publicystyka: Płótno życia

Płótno życia

tłum. Justyna Pikutin, 28 lipca 2020

Bóg cię kocha, ale zazwyczaj nie czujesz tego w swoim sercu, nie pamiętasz o tym, a tym bardziej nie czujesz tego w każdej komórce swego ciała. Jednak spróbuj poczuć, że jesteś umiłowanym dzieckiem Boga bez względu na to, gdzie się teraz znajdujesz: w tej twojej sytuacji, w twojej walce, w upadku i słabości. Przecież nawet wtedy Bóg cię kocha. Ponieważ Bóg nie jest taki jak ty czy ja, by widząc cię w trudnej chwili, zechciał przejść obojętnie obok twego problemu. Bóg jest jak promienie słońca, które przenikają wszędzie i dotykają wszystkiego, co jest na tym świecie - zarówno czystego, jak i brudnego, kwiatów i morza, gór, ale również odchodów i brudu. Bóg robi to wszystko z miłości do ciebie. I widzi, jak starasz się i trudzisz. Pamiętaj o tym!

Kiedy artysta tworzy swoje dzieło, zaczyna od białego płótna, a obraz to proste szkice. Zaczyna od małych pociągnięć, zakreśla sylwetki i stopniowo zaczyna doprowadzać je do ideału, wypełniając kolorami. Na końcu dorysowuje brwi, oczy, ręce - czyli wszystkie detale. A jeśli ty na samym początku zechcesz zobaczyć szczegóły i zapytasz:
- A gdzie są oczy? Gdzie usta?
On odpowie ci:
- Poczekaj, pojawią się one w swoim czasie. Jeszcze nie skończyłem.

Słyszysz te słowa: “Jeszcze nie skończyłem”? To znaczy, że jeszcze żyję, jeszcze się staram, jeszcze mówię Bogu: “Udziel Swego miłosierdzia wszystkim tym, którzy Cię znają”. Jeszcze idę do Ciebie, dokładam wszelkich starań, by przyjść do Ciebie, w Twoje objęcia, jednak popełniam błędy, tak jak wszystkie Twoje dzieci, dlatego proszę Cię o wyrozumiałość. I Bóg ci ją da.

Dlatego, kiedy człowiek opuszcza ten świat i na pogrzebie modlimy się za niego, wznosimy modlitwę: “So duchi prawiednych skonczawszychsia duszy rab Twoich Spasie upokoj, sochraniaja ich wo błażenniej żyzni, jaże u Tiebie, Czełowiekolubcze” - “Z duszami sprawiedliwych zmarłych daj odpoczynek, Zbawco, duszy zmarłego Twego sługi, zachowując go w błogosławionym życiu, które Ty masz, Przyjacielu człowieka”. Dopiero wtedy zmarły mógłby powiedzieć: “Teraz skończyłem. Teraz można mnie sądzić, by Bóg zobaczył, czy wszystko zrobiłem, czy wszystkie kolory i barwy umieściłem tak jak należy”.

Ale póki żyję i staram się, jeszcze nie dokończyłem, nadal idę i na tej drodze czekają mnie wzloty i upadki. Trzeba to zrozumieć, pogodzić się ze sobą, ze swoimi trudnościami, upadkami, zmartwieniami i zachować spokój. Nie należy panikować, obawiać się i bezustannie płakać. Tak, zapłaczesz, jednak wyrazisz skruchę i będziesz kontynuował swoją drogę, otrzesz łzy i pójdziesz dalej.

A jeśli nie możesz płakać wylewając łzy, niech zapłacze twoja dusza. Są ludzie, którzy nie mogą wylewać łez, ale ich dusza płacze. A Bóg widzi, że są oni rozbici. Sęk w tym, by doszło do tego rozbicia (zmagania), by dusza ruszyła z miejsca, przebudziła się. I jeśli twoja dusza ruszy się, nie potrzeba łez. Rusz się sam, zrób cokolwiek, zmień coś dlatego, że niektórzy płaczą, ale nie zmieniają się, martwią się, ale nie poprawiają się, tzn. praktycznie nic nie zmieniają.

Chcę ci o tym powiedzieć, byś nie czuł rozczarowania, a walczył, byś kochał siebie, wyrażał skruchę za grzechy, czuł się winny, ale wiedział, że twoja wina też ma swoją “datę ważności” - a nie po to, by całe twoje życie przepełnione było poczuciem winy. Pewien człowiek mówił:
- Czuję się winny.
Dobrze, ale jak długo będziesz czuł się winny?

W życiu zawsze jest coś, co kiedykolwiek nas zasmuciło: albo ktoś nas zranił, albo my zraniliśmy kogoś i dlatego źle się z tym teraz czujemy. Ale jak długo zamierzasz się źle czuć? Założyłeś czarne ubranie z jakiegoś powodu, z powodu żałoby. Ale jak długo zamierzasz trwać w żałobie? Całe życie? Czy naprawdę odrzucasz nadzieję? Nie przyjmujesz wybaczenia, które daje ci Bóg? Miłości, którą daruje ci Bóg?
- Przyjmuję ją.
Tak więc dlaczego ciągle płaczesz? Dlaczego twoje serce ciężko wzdycha? Gdzie w tobie wybaczenie, gdzie uśmiech nadziei, gdzie ten niedzielny uśmiech, z którym mówią: “Bóg mi wybaczył”?

“Bóg mnie pokochał, Bóg mnie wyręcza, zbawia, kocha, a ja walczę, dokładam wszelkich starań i uśmiecham się” - pokazuj to otoczeniu, swoim dzieciom i żonie. To bardzo ważne, by inni widzieli naszą skruchę i przemianę.

Przyzwyczailiśmy się do poczucia winy, do rozczarowania, a kiedy znikają - nie czujemy się jak w siódmym niebie ze szczęścia, brakuje nam ich, nie możemy bez nich zrobić ani jednego kroku i powiedzieć, że zasługujemy na szczęście. Przeciwnie, mówimy: nie mogę być długo szczęśliwym, ponieważ jeśli długo będę odczuwał szczęście to potem spotka mnie coś złego. Nie wierzę, że mogę być szczęśliwy tak długo”.

Ktoś powiedział swojej żonie:
- Minęło już tyle godzin, a my się jeszcze nie pokłóciliśmy. To straszne!
On nie wierzył, że to możliwe.

Brakuje nam takiej wiary, jeszcze nie narysowaliśmy w swoim sercu koncepcji Boga na nasz temat. Jeszcze nie uwierzyliśmy w to, do osiągnięcia jakich szczytów powołał nas Bóg, jeszcze nie zainspirowało nas to Boże powołanie, wzywające nas, byśmy upodobnili się do Niego. Co znaczy “na obraz i podobieństwo Boże”? Byśmy upodobnili się do Niego w sławie, pięknie, radości i szczęśliwości.

Czy uwierzyłeś w to? Czy uwierzyłeś, że zostało to powiedziane tobie, nie komuś innemu, tobie, mi, twoi dzieciom, braciom i siostrom, sąsiadowi, tym, których kochasz lub też nienawidzisz, wszystkim?
Nie uwierzyliśmy w to, dlatego też ciągle płaczemy, jest nam bliskie nieszczęście, chlipanie, narzekanie, burczenie, cierpienie i nie okazujemy tej radości, którą daje nam Bóg. Dlatego Bóg mówi: “Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?” (Łk 18,8) Czy zobaczysz ludzi, którzy wierzą w Niego i oddają się w Jego ręce? Co znaczy wierzyć w Niego? Nie wystarczy powtarzanie Symbolu wiary, by być wierzącym człowiekiem. W twoim sercu pozostają wątpliwości, lęki, uczucie samotności, choć przed chwilą wypowiadałeś słowa: “Wierzę w Jedynego Boga, Ojca wszechmogącego, Stwórcę nieba i ziemi”. Dlatego nie mów formalnie. Pozwól tym słowom zaspokoić twoje pragnienie, pozwól sercu poczuć każde słowo.

“Wierzę w Jedynego Boga Ojca”. To znaczy, że twoim Ojcem jest Stwórca ziemi, Bóg miłości, Bóg radości, chwały, szczęśliwości, a ty w tym czasie jesteś w tak złym nastroju. Cóż, to znaczy, że widocznie nie jesteś dzieckiem Tego Boga. Coś jest z tobą nie tak i ze mną także. Zastanowimy się nad tym, nie będziemy o tym zapominać i powiemy: “Wierzę, że Bóg powołał mnie, bym stał się wspaniałym człowiekiem na tym świecie. Nie w tym znaczeniu, żeby wszyscy patrzyli na mnie i byli zafascynowani tylko mną, lecz bym ja poczuł radość w sercu, podążając swoją drogą po tym świecie. Bym czynił na sobie znak krzyża, gdy się obudzę, bym czynił na sobie znak krzyża i zaczynał swój dzień od słów: “Chwała Bogu!”.”

Te słowa “chwała Bogu”, które wielu wypowiada z taką wdzięcznością, że w sercu pojawia się radość, kiedy je słyszysz! Ludzie, którzy znali osobiście pokornych ojców Góry Athos, często byli wstrząśnięci tym, w jaki sposób wypowiadają oni tę doksologię. Na przykład, jeden starszy mnich podlewał swój ogród, a inni z balkonów słyszeli, jak przy tym wykrzykuje: “Chwała Bogu!”, “Chwała Tobie, Boże!” Wszyscy wypowiadamy te słowa, czasami też ja i ty. Ale ten mnich wykrzykiwał je ze szczęścia, z radości, podczas gdy my wypowiadamy je z konieczności, obowiązku lub przyzwyczajenia, ponieważ nie mamy w sercu tej chwały. “Uświęć miłujących wspaniałość Twego domu. Otocz ich chwałą poprzez Boską Twą moc...” Podoba mi się to wyrażenie: “Otocz ich chwałą”. My wychwalamy Ciebie i Ty otocz nas chwałą, daj nam w odpowiedzi na tę chwałę, którą my dajemy Tobie, nową chwałę. Daj nam w odpowiedzi na miłość, którą żywimy do Ciebie, tę chwałę i otocz nas nią! I problem nie tkwi w tym, byśmy to wiedzieli, a w tym, by nasze serce wypełniał spokój, bym żył i nie chciał umierać, bym żył i nie myślał o samobójstwie, bym żył i miał czysty umysł, nie zaprzątnięty myślami, które otaczają mnie jak pszczoły miód i zalewają mój umysł, a przecież ten rój myśli, przemyśleń, zmartwień, bezsilności i mroku doprowadza mnie do szaleństwa. Niech to wszystko zniknie, bym poczuł Bożą radość. Czyż to nie piękne?

Dlatego potrzebujemy przypomnień. Ustaw swój telefon, by częściej przypominał ci, że Bóg wzywa cię do Swej chwały, że Bóg cię kocha. Nasz umysł jest zapominalski i dlatego bezustannie musimy sobie o tym przypominać.

W “Filokalii” mówi się, że największym problemem umysłu jest to, że jest zamroczony, nie widzi wyraźnie i zapomina o tym bogactwie danym nam od Boga. Zapomnieliśmy, że jesteśmy dziećmi Boga, że wszystko będzie dobrze i jeśli teraz coś jest nie tak, to będzie tak tylko na kilka lat, a gdzieś w naszym sercu i w wieczności istnieje szczęście. Oto co powinno w nas królować, byśmy bezustannie powtarzali: “Panie, Jezu Chryste, zmiłuj się nade mną! Pomóż mi nie zapominać o Twojej miłości. Boże Jezu Chryste, dziękuję Ci za to, że mnie kochasz!”

archimandryta Andrzej (Konanos)

za: pravoslavie.ru

fotografia: alik /orthphoto.net/