Zostań przyjacielem cerkiew.pl
Modlitwa daje spokój - cz. 1
tłum. Justyna Pikutin, 16 listopada 2019
Jak trudno skupić się na modlitwie! Bardzo łatwo jest mówić, osądzać, bardzo przyjemnie jest rozmawiać o czymś fajnym, ale bardzo ciężko jest przezwyciężyć swój umysł i duszę oraz wejść w głąb siebie, zakończyć rozmowy, i poczuć Boga - Jego obecność w naszej duszy. To właśnie znaczy modlitwa - zbliżyć się do Boga, uciec od swoich myśli i zanurzyć się tam, gdzie - jak często jest napisane na wywieszkach niektórych restauracji - na podwórzu z tyłu jest ogród.
Wewnątrz nas jest ogród, przestrzeń modlitwy, miejsce, gdzie przestajesz myślećo tym, jak bardzo jesteś wysoki, czy jesteś przystojny, czy jesteś żonaty, czy masz pieniądze. Wchodzisz tam, gdzie zupełnie nie ma myśli, gdzie nie działa nawet umysł, tylko dusza - to znaczy wchodzisz w głąb siebie. Jeśli wejdziemy tam, to nie będą istniały dla nas żadne problemy. Nawet najbardziej chory na raka, jeśli pomodli się i wejdzie do tego ogrodu, zrozumie - „Nie mam raka, rak jest w czymś innym - w moim ciele, mojej ręce, nodze, wątrobie, ale jako dusza w chwili modlitwy oddalam się, odchodzę w zupełnie inne miejsce. I więcej już nie martwi mnie ani rak, ani choroba, ani śmierć, czuję obecność Boga, Który jest życiem, światłością, zdrowiem i miłością”.
Święci czują to niezwykle mocno. Na przykład św. Nektariusz z Eginy modlił się będąc głodnym, ponieważ nie miał nic do jedzenia. Kiedy przynieśli mu posiłek i zapukali do drzwi (ponieważ już od 3 dni nic nie jadł), on tego nie usłyszał. Dlaczego? Dlatego, że znajdował się w ogrodzie swojej duszy. Był tam i nic nie czuł, jednak my nie jesteśmy tacy. Modlimy się i po chwili idziemy do duchownego ze słowami: - Och ojcze, moje dziecko! Co z nim będzie? Czy kiedykolwiek się ożeni? Przecież do tej pory jeszcze się nie ożenił! Mój syn nie ma pracy! Mój mąż choruje! To znaczy, że modliliśmy się, ale nie opuściły nas nasze lęki. Modlimy się, ale ciągle pozostajemy w swoich emocjach, zmartwieniach, smutkach, nerwach, przeklinamy i kłócimy się, i to wszystko po modlitwie. Jak to wytłumaczyć? Przecież to bardzo dziwne - wejść do cerkwi, pomodlić się i zamiast uspokoić się - pozostawać w napięciu.
Pytanie brzmi, czy rzeczywiście się modliliśmy? Może wcale się nie modliliśmy? Może wypowiadaliśmy tylko pewne słowa bez zrozumienia - jak papugi? Oto ktoś wygłasza: „Ojcze nasz, Któryś jest w niebiosach! Święć się imię Twoje…” - a po chwili mówi: - Czuję się tak samotny! Przecież dopiero co mówiłeś: „Ojcze nasz”, co znaczy „Ojcze mój, mój Boże”. Jednak zupełnie nas to nie dotyka, tak jakbyśmy podczas deszczu stali pod parasolem i deszcz spływał gdzieś po nim. Nie możesz wzywać: „Ojcze nasz” - i chwilę po tym mówić: „Czuję się tak samotny, niepotrzebny, nikt mnie nie kocha!”. To znaczy, że twoja dusza nie zbliżyła się do Boga, jeszcze nie wszedłeś do ogrodu, pozostałeś na zewnątrz, na powierzchni, w przemyśleniach, myślach i bezmyślności.
My - to nie nasze myśli. Nasze myśli są w stanie doprowadzić nas do szaleństwa i dlatego niektórzy z was kładą się spać o północy, po tym jak obejrzeli wszystkie filmy i seriale, tureckie, i greckie - i dopiero pod koniec odczuwając zmęczenie, stwierdzają: „Idę spać!” Dlaczego się śmiejecie? Nie oglądacie nic takiego? To prawda, niektórzy ludzie często oglądają dużo telewizji. I tak kładziesz się o północy, a zasypiasz o 1:30. - Dlaczego nie możesz zasnąć? A ona odpowiada mi: - Nie mogę, rozmyślam. - O czym rozmyślasz? - O tym, co będę robiła, o przyszłości moich dzieci, o pracy, zdrowiu, o tym, co wydarzy się jutro! - A co to jest? - zapytałem ją. - To myśli i przemyślenia. - A pokaż mi, gdzie one są? Może są one gdzieś tu lub tam? Nigdzie ich nie ma. Są one tylko w twojej głowie, to znaczy - to tylko twoje fantazje.
Modlitwa chce zakończyć to wszystko. A wyobraźnia każe nam cierpieć. Modlitwa - to nie fantazja, to przybliżenie się ku Bogu, żyjącemu w naszym sercu. W Piśmie Świętym zostało powiedziane: „Albowiem w nim żyjemy i poruszamy się, i jesteśmy…” (Dz 17,28). Poruszamy się, żyjemy i oddychamy Bogiem. Bóg jest tu. Jakim sposobem On tu jest, nie wiem - ale wiem, że On tu jest i my jesteśmy w Nim, a On w nas - Jego miłość, ciepło, błogosławieństwo, miłosierdzie. On jest wszędzie: w twoim pokoju, w sypialni, w kuchni, na podwórku, na drodze, w metrze - gdziekolwiek byś nie poszedł, możesz poczuć, że Bóg jest obok.
Czy czasami patrzysz w lustro, by zobaczyć co pokazuje? A czy dziękujesz Bogu za to, co widzisz? Ktoś mi powiedział: - A co tam widzę? - Widzisz siebie. Dlatego, kiedy patrzysz na siebie, pomódl się i powiedz: „Boże mój, dziękuję Ci za to, co widzę! Ty mnie stworzyłeś, Ty dałeś mi życie!” Gdzie byłeś kilka lata temu i gdzie będziesz za kilka lat? Za każdą zmarszczę, którą widzisz, mów Bogu: „Dziękuję! Dlatego, że w całym swoim życiu przeszedłem wszystko i tak dojrzałem”. Zmarszczki - skrywają ogromną historię, ogromne cierpienie, ogromną walkę.
Modlitwę - jak mówi św. Nikodem z Góry Athos - możesz wznosić w ciągu dnia z różnych powodów. I wiecie jak nazywa on te modlitwy? Strzelające modlitwy, dlatego, że są one jak strzały - wysyłasz strzałę do Boga, mówisz Mu krótką modlitwę: minutę rano, minutę przygotowując śniadanie, minutę czekając na autobus - bez względu na to gdzie jesteś, wszędzie możesz się pomodlić.
Pewna kobieta łuskała fasolę i z każdą fasolką wznosiła modlitwę - za swoje dzieci, za bliskich, wymieniając ich imiona: - Panie, Jezu Chryste, zmiłuj się nad służebnicą Twoją - i do głowy przychodziły jej różne imiona. Po pewnym czasie jej dusza ogrzała się modlitwą. Potem jednak pomyślała o teściowej i modlitwa jej od razu zakończyła się, znów zaczął pracować umysł. Rozum - to przecież powierzchnia, a głęboko w ogrodzie - trwa modlitwa; i wiecie, co rozum jej podpowiedział? - Teściowa sprawiła, że twoje życie stało się nie do zniesienia! Czy naprawdę będziesz się modliła za nią?! Ale o ile jej dusza, będąc „w ogrodzie”, doznała słodyczy, to nie pozostała w nienawiści, nieprzyjaźni czy złości, więc co powiedziała? - Panie Jezu Chryste, zmiłuj się nad nią! Pomóż jej! Teraz odczuwam bowiem z nią jedność.
Prawdziwie modlić się - to znaczy czuć jedność ze wszystkimi: z mężem, żoną, dziećmi, sąsiadem, bliźnim, który męczy cię w twoim życiu. Jedność. Kiedy mąż wraca z pracy, a ty nie możesz powiedzieć mu dobrego słowa, to znaczy, że modlitwa, którą wznosiłaś, nie przemieniła cię, nie zmieniła i jeszcze do ciebie nie dotarła. Kiedy Boża modlitwa dotknie i przemieni cię, będziesz potrzebowała odczuwania miłości do wszystkich. Nie z przymusu, a po to, by wychodziła ona z twojego wnętrza, byś czuła, że „z mężem jesteśmy jednością. Dzięki temu człowiekowi zostałam żoną, urodziłam dzieci, założyłam rodzinę i dom, dzięki niemu mogę kochać”.
Wiedzcie, że nasze dusze w swojej głębi kochają się wzajemnie, a rozumy - wzajemnie się nie znoszą. Dlatego, gdy zakończy się św. Liturgia, kogokolwiek zobaczysz obok siebie, kochasz go. Ale po 15 minutach znów zaczynasz wspominać, co on ci zrobił i jaki jest. Kto zaczął znów wychodzić na powierzchnię? - Rozum, myśli, to, czego nauczyło nas społeczeństwo: - Z tym nie rozmawiaj! Trzymaj się od niego z daleka! Na tym zemścij się! Tego ukarz!
A przecież nasza dusza kocha wszystkich ludzi. Dlatego małe dzieci kochają wszystkich i nie uznają pojęć „swoi” i „obcy”. Jeśli powiesz dziecku: „Nie mów babci, że schowaliśmy pieniądze w szafce!” - ono bez wątpienia pójdzie i powie jej o tym: „Babciu, a mama o tu schowała pieniążki! Powiedziała, żeby nic ci o tym nie mówić!” Dlatego, że dzieckiem kieruje nie rozum, a dusza, która nie zna granic: „Ten jest dobry - to przyjaciel, a ten jest zły - to wróg!” Dziecko kocha wszystkich.
Dlatego w głębi serca nie czujesz do nikogo nienawiści. Nienawidzimy i odczuwamy niechęć tylko zewnętrznie. Dlatego mówię, że jeśli nauczymy się modlitwy, to będziemy kochać też trudnych ludzi, będziemy darzyć ich sympatią i wtedy zrozumiemy, dlaczego postępują w taki a nie inny sposób.
Pewna kobieta powiedziała swemu spowiednikowi: - Ojcze, nie mogę pokochać Boga, dlatego, że Go nie widzę! Jak mam Go poczuć w swojej modlitwie? Nawet gdy przyjmuję Eucharystię, nie czuję Go. Nie rozumiem, czym jest Bóg. Co zrobić, żeby Go poczuć? I on udzielił jej dobrej odpowiedzi: - Masz rację. Niełatwo jest pokochać Boga, dlatego że jest On niewidzialny. Ale pokochaj choć cokolwiek, co widzisz, zacznij od tego, co osiągalne. Czy kochasz cokolwiek w swoim życiu? - Mieszkam sama. - A co kochasz? Czy masz cokolwiek? - Powiem ci, ale to nie jest zbyt duchowe, nie karć mnie. Tak, jest coś, co bardzo kocham. - A co? - Mam pieska, ojcze. Bardzo go kocham. - To nic złego. Zaczniesz od tej małej miłości. Przecież go kochasz, karmisz, kąpiesz, czeszesz, wyprowadzasz na spacery, troszczysz się o niego, a to znaczy, że wychodzisz ze swojego „ja”, myślisz o innym stworzeniu i kochasz je. W ten sposób nauczysz się kochać Boga. To znaczy, że trzeba nauczyć się troszczyć się o kogokolwiek. Człowiek, który jest nastawiony wyłącznie na swoje „ego”, na swoje problemy, nie może pokochać, nie może zbliżyć się do Boga. Dlatego wiele kobiet modli się ze względu na swoje dzieci, a wiele dzieci chodzi do cerkwi ze względu na babcię. W szkole, gdzie uczę, pewien uczeń powiedział mi: - Ojcze, chodzę do cerkwi, dlatego, że zdrowie mojej babci jest zagrożone, robię to dla niej, by Bóg ją uzdrowił. To jeden ze sposobów, by zbliżyć się ku modlitwie - dla kogoś innego. Pomódl się za kogoś innego, jeśli nie możesz pomodlić się za siebie: za dziecko, męża, za jakąś wiadomość, którą widzisz w telewizji, za kogoś, kto został okradziony czy zabity. To bardzo dobrze - modlić się za kogoś innego, by wprowadzać go w swoją miłość, w Bożą miłość, uspokajać się po tym i spać nocami.
Jeśli dziecko nie wraca do domu, pomódl się i oddaj je Bogu. Zostaw je Bogu. A my nie zostawiamy go Bogu, modlimy się, a nasze serce jest już gotowe wyskoczyć z piersi od zmartwienia, wtedy gdy prawdziwa modlitwa oznacza, że „postawiłem swoje dziecko przed Golgotą, zobaczyłem Chrystusa, jak On je obejmuje, otula Swoim świętym światłem Zmartwychwstania. Zostawiłem swoje dziecko Matce Bożej i poszedłem spać. Nic nie zdziałam, jeśli nie będę spał, jeśli będę wydzwaniał i nie uspokoję się, jeśli będę je śledził”.
Dowodem na to, że modlitwa nas dotknęła, jest spokój. Czy jesteś spokojny po modlitwie? Jeśli tak, to jesteś na dobrej drodze. Czy jesteś zdenerwowany? Spójrz na siebie. Tak bywa – zamiast się uspokoić, zaczynamy obrażać Boga. Pamiętacie, kiedy łódź z apostołami zaczęła tonąć i Chrystus był w niej? Co robił Chrystus, kiedy łódź okazała się być w niebezpieczeństwie? Spał. Co to znaczy? Był spokojny. Dlaczego? Dlatego, że w całości oddał się miłości Ojca. Uczniowie widzieli, że śpi i zamiast Go naśladować, i też się uspokoić, zrobili to, co robimy my wszyscy - obudzili Go i powiedzieli: - Wybacz! Ale czy nie martwi Cię to, że toniemy i jesteśmy przerażeni? Obudź się, by zabrać od nas trochę stresu i paniki! Zamiast przejąć spokój Chrystusa, chcieli przekazać Mu swój własny niepokój. Chrystus wstał i powiedział: - Czemu jesteście bojaźliwi, małowierni? (Mt. 8,26) Wyciągnął rękę i wszystko ucichło: morze, wiatr i fale.
Archimandryta Andrzej (Konanos)
za: pravoslavie.ru
fotografia: Nikolaj_Chulev /orthphoto.net/
Wewnątrz nas jest ogród, przestrzeń modlitwy, miejsce, gdzie przestajesz myślećo tym, jak bardzo jesteś wysoki, czy jesteś przystojny, czy jesteś żonaty, czy masz pieniądze. Wchodzisz tam, gdzie zupełnie nie ma myśli, gdzie nie działa nawet umysł, tylko dusza - to znaczy wchodzisz w głąb siebie. Jeśli wejdziemy tam, to nie będą istniały dla nas żadne problemy. Nawet najbardziej chory na raka, jeśli pomodli się i wejdzie do tego ogrodu, zrozumie - „Nie mam raka, rak jest w czymś innym - w moim ciele, mojej ręce, nodze, wątrobie, ale jako dusza w chwili modlitwy oddalam się, odchodzę w zupełnie inne miejsce. I więcej już nie martwi mnie ani rak, ani choroba, ani śmierć, czuję obecność Boga, Który jest życiem, światłością, zdrowiem i miłością”.
Święci czują to niezwykle mocno. Na przykład św. Nektariusz z Eginy modlił się będąc głodnym, ponieważ nie miał nic do jedzenia. Kiedy przynieśli mu posiłek i zapukali do drzwi (ponieważ już od 3 dni nic nie jadł), on tego nie usłyszał. Dlaczego? Dlatego, że znajdował się w ogrodzie swojej duszy. Był tam i nic nie czuł, jednak my nie jesteśmy tacy. Modlimy się i po chwili idziemy do duchownego ze słowami: - Och ojcze, moje dziecko! Co z nim będzie? Czy kiedykolwiek się ożeni? Przecież do tej pory jeszcze się nie ożenił! Mój syn nie ma pracy! Mój mąż choruje! To znaczy, że modliliśmy się, ale nie opuściły nas nasze lęki. Modlimy się, ale ciągle pozostajemy w swoich emocjach, zmartwieniach, smutkach, nerwach, przeklinamy i kłócimy się, i to wszystko po modlitwie. Jak to wytłumaczyć? Przecież to bardzo dziwne - wejść do cerkwi, pomodlić się i zamiast uspokoić się - pozostawać w napięciu.
Pytanie brzmi, czy rzeczywiście się modliliśmy? Może wcale się nie modliliśmy? Może wypowiadaliśmy tylko pewne słowa bez zrozumienia - jak papugi? Oto ktoś wygłasza: „Ojcze nasz, Któryś jest w niebiosach! Święć się imię Twoje…” - a po chwili mówi: - Czuję się tak samotny! Przecież dopiero co mówiłeś: „Ojcze nasz”, co znaczy „Ojcze mój, mój Boże”. Jednak zupełnie nas to nie dotyka, tak jakbyśmy podczas deszczu stali pod parasolem i deszcz spływał gdzieś po nim. Nie możesz wzywać: „Ojcze nasz” - i chwilę po tym mówić: „Czuję się tak samotny, niepotrzebny, nikt mnie nie kocha!”. To znaczy, że twoja dusza nie zbliżyła się do Boga, jeszcze nie wszedłeś do ogrodu, pozostałeś na zewnątrz, na powierzchni, w przemyśleniach, myślach i bezmyślności.
My - to nie nasze myśli. Nasze myśli są w stanie doprowadzić nas do szaleństwa i dlatego niektórzy z was kładą się spać o północy, po tym jak obejrzeli wszystkie filmy i seriale, tureckie, i greckie - i dopiero pod koniec odczuwając zmęczenie, stwierdzają: „Idę spać!” Dlaczego się śmiejecie? Nie oglądacie nic takiego? To prawda, niektórzy ludzie często oglądają dużo telewizji. I tak kładziesz się o północy, a zasypiasz o 1:30. - Dlaczego nie możesz zasnąć? A ona odpowiada mi: - Nie mogę, rozmyślam. - O czym rozmyślasz? - O tym, co będę robiła, o przyszłości moich dzieci, o pracy, zdrowiu, o tym, co wydarzy się jutro! - A co to jest? - zapytałem ją. - To myśli i przemyślenia. - A pokaż mi, gdzie one są? Może są one gdzieś tu lub tam? Nigdzie ich nie ma. Są one tylko w twojej głowie, to znaczy - to tylko twoje fantazje.
Modlitwa chce zakończyć to wszystko. A wyobraźnia każe nam cierpieć. Modlitwa - to nie fantazja, to przybliżenie się ku Bogu, żyjącemu w naszym sercu. W Piśmie Świętym zostało powiedziane: „Albowiem w nim żyjemy i poruszamy się, i jesteśmy…” (Dz 17,28). Poruszamy się, żyjemy i oddychamy Bogiem. Bóg jest tu. Jakim sposobem On tu jest, nie wiem - ale wiem, że On tu jest i my jesteśmy w Nim, a On w nas - Jego miłość, ciepło, błogosławieństwo, miłosierdzie. On jest wszędzie: w twoim pokoju, w sypialni, w kuchni, na podwórku, na drodze, w metrze - gdziekolwiek byś nie poszedł, możesz poczuć, że Bóg jest obok.
Czy czasami patrzysz w lustro, by zobaczyć co pokazuje? A czy dziękujesz Bogu za to, co widzisz? Ktoś mi powiedział: - A co tam widzę? - Widzisz siebie. Dlatego, kiedy patrzysz na siebie, pomódl się i powiedz: „Boże mój, dziękuję Ci za to, co widzę! Ty mnie stworzyłeś, Ty dałeś mi życie!” Gdzie byłeś kilka lata temu i gdzie będziesz za kilka lat? Za każdą zmarszczę, którą widzisz, mów Bogu: „Dziękuję! Dlatego, że w całym swoim życiu przeszedłem wszystko i tak dojrzałem”. Zmarszczki - skrywają ogromną historię, ogromne cierpienie, ogromną walkę.
Modlitwę - jak mówi św. Nikodem z Góry Athos - możesz wznosić w ciągu dnia z różnych powodów. I wiecie jak nazywa on te modlitwy? Strzelające modlitwy, dlatego, że są one jak strzały - wysyłasz strzałę do Boga, mówisz Mu krótką modlitwę: minutę rano, minutę przygotowując śniadanie, minutę czekając na autobus - bez względu na to gdzie jesteś, wszędzie możesz się pomodlić.
Pewna kobieta łuskała fasolę i z każdą fasolką wznosiła modlitwę - za swoje dzieci, za bliskich, wymieniając ich imiona: - Panie, Jezu Chryste, zmiłuj się nad służebnicą Twoją - i do głowy przychodziły jej różne imiona. Po pewnym czasie jej dusza ogrzała się modlitwą. Potem jednak pomyślała o teściowej i modlitwa jej od razu zakończyła się, znów zaczął pracować umysł. Rozum - to przecież powierzchnia, a głęboko w ogrodzie - trwa modlitwa; i wiecie, co rozum jej podpowiedział? - Teściowa sprawiła, że twoje życie stało się nie do zniesienia! Czy naprawdę będziesz się modliła za nią?! Ale o ile jej dusza, będąc „w ogrodzie”, doznała słodyczy, to nie pozostała w nienawiści, nieprzyjaźni czy złości, więc co powiedziała? - Panie Jezu Chryste, zmiłuj się nad nią! Pomóż jej! Teraz odczuwam bowiem z nią jedność.
Prawdziwie modlić się - to znaczy czuć jedność ze wszystkimi: z mężem, żoną, dziećmi, sąsiadem, bliźnim, który męczy cię w twoim życiu. Jedność. Kiedy mąż wraca z pracy, a ty nie możesz powiedzieć mu dobrego słowa, to znaczy, że modlitwa, którą wznosiłaś, nie przemieniła cię, nie zmieniła i jeszcze do ciebie nie dotarła. Kiedy Boża modlitwa dotknie i przemieni cię, będziesz potrzebowała odczuwania miłości do wszystkich. Nie z przymusu, a po to, by wychodziła ona z twojego wnętrza, byś czuła, że „z mężem jesteśmy jednością. Dzięki temu człowiekowi zostałam żoną, urodziłam dzieci, założyłam rodzinę i dom, dzięki niemu mogę kochać”.
Wiedzcie, że nasze dusze w swojej głębi kochają się wzajemnie, a rozumy - wzajemnie się nie znoszą. Dlatego, gdy zakończy się św. Liturgia, kogokolwiek zobaczysz obok siebie, kochasz go. Ale po 15 minutach znów zaczynasz wspominać, co on ci zrobił i jaki jest. Kto zaczął znów wychodzić na powierzchnię? - Rozum, myśli, to, czego nauczyło nas społeczeństwo: - Z tym nie rozmawiaj! Trzymaj się od niego z daleka! Na tym zemścij się! Tego ukarz!
A przecież nasza dusza kocha wszystkich ludzi. Dlatego małe dzieci kochają wszystkich i nie uznają pojęć „swoi” i „obcy”. Jeśli powiesz dziecku: „Nie mów babci, że schowaliśmy pieniądze w szafce!” - ono bez wątpienia pójdzie i powie jej o tym: „Babciu, a mama o tu schowała pieniążki! Powiedziała, żeby nic ci o tym nie mówić!” Dlatego, że dzieckiem kieruje nie rozum, a dusza, która nie zna granic: „Ten jest dobry - to przyjaciel, a ten jest zły - to wróg!” Dziecko kocha wszystkich.
Dlatego w głębi serca nie czujesz do nikogo nienawiści. Nienawidzimy i odczuwamy niechęć tylko zewnętrznie. Dlatego mówię, że jeśli nauczymy się modlitwy, to będziemy kochać też trudnych ludzi, będziemy darzyć ich sympatią i wtedy zrozumiemy, dlaczego postępują w taki a nie inny sposób.
Pewna kobieta powiedziała swemu spowiednikowi: - Ojcze, nie mogę pokochać Boga, dlatego, że Go nie widzę! Jak mam Go poczuć w swojej modlitwie? Nawet gdy przyjmuję Eucharystię, nie czuję Go. Nie rozumiem, czym jest Bóg. Co zrobić, żeby Go poczuć? I on udzielił jej dobrej odpowiedzi: - Masz rację. Niełatwo jest pokochać Boga, dlatego że jest On niewidzialny. Ale pokochaj choć cokolwiek, co widzisz, zacznij od tego, co osiągalne. Czy kochasz cokolwiek w swoim życiu? - Mieszkam sama. - A co kochasz? Czy masz cokolwiek? - Powiem ci, ale to nie jest zbyt duchowe, nie karć mnie. Tak, jest coś, co bardzo kocham. - A co? - Mam pieska, ojcze. Bardzo go kocham. - To nic złego. Zaczniesz od tej małej miłości. Przecież go kochasz, karmisz, kąpiesz, czeszesz, wyprowadzasz na spacery, troszczysz się o niego, a to znaczy, że wychodzisz ze swojego „ja”, myślisz o innym stworzeniu i kochasz je. W ten sposób nauczysz się kochać Boga. To znaczy, że trzeba nauczyć się troszczyć się o kogokolwiek. Człowiek, który jest nastawiony wyłącznie na swoje „ego”, na swoje problemy, nie może pokochać, nie może zbliżyć się do Boga. Dlatego wiele kobiet modli się ze względu na swoje dzieci, a wiele dzieci chodzi do cerkwi ze względu na babcię. W szkole, gdzie uczę, pewien uczeń powiedział mi: - Ojcze, chodzę do cerkwi, dlatego, że zdrowie mojej babci jest zagrożone, robię to dla niej, by Bóg ją uzdrowił. To jeden ze sposobów, by zbliżyć się ku modlitwie - dla kogoś innego. Pomódl się za kogoś innego, jeśli nie możesz pomodlić się za siebie: za dziecko, męża, za jakąś wiadomość, którą widzisz w telewizji, za kogoś, kto został okradziony czy zabity. To bardzo dobrze - modlić się za kogoś innego, by wprowadzać go w swoją miłość, w Bożą miłość, uspokajać się po tym i spać nocami.
Jeśli dziecko nie wraca do domu, pomódl się i oddaj je Bogu. Zostaw je Bogu. A my nie zostawiamy go Bogu, modlimy się, a nasze serce jest już gotowe wyskoczyć z piersi od zmartwienia, wtedy gdy prawdziwa modlitwa oznacza, że „postawiłem swoje dziecko przed Golgotą, zobaczyłem Chrystusa, jak On je obejmuje, otula Swoim świętym światłem Zmartwychwstania. Zostawiłem swoje dziecko Matce Bożej i poszedłem spać. Nic nie zdziałam, jeśli nie będę spał, jeśli będę wydzwaniał i nie uspokoję się, jeśli będę je śledził”.
Dowodem na to, że modlitwa nas dotknęła, jest spokój. Czy jesteś spokojny po modlitwie? Jeśli tak, to jesteś na dobrej drodze. Czy jesteś zdenerwowany? Spójrz na siebie. Tak bywa – zamiast się uspokoić, zaczynamy obrażać Boga. Pamiętacie, kiedy łódź z apostołami zaczęła tonąć i Chrystus był w niej? Co robił Chrystus, kiedy łódź okazała się być w niebezpieczeństwie? Spał. Co to znaczy? Był spokojny. Dlaczego? Dlatego, że w całości oddał się miłości Ojca. Uczniowie widzieli, że śpi i zamiast Go naśladować, i też się uspokoić, zrobili to, co robimy my wszyscy - obudzili Go i powiedzieli: - Wybacz! Ale czy nie martwi Cię to, że toniemy i jesteśmy przerażeni? Obudź się, by zabrać od nas trochę stresu i paniki! Zamiast przejąć spokój Chrystusa, chcieli przekazać Mu swój własny niepokój. Chrystus wstał i powiedział: - Czemu jesteście bojaźliwi, małowierni? (Mt. 8,26) Wyciągnął rękę i wszystko ucichło: morze, wiatr i fale.
Archimandryta Andrzej (Konanos)
za: pravoslavie.ru
fotografia: Nikolaj_Chulev /orthphoto.net/