publicystyka: Metropolita Góry Liban Jerzy (Khodr) na Niedzielę Pokłonu Krzyżowi

Metropolita Góry Liban Jerzy (Khodr) na Niedzielę Pokłonu Krzyżowi

tłum. Dominika Kovačević, 02 kwietnia 2016

Przedstawiamy Państwu kazanie metropolity Góry Liban Jerzego (Khodra) na trzecią niedzielę Wielkiego Postu – Niedzielę Pokłonu Krzyżowi. Władyka, zaczynając od krótkiego opisu liturgicznych obyczajów – niektórych nieznanych na wschodniej Słowiańszczyźnie – wyprowadza ich znaczenie, wiążąc je z treścią Ewangelii zarówno tej niedzieli, jak i różnych Ewangelii Wielkiego Tygodnia, zwłaszcza tej przytaczającej słowa Chrystusa z wielkoczwartkowej Mistycznej Wieczerzy. Zarazem cały tekst jest wyjaśnieniem jego pierwszego zdania – dlaczego Krzyż jest stawiany nam za przykład w połowie Wielkiego Postu, kiedy dosięga nas pewne zmęczenie i zniechęcenie, a zarazem w czasie, który jest przygotowawczym do Wielkiego Tygodnia, w którym będziemy przeżywać śmierć krzyżową i zmartwychwstanie Chrystusa.


W połowie Wielkiego Postu, aby wzmocnić tych z nas, którzy są znudzeni lub też zmęczeni dżihadem [cs. podwigiem – wysiłkiem duchowym] postu, Cerkiew stawia przed nami Krzyż, który będzie również obrazem tygodnia poprzedzającego Paschę, nazywanego przez nas Wielkim. Krzyż jest postawiony pośrodku roślin albo kwiatów, otaczają go też [w tradycji południowej, przyp. tłum.] trzy świece symbolizujące wieczną ofiarę Chrystusa, którą poświadczył Swemu Ojcu przed stworzeniem świata – to ofiara życia dla świata poprzez Miłość.

Każdy wierny podchodzi na środek cerkwi, gdzie jest Krzyż, całuje go i następnie otrzymuje od kapłana [w tradycji południowej, przyp. tłum.] żywą bazylię lub różę na znak tego, że zgoda na Golgotę stała się drogą do Raju i Zbawienia.

I żeby wierni zrozumieli, że ich radość nie może przyjść zbyt prosto, czytana jest Ewangelia z taką nauką: Kto chce podążać za Mną, niech wyrzeknie się samego siebie, niesie swój krzyż i wtedy podąża za Mną [Mk 8, 34].

Kto chce podążać za Mną – zatem nie dlatego, że coś lub ktoś może cię zmusić, byś szukał Chrystusa czy też byś był z Nim związany. Wolność to twoje królestwo i to z niego idziesz albo do Zbawienia, albo do zguby; Bóg raduje się twoją wolnością, choć nie chce twej zguby. Jednakże nie możesz być [stworzonym] na Jego obraz, jeśli nie postępujesz w wolności tak jak On, bowiem Bóg nie stworzył człowieka-maszyny, która kierowałaby jego ruchami. Wolny człowiek, nieprzymuszony do czegokolwiek idzie do Boga, myśląc o Nim, z pytaniem, czy chce się z Nim związać, czy nie.

Kto chce podążać za Mną, niech wyrzeknie się samego siebie – to oznacza, że „ja” nie istnieje. Wygląda to na bycie niewolnikiem, lecz Jezus powiedział: Nie nazywam was niewolnikami (sługami) [J 15, 15]. Tylko w grzechu jest system niewolnictwa. Bóg zniósł nasze niewolnictwo względem Niego, uznając nas za Swe umiłowane dzieci. W tym synostwie istnieje niebezpieczeństwo poddania się urokowi lenistwa, lecz Bóg ma upodobanie w tej Ojcowskiej relacji po tym, jak zniósł Swój gniew nad nami w Swej Miłości zastępującej status niewolnika synostwem.

Odrzucasz swoje „ja” zgodnie z tym, co powiedział apostoł Paweł: To nie ja jestem tym, kto żyje, lecz to Chrystus żyje we mnie. Jesteś Nim poprzez Miłość i On jest tobą, choć to istoty różniące się, osoby również są różne, jednakże przy tym są w jedności.

Niech wyrzeknie się samego siebie, niesie swój krzyż i wtedy podąża za Mną – Ewangelia mówi tu o wielu krzyżach, które ukażą się na Twej drodze życia. W Starym Testamencie krzyż to coś okropnego, zgodnie z wersetem: Przeklęty ten, kto został powieszony na drzewie [por. Ga 3, 13 i Pwt 21, 23]. Chrześcijaństwo jest realistyczne, jako że postrzega cię krzyżowanym w udręczonym istnieniu. Chrześcijaństwo to nie ogród usłany różami. Może być takim, jeśli z twych codziennych cierpień ciała i duszy czyni drogę do ujrzenia Światła. Tymczasem przeżywamy cierpienie nie mówiąc, że Bóg za jego przyczyną poddaje nas próbie lub też oczyszczeniu. A Bóg nie jest ani despotą, ani nie jest humorzasty, ani nie jest policjantem w arabskim kraju. Rzucasz się w objęcia Boga, następnie na Jego pierś, jak to uczynił apostoł Jan w trakcie Mistycznej Wieczerzy. Wtedy Bóg bierze od ciebie twój krzyż, On sam jest przygwożdżony do niego, choć nie ma w tym przyjemności; lecz ty przygnębiasz Go sobą i swoją nędzą, w której jesteś, a On pragnie byś był z Nim, byś zasmakował Jego chwały.

Pan kończy Swe zaproszenie mówiąc: i niech podążą za Mną. W tym zawiera się myśl, że masz podążać za Nim do końca Jego ziemskiej wędrówki, którym jest Golgota. Jeśli klęczysz u Jego stóp, twoje istnieje otrzymuje wszystko od Niego.

Chrystus mówi: Jaką korzyść odnosi człowiek, jeśli zyskał cały świat, lecz utracił samego siebie [w arabskim i zapewne aramejskim możliwe tłumaczenie: lecz utracił swą duszę, przyp. tłum.; Mk 8, 36]. Jeśli akceptujesz twoje ukrzyżowanie, to Zbawiciel zabiera wszystko, co masz lub też co uważasz za swoje, albo też to, na co liczysz. To pełna pusta przestrzeń w tobie, gdy nic cię nie ozdabia, prestiż, pieniądze i władze nie cieszą cię, piękno cię nie kusi i nie jesteś zawstydzony swoją biedą, ograniczeniami twojego intelektu i kultury, a za to jesteś gotowy na głód, pogardę, niską pozycję [społeczną], prześladowanie ze strony obrażających Boga… Jeśli możesz to wszystko znieść z miłością, ze względu na mniejszych braci Chrystusa, to stracisz ten świat i zyskasz siebie [lub: swoją duszę] w prawdziwym istnieniu (rzeczywistości), którym jest istnienie (rzeczywistość) Chrystusa.

W ten sposób przenosisz się z czasu obecnego do przyszłego wieku, mimo że twoje ciało pozostaje tutaj. Dla tego wszystkiego, co złe, nie tyle ważnym jest ciebie zabić, co przeważać w twoich myślach, i tak cię wymazać.

Człowiek jest na pozycji straconej, jeśli myśli, że to, co posiada, może zrobić z niego kogoś dobrego lub też uczynić z niego kogoś o wysokiej pozycji. Wszyscy, którzy są przekonani, że wartość człowieka jest powiększana z zewnątrz, są w błędzie. Jezus mówi: Cóż człowiek daje dla wybawienia swej duszy? [lub: cóż człowiek może dać sobie samemu, przyp. tłum.; Mk 8, 37], co znaczy, nie ma czegokolwiek, co mogłoby być równowartością twego wewnętrznego istnienia, twej prawdziwej radości lub też Boskiej godności, które spływają na ciebie. Wybór jest pomiędzy istnieniem, a zyskiwaniem. Jeśli twoje „bycie” polega na tym, że Bóg jest w tobie, nie oblekasz się w coś innego, i nie zyskujesz nic innego, jak siebie samego [lub: swoją duszę, przyp. tłum.].

Dziwnym może się wydać powiedzenie świętych, że „bieda jest bogactwem”. Być może to jest to, co apostoł Paweł miał na myśli, mówiąc: Wszyscy, którzy jesteście ochrzczeni w Chrystusie, w Chrystusa przyobleczeni jesteście. I jest to powtarzane nowo ochrzczonym, którzy jeszcze są nadzy. Zadziwia niektórych to, że są chrześcijanie sądzący, że mają szaty ze złota, a tymczasem nie są ubrani.

Każdy, kto mówi o Krzyżu czy to pozytywnie, czy negatywnie, musi zrozumieć to, co zostało powiedziane w powyższym akapicie, inaczej w ogóle nie może być „w temacie”.

My [chrześcijanie] tacy jesteśmy – nie mamy nic innego [poza Chrystusem]. Kiedy głosimy jako dobrą nowinę Chrystusa ukrzyżowanego, to zarazem głosimy Go jako powstałego z martwych. Obydwie te rzeczy są jedną, sam Jezus powiedział [podczas Ostatniej Wieczerzy, kiedy zdemaskowany Judasz już opuścił Wieczernik, zatem na początku Swej Męki, przyp. tłum]: Oto teraz wysławił się Syn Człowieczy i Bóg się w Nim wysławił [J 13, 31], a potem: Ojcze, otocz Mnie taką chwałą, jaką miałem u Ciebie, zanim świat powstał [J 17, 5]. Te dwa zdania oznaczają, że Jego chwała to miłość, którą objawił Swym uczniom w Swej dobrowolnej śmierci za nich. W momencie, w którym zapragnął dobrowolnie umrzeć, zyskał zwycięstwo. Objawianie się Swym uczniom po tym, to przekazywanie tego zwycięstwa i głoszenie jego znaczenia. Zatem, jak nam nakazał apostoł Paweł w swym liście,  mówienie o śmierci Chrystusa to głoszenie Jego zmartwychwstania, byśmy w nim żyli, wolni od śmierci.


Śpiew troparionu Świętego Krzyża po arabsku w Jordanii