publicystyka: Prawosławie to głównie "bycie obecnym"

Prawosławie to głównie "bycie obecnym"

tłum. Gabriel Szymczak, 13 maja 2019

Kiedyś zapytano mnie o „bycie obecnym”. Pytanie wynikało z problemu „wędrującego umysłu”. Moja odpowiedź była prosta i bezpośrednia: „Zawsze jesteś obecny. To wynika z posiadania ciała.” Mówimy o „wędrówce umysłu” i jest to kolorowa metafora, ale to nie jest prawda. „Umysł” nigdzie nie odszedł, po prostu myślisz o czymś innym niż o miejscu, w którym znajduje się twoje ciało lub w ogóle nie „myślisz”. Wiele razy hałas w naszej głowie jest tylko artefaktem innych rzeczy, w tym naszych ciał.

Jeśli zdefiniujemy „myślenie” jako racjonalny, intencjonalny akt, w którym zajmujemy się czymś (czy to fizycznym, czy psychicznym), wtedy myślimy znacznie mniej niż sobie wyobrażamy. Kiedy śnimy, nie wyobrażamy sobie później, że „myśleliśmy”. Sen jest aktywnością mózgu, ale to nie jest myślenie. W ciągu dnia większość tego, co przechodzi przez naszą głowę, jest bliższa snowi niż myśleniu. Pojawia się hałas, związany z różnymi reakcjami emocjonalnymi. Chwila zaskoczenia spowoduje pojawienie się linii „myśli”. Chwila zażenowania spowoduje to samo. Zwykła nuda zachęca mózg do zaangażowania się w coś – on nie znosi czystej pustki.

Sam proces myślowy nigdy nie jest tak prosty jak racjonalne, zamierzone wydarzenie, którym go sobie wyobrażamy. To, jak myślimy, zawiera wiele działań. Obejmuje pamięć, skojarzenia, wyobrażenia, projekcje - i wiele innych rzeczy. Nie jesteśmy komputerami. Myśl ludzka i praca komputera mają bardzo niewiele wspólnego.

To powiedziawszy, dobrze jest rozpoznać znaczącą ważność naszych ciał. Zawsze jesteśmy tam, gdzie są nasze ciała. To jest powód, dla którego Cerkiew poświęca taką uwagę temu, co robimy z naszymi ciałami. Św. Paweł posuwa się tak daleko, że mówi, że nasze ciała są świątyniami. Modlimy się ciałem (poprzez pokłony, znak Krzyża); pościmy ciałem; wszystkie sakramenty są przyjmowane przez ciało. Bóg stał się ciałem i to ciało trzymało Go na krzyżu. Nieustannie jemy i pijemy Jego Ciało i Krew.

Mając to wszystko na uwadze, wiele razy mówiłem: „90% Prawosławia to kwestia bycia obecnym”. Istnieją ważne rzeczy następujące wtedy, gdy jesteśmy obecni, ale nic nie może się wydarzyć, dopóki tego nie zrobimy. Dotyczy to naszych nabożeństw w cerkwi, naszych modlitw w domu, jałmużny dla ubogich. Nie ma intencji, które mogłyby zastąpić prosty akt obecności.
Istnieją dobre powody, dla których czasami nas tam nie ma, takie jak choroba.

Mamy również tendencję do niedoceniania wartości bycia obecnym. Jeśli nie dostrzegam korzyści dla siebie w łączeniu się z innymi, nie mogę zacząć mierzyć wartości, jaką prawdopodobnie moja obecność ma dla tych, którzy są w pobliżu. Pamiętam lata, kiedy byłem w trakcie rozpoczynania misji. Często dwadzieścia obecnych osób mogło poczuć się jak „tłum” (a czasami było dobrze, jeśli w ogóle było tyle...). W szerokim wachlarzu pokus, które stoją przed kapłanem i innymi, niewiele jest tak druzgocących, jak sugestia, że to, co się dzieje, „nic nie jest warte”. Bezkrwawa ofiara Boskiej Liturgii jest zawsze nieskończenie „warta”. Niemniej jednak zachęcamy się nawzajem nawet naszą obecnością.

Nauka bycia „obecnym” nie jest zazwyczaj trudniejsza niż nauka świadomości naszych ciał. Należy zatem zauważyć, że nasze służby są mocno fizyczne - jest ruch, zapach kadzidła, widok ikon, zapalanie i płomień świec i łampad. Bóg nie pozostawił nas gołym ścianom pustej abstrakcji. Dziwna innowacja na Zachodzie (zarówno w pewnych odmianach średniowiecznego katolicyzmu, jak i w wielu formach późniejszego protestantyzmu), która pozbawiła Kościoły ich piękna poprzez wyjaśnienie, że dekoracja rozprasza, jest sprzeczna ze znacznie starszą tradycją, w której okazywanie i czczenie ikon jest postrzegane jako integralna część życia modlitewnego.

Kiedy Bóg dał Izraelitom przykazania i nakazał im, aby przywiązali je do swoich ramion i trzymali je przed swoimi oczami, nie powiedział, że powinni tylko utrzymywać je wysoko w swoich myślach. Dosłownie dowiązali je oni do swoich ramion i nosili na czołach. Umieścili je na drzwiach. Były to zbawienne praktyki - nie przesądy. To praktyki ludzi, którzy rozumieją, że zostali stworzeni jako ludzie wcieleni, a nie jako abstrakcje.

Trudno jest mi skoncentrować się na czymś przez więcej niż kilka minut. Muszę się wycofać, zrobić coś innego i wrócić do tego później. Na przykład pisanie artykułu na blogu odbywa się w seriach trwających od pięciu do dziesięciu minut i zabiera cały dzień. Czasami powrót do projektu jest bolesny. Każdy, kto ma ADHD, będzie wiedział, co opisuję. Moje modlitwy też tak wyglądają. Najlepiej modlę się w Liturgii, ponieważ jest ona sama w sobie modlitwą. Chodzenie jest wtedy modlitwą. Kadzenie jest modlitwą. Śpiew jest modlitwą, podobnie jak czynienie znaku krzyża na sobie i innych. Co dziwne, Psalm mówi: „Niech moja modlitwa będzie stale przed Tobą jak kadzidło; wzniesienie rąk moich jak ofiara wieczorna”. Czasami muszę powiedzieć (w duchu): „Niech kadzidło będzie moją modlitwą przed Tobą, a podniesienie moich rąk niech będzie ofiarą wieczorną”, ponieważ moje myśli rozbiegają się wszędzie. Ze swojego doświadczenia wiem, że takie działania przyciągają mój umysł do Boga. Św. Ewagriusz z Pontu powiedział: „Jeśli chcesz ukorzyć duszę, ukorz ciało”.

Ktokolwiek pierwszy wyobraził sobie, że siedzenie w ławce i obserwowanie tego, co się dzieje, stanowi uwielbienie, był nie tylko w błędzie, ale wręcz był twórcą tortury zamiast wysiłku oddawania czci. Z pewnością nie był to pomysł zrodzony w umyśle dziecka. Tylko ideolog mógł sobie wyobrazić coś takiego - niech Pan nas wybawi!

Jeden z moich wnuków ma trzy lata - i jest jak jego ojciec, który jest taki, jak ja. Kątem oka w niedzielę często widzę ojca niosącego go przez cerkiew, od jednej ikony do drugiej. Wiem, co robi. Słusznie zaspokaja potrzebę ruchu swego syna i uczy go kochać tych, którzy zostali nam przedstawieni na świętych ikonach. Wraz z upływem czasu nabędzie zdolność bycia spokojniejszym (cóż, pewnie tylko trochę bardziej). Jego ojciec siedział cierpliwie podczas niekończącej się służby na Świętej Górze Atos dwa lata temu, a to znacznie więcej, niż jego ojciec potrafił!

Cieszę się, że się pojawiają - tak jak wszyscy inni. Przez dziewięćdziesiąt procent czasu ja też staram się być obecny.

O. Stephen Freeman

za: Glory to God for All Things

Fotografia: Zoki.M