Zostań przyjacielem cerkiew.pl
Prawosławie oznacza walkę
o. John Moses (tłum. Gabriel Szymczak), 23 maja 2025
Nigdy nie spotkałem nikogo, kto nie walczyłby z kimś lub czymś. Walczymy w pracy lub w szkole. Walczymy z przyjacielem lub wrogiem. Walczymy z rachunkami i walczymy z długiem. Walczymy ze swoim małżonkiem, chłopakiem lub dziewczyną. Walczymy z demokratami i liberałami lub z republikanami i konserwatystami. Walczymy z samotnością i depresją, a jeszcze bardziej zmagamy się, obserwując tych, którzy według nas żyją bez depresji i wydają się mieć wszystko. Walczymy z chorobami psychicznymi, fizycznymi i emocjonalnymi, i ponownie zmagamy się, obserwując bogatych i młodych oraz silnych i pięknych, którzy wydają się żyć ponad wszystko. Lista mogłaby trwać bez końca, ale z pewnością Pan widzi naszą walkę, gdy niesimy krzyż, który na nas złożyło życie.
I teraz dochodzimy do Cerkwi prawosławnej, która mówi nam wprost, że bycie prawosławnym to walka. Biorąc pod uwagę wszystkie inne moje zmagania, być może dlatego nie biorę udziału w jej życiu tak często, jak powinienem. Przecież niosę już wystarczający ciężar.
Jezus powiedział, że musimy wziąć krzyż, zaprzeć się siebie i iść za Nim. Z pewnością wszystkie moje ciężary i zmagania wypełniają to polecenie (a przynajmniej tak mi się wydaje).
Cóż, nie tak szybko. Natknąłem się na stwierdzenie błogosławionego Augustyna, które zmienia perspektywę. W swoich listach do Laetusa napisał: „Gdy zauważyłem, że troska o domowe sprawy spowalnia cię w twoim boskim celu, poczułem, że jesteś niesiony i ciągnięty przez krzyż, a nie że go niesiesz.” Święty Augustyn mówi mi, że to moje zmagania ciągną mnie przez życie. Ja w ogóle ich nie niosę. To one niosą mnie. Jestem jak surfer na falach moich zmagań.
Czy to miał na myśli Jezus? Niezupełnie. W końcu, jeśli dźwiganie ciężaru własnego życia to niesienie krzyża, to wszyscy wypełniają przykazanie Pana. A jednak nie. Niesienie naszych ciężarów nie jest samo w sobie niesieniem Chrystusowego krzyża. Co więc to znaczy - nieść krzyż i iść za Jezusem? To oznacza śmierć i oznacza życie.
Jak zawsze św. Paweł wyraża to bardzo wyraźnie: „Świat został dla mnie ukrzyżowany, a ja dla świata” (Gal 6, 14). Tak często moje obciążenia wynikają z tego, że oceniam się według standardów tego społeczeństwa. To świat określa, co jest konieczne do szczęścia, a ja w to wierzę. Świat określa, co jest piękne, a co nie, a ja wierzę w to. Świat mówi mi, co jest moralne, a co nie, i wierzę w to. Świat mówi mi, co jest bogate, a co biedne, i wierzę w to. Świat mówi mi, co jest odważne, a co tchórzliwe, i wierzę w to. Pierwszym dziełem krzyża jest ukrzyżowanie mnie dla tej światowej propagandy i szaleństwa.
To ulica dwukierunkowa. Mam zostać ukrzyżowany dla świata, ale świat musi też być ukrzyżowany dla mnie. Jeśli w swoim sercu wciąż zazdroszczę bogatym, dumnym, pięknym, odnoszącym sukcesy itd., to nawet jeśli ubieram się zwyczajnie i mieszkam w skromnym domu, i chodzę do pracy, to wciąż żyję dla świata. Cerkiew stara się nam pomóc. Po to podnosimy i wspominamy Krzyż Chrystusa, i przykazanie, abyśmy za Nim podążali. W Świętej Tradycji mamy wszystko, czego potrzebujemy, aby przełamać tę wewnętrzną światowość, abyśmy mogli nie tylko zostać ukrzyżowani dla świata, ale także iść za Chrystusem.
Zatem - Pan chce nas zabić; to znaczy, wzywa nas do uśmiercenia naszej doczesności, wewnętrznie i zewnętrznie. Jak to możliwe, skoro radzenie sobie z naszymi osobistymi zmaganiami jest już wystarczająco trudne? Zapamiętajcie te słowa: „Przyjdźcie do mnie wszyscy trudzący się dźwigający ciężary, a Ja wam dam odpoczynek… Jarzmo bowiem Moje jest łagodne i brzemię Moje lekkie… Przyszedłem, abyście życie mieli i mieli w obfitości”. Możemy odkryć, że kiedy pozwolimy Mistrzowi powiedzieć nam, co jest prawdą, co jest pięknem, co jest mocą, co jest sukcesem, co jest bogactwem, a co biedą itp., zrozumiemy, że nasze brzemiona odejdą i znajdziemy życie wieczne.
Nie zapominajmy, że mamy potężnego sojusznika, Ducha Świętego, który jest w nas większy niż wszystkie zmagania, przed którymi stoimy. On jest Panem, Dawcą życia. Duch ten może przemienić wodę naszej walki w wino.
To nasz wybór. Możemy podnieść ciężar własnych zmagań i płakać, niosąc je pod batem naszych władców; lub możemy podnieść Krzyż Chrystusa i będąc ukrzyżowanymi dla świata - iść za Nim.
o. John Moses (tłum. Gabriel Szymczak)
za: Ramblings of a Redneck Priest
fotografia: jarek /orthphoto.net/
I teraz dochodzimy do Cerkwi prawosławnej, która mówi nam wprost, że bycie prawosławnym to walka. Biorąc pod uwagę wszystkie inne moje zmagania, być może dlatego nie biorę udziału w jej życiu tak często, jak powinienem. Przecież niosę już wystarczający ciężar.
Jezus powiedział, że musimy wziąć krzyż, zaprzeć się siebie i iść za Nim. Z pewnością wszystkie moje ciężary i zmagania wypełniają to polecenie (a przynajmniej tak mi się wydaje).
Cóż, nie tak szybko. Natknąłem się na stwierdzenie błogosławionego Augustyna, które zmienia perspektywę. W swoich listach do Laetusa napisał: „Gdy zauważyłem, że troska o domowe sprawy spowalnia cię w twoim boskim celu, poczułem, że jesteś niesiony i ciągnięty przez krzyż, a nie że go niesiesz.” Święty Augustyn mówi mi, że to moje zmagania ciągną mnie przez życie. Ja w ogóle ich nie niosę. To one niosą mnie. Jestem jak surfer na falach moich zmagań.
Czy to miał na myśli Jezus? Niezupełnie. W końcu, jeśli dźwiganie ciężaru własnego życia to niesienie krzyża, to wszyscy wypełniają przykazanie Pana. A jednak nie. Niesienie naszych ciężarów nie jest samo w sobie niesieniem Chrystusowego krzyża. Co więc to znaczy - nieść krzyż i iść za Jezusem? To oznacza śmierć i oznacza życie.
Jak zawsze św. Paweł wyraża to bardzo wyraźnie: „Świat został dla mnie ukrzyżowany, a ja dla świata” (Gal 6, 14). Tak często moje obciążenia wynikają z tego, że oceniam się według standardów tego społeczeństwa. To świat określa, co jest konieczne do szczęścia, a ja w to wierzę. Świat określa, co jest piękne, a co nie, a ja wierzę w to. Świat mówi mi, co jest moralne, a co nie, i wierzę w to. Świat mówi mi, co jest bogate, a co biedne, i wierzę w to. Świat mówi mi, co jest odważne, a co tchórzliwe, i wierzę w to. Pierwszym dziełem krzyża jest ukrzyżowanie mnie dla tej światowej propagandy i szaleństwa.
To ulica dwukierunkowa. Mam zostać ukrzyżowany dla świata, ale świat musi też być ukrzyżowany dla mnie. Jeśli w swoim sercu wciąż zazdroszczę bogatym, dumnym, pięknym, odnoszącym sukcesy itd., to nawet jeśli ubieram się zwyczajnie i mieszkam w skromnym domu, i chodzę do pracy, to wciąż żyję dla świata. Cerkiew stara się nam pomóc. Po to podnosimy i wspominamy Krzyż Chrystusa, i przykazanie, abyśmy za Nim podążali. W Świętej Tradycji mamy wszystko, czego potrzebujemy, aby przełamać tę wewnętrzną światowość, abyśmy mogli nie tylko zostać ukrzyżowani dla świata, ale także iść za Chrystusem.
Zatem - Pan chce nas zabić; to znaczy, wzywa nas do uśmiercenia naszej doczesności, wewnętrznie i zewnętrznie. Jak to możliwe, skoro radzenie sobie z naszymi osobistymi zmaganiami jest już wystarczająco trudne? Zapamiętajcie te słowa: „Przyjdźcie do mnie wszyscy trudzący się dźwigający ciężary, a Ja wam dam odpoczynek… Jarzmo bowiem Moje jest łagodne i brzemię Moje lekkie… Przyszedłem, abyście życie mieli i mieli w obfitości”. Możemy odkryć, że kiedy pozwolimy Mistrzowi powiedzieć nam, co jest prawdą, co jest pięknem, co jest mocą, co jest sukcesem, co jest bogactwem, a co biedą itp., zrozumiemy, że nasze brzemiona odejdą i znajdziemy życie wieczne.
Nie zapominajmy, że mamy potężnego sojusznika, Ducha Świętego, który jest w nas większy niż wszystkie zmagania, przed którymi stoimy. On jest Panem, Dawcą życia. Duch ten może przemienić wodę naszej walki w wino.
To nasz wybór. Możemy podnieść ciężar własnych zmagań i płakać, niosąc je pod batem naszych władców; lub możemy podnieść Krzyż Chrystusa i będąc ukrzyżowanymi dla świata - iść za Nim.
o. John Moses (tłum. Gabriel Szymczak)
za: Ramblings of a Redneck Priest
fotografia: jarek /orthphoto.net/