publicystyka: Maleńki uchodźca

Maleńki uchodźca

o. Konstanty Bondaruk, 11 stycznia 2019

Już na samym początku Jego ziemskiego życia Chrystusowi groziła śmierć i był zmuszony uchodzić przed nienawiścią ze strony tych, do których przyszedł z poselstwem miłości. (Homilia w niedz. XXXIII po Bożym Narodzeniu 13 stycznia)

W niedzielę po Bożym Narodzeniu w cerkwiach jest odczytywany fragment z drugiego rozdziału Ewangelii według Mateusza, o ucieczce Świętej Rodziny do Egiptu (Мt 2,13-23). Józefowi we śnie ukazał się Anioł Boży i powiedział: Wstań, weź Dziecię i Jego Matkę i uchodź do Egiptu; pozostań tam, aż ci powiem; bo Herod będzie szukał Dziecięcia, aby Je zgładzić". On wstał, wziął w nocy Dziecię i Jego Matkę i udał się do Egiptu; tam pozostał aż do śmierci Heroda. Tak miało się spełnić słowo, które Pan powiedział przez Proroka: Z Egiptu wezwałem Syna mego (Mt 2,13-15).

Po wzruszającej opowieści o trudnych narodzinach w siermiężnych warunkach, potem po pięknym i podniosłym epizodzie złożenia Chrystusowi hołdu przez Mędrców (Magów albo Królów ze Wschodu), sytuacja Józefa, Maryi i Jezusa stała się dramatyczna. Święta Rodzina wraz z Bożym Dziecięciem, znalazła się w wielkim niebezpieczeństwie. Tak oto od samego momentu narodzin Jezus zetknął się nie tylko z niezrozumieniem i odrzuceniem, lecz wręcz z wrogością. W pierwszych słowach swej księgi Ewangelista Jan ujął to krótko i jasno: (Słowo) przyszło do swojej własności, ale swoi go nie przyjęli (J 1,11). Tu nie chodziło o samo nieuznanie i nieprzyjęcie, lecz Jezusowi już jako niemowlęciu groziła śmierć z rąk tych, dla których przyszedł On na świat. Nastając na życie Jezusa, król Herod nie kierował się żadnymi innymi względami prócz żądzy zachowania swej władzy i pozbycia się wszelkich, realnych i domniemanych konkurentów. Przeczuwając zagrożenie ze strony tego, kogo mędrcy ze Wschodu nazwali „królem żydowskim”, nie wiedząc, kto konkretnie w przyszłości odbierze mu tron, tyran na wszelki wypadek rozkazał uśmiercić wszystkie niemowlęta w Betlejem i okolicy.

Ludzie nie są w stanie zburzyć Bożego planu
Jednak rozmiłowany we władzy i w splendorach próżny satrapa Herod nie był w stanie przeszkodzić Bożym zamysłom. Bóg, do Którego zawsze należy ostatnie i decydujące słowo, tak pokierował biegiem spraw, by spełniły się wszystkie wcześniejsze proroctwa biblijne i urzeczywistnił się odwieczny Boży plan. Natomiast Herod, jak na ironię nazwany „wielkim”, jak zresztą i jego następcy, po dzień dzisiejszy pozostają synonimami zła, przemocy, okrucieństwa i umiłowania władzy.

Na przestrzeni dziejów, poczynając od Saula, przez Dawida oraz ich następców, żaden z królów żydowskich nie był nieskazitelny, natomiast władcy w czasach Chrystusa byli wręcz rozpustni, do cna zdegenerowani, bez jakichkolwiek hamulców moralnych. Herod „Wielki” był jednym z najokrutniejszych władców Palestyny. Dzięki wiernej służbie Rzymowi, nie będąc nawet Izraelitą lecz Idumejczykiem (potomkiem Ezawa, brata Jakuba), otrzymał on koronę królewską i władzę nad narodem żydowskim. Mimo iż dokładał starań, by przypodobać się poddanym, a także powiększył i upiększył świątynię jerozolimską, to dopuścił się wprost ohydnych zbrodni. Herod wymordował większość rodziny królewskiej: swego teścia Hyrkana II, szwagra Józefa, żonę Miriam i jej matkę, następnie trzech rodzonych synów: Aleksandra, Antypatra i Arystobula, a także Arcykapłana Arystobula. Opisując panowanie tego tyrana, historyk Józef Flawiusz pisał, że „u Heroda lepiej jest być wieprzem niźli synem”. Następca i syn tego szaleńca, także Herod, zwany Antypasem, brat Heroda Archelaosa, kazał ściąć Jana Chrzciciela za to, że ten ośmielił się go krytykować za amoralność. Trzeci z panujących Herodów zabił Apostoła Jakuba zwanego bratem Pańskim.

Herodzi są w każdej epoce
Tak, jeśli nawet niedosłownie, postępują wszyscy „herodzi”, w każdej epoce, gdyż nigdy nie brakuje żądnych władzy tyranów i karierowiczów. Dążą oni do swych niecnych celów nawet po trupach, według zasady Machiavellego „cel uświęca środki”. Tylko co to za cel, który wymaga stosowania niegodziwych środków? Nawet jeśli nie wszyscy „herodzi” na przestrzeni wieków obowiązkowo uśmiercali swych konkurentów, to próbowali ich przynajmniej wyeliminować z gry o jakąś posadę w inny sposób: poprzez szantaż, przekupstwo albo za pomocą oszczerstwa lub dyskredytacji tej osoby w oczach społeczeństwa. Obecnie podczas rozmaitych wyborów widzimy aż nadto wyraźnie, jak pretendenci na rozmaite posady i stanowiska używają najpodlejszych chwytów, byle tylko przedstawić konkurenta w jak najgorszym świetle. Dzieje się tak niemal wszędzie ilekroć mamy do czynienia ze współzawodnictwem o lepsze miejsce, o wyższy urząd, o intratniejszą posadę, o każdy przywilej i przewagę nad innymi. Zadowolić się tym, co człowiek posiada, pogodzić się ze swoim skromnym miejscem i rolą, to raczej nieczęste zjawisko.

Józef i Maria jako wzór rodziców
By spełnić swe powołanie i wolę Bożą, uratować życie Dzieciątka Bożego, przybrany ojciec Jezusa - Józef i Najświętsza Bogurodzica - Maryja byli gotowi na największe wyrzeczenia, na każdy trud i cierpienie. Nieprzypadkowo Cerkiew nazywa Józefa „sprawiedliwym” (prawiednym), bezgranicznie czci Matkę Bożą, a całą Rodzinę Świętą określa jako niedościgniony wzór rodzicielstwa, harmonii i miłości. Doświadczyli oni tego, co zdarza się w życiu niemal każdego człowieka i każdego społeczeństwa. Po radości zwykle następuje smutek. Na przemian przeżywamy to dobre, to złe chwile. Bardzo ważne jest zatem rozumne dostrzeżenie i pogodzenie się z tą prawidłowością człowieczego losu. Bóg nikomu z nas nie obiecał życia „usłanego różami”, wśród bezustannej radości i niezmiennych przyjemności. Nawet Boża wybranka zmuszona była przeżyć ciężkie i bolesne chwile. Zupełnie niewinnie cierpiał sam Jezus Chrystus.

Ewangelista Mateusz zwięźle lecz bardzo pięknie i wystarczająco jasno przedstawił dbałość świętego Józefa o Świętą Rodzinę. Był to człowiek niezwykle odpowiedzialny, zdecydowany i za wszech miar godny szacunku. Zdając sobie sprawę z wielkości swojego powołania, wierny natchnieniu Bożemu, podejmował on jasne i śmiałe decyzje. Przez Archanioła Bóg przemawiał do Józefa w sposób, który nie wykluczał z jego strony rozterek i wątpliwości. Za podszeptem szatana Józef miał prawo zwątpić w małżeńską uczciwość Maryi (co jest ukazane na jednej z ikon Bożego Narodzenia), a jednak bezgranicznie zaufał Bogu i nie zadawał pytań, które w danym wypadku byłyby zupełnie na miejscu. Józefowi chodziło tylko o jedno: o życie i bezpieczeństwo Dzieciątka i Matki. W tym sensie może on być wzorem dla ojców wszystkich rodzin.

Bóg fundamentem rodziny

Św. Józef i Najświętsza Bogurodzica dobitnie zaświadczyli o tym, że warunkiem trwałości i szczęścia każdej rodziny jest wykonanie i ustanowienie w niej woli i atmosfery Bożej. Jeżeli w rodzinie Bóg jest na pierwszym miejscu, to wszystko w niej jest na swoim miejscu! Skoro współczesnym rodzinom brakuje tej trwałości i harmonii, nie powinno dziwić, że miejsce Boga zajęły w nich rozmaite bożki: pieniądze, kariera, wygodnictwo. Obecnie, wielu małżonków nie tylko nie znajduje czasu dla swoich dzieci, ale w ogóle nie chce mieć dzieci. Dla wielu jest to niepotrzebne obciążenie, problemy i przeszkody w korzystaniu z uroków życia. Jednak przyjmijmy do wiadomości: na fundamencie egoizmu nie sposób zbudować szczęśliwej i trwałej rodziny. Jaka przyszłość czeka społeczeństwo, w którym więcej ludzi umiera niż się rodzi? Takie społeczeństwo - wymiera. Jego miejsce zajmą ci, którzy wielodzietność traktują jak Boży dar i błogosławieństwo, jak to było od prawieków w żydowskich rodzinach. Jednak ze względów demograficznych, miejsce hedonistycznych Europejczyków najpewniej zajmą muzułmanie.

Jest jeszcze jeden wniosek, do którego skłania ewangeliczna opowieść o ucieczce Świętej Rodziny do Egiptu i wymordowaniu betlejemskich niemowląt. Boży plan urzeczywistnia się w dowolnych warunkach i nikt nie jest w stanie temu przeszkodzić. Bóg zapewnia, że kieruje nami i troszczy się o nas! Bóg niejako mówi do nas: „Jesteście mali w Moich rękach. Będę chronić i ubezpieczać każdy wasz krok, umacniać w trudnościach, podpowiadać i prowadzić. Niech nic was nie dziwi. Wszystko przyjmujcie z wdzięcznością. Bądźcie otwarci na Moje słowo”. W odróżnieniu od Heroda, maleńki Jezus stał się naprawdę „wielki”. Mimo iż nie urodził się w pałacu lecz w grocie wśród zwierząt, to ukazał nam drogę do prawdziwego Królestwa w którym panują nie „herodowie”, ale sprawiedliwość, pokój i radość w Duchu Świętym. Mały Jezus stał się także mimowolnym uchodźcą i każe nam spojrzeć na problem uchodźctwa z Bożej perspektywy. Nasi przodkowie zaznali uchodźctwa (bieżeństwa) i z ich doświadczenia wiemy, że wymuszone opuszczenie rodzinnego domu, miejscowości i kraju, to niemal zawsze wielki dramat. Jako ludzie wierzący nigdy nie możemy odgrodzić się od uchodźców choćby w imię obrony swej tożsamości. Tak. Jesteśmy w rozterce. Chcemy zachować nasz depozyt wiary i spuściznę przodków, ale mamy też przed oczyma ewangeliczne obrazy kapłana, lewity i dobrego Samarytanina. Z pewnością, przy wszelkich rozterkach i wątpliwościach, przykład Pana naszego, małego uchodźcy każe nam uznać za najważniejsze i decydujące słowa: „wszystko, co uczyniliście jednemu z braci Moich mniejszych, Mnieście uczynili”.