publicystyka: Każdy z nas jest potencjalnym świętym

Każdy z nas jest potencjalnym świętym

tłum. Michał Diemianiuk, 24 maja 2019

Nawet jeśli w danej chwili nie wierzymy! Metropolita Mesogei i Lawreotiki Mikołaj (Chadzinikolau), hierarcha Greckiej Cerkwi Prawosławnej, w ogóle uważa niewiarę za najcenniejsze doświadczenie w duchowym życiu.

***

- Władyko Mikołaju, dlaczego niewiara ma dla nas sens i wartość? Trzeba przyznać, że to paradoks usłyszeć to od metropolity…

- Dlatego, że w rzeczy samej Pan objawia Siebie tylko temu, kto szczerze wątpi w Jego istnienie. Ja wątpiłem. Kiedy miałem 17 lat, mówiłem wprost: „Jestem ateistą”.

- I długo to u was trwało?

- Mniej więcej do 22 roku życia. Ja do tej pory uważam, że lepiej pokornie wątpić z boku, niż chełpić się swoją obecnością w cerkiewnej wspólnocie. Moimi najlepszymi nauczycielami wiary byli wcale nie „obkuci” teologowie i kapłani z rodzin kapłańskich, a ci, którzy przeszli próbę niewiary.

- Tym bardziej dziwnie słyszeć to od Greka – to raczej coś z niedawnej historii naszego kraju
[tj. Rosji – przyp. tłum.]...

- Grecja rzeczywiście czuje się w 2000-letniej ciągłej tradycji, a u was wszystko rodzi się na nowo! Nieopisany koloryt świeżości cerkiewnego życia. Rewolucja duchowa! Unikalna dla historii całej ludzkości, wzorzec dla prawosławia całego świata. Ponieważ nasza wiara – nie z tego świata. Właśnie dlatego nie chciałem w młodości wierzyć „bo tak trzeba”. Potrzebowałem nie czyjeś opowieści i rozważania o Chrystusie, ja szukałem aby przeżyć Jego obecność. Ale On nie przychodził . I ja przyznawałem się: „Nic nie wiem o Nim”. Prawdziwy Bóg – to Ten, bez Którego nie można żyć. Cerkiew żyje Nim, ponieważ On nie jest jakąś sumą poglądów określonych ludzi o Nim, On jest samym Życiem.

- Nawet święty mnich Paisjusz ze Świętej Góry w nastoletnim wieku był zainfekowany niewiarą. Spotkaliście starca Paisjusza, kiedy byliście jeszcze niewierzącym?

- Tak, i nie zrozumiałem go. Można nawet powiedzieć – przestraszyłem się. On jawnie mógł przewrócić moje życie, ja to poczułem i nie poddawałem się, starałem się wyjść spod jego wpływu: niech on lepiej potrenuje na innych.

Pamiętam, kiedy po raz pierwszy przyszliśmy do jego celi z bratem, on zapytał: „Czym się zajmujecie, dzieci?” - „Jesteśmy fizykami” - odpowiedzieliśmy. - „Posłuchajcie! Skoro jesteście fizykami, powinniście osiągnąć najważniejsze – rozpad atomu własnej jaźni. Wtedy wydobędzie sę subtelna energia, przy pomocy której będziecie mogli oderwać się od przyciągania ziemskiego objąć widoczne dla umysłu Słońce, którym jest Chrystus”.

Tak mi się spodobało, że on, wykorzystując znajomy dla nas język nauki, otworzył nam z jego pomocą duchowe horyzonty. Z czasem one stały się dla mnie o wiele bardziej interesujące od kosmicznych wysokości.

Podczas naszej pierwszej wizyty u starca słyszałem, jak pewien uczeń prosił o nowicjat u niego, i starzec zażartował: „A skończyłeś uniwersytet?” - i kiedy on powiedział, że póki co uczy się w liceum, podsumował: „Przyjmuję tylko z dyplomem uniwersytetu!” Zapamiętałem to…

Wiecie, czym on nas jeszcze zainteresował podczas naszej pierwszej wizyty? Powiedział: „Nie wiem, jakie nauki studiujecie tam, na uniwersytetach, ale jeśli wstąpicie tutaj, na Świętą Górę Atos, to zrozumiecie, że tu studiuje się tylko jedną prawdziwą naukę – świętość. Jeśli człowiek ponad wszystko i ponad siebie samego pokocha Boga, wtedy czuje, że dosłownie miękną jego kości, on cały topi się niczym wosk, pochłaniając ogień błogosławieństwa Bożego. Tak wyswobadza się ludzka dusza...”

Dla mnie to były wtedy jakieś niepojęte rzeczy… ale starzec kontynuował.

„Jest pewien człowiek – mówił (myślę, że o sobie samym), - który, czasami przenosi się w inne miejsca planety”. Jak fizycy mogli to słuchać?! - „Podczas jego modlitwy tutaj, na Atosie, Pan porwał go i przeniósł w rejon Morza Kaspijskiego… I dał mu zlecenie. Kiedy ten je wypełnił, Bóg przeniósł go z powrotem. Jak to mogło się stać? Jaki jest dowód tego, że to w ogóle się stało? Powróciwszy do swojej celi ujrzał w swojej dłoni kwiatek, który rośnie tylko w rejonie Morza Kaspijskiego...”

Wtedy mu nie wierzyłem. Wtedy przyjmowałem wszystko zbyt racjonalnie. Ja i do tej pory nie wiem, na ile udało mi się rozszczepić atom mojej jaźni, ale przynajmniej teraz nie mam problemów z pojmowaniem takich historii.

- Potem udało się wam nawet pomieszkać obok starca Paisjusza?

- Tak, dyplom uniwersytecki pomógł (śmieje się). Ja faktycznie przyjechałem i pokazałem mu dyplom. I przypomniałem mu jego słowa. On w ogóle nikogo do siebie nie przyjmował.

Powiem wam że to zupełnie inne rzeczy: coś słyszeć o świętym, czytać jego prace, spotykać się ze świętym i żyć razem ze świętym. Kiedy ty znajdujesz się obok takiego człowieka, jak starzec Paisjusz, to upewniasz się: Pan żyje. On jest realny, i ty masz z Nim kontakt. Ty już nie zadajesz pytania: czy jest Bóg? Ty Go widzisz!

- To znaczy, że w Cerkwi wiedza – to zawsze doświadczenie? I w tym konkretnie jest różnica między wiarą a naukowym poznaniem?

- Siła wiary rozszerza twoją świadomość poza granice obecnego w niej [świadomości] racjonalizmu. Bóg jest ponad naszymi wyobrażeniami o Nim. I ci, którzy szukają Go rozumem, nie znajdą. Dlatego, że taki bóg nie istnieje. Nie ma boga, którego można wyprowadzić z poziomów życia i udowodnić logicznie. Prawdziwy Bóg rodzi się w sercu w doświadczeniu wiary, i tak pokonywana jest śmierć.

Ja zazdroszczę tym młodzieńcom, którzy wstąpili do monasteru, jeszcze nie zdążywszy zatruć się sceptycyzmem, pragmatyzmem, racjonalizmem. Ich umysł (w literaturze patrystycznej jest to centrum wszelkich duchowych sił człowieka) nie padał na ziemię. Inaczej taki umysł nie pozwalałby na poszukiwania Boga. Takim umysłem nie można doścignąć Boga.

Bóg może się objawić. I uczyni to, tylko jeśli ty spokorniejesz, uznawszy swój umysł za nic. I dopiero potem, już doświadczalnie poznawszy Boga, możesz zwrócić się do umysłu, żeby opowiedzieć innym coś o Stwórcy. Ale nie więcej niż to, co Sam Bóg objawił tobie o Sobie.

W życiu naukowym próbujemy za wszelką cenę coś zrozumieć i dokonać odkrycia. A nasze duchowe życie objawia nam to, czego zasadniczo nie można zrozumieć.

- Właśnie w ten sposób człowiek pokornieje?

- Pokora – to alfa i omega duchowej drogi. „Bóg sprzeciwia się pysznym, a pokornym daje łaskę” (1 P 5, 5). Wielki święty biskup Grzegorz Palamas nieustannie modlił się: „Panie, oświeć moją ciemność”.

I to odnosi się w pełnej mierze nie tylko do duchowego życia, ale i do nauki. Umiejętności uczciwego badania naukowego pomagają widzieć Boga jakby poprzez stworzenie i widzialny kosmos – i pokornieć. Kiedy uczony dochodzi w swoich poszukiwaniach naukowych do niezbadanych tajemnic bytu, on zatrzymuje się, czując swoją niemoc w poznaniu czegokolwiek. Wtedy zaczyna pokornie zajmować się swoimi sprawami. Właśnie w takiej pokorze jest cały sens prawdziwej nauki.

- Więc dlaczego dokonawszy swojego największego odkrycia, nie kontynuowaliście pokornego zajmowania się swoją sprawą, a zostaliście mnichem?

- Kiedy masz możliwość wzlecenia na Niebo, już nie możesz łazić po ziemi.

- Władyko Mikołaju, a co mają robić ci, którzy nie mają jeszcze doświadczenia takiej duchowej lewitacji?

- Modlić się. Jeśli nie zauważamy cudów, to nie widzimy ich tylko dlatego, że nie umiemy się modlić. Jeśli chcemy ujrzeć wielkie cuda, musimy stać się ludźmi, którzy umieją się modlić.

- Jak nauczyć się modlenia się?

- Ten świat stara się na wszelki sposób odciągnąć nas od modlitwy, zapychając nasz umysł różnorodnymi, jakoby niezbędnymi, wiedzą i informacjami. Niewiedza w rzeczy samej bywa tak cenna, jak doświadczenie niewiary. Opróżnijcie serce z niepokoju. Nauczcie się minimalizować uwagę na to, co rozprasza. Abba Izaak Syryjczyk mówił, że w modlitwie wszystkie zmysły zewnętrzne umierają, a wewnętrzne rozbudzają się. Czasami jest to podobne do wskrzeszenia Łazarza Czterodniowego: „Wyjdź!” (J 11, 43) – dusza słyszy podczas modlitwy głos Zbawiciela i wychodzi poza zniszczalne ramy tego świata.

„To na pewno jest trudne” - powiecie. - „Trudne, ale niezbędne. I to nie jest niemożliwe” - odpowiem wam. Należy zaczynać od małego: chociaż na początku nie wszystkie poranne modlitwy będziecie czytać, to chociaż trochę trzeba się modlić.

- Neofici przeciwnie, często chcą od razu dokonywać wysiłków duchowych.

- To jest problem, jeśli jest takie pragnienie. Nawet kierowcy samochodów wiedzą, że nie ruszamy z piątego biegu – tylko z pierwszego.

- Są rekomendacje, od czego najlepiej zacząć naukę modlitwy: z pilności w domowej, czy w ogólnej, cerkiewnej?

- To różne rzeczy: kiedy modlimy się w cerkwi, to wchodzimy do stacji orbitalnej i poruszamy się po wytyczonej już przez świętych ojców trajektorii, a kiedy modlimy się prywatnie, to zupełnie sami sporządzamy sobie środki do poruszania się i ruszamy w drogę! Ważne jest i jedno, i drugie. 10 minut – to dużo? 5 minut? Tylko z całego serca! Trzeba po prostu uspokoić się, odciąć się od marności poprzedniego albo następnego dnia – i modlić się z całego serca!

- A jeśli modlitwa dokonuje się mechanicznie, taka poranna albo wieczorna reguła nie ma sensu?

- Nie, mimo wszystko trzeba „czytać”. Nawet mechanicznie. W ogóle, co oczywiste, należy prawidłowo się modlić. Tak będzie lepiej! Ale wy powinniście jeść nie tylko w restauracji, ale czasem samemu gotować. Rozumiecie? To też uczy pokory. A potem należy stale pamiętać, że jest wielka różnica między tym, co nazywają „czytaniem modlitw” a „modleniem się”. Modlitwa – to wtedy, kiedy serce twoje zaczyna poruszać się w całkowicie określonym, wytyczonym przez Ewangeliczne przykazania, kierunku i jednoczy się z Chrystusem. Powinniśmy nauczyć się ufać Bogu.

Oto staliśmy niedawno przed Płaszczanicą… Nie po to Pan został ukrzyżowany za nas, żebyśmy żywcem grzebali się w nawale trosk. Pascha nie wyczerpuje się dniami Światłego Tygodnia.

- Władyko Mikołaju, podzielcie się, proszę, jakimiś sekretami władania nauką świętości.

- Powiem teraz cztery greckie słowa, są one podstawowymi zasadami życia atoskiego mnicha-hezychasty. A i każdego człowieka dążącego do świętości.

Aνάτασις – podniesienie się. W górę serca. W naszej duszy jest ta możliwość osiągać najbardziej niewyobrażalne wyżyny. Człowiek, który doświadczalnie poczuje, co to takiego, bardziej jest już podobny do anioła, niż do człowieka. Jego stan bardziej odpowiada przebywaniu w Królestwie Niebiańskim, jest już nieporównywalny z tym stanem, w jakim przebywają pozostali ludzie na ziemi. On już nie musi bronić Boga i Cerkwi w dyskusji, ludzie obok niego nie mają już pytań. To dlatego, że jego dusza podniosła się bardzo wysoko. Takie są możliwości naszej duszy!

Έκστασις – ekstaza. We wszystkich naszych działaniach powinien być wielki zapał. Robimy wszystko dla Boga! Czyż może być coś ważniejszego od Boga?! Ufamy swojej logice, nauce, wiadomościom, które słyszymy od czasu do czasu, dlaczego nie możemy zaufać Bogu?! To zawsze jest wyjście poza granice upadłej ludzkiej natury. To nie znaczy, że pokonywana jest istota człowieka, ale jesteśmy powołani wyjść poza granice przyzwyczajeń, namiętności, grzechu.

Żeby to zaszło, potrzebne jest έντασις – natężenie, które daje doświadczenie ascetycznej walki. Powinniśmy z uporem walczyć duchowo. „Królestwo Niebiańskie zdobywane jest siłą i gwałtownicy je zdobywają” (Mt 11, 12).

A wyzwalane jest to natężenie w έκτασις – rozciąganiu ludzkiej natury poza granice jej możliwości.

Wewnątrz każdego z nas kryją się nieograniczone możliwości, one po prostu śpią. „Czuwajcie i módlcie się” (Mt 26, 41) – przykazano nam w Ewangelii. Uniwersytet Cerkwi pozwala nam odkrywać te możliwości. Kiedy je oswobodzimy, wtedy nasza dusza będzie mogła znajdować się w stałym współprzebywaniu z Bogiem. Właśnie o tym mówił starzec Paisjusz podczas naszego pierwszego spotkania, a ja wtedy jeszcze nie mogłem tego zrozumieć…

Ale w rzeczy samej wszyscy święci, każdy człowiek Boży, jeszcze zanim zacznie prowadzić ascetyczny tryb życia, sam nie wie, że może tak długo modlić się, tak bardzo pościć itd. Jeśli by Bóg mu nie odkrył, że to wszystko jest już zaprojektowane w jego możliwościach, on sam by o tym nie wiedział.

- Tak, mówią że sposobność jest z doświadczenia…

- Oto dlaczego trzeba zacząć żyć z Bogiem, żeby ta cała głębia możliwości naszej natury odkryła się jeszcze zanim zamkną się nasze oczy. Każdy z nas jest potencjalnym świętym. Szkoda umierać, nawet nie spróbowawszy czegoś takiego, zgadzacie się?

Całe życie Cerkwi jest napełnione przykładami odwagi ludzi, którzy postanowili żyć z Bogiem. Wyobraźcie sobie, świat mógłby nie poznać świętych mnichów Sergiusza z Radoneża lub Serafima z Sarowa, i oni sami by nie dowiedzieli się, jakie siły kryją się w ich duszach, gdyby nie doświadczenie Cerkwi!

Jednak sens życia nie jest w osiąganiu skrajnych celów. Ale w pokorze – i poprzez pokorę Pan daje możliwość otwarcia się naszej duszy w takiej mierze i w takim kierunku, jak to się Mu spodobało.

Na zdjęciu - metropolita Mikołaj (Chadzinikolau), z którym rozmawiała Olga Orłowa

za: pravoslavie.ru