, podporządkowujemy sobie „ciało” (czyli namiętności), abyśmy mogli poznać Boga. Nie poznajemy Boga po prostu będąc głodnymi, zmęczonymi modlitwami lub biednymi, ale nie poznamy Boga, jeśli będziemy nieustannie słuchać naszych namiętności i kształtować nasze życie przez ich niepotrzebne wymagania. Nie wróży to dobrze wierze w naszym współczesnym świecie.

Jezus rzekł: „Jak trudno bogatym wejść do królestwa Bożego! Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne, niż bogatemu wejść do królestwa Bożego”.

Zapytali ci, którzy to słyszeli: „Któż więc może być zbawiony?”

Jezus odpowiedział: „Co niemożliwe jest u ludzi, możliwe jest u Boga”.
(Łk 18, 24-27)

To, o dziwo, dobra wiadomość. To, co wydaje się koniecznością w naszym życiu, może być niczym więcej niż pasją. A jeśli jest to pasja, możemy się od niej uwolnić. Jeśli Bóg uwolni nas od takich rzeczy - wtedy rzeczywiście będziemy wolni.

Zacznij powoli. Bądź hojny. Dziel się swoimi rzeczami. Ciesz się zaspokojeniem prawdziwej potrzeby i pozwól innym robić to samo. Chrystus powiedział: „Ojciec wasz niebieski wie, że tego wszystkiego potrzebujecie”. (Mat. 6:32). Szczęście rodzi się z prostoty naszych potrzeb. Szczęście wymagane przez namiętności jest zawsze ulotne, nigdy nie zaspokoi. Ci, którzy stworzyli kulturę namiętnych pragnień, potrzebują i dążą do tego, aby przedmioty pożądania były zawsze tuż poza naszym zasięgiem. Stworzyli inny poziom piekła i nazywają go rajem.

o. Stephen Freeman

za: Glory to God for All Things

fotografia: bogdan /orthphoto.net/