Zostań przyjacielem cerkiew.pl
O ślepcu i ślepocie
o. Konstanty Bondaruk, 02 czerwca 2019
W 6 niedzielę po Wielkanocy słyszymy w świątyniach obszerny fragment z 9 rozdziału Ewangelii według Jana. Jest to zajmująca opowieść o uzdrowieniu człowieka niewidomego od urodzenia. Zestawienie tego tekstu z poprzednimi, 7 i 8 rozdziałami księgi, wskazuje na czas i miejsce cudu. Zdarzyło się to podczas „Święta Namiotów”, na które Chrystus wraz z uczniami przybył z Galilei do Jerozolimy. Ja jestem światłością świata. Kto idzie za Mną, nie będzie chodził w ciemności, lecz będzie miał światłość życia (J 8, 12) - oznajmił On ku zdumieniu faryzeuszy. Jego nauczanie w świątyni, objawienie Siebie jako posłanego bezpośrednio przez Boga - Ojca, a także wielkoduszność w stosunku do kobiety pojmanej na cudzołóstwie, wzbudziły szereg kontrowersji oraz gniew ze strony kapłanów i znawców Pisma. Porwali więc kamienie, aby je rzucić na Niego. Jezus jednak ukrył się i wyszedł ze świątyni (8, 59).
Gdy ją opuścił, nieopodal świątyni ujrzał pewnego człowieka, ślepego od urodzenia. Uczniowie Jego zadali Mu pytanie: „Rabbi, kto zgrzeszył, że się urodził niewidomym: on czy jego rodzice?. Zgodnie z ówczesnym powszechnym przekonaniem, choroby i cierpienia traktowane były jako kara za grzech (Pwt 28, 21-29). Obecność kaleki prowokuje ciekawą dyskusję na temat, który w Starym Testamencie ukazany jest w dwóch aspektach: dlaczego cierpi niewinny człowiek? (por. Ps 73, 2-14) a także dlaczego dzieci karane są za grzechy rodziców? (Ez 18; 2). Zatem pytanie: kto zgrzeszył? było jak najbardziej na miejscu. Znawcy Pisma i faryzeusze również uważali, że cierpienia muszą być konsekwencją jakiegoś grzechu. Jednak pytanie o sprawcę grzechu zawierało w sobie pewien brak logiki, gdyby bowiem ślepota od urodzenia była konsekwencją osobistego grzechu, to ten człowiek musiałby zgrzeszyć jeszcze przed narodzeniem, czyli w łonie matki.
Cierpienie to niekonieczne wynik grzechu
Jednakże ku niemałemu zdziwieniu obecnych Jezus uciął te domysły i odpowiedział: Ani on nie zgrzeszył, ani rodzice jego, lecz aby się na nim objawiły dzieła Boże (J 9,3). Wskutek grzechu pierworodnego, wszyscy ludzie rodzą się niedoskonali i podlegają chorobom oraz ułomnościom, takim jak ślepota. Ale spotkanie niewidomego mężczyzny daje Chrystusowi możliwość pokazania dzieł Bożych - tak jak już wcześniej, gdy leczył ludzi z ich dolegliwości. Ewangelista podkreślił, że to nie człowiek jako pierwszy zauważył Boga, ale Bóg - człowieka. Termin „pewien człowiek” i brak imienia, czynią tego ślepca przedstawicielem całej ludzkości. Ślepota jest w świetle Pisma Świętego uniwersalnym stanem tych, którzy pozostają w ciemności (por. Łk 11, 24), kroczą drogą ku zatraceniu (Mt 15, 14), bywają pełni obłudy i fałszywej oceny rzeczywistości (Mt 23, 16-24; Dz 3, 17). Jezus Chrystus definitywnie odrzuca postrzeganie cierpień jako skutku grzechu, lecz raczej potwierdza nauczanie proroków, że Bóg nie karze dzieci za grzechy rodziców. W tych dniach nie będą już więcej mówić:" Ojcowie jedli cierpkie jagody, a synom zdrętwiały zęby", lecz: "Każdy umrze za swoje własne grzechy (Jr 31; 29-30). Umrze tylko ta osoba, która zgrzeszyła (Ez 18, 3). Bywają cierpienia niezawinione przez człowieka. Przykładem tego jest pokutujący sługa Jahwe w Księdze proroka Izajasza. Cierpienia mogą być okazją, aby poznać Boga, który wedle Izajasza - obarczył się naszym cierpieniem, On dźwigał nasze boleści (…) był przebity za nasze grzechy, zdruzgotany za nasze winy (…). Pan zwalił na Niego winy nas wszystkich (Iz 53, 4-6).
„Kto zgrzeszył?” było poniekąd pytaniem nie na miejscu, bo nie ludzka to rzecz dociekać winy, której miarę zna tylko Bóg i w wielkim cierpieniu jest ona rzeczą drugorzędną. Ludzie dotknięci chorobą, kalectwem lub niepełnosprawnością nie potrzebują ze strony zdrowych ludzi oceny stopnia ich winy, lecz pomocy, jałmużny. Istotne jest to, że przez cierpienie mogą się objawić „sprawy Boże”, Boża moc. Wypadało raczej pytać: jaki sens ma to cierpienie i ułomność? Co Bóg chce przez nie powiedzieć, albo na co zwrócić uwagę? Bożą odpowiedzią na ludzkie pytania o sens cierpienia była męka i śmierć zupełnie niewinnego samego Jezusa Chrystusa, Syna Bożego. Zamiast usunąć cierpienie ze świata lub zrobić wyjątek dla Jezusa Chrystusa Bóg sam je podjął. Nie przyszedł na świat by wyjaśnić przyczynę i zasadność cierpienia, ale by napełnić je swoją obecnością i udziałem w tym przykrym doświadczeniu. Zło i cierpienie jako skutek ludzkiego upadku są nie tylko dramatem człowieka, lecz również Boga.
Ponieważ współcześni ludzie nie rozumieją sensu cierpień, jak nie rozumieli męki Chrystusa nawet Apostołowie, ten aspekt niezawinionych cierpień jest niezwykle ważny. Ten, kto przez chrzest staje się dziecięciem Bożym, nie może nie rozumieć sensu cierpień i Krzyża. Ślepcem w duchowym sensie jest każdy, kto problem cierpień rozpatruje wyłącznie w kategoriach kary za cudze grzechy, kto nie dostrzega prawdy o swoich własnych grzechach, kto próbuje wyśmiać i zlekceważyć uwagi na temat swych przywar, ponieważ burzą one wysokie mniemanie o sobie, jakie cechowało faryzeuszy. Ten, komu Chrystus otworzył oczy, akceptuje krzyż i swoje kalectwo jak uprzywilejowany wymiar spotkania z Bogiem. Rozumie on głęboki sens nieszczęścia, które go dosięgło. Na swoim przykładzie potwierdza prawdę, że kto cierpliwie znosi cierpienie, ten zbawia się; kto zaś się buntuje, sam siebie zatraca. To dlatego błogosławiony Augustyn mówił: „Te same cierpienia jednych wiodą do raju, innych prowadzą do piekła”.
Opis uzdrowienia niewidomego jest obszerny i do tego stopnia rzeczowy, że słusznie jest kojarzony z protokołem sądowym. Ślepiec mimowolnie, nawet bez wiedzy o Chrystusie i bez wiary w Niego, stopniowo dochodzi do uznania Go za Mesjasza. Natomiast przywódcy religijni nie przyjmują do wiadomości żadnych argumentów w postaci cudów, „postanowili miedzy sobą wyłączyć z synagogi każdego, kto wyzna, ze on jest Chrystusem” (J 9, 22). Uleczenie miało miejsce w szabat, dzień uświęconego odpoczynku. Nawet lekarze mogli leczyć chorych, gdy istniało zagrożenie życia. Nie mogli preparować mikstur i maści, gdyż to było równoznaczne z zabronionym w szabat ugniataniem ciasta. Zmieszanie śliny z błotem zostało uznane przez drobiazgowych faryzeuszy za niedozwoloną czynność. Sam niewidomy nie widział i nie wiedział, co mu zostało położone na oczy. Poszedł do sadzawki Syloe, obmył oczy i wracając już widział. Od tego momentu rozpoczyna się istna batalia wokół tego cudu. Uzdrowiony, pełen euforii rozpowiada sąsiadom i znajomym o tym, jak wielkiej rzeczy dokonał z nim Jezus. U ludzi pojawia się wątpliwość, czy aby nie zostało naruszone prawo szabatowe, więc prowadzą byłego ślepca do uczonych w Piśmie. Rozpoczęło się przepytywanie kto przywrócił wzrok niewidomemu, jak to uczynił, czy aby na pewno ten człowiek był niewidomy od urodzenia. Wzywają wystraszonych rodziców, by ci potwierdzili, czy istotnie syn był ślepy od urodzenia. Rodzice potwierdzają, ale nie chcą wiele mówić. „Jest dorosły, pytajcie go, niech sam o sobie powie” - odpowiadają rodzice, bo już dostatecznie długo musieli znosić kąśliwe uwagi i piętno grzeszników, a teraz mogli zostać usunięci ze społeczności, co w skutkach byłoby porównywalne ze statusem trędowatych. Ostatnie przesłuchanie uzdrowionego ślepca zaczęło się od wezwania do wyznania grzechu: „Oddaj chwałę Bogu. My wiemy, że człowiek ten jest grzeszny”. Uzdrowiony odważniej niż jego rodzice udowadnia oczywistą rzecz, że Bóg nie wysłuchuje grzeszników i „gdyby ten nie był od Boga nie mógłby nic uczynić”. Urażeni w swej dumie znawcy Prawa wyrzucają go precz. Gdy Jezus dowiaduje się o tym, ponownie spotyka się z uzdrowionym i pyta go: czy wierzysz w Syna Człowieczego? Były ślepiec nie wie, kto nim jest, lecz gdy pada odpowiedź, ze jest to jego dobroczyńca, bez namysłu odpowiada: „Wierzę, Panie, i złożył mu pokłon”. W ciągu jednego dnia niewidomy został uzdrowiony i zbawiony przez wiarę. Tego samego dnia wykonana została część „dzieła Bożego”. Jednocześnie ujawnił się grzech niewiary nauczycieli i przywódców religijnych. Nie są oni dobrymi pasterzami, bo przepytują, śledzą, oskarżają i straszą, zamiast lepiej zrozumieć wyższość dobrych uczynków nad literą prawa. Przekroczenie tradycji, nawet w zbożnym celu, uznali oni za grzech. Jezus udowodnił im, że to oni trwają w prawdziwym grzechu pychy, w grzechu niewiary, w zawziętym buncie wobec ewidentnych przejawów Bożej mocy, w rozmijaniu się z rzeczywistym celem Prawa, Mojżesza i Proroków, a przede wszystkim z Nim jako Mesjaszem, światłem świata.
Stopniowe dochodzenie do wiary
W tekście Ewangelii poznajemy dwie postawy wobec rzeczywistości wiary. Św. Ewangelista Jan dokładnie przedstawia narodziny i stopniowy rozwój wiary uwolnionego od choroby ślepca. Proces ten nie jest ani łatwy, ani szybki. Wiara nie rodzi się w okamgnieniu; potrzebuje czasu, aby dojrzeć, a jeszcze więcej czasu, by przynieść owoce. Ponadto, na tej drodze ciągle czyhają rozliczne przeszkody i niebezpieczeństwa oraz zastawiane przez wroga zasadzki. Paradoksalnie, akurat presja ze strony znawców Pisma umacnia jego wiarę i służy głębszemu poznaniu swego dobroczyńcy. Jezus Chrystus - „światło świata” - jest dla niego odpowiedzią na pytanie o prawdę, dobro, sens cierpień, śmierć i życie wieczne. Ale postawa uzdrowionego także zaskakuje. Jeszcze dogłębnie nie zna tajemnicy Chrystusa, nie było mu dane w pełni Go zobaczyć, a mimo wszystko przeczuwa, kim Chrystus jest. Będąc obrońcą prawdy wobec obłudnych świętoszków i zatwardziałych niedowiarków, staje się świadkiem Chrystusa, który sam jest uosobieniem Prawdy! Jego przeczucia przeradzają się stopniowo w przekonanie i pełną wiarę, i ostatecznie uzdrowiony ślepiec wydaje z głębi serca okrzyk: ”Wierzę, Panie” i oddaje mu pokłon. Ten, któremu Chrystus otworzył oczy, zaczyna żyć życiem, o którym pisze Apostoł Piotr: Dlatego też właśnie wkładając całą gorliwość, dodajcie do wiary waszej cnotę, do cnoty poznanie, do poznania powściągliwość, do powściągliwości cierpliwość, do cierpliwości pobożność, do pobożności przyjaźń braterską, do przyjaźni braterskiej zaś miłość. Gdy bowiem będziecie je mieli i to w obfitości, nie uczynią was one bezczynnymi ani bezowocnymi przy poznawaniu Pana naszego Jezusa Chrystusa. Komu bowiem ich brak, jest ślepym - krótkowidzem i zapomniał o oczyszczeniu z dawnych swoich grzechów (2 P 1, 5-9).
Zawzięty sprzeciw na przekór faktom
Z drugiej strony Ewangelia przedstawia faryzeuszy, kastę ludzi zewnętrznie pobożnych i przez to bardzo szanowanych, lecz w istocie ludzi fanatycznych, nie znoszących kompromisów, nieprzejednanych w swym uporze, o zatwardziałych sercach. Są oni potwierdzeniem tego, co dzieje się z człowiekiem, który uważa, że wszystko widzi i wszystko wie najlepiej, lecz zamyka się na Boże światło. Wierne aż do przesady trzymanie się Prawa, rygorystyczne wypełnianie setek przepisów, które wykreowano z Prawa Bożego zapominając o jego duchu, uśpiło ich serca. Sami nie zauważają, że zamiast miłości i współczucia rośnie w nich nienawiść do ludzi, którzy ośmielają się postępować inaczej niż oni. Mimo że dochodzą do nich wieści o licznych i wielkich cudach czynionych przez Jezusa, to nie chcą tego uznać za przejaw Bożej mocy. Potępiają człowieka, oskarżają o naruszenie szabatu tego, który rozsiewa wokół siebie wyłącznie dobroć i miłość, wyzwala od ziemskich nieszczęść i chorób. Po raz kolejny faryzeusze zostali przedstawieni jako ci, którzy widzą źdźbło w oku brata, lecz nie potrafią dostrzec belki w swoim oku. Zamykają się na Prawdę i przeciw Prawdzie zaczynają walczyć, rzekomo w obronie tego co najważniejsze - Bożych przykazań. Na przykładzie faryzeuszy widzimy, że przyczyną ich ślepoty był grzech pychy. O tym, mając także na myśli zarozumialstwo Żydów wobec pogan, z niemałą dozą ironii pisał Apostoł Paweł: Jeżeli jednak ty dumnie nazywasz siebie Żydem, całkowicie zdajesz się na Prawo, chlubisz się Bogiem, pouczony Prawem znasz Jego wolę i umiesz rozpoznać co lepsze, a jesteś przeświadczony, żeś przewodnikiem ślepych, światłością dla tych, którzy są w ciemności, wychowawcą nieumiejętnych, nauczycielem prostaczków, mającym w Prawie wyraz wszelkiej wiedzy i prawdy. Ty, który uczysz drugich, sam siebie nie uczysz. Głosisz, że nie wolno kraść, a kradniesz. Mówiąc, że nie wolno cudzołożyć, cudzołożysz? Który brzydzisz się bożkami, okradasz świątynie? Ty, który chlubisz się Prawem, przez przekraczanie Prawa znieważasz Boga (Rz 2, 17-23).
Chrystus światłością świata
Zanim doszło do uzdrowienia niewidomego od urodzenia, Chrystus oznajmił: Potrzeba nam pełnić dzieła Tego, Który Mnie posłał, dopóki jest dzień. Nadchodzi noc, kiedy nikt nie będzie mógł działać. Jak długo Jestem w świecie, Ja jestem światłością świata. W kontekście Eucharystycznej mowy Chrystus tłumaczy: Na tym polega dzieło (zamierzone) przez Boga, abyście uwierzyli w Tego, Którego On posłał (J 6, 29). Bóg chce obdarzyć człowieka łaską wiary. Na tym polega sens Jego działania.
Całą Swą misję Chrystus sprowadza do pełnienia woli Ojca. Dzień jest to czas działalności Jezusa, natomiast noc to metafora odrzucenia Zbawiciela. Kto przyjmuje tego, którego Ja poślę - Mnie przyjmuje, a kto Mnie przyjmuje, przyjmuje Tego, Który Mnie posłał (J 13, 20). Noc to także stan, kiedy człowiek nie wie, dokąd zmierza. Jest to również czas ciemności, jaka towarzyszy złym uczynkom. Chrystus utożsamia się ze światłem, które rozprasza ciemności. Jest w tym także aluzja do Święta Namiotów, kiedy miasto oświetlano pochodniami. Jednak tym prawdziwym światłem jest Sam Jezus Chrystus. Aby posiąść to światło, potrzebne jest osobiste zjednoczenie z Chrystusem, wiara w światło, bo Sam On jest światłem (J 8, 12).
Później, po uzdrowieniu ślepca, Chrystus oświadcza: „Przyszedłem na ten świat na sąd, aby ci którzy nie widzą, widzieli, a ci którzy widzą stali się ślepymi”. Nie tylko ślepy od urodzenia, lecz także zarozumiali znawcy Prawa potrzebują nowych oczu, aby ujrzeć, dopóki jest dzień, czyli dopóty jest wśród nich Chrystus, jedyne i prawdziwe światło świata uosobione w Nim. Tak jak kiedyś, na początku, słowo wypowiedziane przez Boga stało się niebem i ziemią, dniem i nocą, rośliną i zwierzęciem, mężczyzną i kobietą, następnie „stało się ciałem i zamieszkało między nami”, tak teraz słowo wypowiedziane przez Jezusa stało się oczywistym faktem. Niewidomy odzyskał wzrok. Nowe oczy umożliwiły uzdrowionemu nowe spojrzenie na rzeczywistość, której on nigdy nie widział. Niestety, jego oskarżyciele, którzy uważali się za dobrze widzących i trzeźwo oceniających fakty, nie dostrzegli „palca Bożego”. Nieukrywana buta moralnych i duchowych ślepców nie pozwala im właściwie interpretować zaistniałej rzeczywistości. Jedynie nowe oczy wiary pozwalają człowiekowi najpierw zobaczyć i właściwie zinterpretować dzieła Boże, a następnie spotkać Jezusa - autora tych dzieł. W oczach Chrystusa uparte zaprzeczanie oczywistości Jego dzieł jest nie tylko przyczyną duchowej ślepoty - niewiary, lecz również grzechem, który oddala człowieka od Boga obecnego i działającego wśród nas. Urażeni w swej dumie znawcy Prawa pytali: „Czyż i my jesteśmy niewidomi?” Faryzeuszom zdawało się, że wszystko najlepiej widzą i najlepiej wiedzą, jednak usłyszeli: Gdybyście byli niewidomi, nie mielibyście grzechu, ale ponieważ mówicie „ widzimy”, grzech wasz trwa nadal. Innymi słowy, gdybyście uznali, że pewnych rzeczy nie rozumieją, nie potrafią wytłumaczyć, ich niewiara byłaby usprawiedliwiona. Natomiast nie chcieć widzieć pomimo oczywistości faktów stanowi świadome opowiedzenie się po stronie zafałszowanej rzeczywistości, czyli kłamstwa, niewiary, nieuczciwości. Niewiara, jako uparte i stałe zaprzeczanie prawdzie, jest świadomym wyborem bycia w ciemności, a grzech kłamstwa i nieukrywanej nieuczciwości jest życiem w ciemności. Tylko życie w prawdzie i nowe oczy wiary dostarczają światła, dzięki któremu widzimy Światło.
Znaczenie duchowego wzroku
Ewangeliczne czytanie bieżącej 6 niedzieli po Wielkanocy, w największym stopniu potwierdza znaczenie nie tyle fizycznego, co duchowego wzroku. Najwięcej pomyłek dopuszczamy wówczas, kiedy nie patrzymy głębiej, na istotę sprawy, lecz oceniamy ludzi i zjawiska niejako „na oko”. Jednak wygląd zewnętrzny i ludzkie wrażenie bywają mylne. Maska uśmiechu, uprzejmości i doskonałych manier, częstokroć kryją podłego człowieka i nikczemne serce. Z drugiej strony niewyszukana prostota, nieśmiałość i skromność mogą skrywać dobrego i wartościowego człowieka. O tym warto pamiętać, gdy wybieramy swego przyszłego przedstawiciela, reprezentanta lub kierownika, bo możemy wybrać na swoją własną zgubę, możemy mocno się rozczarować.
W świetle ewangelicznej opowieści o ślepcu przed wszystkimi nami, z całą wyrazistością, powinno powstać pytanie: a jak ja wyznaję moją wiarę? Nie chodzi tylko o to, by potępić faryzeuszy. Światło Chrystusa może w niejednym człowieku dać przeciwny rezultat: dążenie do „ciemności”, „zatwardziałości w grzechu”. „A sąd polega na tym, że światło przyszło na świat, lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność aniżeli światło: bo złe były ich uczynki. Każdy bowiem, kto się dopuszcza nieprawości, nienawidzi światła i nie zbliża się do światła, aby nie potępiono jego uczynków. Kto spełnia wymagania prawdy, zbliża się do światła, aby się okazało, że jego uczynki są dokonane w Bogu». Bóg stawia przed każdym wierzącym poważne zadanie: mamy otworzyć własne serca, które często stawiają opór Bogu, na światło Prawdy. Także my, prawowierni chrześcijanie, możemy się mylić, czyli być „ślepi”, możemy oskarżać tych, którzy mówią prawdę i prawdy bronią. Z powodu „ślepoty” czyli niewiedzy, błędnej oceny lub zaślepienia rodzi się wiele zła na świecie: rozpadają się małżeństwa dotknięte wzajemną nieufnością, dzieci są źle wychowywane, wiara staje się obłudna i niebezpieczna, Bóg jest wykorzystywany do prywatnych celów.
Mając przed oczyma tekst niedzielnej Ewangelii, doceńmy wielki dar wzroku, ale też odpowiedzmy sobie na jedno tylko pytanie: w jakim kierunku zmierza moja wiara? Rozwija się, zatrzymała się w miejscu, czy może zmierza ku powolnemu upadkowi?
Gdy ją opuścił, nieopodal świątyni ujrzał pewnego człowieka, ślepego od urodzenia. Uczniowie Jego zadali Mu pytanie: „Rabbi, kto zgrzeszył, że się urodził niewidomym: on czy jego rodzice?. Zgodnie z ówczesnym powszechnym przekonaniem, choroby i cierpienia traktowane były jako kara za grzech (Pwt 28, 21-29). Obecność kaleki prowokuje ciekawą dyskusję na temat, który w Starym Testamencie ukazany jest w dwóch aspektach: dlaczego cierpi niewinny człowiek? (por. Ps 73, 2-14) a także dlaczego dzieci karane są za grzechy rodziców? (Ez 18; 2). Zatem pytanie: kto zgrzeszył? było jak najbardziej na miejscu. Znawcy Pisma i faryzeusze również uważali, że cierpienia muszą być konsekwencją jakiegoś grzechu. Jednak pytanie o sprawcę grzechu zawierało w sobie pewien brak logiki, gdyby bowiem ślepota od urodzenia była konsekwencją osobistego grzechu, to ten człowiek musiałby zgrzeszyć jeszcze przed narodzeniem, czyli w łonie matki.
Cierpienie to niekonieczne wynik grzechu
Jednakże ku niemałemu zdziwieniu obecnych Jezus uciął te domysły i odpowiedział: Ani on nie zgrzeszył, ani rodzice jego, lecz aby się na nim objawiły dzieła Boże (J 9,3). Wskutek grzechu pierworodnego, wszyscy ludzie rodzą się niedoskonali i podlegają chorobom oraz ułomnościom, takim jak ślepota. Ale spotkanie niewidomego mężczyzny daje Chrystusowi możliwość pokazania dzieł Bożych - tak jak już wcześniej, gdy leczył ludzi z ich dolegliwości. Ewangelista podkreślił, że to nie człowiek jako pierwszy zauważył Boga, ale Bóg - człowieka. Termin „pewien człowiek” i brak imienia, czynią tego ślepca przedstawicielem całej ludzkości. Ślepota jest w świetle Pisma Świętego uniwersalnym stanem tych, którzy pozostają w ciemności (por. Łk 11, 24), kroczą drogą ku zatraceniu (Mt 15, 14), bywają pełni obłudy i fałszywej oceny rzeczywistości (Mt 23, 16-24; Dz 3, 17). Jezus Chrystus definitywnie odrzuca postrzeganie cierpień jako skutku grzechu, lecz raczej potwierdza nauczanie proroków, że Bóg nie karze dzieci za grzechy rodziców. W tych dniach nie będą już więcej mówić:" Ojcowie jedli cierpkie jagody, a synom zdrętwiały zęby", lecz: "Każdy umrze za swoje własne grzechy (Jr 31; 29-30). Umrze tylko ta osoba, która zgrzeszyła (Ez 18, 3). Bywają cierpienia niezawinione przez człowieka. Przykładem tego jest pokutujący sługa Jahwe w Księdze proroka Izajasza. Cierpienia mogą być okazją, aby poznać Boga, który wedle Izajasza - obarczył się naszym cierpieniem, On dźwigał nasze boleści (…) był przebity za nasze grzechy, zdruzgotany za nasze winy (…). Pan zwalił na Niego winy nas wszystkich (Iz 53, 4-6).
„Kto zgrzeszył?” było poniekąd pytaniem nie na miejscu, bo nie ludzka to rzecz dociekać winy, której miarę zna tylko Bóg i w wielkim cierpieniu jest ona rzeczą drugorzędną. Ludzie dotknięci chorobą, kalectwem lub niepełnosprawnością nie potrzebują ze strony zdrowych ludzi oceny stopnia ich winy, lecz pomocy, jałmużny. Istotne jest to, że przez cierpienie mogą się objawić „sprawy Boże”, Boża moc. Wypadało raczej pytać: jaki sens ma to cierpienie i ułomność? Co Bóg chce przez nie powiedzieć, albo na co zwrócić uwagę? Bożą odpowiedzią na ludzkie pytania o sens cierpienia była męka i śmierć zupełnie niewinnego samego Jezusa Chrystusa, Syna Bożego. Zamiast usunąć cierpienie ze świata lub zrobić wyjątek dla Jezusa Chrystusa Bóg sam je podjął. Nie przyszedł na świat by wyjaśnić przyczynę i zasadność cierpienia, ale by napełnić je swoją obecnością i udziałem w tym przykrym doświadczeniu. Zło i cierpienie jako skutek ludzkiego upadku są nie tylko dramatem człowieka, lecz również Boga.
Ponieważ współcześni ludzie nie rozumieją sensu cierpień, jak nie rozumieli męki Chrystusa nawet Apostołowie, ten aspekt niezawinionych cierpień jest niezwykle ważny. Ten, kto przez chrzest staje się dziecięciem Bożym, nie może nie rozumieć sensu cierpień i Krzyża. Ślepcem w duchowym sensie jest każdy, kto problem cierpień rozpatruje wyłącznie w kategoriach kary za cudze grzechy, kto nie dostrzega prawdy o swoich własnych grzechach, kto próbuje wyśmiać i zlekceważyć uwagi na temat swych przywar, ponieważ burzą one wysokie mniemanie o sobie, jakie cechowało faryzeuszy. Ten, komu Chrystus otworzył oczy, akceptuje krzyż i swoje kalectwo jak uprzywilejowany wymiar spotkania z Bogiem. Rozumie on głęboki sens nieszczęścia, które go dosięgło. Na swoim przykładzie potwierdza prawdę, że kto cierpliwie znosi cierpienie, ten zbawia się; kto zaś się buntuje, sam siebie zatraca. To dlatego błogosławiony Augustyn mówił: „Te same cierpienia jednych wiodą do raju, innych prowadzą do piekła”.
Opis uzdrowienia niewidomego jest obszerny i do tego stopnia rzeczowy, że słusznie jest kojarzony z protokołem sądowym. Ślepiec mimowolnie, nawet bez wiedzy o Chrystusie i bez wiary w Niego, stopniowo dochodzi do uznania Go za Mesjasza. Natomiast przywódcy religijni nie przyjmują do wiadomości żadnych argumentów w postaci cudów, „postanowili miedzy sobą wyłączyć z synagogi każdego, kto wyzna, ze on jest Chrystusem” (J 9, 22). Uleczenie miało miejsce w szabat, dzień uświęconego odpoczynku. Nawet lekarze mogli leczyć chorych, gdy istniało zagrożenie życia. Nie mogli preparować mikstur i maści, gdyż to było równoznaczne z zabronionym w szabat ugniataniem ciasta. Zmieszanie śliny z błotem zostało uznane przez drobiazgowych faryzeuszy za niedozwoloną czynność. Sam niewidomy nie widział i nie wiedział, co mu zostało położone na oczy. Poszedł do sadzawki Syloe, obmył oczy i wracając już widział. Od tego momentu rozpoczyna się istna batalia wokół tego cudu. Uzdrowiony, pełen euforii rozpowiada sąsiadom i znajomym o tym, jak wielkiej rzeczy dokonał z nim Jezus. U ludzi pojawia się wątpliwość, czy aby nie zostało naruszone prawo szabatowe, więc prowadzą byłego ślepca do uczonych w Piśmie. Rozpoczęło się przepytywanie kto przywrócił wzrok niewidomemu, jak to uczynił, czy aby na pewno ten człowiek był niewidomy od urodzenia. Wzywają wystraszonych rodziców, by ci potwierdzili, czy istotnie syn był ślepy od urodzenia. Rodzice potwierdzają, ale nie chcą wiele mówić. „Jest dorosły, pytajcie go, niech sam o sobie powie” - odpowiadają rodzice, bo już dostatecznie długo musieli znosić kąśliwe uwagi i piętno grzeszników, a teraz mogli zostać usunięci ze społeczności, co w skutkach byłoby porównywalne ze statusem trędowatych. Ostatnie przesłuchanie uzdrowionego ślepca zaczęło się od wezwania do wyznania grzechu: „Oddaj chwałę Bogu. My wiemy, że człowiek ten jest grzeszny”. Uzdrowiony odważniej niż jego rodzice udowadnia oczywistą rzecz, że Bóg nie wysłuchuje grzeszników i „gdyby ten nie był od Boga nie mógłby nic uczynić”. Urażeni w swej dumie znawcy Prawa wyrzucają go precz. Gdy Jezus dowiaduje się o tym, ponownie spotyka się z uzdrowionym i pyta go: czy wierzysz w Syna Człowieczego? Były ślepiec nie wie, kto nim jest, lecz gdy pada odpowiedź, ze jest to jego dobroczyńca, bez namysłu odpowiada: „Wierzę, Panie, i złożył mu pokłon”. W ciągu jednego dnia niewidomy został uzdrowiony i zbawiony przez wiarę. Tego samego dnia wykonana została część „dzieła Bożego”. Jednocześnie ujawnił się grzech niewiary nauczycieli i przywódców religijnych. Nie są oni dobrymi pasterzami, bo przepytują, śledzą, oskarżają i straszą, zamiast lepiej zrozumieć wyższość dobrych uczynków nad literą prawa. Przekroczenie tradycji, nawet w zbożnym celu, uznali oni za grzech. Jezus udowodnił im, że to oni trwają w prawdziwym grzechu pychy, w grzechu niewiary, w zawziętym buncie wobec ewidentnych przejawów Bożej mocy, w rozmijaniu się z rzeczywistym celem Prawa, Mojżesza i Proroków, a przede wszystkim z Nim jako Mesjaszem, światłem świata.
Stopniowe dochodzenie do wiary
W tekście Ewangelii poznajemy dwie postawy wobec rzeczywistości wiary. Św. Ewangelista Jan dokładnie przedstawia narodziny i stopniowy rozwój wiary uwolnionego od choroby ślepca. Proces ten nie jest ani łatwy, ani szybki. Wiara nie rodzi się w okamgnieniu; potrzebuje czasu, aby dojrzeć, a jeszcze więcej czasu, by przynieść owoce. Ponadto, na tej drodze ciągle czyhają rozliczne przeszkody i niebezpieczeństwa oraz zastawiane przez wroga zasadzki. Paradoksalnie, akurat presja ze strony znawców Pisma umacnia jego wiarę i służy głębszemu poznaniu swego dobroczyńcy. Jezus Chrystus - „światło świata” - jest dla niego odpowiedzią na pytanie o prawdę, dobro, sens cierpień, śmierć i życie wieczne. Ale postawa uzdrowionego także zaskakuje. Jeszcze dogłębnie nie zna tajemnicy Chrystusa, nie było mu dane w pełni Go zobaczyć, a mimo wszystko przeczuwa, kim Chrystus jest. Będąc obrońcą prawdy wobec obłudnych świętoszków i zatwardziałych niedowiarków, staje się świadkiem Chrystusa, który sam jest uosobieniem Prawdy! Jego przeczucia przeradzają się stopniowo w przekonanie i pełną wiarę, i ostatecznie uzdrowiony ślepiec wydaje z głębi serca okrzyk: ”Wierzę, Panie” i oddaje mu pokłon. Ten, któremu Chrystus otworzył oczy, zaczyna żyć życiem, o którym pisze Apostoł Piotr: Dlatego też właśnie wkładając całą gorliwość, dodajcie do wiary waszej cnotę, do cnoty poznanie, do poznania powściągliwość, do powściągliwości cierpliwość, do cierpliwości pobożność, do pobożności przyjaźń braterską, do przyjaźni braterskiej zaś miłość. Gdy bowiem będziecie je mieli i to w obfitości, nie uczynią was one bezczynnymi ani bezowocnymi przy poznawaniu Pana naszego Jezusa Chrystusa. Komu bowiem ich brak, jest ślepym - krótkowidzem i zapomniał o oczyszczeniu z dawnych swoich grzechów (2 P 1, 5-9).
Zawzięty sprzeciw na przekór faktom
Z drugiej strony Ewangelia przedstawia faryzeuszy, kastę ludzi zewnętrznie pobożnych i przez to bardzo szanowanych, lecz w istocie ludzi fanatycznych, nie znoszących kompromisów, nieprzejednanych w swym uporze, o zatwardziałych sercach. Są oni potwierdzeniem tego, co dzieje się z człowiekiem, który uważa, że wszystko widzi i wszystko wie najlepiej, lecz zamyka się na Boże światło. Wierne aż do przesady trzymanie się Prawa, rygorystyczne wypełnianie setek przepisów, które wykreowano z Prawa Bożego zapominając o jego duchu, uśpiło ich serca. Sami nie zauważają, że zamiast miłości i współczucia rośnie w nich nienawiść do ludzi, którzy ośmielają się postępować inaczej niż oni. Mimo że dochodzą do nich wieści o licznych i wielkich cudach czynionych przez Jezusa, to nie chcą tego uznać za przejaw Bożej mocy. Potępiają człowieka, oskarżają o naruszenie szabatu tego, który rozsiewa wokół siebie wyłącznie dobroć i miłość, wyzwala od ziemskich nieszczęść i chorób. Po raz kolejny faryzeusze zostali przedstawieni jako ci, którzy widzą źdźbło w oku brata, lecz nie potrafią dostrzec belki w swoim oku. Zamykają się na Prawdę i przeciw Prawdzie zaczynają walczyć, rzekomo w obronie tego co najważniejsze - Bożych przykazań. Na przykładzie faryzeuszy widzimy, że przyczyną ich ślepoty był grzech pychy. O tym, mając także na myśli zarozumialstwo Żydów wobec pogan, z niemałą dozą ironii pisał Apostoł Paweł: Jeżeli jednak ty dumnie nazywasz siebie Żydem, całkowicie zdajesz się na Prawo, chlubisz się Bogiem, pouczony Prawem znasz Jego wolę i umiesz rozpoznać co lepsze, a jesteś przeświadczony, żeś przewodnikiem ślepych, światłością dla tych, którzy są w ciemności, wychowawcą nieumiejętnych, nauczycielem prostaczków, mającym w Prawie wyraz wszelkiej wiedzy i prawdy. Ty, który uczysz drugich, sam siebie nie uczysz. Głosisz, że nie wolno kraść, a kradniesz. Mówiąc, że nie wolno cudzołożyć, cudzołożysz? Który brzydzisz się bożkami, okradasz świątynie? Ty, który chlubisz się Prawem, przez przekraczanie Prawa znieważasz Boga (Rz 2, 17-23).
Chrystus światłością świata
Zanim doszło do uzdrowienia niewidomego od urodzenia, Chrystus oznajmił: Potrzeba nam pełnić dzieła Tego, Który Mnie posłał, dopóki jest dzień. Nadchodzi noc, kiedy nikt nie będzie mógł działać. Jak długo Jestem w świecie, Ja jestem światłością świata. W kontekście Eucharystycznej mowy Chrystus tłumaczy: Na tym polega dzieło (zamierzone) przez Boga, abyście uwierzyli w Tego, Którego On posłał (J 6, 29). Bóg chce obdarzyć człowieka łaską wiary. Na tym polega sens Jego działania.
Całą Swą misję Chrystus sprowadza do pełnienia woli Ojca. Dzień jest to czas działalności Jezusa, natomiast noc to metafora odrzucenia Zbawiciela. Kto przyjmuje tego, którego Ja poślę - Mnie przyjmuje, a kto Mnie przyjmuje, przyjmuje Tego, Który Mnie posłał (J 13, 20). Noc to także stan, kiedy człowiek nie wie, dokąd zmierza. Jest to również czas ciemności, jaka towarzyszy złym uczynkom. Chrystus utożsamia się ze światłem, które rozprasza ciemności. Jest w tym także aluzja do Święta Namiotów, kiedy miasto oświetlano pochodniami. Jednak tym prawdziwym światłem jest Sam Jezus Chrystus. Aby posiąść to światło, potrzebne jest osobiste zjednoczenie z Chrystusem, wiara w światło, bo Sam On jest światłem (J 8, 12).
Później, po uzdrowieniu ślepca, Chrystus oświadcza: „Przyszedłem na ten świat na sąd, aby ci którzy nie widzą, widzieli, a ci którzy widzą stali się ślepymi”. Nie tylko ślepy od urodzenia, lecz także zarozumiali znawcy Prawa potrzebują nowych oczu, aby ujrzeć, dopóki jest dzień, czyli dopóty jest wśród nich Chrystus, jedyne i prawdziwe światło świata uosobione w Nim. Tak jak kiedyś, na początku, słowo wypowiedziane przez Boga stało się niebem i ziemią, dniem i nocą, rośliną i zwierzęciem, mężczyzną i kobietą, następnie „stało się ciałem i zamieszkało między nami”, tak teraz słowo wypowiedziane przez Jezusa stało się oczywistym faktem. Niewidomy odzyskał wzrok. Nowe oczy umożliwiły uzdrowionemu nowe spojrzenie na rzeczywistość, której on nigdy nie widział. Niestety, jego oskarżyciele, którzy uważali się za dobrze widzących i trzeźwo oceniających fakty, nie dostrzegli „palca Bożego”. Nieukrywana buta moralnych i duchowych ślepców nie pozwala im właściwie interpretować zaistniałej rzeczywistości. Jedynie nowe oczy wiary pozwalają człowiekowi najpierw zobaczyć i właściwie zinterpretować dzieła Boże, a następnie spotkać Jezusa - autora tych dzieł. W oczach Chrystusa uparte zaprzeczanie oczywistości Jego dzieł jest nie tylko przyczyną duchowej ślepoty - niewiary, lecz również grzechem, który oddala człowieka od Boga obecnego i działającego wśród nas. Urażeni w swej dumie znawcy Prawa pytali: „Czyż i my jesteśmy niewidomi?” Faryzeuszom zdawało się, że wszystko najlepiej widzą i najlepiej wiedzą, jednak usłyszeli: Gdybyście byli niewidomi, nie mielibyście grzechu, ale ponieważ mówicie „ widzimy”, grzech wasz trwa nadal. Innymi słowy, gdybyście uznali, że pewnych rzeczy nie rozumieją, nie potrafią wytłumaczyć, ich niewiara byłaby usprawiedliwiona. Natomiast nie chcieć widzieć pomimo oczywistości faktów stanowi świadome opowiedzenie się po stronie zafałszowanej rzeczywistości, czyli kłamstwa, niewiary, nieuczciwości. Niewiara, jako uparte i stałe zaprzeczanie prawdzie, jest świadomym wyborem bycia w ciemności, a grzech kłamstwa i nieukrywanej nieuczciwości jest życiem w ciemności. Tylko życie w prawdzie i nowe oczy wiary dostarczają światła, dzięki któremu widzimy Światło.
Znaczenie duchowego wzroku
Ewangeliczne czytanie bieżącej 6 niedzieli po Wielkanocy, w największym stopniu potwierdza znaczenie nie tyle fizycznego, co duchowego wzroku. Najwięcej pomyłek dopuszczamy wówczas, kiedy nie patrzymy głębiej, na istotę sprawy, lecz oceniamy ludzi i zjawiska niejako „na oko”. Jednak wygląd zewnętrzny i ludzkie wrażenie bywają mylne. Maska uśmiechu, uprzejmości i doskonałych manier, częstokroć kryją podłego człowieka i nikczemne serce. Z drugiej strony niewyszukana prostota, nieśmiałość i skromność mogą skrywać dobrego i wartościowego człowieka. O tym warto pamiętać, gdy wybieramy swego przyszłego przedstawiciela, reprezentanta lub kierownika, bo możemy wybrać na swoją własną zgubę, możemy mocno się rozczarować.
W świetle ewangelicznej opowieści o ślepcu przed wszystkimi nami, z całą wyrazistością, powinno powstać pytanie: a jak ja wyznaję moją wiarę? Nie chodzi tylko o to, by potępić faryzeuszy. Światło Chrystusa może w niejednym człowieku dać przeciwny rezultat: dążenie do „ciemności”, „zatwardziałości w grzechu”. „A sąd polega na tym, że światło przyszło na świat, lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność aniżeli światło: bo złe były ich uczynki. Każdy bowiem, kto się dopuszcza nieprawości, nienawidzi światła i nie zbliża się do światła, aby nie potępiono jego uczynków. Kto spełnia wymagania prawdy, zbliża się do światła, aby się okazało, że jego uczynki są dokonane w Bogu». Bóg stawia przed każdym wierzącym poważne zadanie: mamy otworzyć własne serca, które często stawiają opór Bogu, na światło Prawdy. Także my, prawowierni chrześcijanie, możemy się mylić, czyli być „ślepi”, możemy oskarżać tych, którzy mówią prawdę i prawdy bronią. Z powodu „ślepoty” czyli niewiedzy, błędnej oceny lub zaślepienia rodzi się wiele zła na świecie: rozpadają się małżeństwa dotknięte wzajemną nieufnością, dzieci są źle wychowywane, wiara staje się obłudna i niebezpieczna, Bóg jest wykorzystywany do prywatnych celów.
Mając przed oczyma tekst niedzielnej Ewangelii, doceńmy wielki dar wzroku, ale też odpowiedzmy sobie na jedno tylko pytanie: w jakim kierunku zmierza moja wiara? Rozwija się, zatrzymała się w miejscu, czy może zmierza ku powolnemu upadkowi?