publicystyka: Ojcowskie objęcia

Ojcowskie objęcia

tłum. Justyna Pikutin, 17 lutego 2020

Objęcia ojcowskie otwórz dla mnie, poszczącego,
marnotrawnie spędziłem moje życie,
na bogactwo niewyczerpane patrząc Twych zlitowań, Zbawco,
teraz oto ukorzonego nie odrzuć mego serca,
do Ciebie bowiem, Panie, wołam z rozrzewnieniem:
Ojcze, zgrzeszyłem na niebo i przed Tobą!

Raz w roku na nabożeństwie rozbrzmiewają te słowa - w przeddzień niedzieli o Synu marnotrawnym, na nabożeństwie całonocnego czuwania. W jednej parafii są one śpiewane, poruszając serce i przenikając do samej jego głębi, w innej są czytane szybko i niezrozumiale, w żaden sposób nie zwracając na siebie uwagi, nie pozwalając zrozumieć zawartego w nich sensu.
Ten, kto miał okazję uczestniczyć w uroczystości mniszych postrzyżyn, miał więcej szczęścia, ponieważ wtedy ten utwór śpiewany jest trzykrotnie, podczas gdy przyszły mnich czołga się z przedsionka do ołtarza - ku tym pełnym miłości objęciom.

Ewangelia o Synu marnotrawnym czytana jest w czasie św. Liturgii i zawiera wiele różnych aspektów wymagających naszego skupienia i skłaniających nas do zadumy lub takich, które powinny skłonić do zadumy. Głupota i bezczelność jednego syna. Samolubstwo i zatwardziałość serca drugiego syna. Pokarm świń. Miłość ojca. Jego dary. Zapewne każdy zastanawia się nad tym, co w tej chwili jest mu bliższe, co z jakiegoś powodu znajduje oddźwięk w jego sercu. Ktoś inny może nawet nie zastanawiać się dlatego, że wydaje się mu, że ta przypowieść jest dla niego teraz już „nieaktualna”. Choć jest ona jak najbardziej aktualna i to właśnie teraz, po prostu ten kto jej „nie słyszy”, odszedł „do dalszego kraju”- do któregoś spośród tych pobliskich, do których wystarczy zrobić jeden krok. Pewność swojej prawości, niewrażliwość serca, ślepota duszy - czy mało jest takich krajów?…

Właśnie tym razem zastanawiam się nad tym, nad czym nigdy wcześniej się nie zastanawiałem. Czy trudno zagubionemu synowi zawrócić? Oczywiście, że trudno. I droga daleka, i wstyd, i strach, a przede wszystkim trzeba „odzyskać świadomość”, bo - jak powiedziano w przypowieści - jeśli tego nie zrobisz, to nawet do głowy ci nie przyjdzie, by zawrócić. A czy lekko będąc synem uniżyć się do roli sługi? I to nie w jakimś chwilowym porywie, a świadomie postanowić, by prosić o przyjęcie w rodzinnym domu właśnie w takiej funkcji, nie obawiając się ani trudności z tym związanych, ani wstydu dla tego, kto w domu powinien był zostać jednym z właścicieli!

Synowi jest trudno... A ojcu, rozpościerającemu swe ręce w objęciach, czy jemu jest lekko? Albo dokładniej - Ojcu. Wiemy, co działo się z synem, jak początkowo weselił się, potem był biedny, męczył się i głodował. A co z Ojcem? To jest tajemnica… I jak wyglądają te same objęcia, jak dokładnie On je otwiera - każdemu inaczej, czy jednakowo dla wszystkich? Czym są te objęcia? Niełatwe pytanie? Może nawet niepotrzebne i próżne?….

Jednak w każdej świątyni jest na nie odpowiedź – raczej nieprzypadkowa i potrzebna. W każdej świątyni jest ikona tych objęć, ich jedyny i niezastąpiony obraz.

Nie mam na myśli wizerunków przedstawiających epizody z tej przypowieści - ich akurat nie ma w świątyniach. Mam na myśli Golgotę…

Oto one - „Ojcowskie objęcia”. Ręce, przebite gwoździami i przybite do Krzyża, strumienie Krwi ściekające na ziemię. Ręce, gotowe objąć cały świat i cały świat obejmujące. Dlaczego wszystko jest właśnie takie? Dlaczego nie można inaczej - bez gwoździ, Krwi i Krzyża? Żaden ze św. Ojców, Nauczycieli Cerkwi nie daje jednej odpowiedzi, dlaczego takie cierpienia, dlaczego taka śmierć…

Zdaje się, że też po to, byśmy my zauważyli. Zauważyli i uwierzyli, że Miłość, Która nie zawahała się zapłacić za umiłowanych nawet tak wysokiej ceny i w taki sposób otworzyła Swoje objęcia dla wszystkich, od nikogo - nawet od nas - się nie odwróci. Po to byśmy mogli przezwyciężyć strach, wstyd i bezsilność. Byśmy zdecydowali się uwierzyć: On zawsze na nas czeka, bez względu na to, co narobiliśmy, jak bardzo zbłądziliśmy, czy jak daleko odeszliśmy. Dlatego Ojciec godzi się na to, by Jego dzieciom, marnotrawnym i grzesznym, było łatwiej. Przecież On wie, jak bardzo jest im trudno i nie może ich nie żałować.

ihumen Nektariusz (Morozow)

za: pravoslavie.ru

fotografia: Adrian Kazimiruk /orthphoto.net/