publicystyka: Moje doświadczenie ze starcem Józefem

Moje doświadczenie ze starcem Józefem

o. Paweł Cecha, 23 marca 2018

Jestem przekonany, że nie nadaję się do monasteru. Dlatego chyba tak bardzo doceniam tych, którzy wzięli na swoje barki takie życie.

„Moje życie ze starcem Józefem” to wspomnienia starca Efrema, ucznia starca Józefa Hezychasty. Nie mam żadnej wątpliwości co do świętości jednego i drugiego. Starzec Józef odszedł już do wieczności, zaś jego uczeń trudzi się w Arizonie. Pozostawił ku radości potomnych swoje wspomnienia z lat spędzonych ze swoim starcem na Atosie, a które to w formie skróconej wydał hajnowski Bratczyk.

Kilkadziesiąt lat temu wieszczono kres Atosu. Niewielu mnichów, problemy z organizacją, brak środków. Trudno w to uwierzyć, odwiedzając Atos teraz, kiedy mnichów ponownie jest wielu, monastery się rozwijają, przybywają tłumy pielgrzymów (co staje się coraz bardziej uciążliwe), na drogach pojawia się asfalt. Można by tak długo wyliczać, ale jedna jest stała - to wciąż bardzo wyjątkowe, święte miejsce. Wielka w tym zasługa starca Józefa - nauczyciela, duchowego mistrza współczesnych ascetów.

Na zarzuty o sekularyzacji Atosu pewien ze starców odpowiedział dobitnie - nie wiecie, co się dzieje w celach mnichów, jaki toczą duchowy bój, jak się modlą i ile wylewają łez za grzechy tego świata. Z każdego postu, z każdego wyrzeczenia, wyrasta ogromna siła, wyrasta miłość i nowa perspektywa widzenia, to fascynuje i przyciąga. Atos przyciąga, uczy pokory, uświadamia, jak bardzo nasze życie jest szalone. Na Atosie serce przechodzi w stan spokoju, nie ogranicza go czas zegarowy. Zdecydowanie, poszukiwanie mnicha w sobie jest na Atosie łatwiejsze, pomimo, że jest także możliwe wszędzie.

Życie starca Józefa jest niewątpliwie wzorem do naśladowania i duchową inspiracją. Choć oficjalnie niekanonizowany, to bez wątpienia człowiek święty. Nie napisał żadnej książki, ale napisano o nim. Nie zwiedził świata, ale cały świat go poznał. Zbawiał się sam, dzięki niemu zbawiło się tysiące. Żył w skrajnych warunkach na przeżywającym duchowy kryzys Atosie, stał się inspiratorem i odnowicielem ducha ascezy na Świętej Górze.

Starzec Józef udowodnił, że mniej znaczy więcej. I choć jego asceza była iście ekstremalna, przez to z jednej strony odrzucająca dla tych bardziej liberalnych chrześcijan, a z drugiej strony mogąca być postrzegana jako jedna jedyna prawda prowadząca do Boga, to sam starzec Józef nie przekazuje niczego nowego niż to, co sami zobaczyli Apostołowie - chcesz widzieć łaskę Boga - módl się nieustannie. Sam z czasem też uznał, że poziom ascezy, który narzucił swoim uczniom był skrajnie wyniszczający ich ciała, wiedział, że są zbyt słabi, by to udźwignąć, ale nie spisał ich na starty. Starzec Józef dobitnie pokazał, że strach przed śmiercią jest wynikiem grzechu. Mnich nie pragnie niczego innego niż szybko spotkać się ze Zbawicielem, dlatego też śmierć mnicha to święto.

Odkryć w sobie mnicha - może właśnie o to chodzi w Wielkim Poście. Poddać się całkowicie woli Pana Boga, zanurzyć się w modlitwie. Codziennie mijam puste kościoły, widzę nawet w swojej parafii, że szybko laicyzujemy się, generalnie, że jak mówią specjaliści - religijność zanika. Z drugiej jednak strony ludzie coraz bardziej potrzebują zakorzenienia, oparcia, czegoś więcej. To widać w Belgii, Kościoły są wymarłe, ale poszukiwanie duchowości pozostaje ciągle żywe (inna sprawa gdzie i z jakim skutkiem tej duchowości się szuka). Mnisi, znając ludzką słabość i łatwość ulegania pokusom, uciekli z tego świata i zbudowali własny, regulowany boskimi zasadami, zanurzony w kontemplacji. Nas jednak nie chronią monasterskie mury, zatem niewiele z tego, co cechuje życie monasterów, można zastosować w naszym życiu.

Mnich modli się za cały świat, za każdą duszę. Ale my też mamy taką możliwość, również do tego jesteśmy powołani i wezwani. Wsłuchajmy się uważnie w słowa modlitw na Liturgii św. Bazylego. W kończącym się Wielkim Poście przyjrzyjmy się głębiej tym modlitwom i na to jak streszczają chrześcijańska troskę o cały świat.

Na Atosie czas płynie inaczej. Nie chodzi jedynie o czas zegarowy. On jako cenny w Brukseli, Warszawie czy Nowym Jorku, na Atosie przestaje mieć znaczenie, ważniejsza się wydaje być święta chwila. W pamięci zachowuję strome zbocza południa półwyspu, tam, gdzie się zbawiał starzec Józef. Z dala od miast i wsi, ale chyba człowiek nigdzie indziej nie czuje się tak bardzo blisko innych ludzi, jak w podobnej chwili, niezależnie od dzielącej ich odległości. Tym, co ich łączy są więzi duchowe; a one nie są ograniczone kilometrami.

Kiedy znowu dane będzie mi być na Atosie i będę widział atoskich mnichów, ponownie sobie przypomnę, że nie można i że to niebezpieczne być uwikłanym w przeszłość i przyszłość, w to, co było i co będzie jutro lub pojutrze. Boląca teraźniejszość ze swoimi problemami odchodzi na dalszy plan. Znaczenie ma to, co się dzieje tu i teraz, obecna chwila. Ta chwila stanowi przedsmak tego, co nas czeka: śmierć, zmartwychwstanie i powtórne przyjście. Wszystko to, co właśnie robimy (Mt 25 się kłania), musi mieć odniesienie do tej wielkiej, szerokiej perspektywy wieczności. Kredyty, problemy zdrowotne, niepowodzenia w pracy przy tym to pestka. O tym zdaje się przypominać starzec Józef i całe pokolenia atoskich ascetów.