publicystyka: Rok po zamachu

Rok po zamachu

ks. Paweł Cecha, 05 kwietnia 2017

Poranek 22 marca 2016 roku nie różnił się od innych sennych belgijskich poranków. Każde z nas wyszło w kierunku swojej pracy. Kawa na drogę. Jeszcze nie wiedzieliśmy, że pomimo porannej szarugi nie będzie nam potrzebna. Pamiętam, że w pociągu sprawdzałem szczegóły naszego planowanego na tydzień później wyjazdu do Ziemi Świętej. Moja żona, jak codzień pojechała do swojej pracy w okolicach lotniska. Tego dnia pracowałem w liceum za Brukselą. Pamiętam, że do pokoju nauczycielskiego wbiegł kolega z informacją o wybuchu na lotnisku w podbrukselskim Zaventem.

Chwilę później rozszalał się Twitter - wybuchy na lotnisku, lotnisko jest ewakuowane, drogi są zamknięte, nie jedźcie na lotnisko. Tego dnia rodzice moich uczniów lecieli do Kanady, szczęśliwie dla nich, ich lot miał się odbyć wieczorem. Kolejna informacja, wybuch na stacji metra Maelbeek. Tuż obok kaplicy Zmartwychwstania w której celebrowaliśmy nabożeństwa w pierwszym roku działalności parafii. Transport publiczny stolicy Belgii się zatrzymał. Rozpoczęły się problemy z komunikacją, wyłączano sieci komórkowe, słabo działał Internet. Okazało się, że już dzisiaj nikt nie wróci do Brukseli komunikacją publiczną, a osoby będące w mieście będą zdane na własne nogi lub pomoc tych, którzy przyjechali samochodem. To niesamowite, jak w obliczu problemu ludzie potrafią się zorganizować. Jak nigdy osoby czekające na pociąg zaczęły ze sobą rozmawiać. Nie byłem jedynym Polakiem czekającym na pociąg. Szukaliśmy możliwości powrotu do miasta, naszego spokojnego domu, który w kilka chwil stał się prawdziwą twierdzą.

Gdybym tego dnia pracował w Brukseli musiałbym zostać w szkole do wieczora. Zgodnie z dyrektywami bezpieczeństwa nikt nie mógł wejść ani wyjść ze szkoły. Nauczyciele mieli panować nad sytuacją, co było nie lada sztuką w obliczu histerii rodziców. Co chwilę pojawiały się informacje, skądinąd nie prawdziwe, o grasujących po mieście terrorystach z karabinami. Terroryzm żywi się strachem. I ten strach sparaliżował wielu. To było bardziej niż pewne, że pewnego dnia może coś się wydarzyć, ale jak zima zawsze zaskakuje kierowców, tak zamach zaburzył naturalny, z lekka dziwny rytm Brukseli.

Tego dnia namacalnie przekonaliśmy się, jak kruche jest życie. Niby banał, któremu nie poświęcamy większej uwagi. Lotnisko odwiedzam do kilkudziesięciu razy w roku, jeżdżę metrem i koleją. Tam mógł być każdy z nas, ktoś z rodziny, przyjaciół, parafian, sąsiadów. Nie znałem osobiście żadnej z ofiar, co nie zmienia faktu, ze życie każdego bez względu na wiek, płeć, pochodzenie, kolor skóry, wyznanie jest tak samo cenne. Każdy z nas jest chodząca ikoną, a w drugim człowieku widzimy odbicie Boga, Jego obraz i podobieństwo. W mężczyźnie i kobiecie, w dziecku i starcu, w pobożnym i w terroryście. Łatwo jest osądzić, rzucić kamieniem, rozgraniczyć na złych i dobrych. Nie ma to jednak nic wspólnego z chrześcijaństwem. Jezus mówił by modlić się za tych, którzy nam urągają. Warunkiem przebaczenia naszych grzechów jest przebaczenie grzechów tych, którzy nas skrzywdzili. Bez gwiazdek, bez ale. Chrześcijaństwo to nie skomplikowana umowa kredytowa z haczykami i wyjątkami.

Tym, co mnie zaskoczyło, jest to, jak szybko przeszliśmy do zwykłej codzienności. W zasadzie od pierwszej chwili. Produkty same się nie sprzedadzą, ściana sama się nie pomaluje, kredyt sam się nie spłaci. Niby już mniej odważnie korzystaliśmy z metra, z pewnym strachem patrzyliśmy na patrole wojska i policji, przesiedliśmy się do twierdz naszych samochodów, na wszelki wypadek zaczęliśmy omijać ludzi o innym kolorze skóry, karmiąc oskarżeniami, obelgami i kłamstwami swoją ksenofobię. Tymczasem jedziemy na tym samym wózku. Też jesteśmy imigrantami. Na dodatek nie zawsze z najlepszą reputacją. Niby w jakiejś mierze zintegrowani, ale czasem zupełnie nie. Ośmielam się stwierdzić, że ta tragedia praktycznie niczego nas nie nauczyła. Namacalne poczucie kruchości tego życia nie sprawiło, że zwróciliśmy się bardziej ku Bogu. Nie zaczęliśmy patrzeć z miłością na drugiego człowieka. Pogoń za pieniędzmi, karierą, wszystkim co przemijające i zapewniające nam co najwyżej najbardziej "wypasiony" pomnik na cmentarzu przesłoniły to, co w tym życiu jest najważniejsze. A przecież na tej ziemi tylko uczymy się żyć.