publicystyka: Modlitwa daje spokój - cz. 2

Modlitwa daje spokój - cz. 2

tłum. Justyna Pikutin, 17 listopada 2019

To jest tajemnica - zaufać w modlitwie Bogu we wszystkich swoich problemach i uspokoić się. Uspokój się. W przeciwnym razie przedwcześnie zestarzejemy się, rozchorujemy, nękamy siebie, a to niszczy nasze ciało - zaczynają się bóle głowy, problemy z żołądkiem i inne słabości, skacze ciśnienie, rośnie cukier - pojawiają się problemy ze zdrowiem, spowodowane ogromnymi zmartwieniami. A czym są zmartwienia? To znak, że nie zbliżamy się do Boga. Ktoś mi powiedział: - Bóg jest dobry, ale jeśli ja też nic nie zrobię? Odpowiedziałem mu: - Działaj! Wiesz, co zrób? - Zaufaj Bogu! Oddaj Mu swój problem! A co jeszcze możesz zrobić?

Pewna kobieta robiła to dla swego syna i on powiedział mi: - Ojcze, chcę znaleźć przyjaciółkę, ale nie mogę! - Dlaczego? - Kiedy tylko poznam jakąś kobietę, to po tygodniu - dwóch wszystko się wali. - A czy chcesz się ożenić? - Nie, nie chcę. Ale chcę się trochę zabawić, przecież jestem młody. Czy możesz mi pomóc? - Co powinienem zrobić? Nie rozumiem. - Wytłumacz mi, dlaczego wszystko mi się wali!

W tym czasie jego mama stała przed nami, a potem w tajemnicy opowiedziała mi o nim: - Powiedzieć ci ojcze, o co tu chodzi? To ja stoję za tą całą historią. To znaczy, jak było? Początkowo odchodziłam od zmysłów. Ciągle go śledziłam: gdzie idzie, z kim się spotyka, zabierałam telefon, by w tajemnicy przeczytać jego SMS-y, przeszukiwałam jego rzeczy i w końcu zmęczyłam się. Pewnego razu w modlitwie do św. Haralampiusza złożyłam obietnicę i powiedziałam: „Święty Haralampiuszu, jestem zmęczona. Od teraz proszę cię: kiedy mój syn robi niewłaściwe rzeczy, ty wszystko mu psuj! Ale jeśli zechce się ożenić, stanie się poważnym i zechce założyć prawdziwą rodzinę to proszę cię: otwórz przed nim wszystkie drzwi”. Ona otrzymała wewnętrzną pewność: - Od tej pory uspokoiłam się i teraz niech robi co chce! - powiedziała.

Tak też było, dopóki nie nadszedł czas i syn nie powiedział jej: - Mam dość błąkania się i próbowania szczęścia to tu, to tam! I wtedy wszystko się ułożyło w błogosławiony i piękny sposób.
Dowodem żywej modlitwy jest spokój duszy. Przy tym, ta kobieta często nie spała, dlatego, że pewnego razu jej mąż powiedział mi: - Ojcze, powiedz jej, by spała w łóżku;,o budzę się o 4 nad ranem i widzę ją śpiącą na podłodze. Modli się, a ze zmęczenia sen ją ogarnia i tak zasypia na podłodze.

Takie są cuda modlitwy. Chcąc doświadczyć cudu, należy oddać się modlitwie, poświęcić czas, serce, spokój, modlić się na czotkach. Nie mamy na to czasu, dlatego, że cały dzień jesteśmy zajęci wszystkim, tylko nie modlitwą: zakupami, pracą, gotowaniem, stresem, telewizją, filmami, serialami. A modlitwa? Nie zdążamy, już ziewamy. Idziemy spać i czynimy znak krzyża: - No dobra. Dobranoc! A potem dziwimy się: „Dlaczego Bóg nie uczynił cudu?”
A jak miał go uczynić? By mógł go dokonać, powinniśmy oddać się w Jego ręce.
Jeśli mimo wszystko nie macie czasu na modlitwę, włóżcie modlitwę we wszystko, co robicie. Módlcie się w czasie pracy, w drodze – wszędzie gdzie się znajdujecie. Kładąc się spać, pomódlcie się modlitwą serca i powiedzcie przed zaśnięciem: „Chryste mój, błogosław mnie, wybacz mi i pomóż moim dzieciom. Dziękuję Ci za wszystko!”
Święci mówią, byś modlił się nawet oddechem, przy pomocy swego oddechu. Jednak to dość wysoki poziom - róbcie to po 5 minut, nie więcej. Kiedy robisz wdech, mów: „Panie Jezu Chryste”, a na wydechu: „zmiłuj się nade mną” - śledząc swój oddech i nie myśląc o niczym innym. Wymaga to skupienia. Jeśli nie skupisz się, to nie doświadczysz cudu, nie poczujesz ogrodu, który ukrywasz głęboko w sobie.

Potrzebna jest też wiara. Na przykład, dziewczyna ma jakiś problem i chce wyzdrowieć. Wznosi modlitwę, idzie do lekarza, ale idąc myśli: „Trudna sprawa! Nie myślę, że uda mi się wyzdrowieć!” I to nie pomaga, dlatego, że nie ma w niej wiary. Wierzyć - to znaczy widzieć zdrowie, które Bóg już ci posyła; wierzyć w czasie modlitwy - oznacza widzieć, jak zbliża się twój zięć, którego wyczekujesz dla swojej córki i nie możesz się doczekać, a nie mówić: „Oj, co przeszliśmy! Wykluczone jest, by ona wyszła za mąż!” - i pomiędzy tym wznosić jakąkolwiek modlitwę. Jaki jest sens tego wszystkiego? Nie można tak się modlić i wierzyć w niepowodzenie.

Bardzo ważna jest wiara w cud. Nie masz dziecka? Uwierz, że urodzisz dziecko i tak się módl. Wyrośliśmy, nie mając nadziei na własny rozum: - Nie uda ci się! Popełnisz błąd! To nie może się udać. Przygotuj się, on już odchodzi! Zostaliśmy zmuszeni by czuć, że jesteśmy niegodni, niezdolni do pracy, że w naszym życiu wszystko będzie szło nie po naszej myśli. A niektórzy nawet przeklinali swoje dzieci: - A żebyś przez wieki szczęścia nie doświadczył! I w efekcie oni w to uwierzyli. W co? - Że nie będę szczęśliwy. Nie mogę, nie uda mi się, jestem samotny, nie mam siły!

Uwierzyłeś w to tak bardzo, że teraz, w czasie modlitwy, nie masz ani odrobiny nadziei. To bardzo przykre. W tym kryje się przyczyna tego, że dzisiaj w rezultacie naszej modlitwy nie zdarzają się cuda. Nie mamy żywej nadziei na to, o co się modlimy. To widać po dziewczynach, pragnących wyjść za mąż. Część z nich żyje w oczekiwaniu, a inne wpadają w rozpacz: - Oh, ojcze, mam dość. Nie udaje mi się, nie zdołam wyjść za mąż! Ale dlaczego tak mówisz? Gdzie twoja wiara? - Próbowałam kilka razy, ale nic mi się nie udaje. Nie mów: „Nic mi się nie udaje” - dlatego, że jeśli tak powiesz, to Bóg odpowie ci: „Niech będzie zgodnie z wiarą twoją, Moje dziecko!”

Powiedz, w co wierzysz? W niepowodzenie? To nic ci się nie uda. Twoje dziecko idzie na egzamin? Uwierz, że zda, miej nadzieję, ujrzyj to, zbliżaj się do tego wiarą. To wielka sprawa!
Szczególnie podoba mi się cud, który Bóg uczynił dla dziesięciu trędowatych, którym -zanim ich uzdrowił - powiedział: - Idźcie, pokażcie się kapłanom (Łk 17,14) Oni byli trędowaci. I Chrystus mówi: - Czy chcecie, bym Ja was uzdrowił? - Tak, Panie! - Więc idźcie do kapłanów i pokażcie im, że zostaliście uzdrowieni. Nie widzicie tu nic absurdalnego? Przecież On ich jeszcze nie uzdrowił. Oni byli trędowaci, a On mówi im: „Idźcie!” Ja bym powiedział Chrystusowi: - Co chcesz, bym im pokazał? Przecież jestem trędowaty! Najpierw mnie ulecz, bym potem poszedł i pokazał, że mnie uleczyłeś. Jednak Bóg powiedział: - Nie! Idźcie zanim Ja was uzdrowię! Co to znaczy? Uwierzcie w to! Poczujcie to! A oni uwierzyli i powiedzieli: - Idziemy! I w Piśmie Świętym powiedziano: A gdy szli, zostali oczyszczeni (Łk. 17,14). Kiedy szli oczyścili się. Ich wiara w czasie drogi nie mówiła im w duszy: „Nie wyzdrowiejemy! Co my teraz robimy? Przecież to absurd!”

Nie! Wierzę i moja wiara mnie zrasza. Moje serce rozkwita i pragnę swego zdrowia. To wielka sprawa.
Dlatego wszyscy lekarze twierdzą, że człowiek, który wierzy w Boga i ma taką modlitwę - bez względu na to czy chodzi do lekarzy, czy idzie na operację, czy przyjmuje leki - szybciej niż inni wraca do zdrowia, ponieważ jego dusza rozkwita przez wiarę, ma nadzieję, odchodzi tęsknota, depresja, rozczarowanie, wmawiające ci: „Nic mi się nie udaje, moje życie - to istna porażka”.
Jeśli będziesz mówił, że twoje życie jest porażką, i uwierzysz, że takie jest, to takie też będzie. Dlatego, kiedy rano budzicie się i sąsiadki pytają was, co nowego, nie mówcie: „A co tam nowego? Nic, ciągle to samo. Cóż poradzić? Ciągle to samo, jeden wielki koszmar”.
Nie mów tak. Wiesz dlaczego? Dlatego, że słyszy to całe twoje ciało. Wszystkie komórki twego ciała słyszą to i jeśli przez 365 dni w roku mówisz, że jesteś przeklęty, że twoje życie jest ciężkie, że nic nie możesz, to w końcu to wchodzi w ciebie i wypełnia cię. Dlatego mów: „Chwała Bogu! Wszystko będzie dobrze! Bóg zawsze zsyła mi swoje łaski!” Dlatego Cerkiew pyta: czy na pewno się modlisz? Zacznij od dziękczynienia i wyraź sprzeciw pokusom, pragnącym, byś zaczął narzekać. Bez narzekania, a z wychwalaniem Boga! - Ale - mówią - nie mamy za co dziękować! Nieprawda - masz, powiedz: „Chwała Bogu!” Masz za co! Powiedz: „Chwała Bogu” - a On pośle ci to czego ci brakuje.
Wychwalanie, wdzięczność, prośba. Najpierw wychwalaj Boga, podziękuj Mu za to, co On ci dał - przecież tak dużo wszystkiego mamy od Boga, niezwykle dużo: oddychamy, widzimy, chodzimy, stoimy na własnych nogach, myślimy, nie mamy Alzheimera - w innym wypadku zgubilibyście się gdzieś po drodze. Ale jeśli jesteście tu, na sali, i nie poszliście gdzieś w inne miejsce, to znaczy, że wiecie gdzie jesteście, a to znaczy: „Wszystko u mnie dobrze, chwała Bogu!”
A przyjmować tabletki od ciśnienia - to nic, mówcie: „Chwała Bogu, że w naszych czasach są tabletki!” Dlatego, że w przeszłości ludzie nie mieli tabletek i męczyli się.

Za wszystko mówcie: chwała Bogu! Dlaczego? Dlatego, że jeśli nie powiecie tego, modlitwa nie wzniesie się do Boga, a wy zostaniecie ze swoim narzekaniem.
Najwspanialszym prezentem dla mnie jest spotkanie z człowiekiem, który nie płacze, nie narzeka, nie wyraża ciągle swojego niezadowolenia i narzekań, a mówi: „Wszystko dobrze!” W przeciwnym razie… - pada śnieg? „Oh, jak wali! Jak mamy pójść gdziekolwiek?” Gorąco? „Oh, dzisiaj wręcz nie ma czym oddychać, duszę się!” Pada deszcz? „Oh, niedługo zgnijemy od wilgoci, spleśniejemy!” I pytasz go: a czego ty chcesz? Czego? I czego szukasz?

Wiecie, czemu tak robimy? Dlatego, że nie weszliśmy do ogrodu, który znajduje się wewnątrz nas. Jeśli wejdziesz w głąb swojej duszy i znajdziesz perłę, którą jest łaska Boża, to nie będziesz więcej płakał i nic nie będzie ci przeszkadzać. Wszystko dobrze! Już nie jest winny ani mąż (żona), ani dziecko, ani twoi rodzice. Problem tkwi w nas. Jeśli odnajdujemy spokój w sobie, to wszyscy ludzie wokół stają się dobrymi. I nikt nam nie przeszkadza. Odpędźcie od siebie wszelkie skargi i wtedy będziecie modlić się prawidłowo.

Myślę, że mężowie są skłonni do poniżania, ale zgódźcie się, że niektóre kobiety robią to jeszcze częściej. Nie trzeba poniżać i płakać. O to poprosił mnie pewien mężczyzna, który powiedział mi: - Moja żona chodzi do cerkwi, ale ma taką wadę. Jeśli możesz, powiedz jej, by przestała. Zapytałem: - Jaką? Co mam jej powiedzieć? - Tylko jedną, ojcze, tylko jedną i nasz dom w ciszy i modlitwie stałby się rajem! - Powiedz więc, o czym mówisz. - Żeby nie narzekała, żeby nie warczała, żeby nie było więcej tego, że coś ją ciągle drażni i coś ciągle jest czemuś winne. Powiedziałem mu: - Czy możesz podać przykład? Tylko jeden? - Podam jeden, ale mogę podać ich wiele. Wracam z pracy, a jako że pracuję fizycznie, to nie mogę surowo pościć. Jeśli nie zjem kawałka mięsa, to nie mam siły stać, mogę upaść! Ale powiem ci, ojcze: podała mi kiedyś w piątek schabowego i to stało się dla mnie prawdziwą męczarnią. Jem, a ona chodzi wokół stołu i mówi bez oddechu - to płacze, to narzeka, i wszystko jej nie pasuje: „Jak ty jesz! Nie krusz! O której wracasz do domu?”. I tak bez końca. Powiedziałem jej : „Dobrze kochanie, daj mi zjeść spokojnie!” A gdzie tam! Ona dalej swoje. Odwrócił się i powiedział: - Ojcze, jeśli wziąć pod uwagę to wszystko, to ten kotlet wcale nie był dla mnie mięsny, on stał się bardziej niż postny! Jestem pewien, że Bóg uznał go za postny, dlatego że nie jadłem go spokojnie, a z kłótnią i narzekaniem. I jak ta kobieta może teraz się modlić? - powiedział mi. - Chciałbym zrozumieć, co ona mówi Bogu? Co mówi Bogu, jeśli wszystko wokół niej jest czemuś winne?

Ten, kto modli się do Boga, jest zadowolony ze wszystkiego i wszystkich. I nikt nam nie przeszkadza. Jeśli znalazłeś Boga, to dowodem tego jest twoje szczęście. Czy jesteś szczęśliwy? W jakim stopniu? Jeśli jesteś szczęśliwy, to znaczy, że odnalazłeś radość, która większa jest od wszelkiej innej radości, a jest nią zbliżenie się do Boga. A jeśli nie znalazłeś tej radości, to sprawiedliwie narzekasz, jesteś rozdrażniony i płaczesz.

Archimandryta Andrzej (Konanos)

za: pravoslavie.ru